Sam wiedziała, kiedy należy milczeć. Poprzednie związki Melanie były dziwne i zapewne wkrótce ktoś znowu złamie jej serce, ale Sam postanowiła się nie wtrącać. Sama nie mogła się pochwalić uporządko¬wanym życiem uczuciowym.
– Kiedy kończysz dyżur? Melanie zerknęła na zegarek.
_ Po programie, tak jak ty. Co ci przynieść ze sklepu, zanim zamkną?
Herbatę? Wodę?
– Nie musisz mnie obsługiwać.
_ Wiem. Ale masz gips na nodze. Jak będziesz normalnie chodzić, sama sobie przyniesiesz, a,teraz wykorzystaj mnie, jeśli masz ochotę• -
Sama chciałaś. Dobra, przynieś mi dietetyczną colę•
_ Dobrze. – Melanie spojrzała ponuro na nogę Sam. – Swędzi cię?
~ Jak cholera.
_ Zaraz wracam. – Wyszła równie szybko, jak się zjawiła. Sam zerknęła na swoją pocztę elektroniczną. Puls miała przyspieszony, a ręka, którą prowadziła myszkę, była spocona. Nie dostała żadnej wiadomości z pogróżkami. Przyszło kilka listów od fanów, którzy pytali, kiedy wróci na antenę, trochę dowci'pów, które od razu usunęła, stare wewnętrzne infolimacje biurowe, zaproszenie do wygłoszenia przemówienia na im¬prezie charytatywnej, przypomnienie o spotkaniu w centrum Boucher i kilka słów od przyjaciół. Jedna wiadomość była od Leanne Jaquiłłard, siedemnastolatki, z którą pracowała w centrum jako ochotniczka.
Nie było niczego niezwykłego, niczego niepokojącego. Odprężyła się• Zanim Melanie wróciła ze śladami cukru pudru na ustach i puszką dietetycznej coli i kawą, Sam odpowiedziała na parę wiadomości, kilka zapisała, a resztę usunęła z komputera.
_ Dzięki – powiedziała, kiedy dziewczyna podała jej napój. – Odwdzięczę ci się.
– Kilka razy, może z tuzin, za opiekę nad tym wymagającym kotem. – Melanie pociągnęła łyk kawy i resztki cukru zniknęły z jej ust.
Sam otworzyła puszkę i wtedy do pokoju wetknął głowę Gator.
_ Masz jakieś piętnaście minut – powiedział. – Nagrałem dwa ka¬wałki, potem idzie prognoza pogody i reklamy, a potem ty. – Odwrócił się, żeby wyjść, ale zmienił zdanie. – Dobrze, że wróciłaś. – Jego słowa nie brzmiały szczerze.
– Dzięki.
– Właściwie co ci się stało? – Pokazał na gips.
– Długa historia. Kapitan naszej łodzi okazał się idiotą, a ja jestem niezdarą•
Gator uśmiechnął się z przymusem.
– Jakbym nie wiedział -oznajmił i dodał: – Muszę lecieć. Gdzieś w tym mieście musi być kobieta, która nie może się doczekać, żeby mnie poznać. – Nie liczyłabym na to – szepnęła Melanie, kiedy odszedł.
– Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego tak bardzo chciałam tu wrócić? – powiedziała Sam.
– Jest wściekły, bo chcą skrócić jego program, żeby wydłużyć twój. Jest zazdrosny.
Sam nie miała pretensji do Gatora. Zwykle prowadził audycję rano, potem przenieśli go na popołudnie, do programu o piątej, a potem na wcze¬sny wieczór. Nie trzeba było się wysilać, żeby zgadnąć, że chcą się go pozbyć. W ściekał się na nią z powodu popularności Nocnych wyznań.
– Chyba zabiorę się do roboty. – Sam wstała z trudem i poczuła bo¬lesne ukłucie w kostce. Zignorowała je. Melanie odsunęła się, żeby zro¬bić jej przejście.
– Dzięki, że mnie zastępowałaś – powiedziała Sam.
– Nic wielkiego – odparła Melanie, a jej jasne oczy nieco pociemniały. – Podobało mi się.
– Masz wrodzony talent. Dziewczyna westchnęła. Ruszyły korytarzem.
– Szkoda, że szefowie nie doceniają moich zdolności.
– Docenią, ale musisz być cierpliwa i zrobić doktorat. Dyplom licencjata z psychologii to za mało.
– Wiem, wiem. Dzięki za radę, mamo – odpowiedziała z nutą zazdro¬ści w głosie. Melanie była świetna przy mikrofonie, ale potrzebowałajesz¬cze trochę ogłady, więcej doświadczenia i Wykształcenia, zanim będzie mogła udzielać rad trzydziesto- i czterdziestolatkom, którzy dzwonili do radia. Zastępstwo to jedno, a własny program to zupełnie co innego.
– Wydarzyło się coś ciekawego podczas mojej nieobecności? – za¬pytała Sam, zmieniając drażliwy temat.
– Nic. Było strasznie nudno. – Melanie wzruszyła ramionami i wy_ piła kolejny łyk kawy.
– W Nowym Orleanie nigdy nie jest nudno.
– Ale w radiu jest. Wszystko po staremu, bez zmian. Chodzą plotki, że WSLJ może zostać sprzedane większej stacji, albo połączy się z konkurencją.
– Zawsze tak mówią.
– To by była poważna zmiana. Wszyscy prowadzący boją się, że zastąpią ich komputery albo programy z Timbuktu, lub Bóg wie skąd. – Ciągle te same pomysły – podsumowała Sam.
– Tak, ale tym razem chodzi o coś jeszcze. George chce wydać więcej pieniędzy na sprzęt komputerowy, zmniejszyć personel i puszczać więcej z taśm. Melba jest zachwycona – strasznie się podnieca pocztą głosową, a Tiny popiera ten pomysł z całego serca. Im więcej specjali¬stycznego 'sprzętu, tym lepiej.
– To wizja przyszłości – powiedziała Sam cynicznie. Komputery zastępowały prowadzących, tak jak płyty kompaktowe wyparły kasety i płyty winylowe. Płytoteka zarastała kurzem w zamkniętej szklanej sza¬fie i korzystał z niej od czasu do czasu tylko naj starszy prezenter Ram¬blin' Rob.
– Zawsze mnie za to opieprzają – mówił ze śmiechem, a jego głos brzmiał chrapliwie od dużej ilości wypalanych papierosów. – Nie odwa¬żą się mnie wylać. AARP, gubernator i nawet sam Pan Bóg rozwaliliby tę budę, gdyby ktoś chciał mnie wyrzucić.
Melanie szła za Sam korytarzem.
– Nie było nic ciekawego, poza tym że prowadziłam twój program.
– Kłamczucha – powiedziała Melba, która minęłaje i chwyciła marynarkę z wieszaka w niszy. – Nie daj się nabrać na te bzdury. – Uniosła nieznacznie brwi. – Dziewczyna ma nowego faceta.
Melanie zaczerwieniła się i przewróciła oczami.
~ To prawda? – zapytała Sam, kiedy skręciły za róg i wślizgnęły się do studia. Plotka o asystentce nie była dla Sam zaskoczeniem. Melanie co tydzień lub dwa miała kogoś nowego..
– Ten jest na poważnie. – Melba wsadziła parasol pod pachę. ¬Uwierz mi, dziewczyna jest zakochana.
– Byłam tylko na kilku randkach. To wszystko. – Melanie bawiła się łańcuszkiem na szyi. – Nic wielkiego. – Podoba ci się?
– Jak na razie, tak.
– Znam go?
– Nie. – Melanie pokręciła głową i weszła do sali przy studiu. – Będę sprawdzać rozmowy.
Sam zajęła swoje miejsce i poprawiła mikrofon. Sprawdziła ekran komputera.
Założyła słuchawki, a Melanie skinęła głową, co znaczyło, że linie telefoniczne działały i były podłączone do komputera.
Sam odczekała, aż skończy się trzydziestosekundowa reklama lokal¬nego sprzedawcy samochodów, potem nacisnęła guzik i z głośnika po¬płynęło kilka taktów Nocy po ciężkim dniu Beatlesów. Po chwili muzyka ucichła, a Sam nachyliła się do mikrofonu.
– Dobry wieczór, Nowy Orleanie. Mówi doktor Sam. Wróciłam. Za¬czynamy Nocne wyznania w WSLJ. Jak pewnie wiecie, byłam na krótkim urlopie w Meksyku. Dokładnie mówiąc, w Mazatlan. – Oparła się łokcia¬mi o biurko i kątem oka spoglądała na ekran komputera. – Piękne miej¬sce, bardzo romantyczne, jeśli ktoś jest w odpowiednim nastroju. Nie zam ierzam jednak opowiadać wam o wszystkich szczegółach tej wycieczki. Pomyślałam, że zaczniemy od jakiegoś lekkiego tematu i dzięki temu wszystko wróci do normy. Ponieważ to mój pierwszy program po powro¬cie, przyszło mi do głowy, że dzisiaj porozmawiamy o urlopach. Dlaczego tak nas stresują, co zrobić, żeby dobrze odpocząć i jak wyobrażamy sobie romantyczny wyjazd? Dzwońcie do mnie i opowiedzcie, gdzie byliście i jak udał się wyjazd. Pogoda w Mazatlan była cudowna, a zachody słońca wspaniałe. Dużo słońca, ciepłe plaże i pełno par spacerujących wzdłuż brzegu. Palmy, biały piasek, pifia colada, wszystko o czym zamarzysz…
Przez kilka minut mówiła o romantycznych wycieczkach, podawała numer i prosiła o telefony. Za szklaną szybą widziała Melanie ze słu¬chawkami na uszach. Skinęła głową, kiedy zaświeciły się lampki linii telefonicznych. Zaczęło się.
Ned – imię pierwszego dzwoniącego pojawiło się na ekranie kom¬putera obok linii numer jeden, na dwójce czekała Luanda. Sam wcisnęła pierwszy guzik.
– Cześć, tu doktor Sam. Kto mówi?
– Tu Ned. – Mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany. – Cieszę się, że wróciłaś. Zawsze słucham twojej audycji… muszę powiedzieć, że brakowało mi ciebie.
– Dzięki…:. Samanta uśmiechnęła się nieznacznie i postanowiła roz¬luźnić go trochę. – Ned, co ci leży na sercu? Byłes ostatnio na urlopie?
– Tak. Zabrałem swoją żonę do Puerto Rico jakieś dwa miesiące temu i… jakby to powiedzieć, to miał być taki wyjazd na zgodę… no wiesz.
– Na zgodę po czym? – zapytała.
– Spotykałem się z inną i rozstaliśmy się z żoną na jakiś czas. Postanowiłem zrobić jej niespodziankę i zabrać ją na Karaiby, żeby spró¬bować wszystko naprawić.
– I co się stało, Ned? – zapytała, a mężczyzna powoli opowiedział o wszystkim. Kryzys wieku średniego. Skok w bok. Kochał żonę, która była wspaniałą, dobrą kobietą. Byli dwanaście lat po ślubie. W Puerto Rico żona odpłaciła mu pięknym za nadobne. Znalazła sobie latynoskie¬go kochanka i zrobiła to pod nosem Neda. Ned poczuł się urażony. Jak mogła? Romantyczne wakacje zakończyły się katastrofą.
– I jak się teraz czujesz? – zapytała Sam i zauważyła, że imię Luan¬da zniknęło z ekranu. Znudziła się czekaniem i odłożyła słuchawkę. Na trzeciej linii był ktoś o imieniu Bart.
– Czuję się zraniony i wściekły – mówił Ned. – Wściekły jak chole¬ra. Wydałem dwa tysiące dolarów na tę podróż!
– Straciłeś i pieniądze, i żonę. A dlaczego właściwie romansowałeś z innymi kobietami?
Linie telefoniczne zaczęły mrugać jak szalone. Ludzie nie mogli się doczekać, żeby skomentować opowieść Neda, dodać coś o sobie lub zapytać Sam o opinię. Na drugiej linii była Kay; Bart czekał na trójce, Luanda po raz drugi, tym razem na czwartej linii.
Sam przez chwilę rozmawiała z Nedem, wyjaśniając mu prawdy sta¬re jak świat. Potem przełączyła się do Kay, wściekłej kobiety, gotowej przeciągnąć Neda i innych oszukujących facetów po rozżarzonych wę¬glach. Sam wyobraziła sobie, jak kobieta pieni się ze złości. Potem wy¬słuchała Barta, który pojechał z dziewczyną na Tahiti. Dziewczyna od¬mówiła powrotu do domu. W eter popłynęły historie pełne złości, rozbawienia i rozpaczy. Sam przerywała rozmowy i puszczała reklamy, i prognozy pogody oraz naj świeższe wiadomości. Czas płynął szybko i z każdą chwilą czuła się coraz lepiej. lm dłużej rozmawiała ze słucha¬czami, tym mniej pamiętała o liście i zdjęciu z wydłubanymi oczami.
Prowadziła program od prawie trzech godzin, wypiła colę i właśnie dopijała drugą filiżankę kawy z zamiarem zakończenia audycji, kiedy na ekranie komputera pojawiło się imię John.
– Mówi doktor Sam. Jak się masz?
– Dobrze. Mam się dobrze – odparł delikatny męski głos.
– Jak ci na imię? – zapytała.
– John.
– Cześć, John. O czym chciałbyś porozmawiać? – Sięgnęła po kubek z kawą.
– O wyznaniach.
– Dobrze.
– Tak właśnie nazywasz swoją audycję. – Zdanie nie zabrzmiało jak pytanie..
– Owszem. John, co cię trapi?
– Znasz mnie.
– Znam cię? Jak to?
– Jestem Johnem z twojej przeszłości.
– Znałam wielu ludzi o tym imieniu. – Nie dała się zbić z tropu.
– Zapewne. – Czyżby w jego głosie zabrzmiała nuta dezaprobaty, czy wyższości? Kim był ten człowiek?
– Czy jest coś, o czym chciałbyś porozmawiać dziś w nocy, John?
– Grzechy.
O mało nie upuściła kubka. Zrobiło jej się zimno. Ten głos – ten sam głos, który był nagrany na automatycznej sekretarce. Poczucie bezpie¬czeństwa, które prawie odzyskała, nagle zniknęło.
– Jakie grzechy? – wykrztusiła.
– Twoje.
– Moje? – Kto to był? Powinna natychmiast się rozłączyć.
– Ludzie ponoszą karę za grzechy.
– Jaką? – zapytała. Poczuła przyspieszony puls i rzuciła okiem na
Melanie, która pokręciła głową. Z pewnością John powiedział jej co in¬nego, kiedy odebrała telefon.
– Zobaczysz – odpowiedział. Sam dała znak Melanie i miała nadzie¬ję, że dziewczyna zrozumie, że trzeba natychmiast rozłączyć rozmowę. Była pewna, że to ten sam wariat, który zostawił jej wiadomość w domu. – Być może będę musiała zapłacić za grzechy, jak każdy – powiedziała. Grała na zwłokę, ale nerwy miała napięte jak postronki. – Oczywiście, że tak. Wyznania Samanto. Nocne wyznania. Boże! To był ten sam facet.
– Zapamiętam to sobie.
– Bardzo rozsądnie, Sam. Bóg wie, co zrobiłaś, i ja także wiem.
– Co takiego zrobiłam?
– Tak bezduszna dziwko. Oboje wiemy…
Sam rozłączyła rozmowę. Kątem oka dostrzegła Melanie rozpaczliwie pokazującą zegar. Tylko dwadzieścia sekund do końca programu. Linie telefoniczne mrugały jak oszalałe.
– To wszystko na dziś – powiedziała Sam, starając się opanować.
Z trudem przypomniała sobie formułkę na zakończenie. Serce waliło jej jak szalone, kiedy naciskała guzik, żeby odegrać końcową piosenkę Nocne wyznania w wykonaniu Grass Roots. Po kilku pierwszych taktach mu¬zyka ucichła i Sam odezwała się ponownie:
"W afekcie" отзывы
Отзывы читателей о книге "W afekcie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W afekcie" друзьям в соцсетях.