Ruszył dalej. Byli już prawie w domu.

– Malou, musimy jakoś rozwiązać problem noclegu. Jak wiesz, jest tylko jedno łóżko. Ja mogę…

– Niewiele godzin pozostało do świtu – przerwała mu, otwierając drzwi. – Ja się już wyspałam. Teraz twoja kolej. Muszę zresztą wyprać rzeczy i umyć głowę. Jeżeli zamknę drzwi między kuchnią a pokojem, to chyba nie będę ci przeszkadzać. Prześpij się trochę. Naprawdę tego ci trzeba. Uśmiechnął się blado.

– Tak, chyba masz rację. Ale co będzie potem, następnej nocy?

– Jakoś to rozwiążemy. Zresztą w łóżku jest dosyć miejsca dla dwojga.

– No wiesz co! – oburzył się. – Przecież tak nie można.

– Nie martw się, możemy się położyć na przeciwległych brzegach. A jeżeli nawet dojdzie do jakiejś niepożądanej sytuacji, świat się od tego nie zawali!

Dostrzegła gniew w jego oczach.

– Nie chcę słyszeć o tym z twoich ust! Nie sądziłem, że jesteś taka jak wszystkie!

– Och, Andrej – westchnęła zrezygnowana. – To nie była żadna propozycja, zrozum. Nie mam zamiaru rzucić ci się w ramiona, próbuję tylko być realistką. Choć prawdą jest, że nie jestem tak niewinna jak Svetla. Pierwsze doświadczenia zdobyłam jako czternastolatka i żyłam z nieopierzonymi, głupimi nastolatkami aż do szesnastego roku życia. Ale potem wzięłam się w karby i nie ulegałam byle pokusom. Czekam na dzień, kiedy może kogoś pokocham. I kto mnie pokocha. Ale nie śnię o jakimś porcelanowym bożku o wrażliwej duszy.

Nie powinna chyba tego mówić. Była tak zła, że z rozmachem cisnęła swoją kurtkę w kąt.

Andrej stał nieporuszony pod ścianą, a jego twarz wyrażała coraz to nowe uczucia.

– Nie obchodzą mnie twoje doświadczenia – powiedział w końcu. – I trzymaj się z dala od Svetli w swoich cynicznych komentarzach!

– Ach, Andrej, czasem jesteś naprawdę niemożliwy. Można by pomyśleć, że jesteś jakimś przeżytkiem z czasów średniowiecza.

W tej samej sekundzie uświadomiła sobie, jaką popełniła gafę.

– O, nie! – jęknęła. – Wybacz mi, Andrej! Nie chciałam tego powiedzieć. Zapomnij o tym, zapomnij o wszystkim, co przed chwilą powiedziałam!

– To ja powinienem prosić o przebaczenie – odparł i podszedł bliżej.

Marie – Louise także postąpiła kilka kroków w jego stronę i oparła głowę na jego ramieniu.

– Oboje zachowujemy się niezręcznie – bąknęła. – Ale cokolwiek by się zdarzyło, nie myśl już o tych głupich przesądach. O wieńcach czosnku i przebitym na wylot sercu. Nie wierzę w ani jedno słowo.

– Ja też już nie – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Dziękuję, że zjawiłaś się w moim życiu, Malou! Jeżeli rzeczywiście nie chcesz się położyć, to pójdę już spać.

– Dobrze, idź!

Odprowadziła go wzrokiem, kiedy odchodził i zamykał za sobą drzwi. Uśmiechnęła się smutno i bezwiednie dotknęła szyi. Było jeszcze coś, o czym nie zdążyli porozmawiać…

Ani słowem nie wspomniała o śladach na szyi, o dwóch bolesnych punkcikach w odległości około trzech centymetrów od siebie. Ani też o dziwnym śnie dzisiejszej nocy.

Marie – Louise stanęła przy oknie, patrząc na blady księżyc i poranną zorzę widoczną nad horyzontem.

Kto właściwie napadł ją przy wejściu do domu wdowy? I co się z nią wtedy stało?

ROZDZIAŁ VI

Mycie włosów w tych prymitywnych warunkach nie było sprawą łatwą. Najpierw Marie – Louise musiała napalić w kuchni, podgrzać wodę, a potem jeszcze znaleźć jakąś miskę. Wybrała stare wiadro, zresztą nie miała alternatywy. Średniej długości kręcone włosy wyschły same na słońcu i wietrze, w czasie kiedy prała rzeczy przed domem. Wzięła również ubrania Andreja, żywiąc nadzieję, że nie miałby nic przeciwko temu.

Włosy stały się puszyste i lśniące. Była całkiem zadowolona z rezultatu. Kiedy założyła sukienkę w rdzawobrązowym kolorze, wyglądała naprawdę nieźle. Ledwie rozpoznawała samą siebie. Zresztą nic dziwnego – obejrzenie całej sylwetki w małym kieszonkowym lusterku było sztuką, której jeszcze nie opanowała.

Zebrawszy się na odwagę, zapukała do drzwi sypialni. Po chwili jeszcze raz. To brutalne z jej strony, że już go budzi, ale nie miała wyboru.

W końcu odpowiedział i weszła do środka. Wyglądał, jakby jeszcze nie do końca się ocknął.

– Witaj – powiedziała zawstydzona. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę iść do miasta po zakupy. Czy mógłbyś mi pożyczyć trochę pieniędzy?

– Oczywiście. – Sięgnął po ubranie na krześle. – Ile potrzebujesz?

Wymieniła kwotę, dał jej trzy razy tyle.

– Proszę. Nie będziesz musiała prosić co chwila o kilka franków. To takie upokarzające, znam to z własnego doświadczenia. Matka zawsze musiała wiedzieć, co zamierzam kupić.

– Dziękuję – odparła.

Stała przez chwilę, przyglądając mu się z uwagą.

– Na co tak patrzysz? – spytał, uśmiechając się nie pewnie.

Odpowiedziała spontanicznie:

– Jak to miło widzieć cię takim zwyczajnym, z po targanymi włosami, zaspanymi oczami i zagnieceniami poduszki odciśniętymi na policzku. Teraz wiem na pewno, że to nie z powodu wyglądu cię lubię.

Andrej wyciągnął do niej rękę.

– Dziękuję – powiedział wzruszony. – Bardzo dziękuję! Jak się dostaniesz do miasta? Czy mam cię podwieźć?

– Nie, w komórce stoi jakiś zardzewiały rower. Już napompowałam koła. Będę z powrotem około dwunastej. Prześpij się w tym czasie!

– Malou – zawołał za nią, kiedy zbliżała się do drzwi. Odwróciła się. – Ładnie dziś wyglądasz. Co zrobiłaś?

– Zmyłam z siebie cały brud – odrzekła na pozór lekko, ale aż rozpierało ją ze szczęścia.

– Źle się wyraziłem – poprawił się. – Zawsze jesteś śliczna. Gdybym cię wcześniej spotkał, zanim poznałem… Nie, nie ciskaj oczami błyskawic! Wiesz, kogo mam na myśli. Nie śmiem powtarzać jej imienia. Gdy by nie ona, powiedziałbym, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie.

Na zalanym słońcem placu targowym znalazła stragan z warzywami. Wybierała najdorodniejsze spośród nich, potrzebne do smacznego dania, którym chciała zaskoczyć Andrej a.

Nagle przyłapała się na tym, że w zamyśleniu obraca w dłoni główkę czosnku. Czosnek stanowił nieodzowną przyprawę tej potrawy, Marie – Louise zawsze najpierw nacierała nim garnek…

Zauważyła, że drży jej ręka. Chyba nie była tak głupia? Oczywiście powinna go kupić. Już wyciągała rękę, żeby podać czosnek sprzedawcy, lecz nagle odłożyła go z powrotem do skrzynki. Później, kiedy szła przez targ, czyniła sobie z tego powodu wymówki.

– Tchórz, tchórz, Marie – Louise, jesteś chyba niespełna rozumu!

Wiedziała jednak, że nie zniosłaby tego, gdyby Andrej nie chciał z powodu użycia czosnku spróbować jedzenia…

Wściekła na siebie poszła prosto do dużego gmachu, w którym mieściła się biblioteka.

Drżącymi z niecierpliwości rękami szukała w leksykonie hasła „Wampir”.

Serce waliło jej młotem. Jednak nie znalazła w książce niczego szczególnego. Poza informacją, że czasem używa się tej nazwy na określenie nietoperza czy lichwiarza, było tam tylko napisane: „W wielu wierzeniach ludowych występują niezwykłe istoty, które wysysają krew z żywych organizmów, aby same mogły żyć”.

Niewiele jej to mówiło. Gorączkowo zaczęła szukać innych źródeł. W bibliotece panowała cisza. Tylko dwoje brzdąców, obserwowanych przez matkę, rozmawiało cicho w kąciku dla dzieci. Bibliotekarz siedział z nosem utkwionym w jakimś protokole.

Wreszcie znalazła coś interesującego, książkę etnograficzną o wierzeniach ludowych w Europie.

Bez trudu znalazła rozdział o wampirach. Był długi i szczegółowy. Zaczęła czytać, czując, jak ze strachu dreszcz przebiega jej po plecach.

Przytoczono tu przeróżne makabryczne historie o wampirach, pochodzące z Bałkanów lub Środkowej Europy. Wymieniono zwłaszcza takie kraje, jak Rumunia, Węgry, Morawy, Czechy i Słowacja. Centrum, z którego wywodziły się owe wierzenia, stanowiła Transylwania w – Rumunii.

Marie – Louise uniosła głowę i zamyśliła się. Morawy i Słowacja?

Wampir to duch zmarłego lub upiór. Przeważnie stawał się nim jakiś zły człowiek, który został zaatakowany przez innego wampira. Mógł żyć nawet kilkaset lat. Nocą wstawaj z grobu i wysysał krew istot żywych, aby sam mógł dalej krążyć jako upiór. Czasem również prowadził swe życie wśród zwykłych ludzi, którzy nie byli w stanie rozpoznać, kim naprawdę był. Wyróżniał się jedynie bladością twarzy, zmysłowym pięknem i ostrymi zębami. Poszukiwał zwłaszcza krwi młodych kobiet lub jeżeli wampirem była kobieta – młodych mężczyzn. Z wampiryzmem wiąże się bowiem silny pociąg erotyczny. Należy również zwrócić uwagę, czy dany osobnik ma cień i odbicie w lustrze i czy w jakiś szczególny sposób lubi cmentarze…

Bzdury! mruknęła Marie – Louise do siebie. Jak ludzie mogli wymyślić coś tak bezsensownego?

Istnieje wiele sposobów zabezpieczenia się przed tymi upiorami. Przede wszystkim zawieszanie czosnku w oknach i na drzwiach, w kominie i innych miejscach, którędy mogłyby się dostać do środka. Wampiry nie znoszą bowiem czosnku. Można im pokazać krucyfiks, wtedy znikają.

Wymieniano tu jeszcze mnóstwo innych środków bezpieczeństwa, ale czosnek i krucyfiks to najbardziej znane ze wszystkich.

Ażeby unieszkodliwić wampira, należy odnaleźć jego grób i za dnia, kiedy śpi, odkopać go i przebić mu serce osikowym kołkiem aż do ziemi. Wtedy wampir, który wygląda jak żywy, wyda z siebie potężny krzyk i zamieni się w grudkę ziemi.

Marie – Louise wydawało się to niesamowite i bezsensowne, mimo że przykłady pochodzące z siedemnastego i dziewiętnastego wieku opisano bardzo realistycznie. Ale naprawdę przeraził ją ostatni fragment. Włosy zjeżyły się jej na karku ze strachu, kiedy go czytała, i wtedy dopiero zrozumiała, co miał na myśli Andrej, mówiąc o „naszych ukrytych skłonnościach”.

Fragment ów traktował o ludziach, którzy w kryminalistyce nazywani są „żywymi wampirami”. Do tej kategorii należy wielu morderców na tle seksualnym, których fascynuje widok krwi. Marie – Louise poczuła się nieswojo.

Najbardziej znanymi spośród nich byli węgierska hrabina, Elisabeth Batory, urodzona w 1560 roku, i Anglik, John Haigh. Hrabina, pochodząca z okolic Karpat, w rytualny sposób mordowała młode dziewczęta i kąpała się w ich krwi, aby zachować młodość i urodę.

W jej zamku znaleziono ponad sto ludzkich zwłok. I nie był to bynajmniej przypadek znany jedynie z ustnego przekazu, lecz historycznie udokumentowany. John Haigh wsławił się tym, że używał kwasu, by pozbyć się ciał swoich ofiar. Mniej rozpowszechniona jest informacja, że przed popełnieniem morderstwa dawał upust swoim wampirycznym skłonnościom. W artykule przytaczano jeszcze kilka innych historii, ale Marie – Louise miała już dość. Zamknęła książkę i na chwilę zastygła w bezruchu.

Potem podniosła głowę i odetchnęła głęboko.

Andrej wychował się na tych przerażających przesądach. Być może nieustannie karmiony był takimi makabrycznymi opowieściami. Nie można też zapominać o tym, że cierpiał na wrodzoną wadę mózgu. Może nie tylko jego system nerwowy był uszkodzony? Może miał również zaburzenia umysłowe? Podświadomie wierzył, że jest wampirem? Może działał automatycznie, nie zdając sobie z tego sprawy?

Nie, to zbyt okropne!

Wszystko się zgadzało. Jego upodobanie do cmentarzy. Frapujący wygląd. Stany utraty przytomności do złudzenia przypominające śmierć. Krótkotrwałe w dzieciństwie, dłuższe i bardziej przerażające w życiu dorosłym. Czy ataki katalepsji nie są symptomem choroby umysłu? Czy jednak mają zwykle taki przebieg? Nie wiedziała.

Ale co do jednego się nie mylił: w dużej mierze winę ponosiła jego matka, która zaraziła go swym histerycznym lękiem. Na pewno jej wpływ nadal głęboko tkwi w jego psychice, mimo że Andrej za wszelką cenę usiłuje się od tego uwolnić.

Przez głowę Marie – Louise przemknęła nieprzyjemna myśl: kiedy właściwie żyła jego matka? Tego rodzaju kobiety nie pasowały do współczesnych czasów. Podobnie jak mężczyźni z takim podejściem do kobiet, jakie reprezentował Andrej. Uznać za swój ideał tak egzaltowaną kobietę jak Svetla…

Nagle Marie – Louise intensywnie zatęskniła za dającym poczucie bezpieczeństwa doktorem Charlesem Monier. Dlaczego uciekła od niego do tego szalonego człowieka z kompleksem wampira?

Dobrze jednak wiedziała, dlaczego. Była całkowicie oczarowana i zafascynowana osobowością Andreja.


Andrej musiał dawno już słyszeć odgłos zbliżającego się roweru, lecz nie wyszedł jej na spotkanie. Kiedy trochę naburmuszona weszła do kuchni, objuczona torbami z zakupami, zrozumiała przyczynę jego zachowania.

Podłoga, krzesła i stół były pokryte starymi gazetami, Andrej zaś stał na krześle i bielił ściany wapnem.

Kiedy usłyszał, że przyszła, zwrócił ku niej promieniejącą ze szczęścia twarz.

– Cześć! Już jesteś? Kupiłem to wszystko wczoraj, chciałem ci zrobić niespodziankę i pomalować dom także na zewnątrz, ale nawet w środku jeszcze nie skończyłem.