Pod cienką warstwą materiału sutki nabrzmiały i Sam czuła, jak ro¬śnie w niej pożądanie.
– Wiedziałem, że tak właśnie z tobą będzie – powiedział i zsunął ramiączko. Ciepłe powietrze owiało jej nagi sutek.
– Jak? – wyszeptała, kiedy schylił głowę. Poczuła, jak chwycił ją lekko zębami za skórę i połaskotał czubkiem języka.
– Właśnie tak – powiedział, oddychając ciężko, podczas kiedy dru¬ga ręka wślizgnęła się za pasek spódnicy i pieściła pępek.
Sama rozsunęła nogi i poruszyła się nerwowo, czekając i pragnąc go aż do bólu, który w niej pulsował.
Rozpiął klamerkę paska i rozsunął suwak. Ściągnął z niej spódnicę i majtki. Była prawie naga pod nim. Została jej tylko pomięta bluzka i zsunięty stanik.
Dotykał, smakował i badał ustami każde zagłębienie skóry, odde¬chem muskając włoski w trójkącie pomiędzy nogami. Zamknęła oczy i oddała się czystej rozkoszy. Ty rozsunął jej nogi, pieścił ją, a ona drża¬ła, wbijając palce w prześcieradło.
Nie pozwól mu tego robić… nie oddawaj mu się tak. Nie mogła się jednak opanować, jej pragnienie było zbyt intensywne, a ogień w jej ciele zbyt gorący. Poczuła rosn~ce napięcie i ból, a wszystkie jej myśli skupiły się w jednym punkcie. Swiat wirował, kiedy Ty jej dotykał, co¬raz szybciej i mocniej… Kręciło jej się w głowie. Szarpnęła się, krzyk¬nęła, a on chwycił jąjeszcze mocniej i rękami przytrzymał jej nogi, aż opadła na łóżko spełniona, a całe jej ciało pokryło się potem.
– Och… – westchnęła. Oddychała ciężko, kiedy wypełniło ją ciepłe uczucie rozkoszy. – Ty… a ty?
Podniósł głowę i mrugnął do niej.
– Zaraz do tego przejdziemy.
– Teraz? – zapytała miękkim głosem.
– O tak, teraz. – Ukląkł przed nią. – Zaufaj mi. Jeszcze z tobą nie skończyłem. Nie jestem taki wspaniałomyślny.
– Wspaniałomyślny? – powtórzyła i roześmiała się. – Wcale tak nie myślałam.
– A co myślałaś?- Usiadł na niej. – Powiedz mi.
Sam popatrzyła na niego z dołu. Ten facet, który tak szybko został jej kochankiem, sprawił, że zupełnie się zatraciła. Tak niewiele o nim wiedziała. Owszem, za jego uśmiech można było zgrzeszyć. Teraz twarz pokrywał mu ciemny ślad zarostu, włosy miał w nieładzie i wbijał w nią dziki wzrok. Nagą, muskularną klatkę piersiową pokrywały krople potu. Położył ręce na jej piersiach.
– Co myślałaś?
– Wydawało mi się, że jesteś… – Pieścił jej piersi, kciukiem drażnił sutki i znów ją podniecał. Z trudem zbierała myśli. – Myślałam, że je¬steś… straszny i niebezpieczny.
– Podoba mi się to..
– Nie wiedziałam, czy mogę ci zaufać.
– Nie powinnaś.
– Ale… okazałeś się…
– Porywający?
– Cholemie.
– Więc chybajesteśmy kwita – powiedział i zaczął rozpinać spodnie.
Samanta patrzyła. Kiedy Ty zsunął spodnie, znowu poczuła tę zniewala¬jącą wilgoć między nogami.
– Widzisz… wcale nie jestem wspaniałomyślny. – Osunął się na nią, całując jej brzuch i piersi.
Jego język był wszędzie – smakował i poznawał, posuwając się w górę. Pozostawiał na jej skórze mokry i ciepły ślad.
– Żadna kobieta nie ma prawa wyglądać tak dobrze jak ty.
– Co ty powiesz? – odpowiedziała z trudem.
– O, tak.
– Może powinnam to samo powiedzieć o tobie: żaden mężczyzna nie ma prawa robić tego, co ty robisz ze mną.
Zaśmiał się gardłowo…
– Pochlebstwa tylko wpędzą cię w kłopoty.
– Już jestem w kłopotach.
– Więc odrobina więcej nie zaszkodzi – powiedział i ustami odnalazł jej usta i sięgnął głęboko. Rozsunąłjej kolana i gdy ją całował, wszedł w nią jednym pchnięciem i wycofał się powoli.
Owinęła mu głowę ramionami i uniosła biodra, pragnąc go więcej, chcąc być z nim. Zamknęła oczy i zapomniała o swoim strachu.
– Moja dziewczynka – powiedział i znowu wszedł w nią mocno, po¬tem jeszcze i jeszcze raz. Oddychał coraz szybciej, pocił się, a ich serca biły jednym, szybkim rytmem. Poruszała się razem z nim, przyciskała wargi do jego warg, wyginała plecy. Jego oddech jeszcze przyspieszył, czuła każdy mięsien, kiedy w nią wchodził, i w końcu poddała się. Jej ciało naprężyło się, a Ty krzyknął głośno i upadł na nią spocony. Potem trzymał ją w objęciach, a przez okno padało na nich światło księżyca. Wiedziała, że straciła głowę dla tego tajemniczego, interesującego, ob¬cego mężczyzny. Co gorsza, nie była pewna, czy może obdarzyć go za¬ufaniem.
Sam była pogrążona we śnie. Leżała w jego łóżku i zapomniała o ca¬łym świecie, a światło księżyca wpadało przez otwarte okno i oświetlało jej twarz. Zdumiony Ty poczuł nagle, że zależy mu na niej bardziej, niż powinno, i że może nawet jest bliski zakochania się w niej.
Żałosny, chory sukinsyn, pomyślał o sobie. Wykorzystał ją i przez to wpakował się w kłopoty. Teraz wszystko było jasne. Nie miał powodu udawać, że jest inaczej. Uważał ją za środek do celu i teraz czuł się jak świnia. Ostrożnie wysunął się zjej objęć. Mruknęła przez sen i obróciła się na bok, nie otwierając oczu. Pościel była pomięta, a pokój pachniał lekko jej perfumami i seksem. Nie miał zamiaru kochać się z nią, ale nie umiał się powstrzymać. W tym tkwił problem – on, który zawsze był ostrożny, jeśli chodzi o kobiety, facet, który bronił swoich interesów i swojego serca, poddawał się, kiedy był przy niej. Przyglądał się rysom jej twarzy, cieniom rzęs na policzkach i lekko rozchylonym ustom.
Odwrócił wzrok i przypomniał sobie, że ma coś do zrobienia, coś, o czym ona nie może się dowiedzieć. Miał wyrzuty sumienia. Założył tylko szorty i darował sobie koszulę.
Czerwone cyfry na tarczy zegara wskazywały czwartą trzydzieści.
Jeśli się obudzi, w razie czego będzie miał wymówkę, że musiał wypu¬ścić psa. Popędził na dół, a Sasquatch za nim.
Po cichu -otworzył frontowe drzwi. W niebieskim świetle latarni nie zauważył nikogo. Noc była spokojna, a o tej godzinie, tuż przed świtem, cały świat był pogrążony we śnie. Jeszcze za wcześnie na poranną gazetę i na zapalone światła w domach przy ulicy. Nikt nie biegał, wąską ulicą nie sunęły samochody. W tej części Cambrai był jeszcze środek nocy.
Sasquatch obwąchiwał coś przed domem, a Ty podszedł do końca podjazdu i zatrzymał się pod magnolią, która rosła przy skrzynce pocztowej. Światło latarni nie dochodziło przez gęste liście i drzewo rzucało czarny cień. Ty czekał i wytężał wzrok w ciemnościach. Nasłuchiwał.
Po kilku sekundach zza krzaków wyłoniła się jakaś postać; ubrana na czarno, przygarbiona. Andre Navarrone doskonale wtapiał się w noc.
– Niezła pora na łażenie po ogródku – powiedział szeptem.
– Nie mogłem inaczej. – Ty zerknął na dom, a potem na człowieka, którego znał pół życia, gliniarza pracującego teraz jako prywatny detek¬tyw. Współpraca Navarrone'a z policją w Houston była krótka i burzli¬wa. Nie nauczył się nigdy, że praca agenta wywiadu w czasie wojny w Za¬toce to nie to samo, co praca policjanta W mieście. Zaczął działać na własny rachunek i szło mu świetnie.
Ty spojrzał przyjacielowi w oczy.
– Potrzebuję twojej pomocy.
– Domyśliłem się. Inaczej byś nie dzwonił. – Navarrone uśmiech-nął się złowieszczo i wyszczerzył bjałe zęby. Nie pytał, czego chce Ty. Właściwie nigdy o nic nie pytał.
I jeszcze nigdy go nie zawiódł.
Sam przewróciła się na bok i poczuła, że cośjest nie tak. Leżała w cu¬dzym łóżku… tak, teraz jej się przypomniało. Westchnęła zadowolona i uśmiechnęła się. Była z Tyem, chociaż z początku tego nie chciała. Zaczęła przypominać sobie dotyk jego ciepłej skóry, jego smak, to że wiedział, jak ją dotykać… Sięgnęła za siebie i poczuła zimne przeście¬radła. Miejsce obok było puste.
Odwróciła się, zamrugała gwałtownie i oparła się na łokciu. Była sama. Tam gdzie jeszcze przed chwilą leżał Ty, został wgnieciony ślad, ale pościel była zimna. Może poszedł do łazienki, napić si'ę, albo… wy¬prowadzić psa. Na pewno wyszedł z psem.
W ciemnościach znalazła halkę i założyłają. Przez otwarte okno usły¬szała jego przytłumiony głos" szept, którym Ty, jak sądziła, popędzał psa. Kiedy wyjrzała na zewllątrz, na trawniku pomiędzy domem ajezio¬rem nie zobaczyła ani jego, ani psa. Zaciekawiona zeszła na dół, gdzie światło latarni padało na biurko. Dzięki niej mogła przejść przez pokój bez zapalania światła.
W kuchni ochlapała twarz wodą i przeczesała palcami włosy, a po¬tem wyjrzała przez okno na ulicę. Pusto. Ale Ty musi być gdzieś w po¬bliżu. Nie wierzy-la, że zostawiłjąsamąpo tym,jak przyjechał do miasta niczym rycerz i uparł się, żeby nie nocowała u siebie. Poza tym była pewna, że słyszała jego głos. Popatrzyła w ciemność i kątem oka do¬strzegła jakiś ruch. Sasquatch wyszedł zza rogu i podreptał na drogę. Usiadł pod drzewem i wyczekująco spojrzał do góry. Kolejny ruch. Pod drzewem stał mężczyzna… nie, było ich dwóch. Jednym musiał być Ty ¬w przeciwnym razie pies zareagowałby inaczej.
Samanta zagryzła usta. Ty i kto? W stał w środku nocy, żeby się z kimś spotkać, z kimś, o kim jej nie wspomniał. Zmrużyła oczy i oparła się o zlewozmywak. Patrzy-la tam, gdzie w gęstych ciemnościach, w słabym świetle księżyca stali~dwaj ludzie.
Jednym z nich był Ty. Z kim rozmawiał tak po cichu w środku nocy?
Co było na ty le ważne, żeby wyciągnąć go o tej porze na dwór? Naszły ją ponure podejrzenia. Policja sugerowała jej, że nie powinna ufać niko¬mu, szczególnie ludziom, których prawie nie zna.
Zdawało jej się, że Ty chce jej dobra. Pojawił się w rozgłośni, kiedy przyszło mu do głowy, że Sam może go potrzebować. Upierał się, żeby odwieźć ją do domu, sprawdzał wszystko, żeby upewnić się, że jest bez¬pieczna. Dlatego była u niego dziś w nocy. Chyba się nie myliła?
Czyżby tylko udawał?
Zastanawiała się, czy nie wyjść na zewnątrz i nie zażądać odpowie¬dzi, ale po namyśle postanowiła poczekać w domu i kiedy Ty wróci, za¬pytać go, co jest grane.
Nic z tego. Była za bardzo podniecona i spięta, w głowie miała mę¬tlik. Rozbudzona, wiedziała, że nie zaśnie; zresztą spokojne, czekanie nigdy nie leżało w jej naturze.
Weszła do salonu i już miała iść na górę, ubrać się i popędzić do domu, kiedy po drodze na schody m inęła jego biurko, a na nim laptopa z kolorowym wygaszaczem ekranu. Zatrzymała się i coś ją podkusiło, żeby zajrzeć do jego plików. Stanęła przy biurku i pomyślała, że straci jego zaufanie, ale postanowiła, że musi dowiedzieć się prawdy. Był jakiś powód, dla którego wyszedł z sypialni i Sam była pewna, że wyjaśnie¬nie jej się nie spodoba.
Pochyliła się nad klawiaturą i w ciągu kilku sekund otworzyła edy¬tor tekstów. Na ekranie pojawił się katalog plików.
Jak on to powiedział? Jak żartował z Melanie? Skrzyżowanie Zaklinacza koni i Milczenia owiec?
Otworzyła pierwszy rozdział. Serce jej zamarło.
Śmierć cheerleaderki: Morderstwo Annie Seger.
– O, Boże – wyszeptała i przebiegła wzrokiem w dół strony. Morderstwo? Przecież Annie popełniła samobójstwo.
Zrobiło jej się słabo. Skąd Ty o tym wiedział? Skąd wziął te infor¬macje? Przejrzała kilka pierwszych stron, a palce trzęsły jej się, kiedy naciskała klawisze.
Powoli docierało do niej, jak bardzo ją oszukał.
Jaki udział w tej sprawie miał Ty? O, Boże, może to on do niej dzwo¬nił – czy to on był Johnem? Nie… niemożliwe, w to nie mogła uwie¬rzyć, ale była przekonana, że wszystko było ze sobąjakoś powiązane. – Ty, żałosny sukinsynu – mruknęła i pomyślała o ich wspólnej nocy, o pożądaniu i namiętności..
Kłamstwa.
Dlaczego nic jej nie powiedz'iał? Dlaczego kłamał?
Spałaś z nim, Sam. Kochałaś się z nim.
Poczuła skurcz w żołądku, a żółć podeszła jej do gardła. Co to, do diabła, była za gra?
Jeśli chciał ją skrzywdzić, to miał tysiące okazj i.
Boże, czy to możliwe? Prawie oddała serce człowiekowi, który był jej prześladowcą..
Nie miała czasu, żeby wydrukować przeczytane rozdziały. Musiała u'ciekać i to zaraz, zanim Ty zorientwj,e się, że ona już wie. Powinna tylko zabrać torebkę i… dyskietka! Ta w komputerze – dowód, że Ty nie jest tym, za kogo się podaje. Informacje o Annie.
Drżącymi palcami nacisnęła guzik, wyciągnęła dyskietkę i wstała z fotela. Potknęła się, wracając na poddasze, upuściła dyskietkę i maca¬ła rękoma po dywanie, aż ją znalazła. W półmroku pokonała pozostałe schody. Musiała się spieszyć. Nie miała pojęcia, ile potrwa jego spotka¬nie z mężczyzną na ulicy, ale spodziewała się, że niedługo.
Na poddaszu nie zapalała lampy tylko po ciemku znalazła ubranie.
Nie mogła znaleźć paska. Trudno. Ale torebka… klucze… gdzie ona jest? Z walącym sercem i zaschniętym gardłem Sam przeszukała podda¬sze przy świetle księżyca, wodząc palcami po podłodze i łóżku. Znala¬zła stanik… portfel Tya… ale. ani śladu torebki.
Pomyśl, Sam, pomyśl, gdzie ją położyłaś?
Wróciła myślami do wczorajszej nocy. Ty przyjechał do radia i na jego widok poczuła ulgę. Potem przyjechali tutaj..
"W afekcie" отзывы
Отзывы читателей о книге "W afekcie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W afekcie" друзьям в соцсетях.