Trzymając się za ręce, doszli aż pod drzwi jej pokoju.

– Jutro wcześnie rano wyjedziemy stąd. Dobrej nocy.

Pocałował ją delikatnie, ale wyczuła, że tłumi poruszenie równie wielkie, jak to, które sama odczuwała.

– Dobranoc – szepnął jeszcze raz i oddalił się.

Angie wśliznęła się do pokoju. Był pusty. Zastanawiała się, gdzie może być Heather i czy nie powinna jej poszukać, gdy właśnie w tej chwili przyjaciółka wróciła. Wyglądała mizernie, ale była spokojna.

– Dobrze się czujesz? – zapytała Angie z niepokojem.

– Tak, wszystko w porządku. Rozmawiałam z Renatem. Zwymyślałam go – odparła Heather głosem wypranym z emocji.

– Skoro Lorenzo gdzieś się ukrywa, pozostaje tylko Renato – stwierdziła Angie gorzko.

– Nie wiń Lorenza. Dziś wieczorem wyciągnęłam kilka informacji od Renata – powiedziała Heather nieoczekiwanie. – Nie chciał, ale musiał przyznać się do kilku rzeczy.

– Na przykład?

– Lorenzo chciał być ze mną szczery kilka dni temu. Wrócił wcześniej ze Sztokholmu, ponieważ chciał mi wyznać, ze ma wątpliwości i pragnie przełożyć ślub. A Renato mu nie pozwolił. Dasz wiarę? Powiedział mu nawet, że przeżyłam już kiedyś rozstanie, więc Lorenzo ma obowiązek wywiązać się z obietnicy.

– Udusiłabym go – wyrwało się Angie gniewnie.

– Jesteś druga w kolejce. Dobre i to, że przynajmniej nie będę z nim spokrewniona. Och, nie mam już siły o tym dzisiaj myśleć. Jestem taka zmęczona.

– Będziesz mnie jutro potrzebowała?

Heather uśmiechnęła się porozumiewawczo.

– Nie, dam sobie radę. Jedź z Bernardem. Moja droga, tak się cieszę, że przynajmniej jedna z nas będzie szczęśliwa.

– Heather otoczyła przyjaciółkę ramieniem.

Chociaż Angie ciągle miała skrupuły, czy powinna zostawiać przyjaciółkę samą, wkrótce przekonała się, że Bernardo miał rację, twierdząc, iż Heather powinna poradzić sobie samodzielnie z zaistniałą sytuacją. Angie po raz pierwszy przekonała się o sile Heather. Poprzedniego wieczoru, kiedy Lorenzo chyłkiem wrócił do domu, nie unikała spotkania z nim. Przywitała go z godnością i spokojem, a nawet z pewną dozą humoru, co powiększyło jeszcze jego zawstydzenie. Heather była obecna także, kiedy Baptista wróciła ze szpitala. Starsza kobieta wciąż do niej lgnęła jak do córki.

– Pod wieloma względami są do siebie podobne – powiedział Bernardo. – Z kolei Lorenzo i Renato chodzą wokół Heather jak po rozżarzonych węglach. Nie wiedzą, co myśli i to ich dręczy. Dobrze im to zrobi. Rozumiem, czemu Baptista tak nalega, żeby Heather pozostała przy niej.

Angie i Bernardo byli nierozłączni. Uczyli się siebie nawzajem. Delektowali się słodką nicią porozumienia, jaka nawiązała się między nimi. Angie zaczynała rozumieć, dlaczego Baptista stwierdziła, że Bernardo żyje właściwie jak biedak. W przeciwieństwie do zastępów służby w Residenzy, tu na górze wszystkim zajmowała się Stella. Ona przygotowywała większość posiłków. Czasami Bernardo gotował sam. Czekał wtedy z niecierpliwością na opinię Angie. Jego dom był skromny, prawie surowy. Jedynym nowoczesnym udogodnieniem było centralne ogrzewanie, które, jak ją zapewnił, rzeczywiście przydaje się podczas srogich zim.

Kiedyś nazwał to miejsce ich przyszłym wspólnym domem, ale od tego czasu nie złożył jej oficjalnej propozycji małżeństwa. Zauważyła jednak, że robił pewne uwagi, jakby czuł się w obowiązku wyjaśnić jej wszystko.

Pewnego razu stwierdził:

– Chciałbym, żeby już była zima. Przekonałabyś się, jak jest tu wtedy nieprzyjemnie.

– Kochanie – pogłaskała jego twarz – to naprawdę niepotrzebne.

Poczuła bolesne ukłucie w sercu, widząc, jak zwykłe dotknięcie dłoni i parę słów przywracają mu spokój. Wiedziała, że ją kocha, a to, jak bardzo jej potrzebował, przesądzało sprawę. Nie znała przyszłości, ale była pewna, że nic ich nie rozdzieli. Wtulili się w siebie, spletli mocno ramionami.

– Może po południu pojedziemy na piknik? – zaproponował w końcu. – Taki dzień powinno się spędzić na słońcu.

– Świetnie.

– Przygotuję coś na ząb.

– Czy mogę w tym czasie wejść do Internetu?

– Oczywiście, zaloguję cię. – Wpisał hasło, podał jej krzesło i obiecał przynieść kawę.

Angie weszła na stronę swojego ojca i wysłała mu e-mail. Potem zaczęła przeglądać stronę w poszukiwaniu nowości. Doktor Harvey Wendham sam ją tworzył i był z niej dumny prawie tak samo jak z luksusowej kliniki na Harley Street.

– Skubaniec. Nieźle mu idzie – zachichotała.

Był cenionym chirurgiem plastycznym, a wśród jego pacjentów nie brakło gwiazd ze świata filmu i polityki. Przez lata pracował za marne wynagrodzenie, „inwestując czas" – jak to nazywał, ale teraz odcinał kupony i cieszył się z tego. Angie wiedziała, że ojciec jest rozczarowany faktem, iż żaden z jego synów z nim nie pracuje. Liczył na najmłodsze dziecko. Jednak Angie wahała się. Dostała kilka innych propozycji. Niektóre były dość atrakcyjne, inne oferowały niewiele poza ciężką pracą, niską płacą i wielką satysfakcją zawodową.

Teraz decyzja zapadła. Kochała Bernarda i on ją kochał. Już nie mogłaby go opuścić.

– Kawa dla signoriny – Bernardo zawołał śpiewnie, otwierając sobie drzwi i wnosząc tacę z dzbankiem i dwiema filiżankami.

– Och, jak cudownie!

Zaczęła nalewać kawę, gdy Bernardo z zainteresowaniem zerknął na ekran komputera.

– Coś się stało? – zapytała, kiedy wymamrotał pod nosem coś niezrozumiałego, co brzmiało mało sympatycznie.

– Ten facet nazywa siebie lekarzem! Przecież jemu chodzi tylko o nabijanie własnej kieszeni.

– Podobno jest bardzo dobry w tym, co robi – zauważyła Angie, śmiejąc się w duchu na myśl o tym, jaką minę zrobi Bernardo, kiedy pozna prawdę. Nazwiska jej ojca nie było w tej chwili na ekranie.

– I cóż on robi? – powiedział szyderczo. – Tylu ludzi na całym świecie potrzebuje pomocy lekarza, a on zajmuje się chirurgią kosmetyczną. Ma dar od Boga, a wykorzystuje go, by robić pieniądze.

– Całkiem niezłe pieniądze, prawdę mówiąc, ale duża ich część… – Chciała powiedzieć „idzie na cele dobroczynne", jednak Bernardo przerwał jej oburzony.

– Niezłe pieniądze! Tacy jak on myślą tylko o forsie.

– On robi wiele dobrego – powiedziała Angie, lekko zniecierpliwiona. – Nie chodzi tylko o gwiazdy filmowe. Operuje także dzieci z różnymi wadami. I tak się składa, że jest moim ojcem, więc byłabym ci wdzięczna, gdybyś przestał go obrażać.

Spojrzał na nią dziwnie.

– To twój ojciec?

Angie wróciła do poprzedniej strony z nazwiskiem – Doktor Harvey Wendham – po czym spojrzała na Bernarda, szukając w jego twarzy wyrazu zakłopotania. Mogliby wtedy skwitować wszystko śmiechem. On jednak wyglądał, jakby otrzymał poważny cios.

– Bernardo, coś się stało? Źle się czujesz?

– Nie, nic. – Opanował się szybko, ale jego uśmiech zdradzał głęboki smutek, jakby coś w nim umarło.

– Bernardo! – Angie nagle poczuła, że ogarnia ją lęk.

– Po prostu nie wiedziałem, że pochodzisz z tak bogatej rodziny.

– W porządku, jesteśmy bogaci, ale… Czy to coś zmienia?

– Może nie, nie powinno.

– Właśnie, ja to ciągle ja.

– Myślałem, że jesteś biedna! – wybuchnął. – Ty i Heather.

– Heather zawsze była biedna jak mysz kościelna.

– Ale mieszkacie razem?

– Przyjaźnimy się. Dom należy do mnie. Heather mieszka ze mną, bo lubimy być razem. Kwestie finansowe nigdy nie były dla nas problemem.

– A ten dom… Czy nie znajduje się przypadkiem w najbogatszej dzielnicy Londynu?

– Owszem, w Mayfair, i co z tego?

– Co z tego? – Głos mu drżał. – Dałem się nabrać.

Angie była coraz bardziej przestraszona. Sprawa wymykała się spod kontroli. Nie można było skwitować jej śmiechem.

– Nie chcesz chyba powiedzieć, że to coś zmienia między nami? – Siliła się na lekki ton. – Dlaczego? Nie jestem zepsutą, bogatą dziewczynką. Jestem silną i ciężko pracującą kobietą.

– Tak, jesteś sobą, Angie, kobietą, którą kocham. Nic tego nie zmieni. Zresztą, w końcu to twój ojciec jest bogaty, nie ty.

Wzięła głęboki oddech i odwróciła się, by nie dojrzał wahania na jej twarzy. Powinna mu powiedzieć, że ojciec rok temu przepisał na nią milion dolarów, ale była pewna, że taka uwaga nie wyjdzie im w tej chwili na dobre. Jego twarz stała się nagle taka obca.

Powie mu innym razem, wkrótce. Lepiej poczekać, aż będzie przygotowany na taką wiadomość.

Pojechali na zaplanowaną przejażdżkę roześmiani, jak gdyby nic nie zaszło. Jakby udawanie mogło coś naprawić.

Bernardo zjechał nieco w dół zbocza, zatrzymując samochód w miejscu, w którym pocałowali się pierwszy raz.

– To piękne miejsce. Pamiętasz, jak byliśmy tu ostatnio? – zapytała.

W jej głosie brzmiał niepokój. Daremnie wspominać coś, co już minęło. Choć upłynęło zaledwie kilka dni, tamten moment szczęścia należał już do przeszłości.

Ich wysiłki, żeby prowadzić normalną rozmowę, tylko pogarszały sytuację. Angie nie chciała przyjąć do wiadomości, że to, co się wydarzyło, mogło stanowić poważne zagrożenie dla ich miłości. Co znaczą pieniądze? Palący niepokój jednak rósł.

Zasiedli do pikniku zdecydowani bronić dobrego nastroju. Angie spróbowała podjąć niebezpieczny temat, ale Bernardo uchylił się zręcznie. W końcu zapadła cisza. Bernardo położył się na trawie. Z uśmiechem pochyliła się nad nim i zobaczyła, że zasnął.

– Dobrze – szepnęła. – Obudzisz się i będzie lepiej.

Ale nie było. Kiedy spojrzał na nią, poczuła z przerażeniem, że nie wie, jak pokonać powstałą nagle między nimi przepaść.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Po bezsennej nocy Angie nie czuła się wcale lepiej, a wyraz twarzy Bernarda, kiedy przyjechał rano do Residenzy, świadczył o tym, że jest wręcz gorzej. Potraktował ją z chłodem, o jaki nigdy by go nie podejrzewała.

– Ciekaw jestem, kiedy zamierzałaś mnie poinformować -powiedział cicho.

– O czym? – zapytała z rosnącym niepokojem.

– O milionie, którego jesteś właścicielką?

Boże! Nie w ten sposób, proszę! – pomyślała.

– Nie mogłam. Byłeś tak wstrząśnięty informacją o moim ojcu, że bałam się. Chciałam poczekać, aż się trochę uspokoisz i będziesz gotowy na tę nieprzyjemną wiadomość. Jak się o tym dowiedziałeś?

– Z Internetu. Szukałem całą noc informacji o twoim ojcu. Było tego całkiem sporo. Znalazłem wszystko, co kiedykolwiek o nim napisano. Tak doszedłem do tego. – Rozłożył na stole kilka kartek.

Z niezadowoleniem rozpoznała artykuł sprzed kilku miesięcy. Jej ojciec, dumny jak paw ze swego nowego nabytku – otoczonego zielenią domu – zaprosił doń dziennikarza. O niej też napisano: „W dzień oddany lekarz, wieczorem lubiąca zaszaleć dziewczyna". Zamieszczono również jej zdjęcie, na którym w skąpej sukience tańczyła dziką rumbę. Wystarczająco wyraźnie widać było tło, by domyślić się, że działo się to w jednym z najdroższych nocnych klubów, gdzie bawi się tylko śmietanka towarzyska.

Inne zdjęcia. Ona za kierownicą samochodu, który był jej radością i dumą, a na który żaden żyjący ze zwykłej pensji lekarz nie mógłby sobie pozwolić. No i oczywiście jej dom w najbogatszej dzielnicy Londynu.

– Przez cały ten czas – westchnął ciężko – nic mi nie powiedziałaś.

– Nie miałam zamiaru cię okłamywać. Nie przyszło mi do głowy, że to ma jakieś znaczenie.

– Ale nie powiedziałaś mi o pieniądzach, jakie otrzymałaś od ojca. Zastanawiam się, jak długo chciałaś ukrywać prawdę. I jak dużo, albo raczej jak mało, byś mi w końcu wyznała.

– Mam wrażenie, że powinnam się wstydzić – powiedziała ze złością. – Nie jest zbrodnią być bogatym.

– Masz rację. Ale mogłaś być ze mną szczera.

– Kiedy miałam być szczera? – zapytała z niesmakiem. -W dzień naszego przyjazdu? A może, gdy spotkaliśmy się na lotnisku? Miałam powiedzieć: „Trzymaj się ode mnie z daleka. Jestem dla ciebie zbyt bogata"? Skąd mogłam przypuszczać, że zrobisz z tego problem? Przecież sam też nie jesteś biedny.

– Martelli są bogaci, nie ja. Odebrałem minimalną część, do której miałem prawo, i nie żyję jak bogacz. Wiesz o tym dobrze. Nie mogę tego zmienić. Zbyt głęboko we mnie to wrosło. Musiałbym zdradzić swoją duszę.

– Rozumiem to, ale…

– Nic nie rozumiesz. – Bernardo był bardzo blady. – Sam niezbyt dobrze to rozumiem. Wiem tylko, że muszę żyć w ten sposób. Miałem zamiar prosić cię o rękę. Wiedziałem, że nie byłaby to dla ciebie łatwa decyzja, bo w Montedoro nie mieszka się łatwo ani przyjemnie. Ale byłem przekonany, że jesteś taka jak ja, przyzwyczajona do trudów życia, i że miłość pozwoli ci znieść niedogodności.

– To jest możliwe – powiedziała żarliwie. – Myślisz, że nie znam trudów życia? Jestem lekarzem.

– Ale po pracy wracasz do luksusowego domu w Mayfair. Nie mogłabyś zamieszkać na szczycie mojej góry. Wydaje ci się to możliwe, ale kiedy przekonałabyś się, że tak nie jest, byłoby już za późno. I co wtedy? Uciekłabyś do Palermo albo nawet do Anglii, kto wie.