Zupełnie jak Ryan Zimrnerman. Ale Pete nigdy by nie…

Zostawiła jego imię na liście i usłyszała, jak Ty odkłada słuchawkę•

_ Co powiedział? – zapytała, nadal wpatrując się w notatki.

_ Żebym się nie wtrącał. Chyba mi nie ufa.

_ Według mnie, on nikomu nie ufa.

_ Taki już ma zawód. – Ty popatrzył jej przez ramię i przeczytał notatki. – Zawężasz grupę podejrzanych?

– Próbuję•

_ To samo robią gliny. – Pochylił się nad nią, Jak że piersią dotykał jej pleców. Wskazał na swoje nazwisko. – Dlaczego wykreśliłaś mnie z listy?

_ Bo ty nie mógłbyś… nie zrobiłbyś tego. – Rozległo się ostatnie plaśnięcie i ekspres umilkł – kawa była gotowa. Sam nie zwróciła na to uwagi.

_ To prawda, ale kierujesz się emocjami, a nie faktami – powiedział.

_ Chcesz, żebym cię z powrotem wpisała na listę?

_ Chcę, żebyś myślała logicznie. – Wyprostował się• Pogrzebał w szafce i wyciągnął dwa kubki.

_ A co powiesz o intuicji? Czy wy, gliniarze, nie tak to nazywacie? _ Odrzuciła długopis. Nie miała wystarczających informacji o tych ludziach, żeby w ciemno dokonać wyboru albo zgadywać, kto z nich jest winny.

_ Nie jestem już gliniarzem, a instynkt wewnętrzny to tak, jak kobieca intuicja. Coś w tym jest – powiedział i nalał kawę do kubków.

_ Dzięki. – Patrzyła na listę podejrzanych, popijała kawę, ale nadal czuła w środku zimno.

Popatrzyła na pokreśloną katikę. Jeden z tych mężczyzn był mordercą.

Była tego pewna. Ale który? George Hannah? Nie – morderstwo byłoby zbyt obrzydliwe;!ile chciałby upaprać swoich garniturów od Armaniego.

Pamiętaj – morderca dzwoni na drugą linię; musi być związany z roz¬głośnią. Może nie znasz George'a tak dobrze, jak ci się zdaje.

Przeszla do kolejnego nazwiska. Ryan Zimmerman? Co wiedziała o chłopaku Annie? Tylko tyle, że był sportowcem, który zaczął brać narkotyki, ale wygrzebał się z tego.

Kent Seger? Kolejna zagadka. Chłopak z depresją i problemami psychicznymi po śmierci siostry. Zapisała sobie, że ma zadzwonić do szpitala Miłosierdzia.

A co z Jasonem Faradayem – ojczymem, który zostawił rodzinę i szybko ożenił się ponownie? Jaka była jego historia? Postukała palcem w jego nazwisko.

– Skreśl go – powiedział Ty, jakby czytał w jej myślach. – Morderca zostawił odciski palców. Jason Faraday był w wojsku, służył w Wietna¬mie. Gdyby to był on, policja i FBI już by go aresztowały.

Wykreśliła ojczyma Annie.

– Moje odciski palców też mają – dodał. – Dlatego możesz wyma¬zać i mnie, ale nie dlatego, że mnie…

Szczegóły, szczegóły – przerwała mu szybko. Oboje byli zbyt zmęczeni i wyczerpani, żeby dłużej się nad tym wszystkim zastanawiać. Oparła się o fotel i zmęczonym gestem odgarnęła włosy z oczu. Poczuła krople potu na czole. Jak to możliwe – na dworze jest taki upał, a jej ciągle jest zimno?

– Chodź, pojedziemy do mnie – zaproponował Ty. – Musisz odpo¬cząć.

– Nie mogę. Co będzie, jak John zadzwoni? Muszę być tutaj.

– Może pojawić się osobiście – przypomniał jej Ty. – Poczuję się lepiej, jeśli spakujesz torbę i zostaniesz u mnie. Onjuż raz włamał się do domu. Może nawet kilka razy. Leanne Jaquillard miała na sobie twoją bieliznę. On może tu wejść i wyjść kiedy zechce.

– Zostawiliśmy otwarte drzwi – przypomniała mu. – Teraz jest bez¬piecznie. Mam alarm, policjajest w okolicy, a telefony są podłączone do systemu śledzącego połączenia. Sprawdzą każdego, kto zadzwoni. Poza tym, twój przyjaciel, prywatny detektyw, węszy dookoła.

– Andre, tak, ale…

– Nie kłóć się ze mną. Myślę, że John zadzwoni jeszcze raz. Mam nadzieję• Tym razem policja wyśledzi jego numer, a ja będę przygotowana.

Ty zmarszczył brwi. Nie był wcale przekonany.

– A co będzie, jeśl i John postanowi złożyć ci wizytę osobiście?

– Myślałam o tym. Powiedziałam ci, że dom jest bezpieczny.

– To żadna gwarancja, on może się prześlizgnąć. Pamiętaj, że do tej pory morderstwa uchodziły mu na sucho.

– Wiem, ale… -powiedziała, zalotnie przechyliła głowę na bok i do¬tknęła guzików jego koszuli. – Miałam nadzieję, że ty i Sasquatch zosta¬niecie ze mną – ochroniarz i pies.

– A teraz sięgasz po typowo kobiecą broń?

– Po prostu staram się ciebie przekonać – powiedziała, niezadowolona, że odgadł jej podstęp. – Chcę zostać w domu. – Ty skrzywił się i miał zamiar dalej się spierać, ale ona położyła mu palce na ustach.

– Proszę, Ty. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby zła¬pać tego wariata, zanim skrzywdzi kogoś jeszcze.

– Właśnie staram się temu zapobiec – powiedział. – Boję się, że jesteś kolejnym celem.

– Więc zostań ze mną•

– Dobrze, ale jak zaczną się jakieś kłopoty, uciekamy…

– Umowa stoi.

Zmarszczył czoło i jednym łykiem dokończył kawę•

_ Skoczmy do mnie. Zabierzemy psa i ciuchy na zmianę. Skoro je¬steś taka uparta, żeby spędzić noc tutaj, to wrócimy.

_ Dobrze – powiedziała. W sunęła stopy w klapki i zanIosła kubki do zlewu. Włączyła alarm, zamknęła drzwi i poszła za Tyem do samochodu.

Noc była ciemna i wilgotna, a księżyc zasłaniały chmury. Owady kłę¬biły się przy lampie na ganku i pełzały po oknach. W pobliskich domach paliły się światła, a przez otwarte okna dobiegały tłumione odgłosy tele¬wizorów, zmywarek, muzyki i rozmów. Była ciekawa, czy jeszcze kie¬dyś poczuje się tu bezpiecznie, otworzy okna, wpuści do domu wiatr i będzie wsłuchiwać się w cykanie świerszczy.

Nie pozwól, żeby John ci to zrobił. Nie daj mu wygrać. Znajdź drania. Wzdłuż ulicy stało zaparkowanych kilka samochodów. Znajomych i obcych.

Ty zauważył, że Sam przygląda się im uważnie.

– Drugi na lewo to policja- powiedział. – Twoja prywatna ochrona.

– Skąd wiesz?

– Nie zapominaj, że byłem kiedyś gliną.

– Tak – powiedziała i wsiadła do volva, zatrzaskując drzwi. – Prawda jest taka, że niewiele o tobie wiem.

Rzuciłjej rozbrajający uśmiech, okrążył podjazd i wyjechał na ulicę•

– Nie mam tajemnic. Co chcesz wiedzieć?

Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B, pomyślała, bawiąc się pasem bezpieczeństwa.

– Po pierwsze, zakładam, że nie istnieje pani Wheeler?

– Tylko moja matka. Jest wdową i mieszka w San Antonio.

W bocznym lusterku Sam dostrzegła samochód, który ruszył za nimi, włączając światła.

– Nie są zbyt dyskretni, prawda? – Ty zerknął w lusterko. – Byłem żonaty, ale dawno temu z ukochaną ze szkoły średniej, która nie chciała być żoną policjanta. Rozwiedliśmy się, zanim pojawiły się dzieci i od tamtej pory nie miałem ochoty jeszcze raz iść do ołtarza.

– A dziewczyny?

– Po jednej w każdym porcie – zażartował, ale zaraz spoważniał.

Światła z samochodu za nimi oślepiły go trochę. – Tak naprawdę, to nie miałem czasu. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?

– Tak, ale później.

Skręcił przed swoim domem i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Silnik zgasł. Sam sięgnęła do klamki, ale Ty chwycił ją za ramię i zatrzymał.

– Posłuchaj, Samanto. Wiem, że znamy się krótko i przyznaję, że miałem swoje powody, żeby cię poznać. Okłamałem cię, wydało się. Wiem, że popełniłem błąd, uwierz mi. Nie miałem zamiaru wiązać się z tobą, ale niczego nie ukrywam. N ie mam żadnej ciemnej, strasznej tajemnicy. Gdybym miał to wszystko robić jeszcze raz, byłbym z tobą szczery, ale wyszło inaczej. – Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Po¬czuła na twarzy jego ciepły oddech. – Zaufąj mi, kochanie. Zrobię wszyst¬ko, żeby wyciągnąć cię z tego bałaganu. Wszystko. – Przejechał palcem po linii jej brody, a potem opuścił rękę. – Czuję, że to moja wina, że to wszystko przytrafiło się tobie i innym kobietom. – W jego oczach do¬strzegła ból. – Przysięgam ci… zrobię wszystko, co w mojej mocy, że¬byś była bezpieczna. Obiecuję. Uwierz mi.

Kiedy spojrzała w jego pociemniałe oczy, coś ścisnęło ją w gardle.

Wydawało jej się, że jest bardzo szczery i zdeterminowany. Dręczyło go poczucIe wmy.

– Wierzę ci – powiedziała, ale nie chciała mówić nic więcej. Bała się przyznać, że się w nim zakochała. Takie słowa zabrzmiałyby idio¬tycznie i banalnie, a prawda była taka, że nie mogła ufać nawet własnym emocJom.

Nieoznakowany samochód minął ich i błysnęły światła.

– Lepiej chodźmy – powiedział Ty i rozluźnił uścisk.

Weszli do domu i Sam miała wrażenie, że wieki upłynęły od chwili, kiedy wypadła stąd w nocy, wściekła na niego za to, że ją oszukał. O Bo¬że, tyle się wydarzyło od tamtej pory, a minęło zaledwie kilka dni.

Kilka dni temu Leanne jeszcze żyła.

Z ciężkim sercem poszła za nim na poddasze i usiadła na rogu łóżka, a on wrzucił ubranie i przybory o golenia do sportowej torby. Myśli o Le¬anne Jaquillard nie dawały jej spokoju. Gdyby tylko zdołałajej pomóc. Gdyby wcześniej odpowiedziała najej telefony. Gdyby tylko… O Boże, nie mogła tak myśleć. Włożyła ręce między kolana i wpatrywała się w dywań.

– Czuję, że gdybym z nią porozmawiała, gdybyśmy się spotkały, można było temu zapobiec – powiedziała.

Ty dostrzegł jej odbicie w lustrze.

– John… powiedział mi, że złożył dla mnie ofiarę. Zabił ją… z mo¬jego powodu… i… ona starała się ze mną skontaktować, ale mnie nie było.

Ty zasunął suwak w torbie i ukląkł przed nią. Palcem uniósł jej pod¬bródek i spojrzał jej w oczy. _ Nie wiesz tego. Mogłyście być martwe obie. Przestań, Samanto, nie rób sobie wyrzutów. To okropna tragedia, ale to nie twoja wina.

_ Wspaniale się z tobą rozmawia. A kto właśnie przed chwilą mówił o poczuciu winy?

– Wyzwoliłem się z tego. Łzy napłynęły Sam do oczu.

– Zginęła dlatego, że mnie znała. Gdyby nie to…

– Nie mów tak, Samanto, proszę cię – powiedział łagodnie. – Teraz ty i ja musimy dorwać tego faceta. Leanne by tego chciała.

– Każdy by tego chciał.

Zamrugała szybko i z całej siły starała się powstrzymać od płaczu.

– Masz rację – powiedziała. – Dostańmy go.

_ Dostaniemy – obiecał Ty. Sięgnął do górnej szuflady komody i wyciągnął pistolet.

Sam zesztywniała.

– Pistolet? Masz broń?

_ Przecież byłem policjantem, zapomniałaś? Nie martw się, mam pozwolenie. Wszystko jest legalne. – Włożył magazynek, zabezpieczył broń i wsunął pistolet do kabury pod pachą, zapiął paski i założył mary¬narkę. – Na wszelki wypadek.

– Nie lubię broni.

– A ja nie lubię facetów, którzy zabijają kobiety. Jeśli ktoś spróbuje cię skrzywdzić, pożałuje. – Sam pomyślała, że Ty tylko żartuje, by ją rozbawić, ale zobaczyła jego zacięty wzrok i wiedziała, że mówi poważ¬nie. Śmiertelnie poważnie.


Skoro to jest ts:n jedyny facet, jak mówiłaś Sam, dlaczego tak cię unika? – zastanawiała się Melanie, kiedy leżąc w wannie, wykręcała nu¬mer swojego chłopaka. Był środek nocy. Dlaczego nie odbiera? Może wyłączył komórkę, żeby nikt go nie budził o tej porze?

Może jest z inną kobietą?

Ta myśl była jak nóż wbity w serce. Boże, Mel, mylisz się.

Popatrzyła na kroplę wody zwisającą z kranu. Czekała i wiedziała, że nie odbierze, więc będzie musiała zostawić mu trzecią wiadomość w poczcie głosowej. Co w nim było takiego, że nie mogła mu się oprzeć? – Zostaw wiadomość – powiedział nagrany głos.

– Cześć, to znowu Melanie. Zastanawiałam się, co knujesz? – Starała się mówić swobodnie, ale czuła się jak idiotka. Uganiała się za nim, jak za tuzinem innych przystojnych facetów, którzy zawsze źle ją trakto¬wali. Coś było z nią nie tak – nie musiała studiować psychologii, żeby dostrzec, że zawsze wiąże się z nieodpowiednimi mężczyznami – ale mimo to nie potrafiła inaczej. To jakieś uzależnienie, pomyślała i za¬mknęła oczy. Jesteś niewolnicą miłości. Tak jak twoja matka i siostra. Wszystkie kobiety w jej rodzinie trafiały na beznadziejnych facetów. Matka miała sześciu mężów i nigdy nie była szczęśliwa, a siostra nadal była żoną dupka, który bił ją za każdym razem, kiedy się upijał, a Mela¬nie, najbardziej niezależna z nich, uganiała się za wysokimi ciemnowło¬symi i niebezpiecznymi typami.

Niedługo będzie lepiej. Jutro znowu zadzwoni do Trish LaBelle w WNAB. Nie podda się. Nie zrezygnuje ani z chłopaka, ani z poszuki¬wania lepszej pracy – albo w WSLJ, albo w konkurencyjnej stacji.

Trzeba pomyśleć o tym, jak zrobić karierę. Uśmiechnęła się. Wy¬obraziła sobie siebie przy mikrofonie, prowadzącą Nocne wyznania. Te dwa tygodnie, kiedy Samanta była w Meksyku, były najlepsze w życiu Melanie… wcielała się w doktor Sam i nawet spędzała wieczory w jej domu. Poznała swojego nowego chłopaka tydzień wcześniej, ale dopie¬ro wtedy między nimi zaiskrzyło… pamiętała,jak kochał się z nią w wiel¬kim łóżku Sam. Nawet teraz zadrżała na samo wspomnienie.

Tak, pomyślała, powoli namydlając ciało, wszystko zmieni się na lepsze. Już ona się o to postara.


Rick Bentz patrzył przez zabrudzoną mal1wymi owadami szybę, jak Montoya przekraczał dozwoloną prędkość i pędził autostradą.