Ceremonia dobiegła końca. Organy zagrzmiały, gdy młoda para kroczyła szpalerem wzdłuż kościoła. Angie szła za nimi z podniesioną głową. Idący obok Bernardo na pozór jej nie zauważał, lecz w rzeczywistości był tak samo świadom jej bliskości, jak ona jego.
Z katedry jechali razem. W końcu jest szansa by porozmawiać, pomyślała. Wykorzystaj ją.
– Spodziewałeś się mnie?
Delikatnie ujął jej dłoń.
– Myślę, że tak, w jakimś sensie. Zastanawiałem się, czy Heather cię tu ściągnie.
– Mogłeś ją poprosić.
Potrząsnął głową i zrozumiała, że nigdy by tego nie uczynił.
Ten skryty mężczyzna nie byłby do tego zdolny.
Zebrał się w sobie i teraz już zręcznie udawał grzeczną obojętność.
– Miło cię widzieć. Co u ciebie? Wszystko w porządku?
– Tak sądzisz?
– Nigdy nie widziałem cię piękniejszej.
Mówił prawdę. Jej jedwabna suknia w bardzo jasnym odcieniu żółci skrojona była tak, by miękko opinać ciało. Włosy zdobił wianuszek z kwiatów, a jedyną biżuterią były perły w uszach. Przez chwilę sycił oczy jej widokiem, pełen tęsknoty, której nie potrafił ukryć.
Nie trwało to długo. Uśmiechnął się i stało się jasne, że znów zamknął się w sobie, ale ta chwila wystarczyła. Angie udało się go przejrzeć. Poczuła przypływ nadziei.
Na przyjęciu posadzono ich razem. Czuli się jak na cenzurowanym. Rozmowa na tematy osobiste nie była możliwa. Zanim zaczęły się toasty, zapytał:
– Więc zdecydowałaś się podjąć pracę w klinice ojca na Harley Street?
– Tak – odparła buńczucznie. – On jest wspaniałym chirurgiem. Wiele się od niego uczę.
– To świetnie – odpowiedział uprzejmie. – Cieszę się, że tak dobrze ci idzie.
Zdenerwowała się nagle.
– Skąd ten lekceważący ton?
– Proszę cię, ja tylko…
– Wiem dokładnie, co chciałeś powiedzieć. Wydaje ci się, że to łatwa praca. Duże pieniądze bez wysiłku. Według ciebie to wszystko, na co mnie stać.
– Czy musimy się kłócić, gdy mamy tak mało czasu?
– Mogliśmy mieć tyle czasu, ile dusza zapragnie.
Musieli przerwać. Rozpoczynały się toasty i przemówienia.
Potem zaczęły się tańce. Heather i Renato zawładnęli parkietem.
– Angie, świetnie cię widzieć. Zatańczysz?
Przed nią stał Lorenzo. Heather miała rację. To, co innego młodego człowieka na pewno by onieśmieliło, na nim nie zrobiło żadnego wrażenia. Uśmiechnęła się i przyjęła jego dłoń, jednak w tym samym momencie ktoś inny chwycił jej rękę.
– Nie – cicho powiedział Bernardo. – Wybacz, Lorenzo.
Ten rzucił im łobuzerski uśmiech i natychmiast znalazł sobie inną partnerkę. Bernardo ujął mocniej jej dłoń. Pozwoliła mu poprowadzić się na parkiet. Czuła jego drżące ciało przy swoim. Teraz była już pewna, że on wciąż ją kocha. Wyglądał, jakby wydarto mu serce.
Nie odzywała się. Wystarczyło, że przez chwilę byli razem, że była w jego ramionach.
– Nie powinnaś przyjeżdżać – powiedział cicho. – Tęskniłem za tobą.
– Dlaczego więc miałam nie przyjeżdżać?
– Dlatego właśnie, że tęskniłem – westchnął. – Twój widok mnie osłabia, a muszę być silny.
– Czemu tak mówisz? Czy miłość jest słabością?
– Byłoby słabością poddać się miłości – powiedział rzeczowo. – Amor mia, nie rozumiesz? Ty jesteś rajskim ptakiem, a Montedoro jest tylko dla orłów.
– Tak mało o mnie wiesz. A może i ja jestem orłem?
– Przestań, proszę. Nie wiesz, co mówisz.
Był jednak tak wzruszony, że pomimo swoich słów przytulił ją mocniej. Angie przerwała nagle taniec i pociągnęła go za sobą na dwór. Świeciły gwiazdy.
– Angie…
– Zamknij się i pocałuj mnie – powiedziała, przyciągając go ku sobie.
Jego drżenie podpowiedziało jej, że walczyłby z pragnieniem, gdyby mógł, lecz nie miał tyle sił. Zebrała całą odwagę i była teraz górą, całowała go tak, jak lubił, tak żeby ich szczęście powróciło.
– Nie możesz drugi raz mnie pożegnać – wyszeptała.
– Angie, proszę, nie… nie niszcz mnie.
– Próbuję tylko przeszkodzić ci w zniszczeniu nas obojga. Pragniesz mnie, prawda?
– Wiesz, że tak.
– To wystarczy, by chwycić się mocno za ręce i skoczyć w przepaść. Kochany, wszystko, czego nam trzeba, to odrobina odwagi.
Jej pocałunki torturowały go zapowiedzią rozkoszy. Szalał. Zauważyła, że nie miał siły opierać się. Jego dłonie zniszczyły dzieło, nad którym fryzjer spędził tyle czasu. Pukle włosów opadły jej w nieładzie na ramiona, a usta Bernarda podążyły za nimi, zostawiając na jej ramionach gorący ślad.
– Nie kuś mnie. Czarodziejko, będę z tobą walczył.
– Będę cię kusić, aż staniesz się tak odważny, by podjąć ryzyko wraz ze mną. Jeśli żadne z nas nie może żyć w świecie drugiego, zbudujmy wspólny.
– Nie – szepnął ochryple.
– Tak, mój kochany, wykorzystajmy tę szansę, skoczmy z najwyższego szczytu Montedoro i poszybujmy razem jak orły.
– To szaleństwo.
– Nie myśl o tym. Czy nie tęskniłeś za moimi pocałunkami?
– Pragnąłem tego bardziej niż czegokolwiek, ale to niczego nie zmienia.
– To zmienia wszystko – powiedziała, przyciskając usta do jego warg. – Jesteś mój, należysz do mnie, a ja należę do ciebie. Nie pozwolę ci odejść.
Nagle do jej pożądania dołączył gniew. Złapała go za ramiona i potrząsnęła nim, wbiła w niego płonący wzrok:
– Kochamy się, czy nie to jest najważniejsze?
– Być może mniej ważne, niż ci się wydaje. Myślisz, że nie spędzałem bezsennych nocy, marząc o tobie, pragnąc cię, mówiąc sobie, że świat mógłby przestać istnieć, gdybym choć raz mógł kochać się z tobą?
– To kochaj się ze mną, teraz, mój pokój jest obok. Dość pytań i nie podjętych decyzji.
– Jednak ze świtem odzyskiwałem rozsądek. Łatwo powiedzieć, że świat mógłby zginąć. W rzeczywistości on nigdy nie przepadnie. Jak dużo czasu zajęłoby nam, żeby się znienawidzić, gdybyśmy razem zamieszkali? Ty nie możesz żyć moim życiem, a ja twoim. Zniszczylibyśmy się nawzajem. Dlaczego nie chcesz tego zrozumieć?
– Bo jesteś dla mnie wszystkim! – krzyknęła w zapamiętaniu i gniewie. – I być może miłość mnie ogłupiła, bo wydaje mi się, że wszystko się uda, jeśli oboje będziemy kochać. Wolę już moją głupotę niż twoje przekonanie, że nic nie jest możliwe, a miłość nie jest warta tego, by o nią walczyć.
Nagle uświadomiła sobie, że wszystkie jej zabiegi poszły na marne. Poczuła ból w sercu. Cofnęła się gwałtownie.
– Cóż, widać nie warto było walczyć! – krzyknęła. – Być może należę do innego świata, ale nie masz prawa odebrać mi możliwości podejmowania własnych decyzji. Być może rzeczy wiście zniszczylibyśmy się, będąc razem, ale nie z przyczyn, o których myślisz, tylko dlatego, że nie mogłabym być z mężczyzną, który ignoruje zdanie innych, któremu się wydaje, że kobieta musi go pytać, co ma robić. Zegnaj, Bernardo. Wydawało mi się, że popełniłam błąd, wracając tutaj, ale teraz się cieszę. Nie będę dłużej cierpieć.
Wybiła północ. Dom pogrążył się w ciszy. Angie stała na tarasie. Wiedziała, że jest tutaj po raz ostatni.
– A więc był upartym osłem jak zwykle? – Z cienia dobiegł ją ironiczny głos Baptisty.
– Niestety – odpowiedziała gorzko. – Myślałam, że tęsknił za mną tak, jak ja za nim, i że to zmieni jego decyzję. On jednak…
– Tak, Bernardo nigdy nie zmienia decyzji. Będzie cię kochał całe życie i będzie przez to tak cierpiał, że wolę o tym nie myśleć.
– A ja?
– Dziecko, dobrze wiem, że cierpisz. Ty jednak jakoś to przetrwasz i znowu pokochasz. Być może nie tak jak jego, ale też mocno. Jesteś otwarta i pełna radości. Wiesz, jak korzystać z życia. A Bernardo… – Baptista westchnęła. – Niestety, on jest twardy, właściwie zatwardziały; nie wie, co to kompromis. Ukrywa siebie nawet przed samym sobą. Jedna kobieta – tylko jedna – znalazła sposób, żeby wywieść go na chwilę ku słońcu. Jeśli ją straci… Pomyśl, jakie będzie jego życie. Zimne i pełne goryczy.
– Wiem – szepnęła Angie. – Kiedy myślę, że jest tam w górach całkiem sam, podczas gdy moglibyśmy być tacy szczęśliwi. – Zagryzła wargi, ale nie mogła powstrzymać łez. – Jemu się wydaje, że jestem tylko rajskim ptakiem. – Wybuchnęła płaczem. – A ja chciałam być orłem!
– Bądź nim!
– Jak, kiedy on mi na to nie pozwala?
– Nie pozwala? – Głos Baptisty tym razem był ostry. – Czy należysz do kobiet, którym mężczyźni muszą pozwalać? Myślałam, że stać cię na więcej. Rób to, w co wierzysz. Nie pytaj go o pozwolenie. Tylko słabe kobiety mówią: „Gdyby tylko…". Silne działają.
– Przecież chciałabym, tylko nie wiem jak.
– Za to ja wiem – powiedziała Baptista. – Chodź, powiem ci.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Zimą Montedoro pustoszało. Na uliczki wypełzała nieprzyjazna mgła. Większość sklepików i kafejek pozamykano. Odgłos kroków na bruku odbijał się echem o zimne mury.
W miasteczku zostało zaledwie kilkaset osób, z których większość tłoczyła się w tej chwili w wąskiej uliczce, przyglądając się przeprowadzce. Dwie ciężarówki czekały na rozładowanie. W pierwszej przywieziono meble. Nie było ich wiele, ponieważ nowy lekarz odkupił praktykę doktora Fortuno w całości – także dom wraz z wyposażeniem. Największym sprzętem było łóżko, zresztą bardzo luksusowe, wykonane z pięknie polerowanego orzecha, z grubym sprężystym materacem. Wyglądało na to, że niełatwo będzie przenieść mebel przez wąskie drzwi wejściowe. Był duży. Zbyt duży jak na jedną osobę.
Hmm!
Druga ciężarówka była jeszcze bardziej interesująca. Lepiej zorientowani wiedzieli, że te duże metalicznie połyskujące przedmioty, to wyposażenie gabinetu lekarskiego. Wielu szeptało w zadziwieniu:
– Doktor Fortuno nigdy nie miał nic takiego.
– Był stary. Mówią, że od czasu uzyskania dyplomu nie przeczytał ani jednej książki.
– Więc kim jest ten nowy?
– To kobieta.
– Nie żartuj!
– T o ona, tam.
– Co? Ta drobina? Mogłaby być moją córką! Pomimo swej kruchości i młodego wyglądu, nowa lekarka umiała działać. Kiedy zaoferowała dwadzieścia tysięcy lirów każdemu, kto pomoże nosić rzeczy, wśród bezrobotnych zimą mężczyzn nastąpiło poruszenie. W kilka chwil wszystko wyładowano, a puste ciężarówki mogły odjechać.
Coraz więcej gapiów pchało się do środka, by zobaczyć nowego lekarza.
– Być może pamiętacie mnie z zeszłego roku – powiedziała po włosku. – Doktor Fortuno wyjechał i ja przejmuję jego obowiązki.
Angie odetchnęła głęboko i rozejrzała się. Twarze wokół nie zdradzały niczego. Postawiła wszystko na jedną kartę, lecz oni nie mogli się dowiedzieć, jaką miała tremę. Oprowadziła ich po gabinecie, objaśniając przeznaczenie nowego wyposażenia. Trochę się obawiała, chciała nawet prosić, by niczego nie dotykano, okazało się to jednak zbędne. Nikt nawet nie próbował. W ich oczach nie dostrzegła wrogości, ale też ani śladu serdeczności. Była tu obca.
W końcu ktoś zapytał:
– Gdzie jest doktor Fortuno?
– Wyjechał do Neapolu, do siostry – odpowiedziała.
– I już nie wróci?
– Nie, nie wróci – potwierdziła z ciężkim sercem. – Czy widzieliście…
Jednak nikt już jej nie słuchał. Tłum nagle zaczął się rozstępować.
W drzwiach stał Bernardo. Patrzył na nią z takim niezadowoleniem i gniewem, o jakie nigdy nie posądziłaby kochającego mężczyzny. W pierwszej chwili cofnęła się, lecz zaraz podniosła głowę. Wiedziała przecież, że nie będzie łatwo.
Ludzie odsunęli się i obserwowali ich z pewnej odległości.
– Co ty wyczyniasz?
– Przejęłam praktykę po doktorze Fortuno. Dziwię się, że nie doszły cię jeszcze żadne plotki.
– Doszły mnie, jak tylko przejechałem główną bramę. Wiesz, o co pytam. Dlaczego ty?
– A dlaczego nie? – Spojrzała mu w oczy.
– Bo ty tutaj nie pasujesz.
– O tym przekonam się sama.
Zbliżył się do niej.
– Dlaczego musisz wszystko utrudniać? To nie jest miejsce na gry. Najdalej za tydzień będziesz miała dosyć.
– Już ci kiedyś mówiłam, że jestem twardsza, niż ci się wydaje.
– A ja ci mówiłem, że to nie jest miejsce dla ciebie. Tu jeszcze nigdy nie było lekarza-kobiety. I długo nie będzie. Musisz wyjechać.
– A kto mi każe? – Zaczynała się denerwować.
– Nie pozwolę, byś tu została. Jasne?
– Wystarczająco. Nie rozumiem tylko, jakim prawem chcesz mnie stąd wyrzucić. Ten dom należy teraz do mnie, tak jak i cała praktyka. Klasztor też nie jest twój.
– A co ma do tego klasztor?
– Siostra Ignacja jest wykwalifikowaną pielęgniarką. Będzie mi pomagać. Siostry są zachwycone, że nowy lekarz jest kobietą.
– Ale jak…? – Bernardo przeczesał włosy palcami. – Jakim sposobem zdobyłaś pozwolenie na praktykę lekarską w tym kraju?
– Posiadam wystarczające kwalifikacje. Jedyny problem stanowiła biurokracja. Ciągle jakaś komisja musiała zatwierdzać dokumenty, a takie rzeczy ciągną się w nieskończoność.
"W cieniu złotej góry" отзывы
Отзывы читателей о книге "W cieniu złotej góry". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "W cieniu złotej góry" друзьям в соцсетях.