– Widzę, że masz na mój temat niezłą opinię. Myślisz, że jestem słabeuszem, który nie potrafi dawać ani kochać.

– Nie, ale znam to życie, a ty nie. Wiem, co cię tu czeka. Widziałaś Montedoro latem, w pełnym słońcu. Ale zimą turyści wyjeżdżają, a miasto spowija zimna mgła, przejmująca chłodem aż do szpiku kości. Wiatry wyją nieprzerwanie tygodniami, jest posępnie i ponuro.

– W takim razie, czy Palermo to złe rozwiązanie? To przecież też Sycylia i… – urwała na widok wyrazu jego twarzy. – OK. Nie powinnam była tego mówić.

– Przeciwnie. Cieszę się, że powiedziałaś. Dlaczego nie miałabyś mieszkać w komforcie do jakiego jesteś przyzwyczajona? Tylko że ja nie mogę tak żyć. Jest coś, czego nie mogę w sobie przezwyciężyć. To mnie napędza, zmusza do rzeczy, których nie chciałbym robić. I muszę być temu posłuszny.

– W porządku. Więc użyjmy moich pieniędzy. Możemy wydać trochę na twój dom, uczynić go przytulniejszym, A zimą moglibyśmy przecież mieszkać w Palermo.

– Mam żyć z twoich pieniędzy? – Był blady jak ściana.

– Skoro je mam? Co moje, to twoje.

– Nigdy! – To słowo zadźwięczało jak uderzenie. – Brać pieniądze od ciebie?! Myślisz, że mógłbym to zrobić?

– Dlaczego nie? W dzisiejszych czasach…

Kiedy powiedziała „w dzisiejszych czasach", uświadomiła sobie, z jaką rzeczywistością się zderza. Bernardo nie należał do nowoczesnych mężczyzn o nowoczesnym podejściu do kobiet. Coś go dręczyło, a fakt, że w dzieciństwie został wchłonięty przez bogatą rodzinę, uczynił go zgorzkniałym. Był gotów walczyć na śmierć i życie, aby nie dopuścić do tego ponownie. Jednak Angie nie chciała się poddać tak łatwo. Jeszcze nie teraz. Ona też potrafi walczyć, a jej miłość jest tego warta.

– Musimy znaleźć jakiś sposób. – Starała się, by jej głos brzmiał pewnie. – Nie możemy tak zaprzepaścić miłości.

– Gdybyśmy się pobrali, skończyłoby się to fatalnie – powiedział smutno. – Ja nie mogę żyć za twoje pieniądze, a ty nie możesz żyć bez nich. Pewnego dnia pojechałabyś do Anglii odwiedzić rodzinę i już byś tutaj nie wróciła. A ja… – Zadrżał.

– Co byś wtedy zrobił? – wyszeptała.

Długo milczał, wreszcie zdobył się na odpowiedź:

– Myślę, że mógłbym pojechać za tobą.

Przez moment nie pojęła, o co mu chodzi, i poczuła chwilową ulgę.

– W takim razie…

– Nie rozumiesz?! – prawie krzyknął. – To tylko świadczy o tym, jak bardzo cię kocham; tak bardzo, że mógłbym poświęcić honor i pobiec za tobą jak pies, błagając, byś pozwoliła mi ze sobą zostać. Mógłbym spróbować żyć twoim życiem, pogardzając samym sobą.

Angie zbladła.

– Naprawdę myślisz, że pozwoliłabym na coś takiego? Że chciałabym, byś we własnych oczach przestał być mężczyzną? Jeśli tak właśnie myślisz, to nie dziwię się, że wstydzisz się swojej miłości do mnie.

– T o nie tak.

– Właśnie, że tak. – Była naprawdę rozgniewana. – Sam nie wiesz, co mówisz! Tak bardzo cię kocham! Tyle że dla ciebie kochać, znaczy być psem i ustępować kobiecie, a w swojej arogancji nie wierzysz, by którakolwiek była tego warta. Dlaczego mnie kochasz, jeśli mną pogardzasz? Czy też pogardzasz mną tylko dlatego, że mam pieniądze?

– Nie mów tak – poprosił. – Nie to miałem…

– Ale to właśnie powiedziałeś. Chcesz kochać dokładnie tyle i ani kroku więcej. Chcesz liczyć każde ziarenko, żeby mieć pewność, że nie dałeś mi więcej niż to, na co według ciebie zasłużyłam. Ja pojmuję miłość inaczej. Poświęciłabym wszystko, żeby być z tobą, i byłabym dumna, że kocham człowieka, dla którego warto było to uczynić. Ale ty…

– Dość! Ani słowa więcej.

– Właśnie skończyłam. Nic dodać, nic ująć!

Odwróciła się i wybiegła z domu. Przez następną godzinę snuła się po ulicach, usiłując zrozumieć, co się stało. Nie, to nie mogła być prawda. To tylko zły sen. Wróci, a on będzie na nią czekał z uśmiechem, obejmą się i wszystko będzie dobrze.

Jednak gdy po powrocie do Residenzy napotkała jego niespokojne spojrzenie, wiedziała, że nic się nie zmieniło. Mimo rozdarcia, nie mógł postąpić inaczej.

Pobiegła w jego ramiona, które się dla niej otwarły i otoczyły ją ciaśniej niż zwykle.

– Przepraszam – szepnęła.

– Możesz mówić, co chcesz, tylko nie znienawidź mnie, proszę. Nie mam wyboru.

Nic jej tu już nie trzymało. Heather pozostawała na Sycylii na prośbę Baptisty, Angie zarezerwowała więc jeden bilet z Palermo do Londynu. Bernardo odwiózł ją na lotnisko i w przygnębiającej ciszy czekali na ogłoszenie jej lotu. Angie czuła się jak na pogrzebie.

W końcu musiała przejść przez bramki do poczekalni, do której Bernardo już nie mógł wejść.

– Przebacz mi – powiedział ochrypłym głosem. – Gdybym mógł, zgniótłbym tę barierkę, ale to jest silniejsze ode mnie. Ciągle cię kocham. Nigdy nie pokocham nikogo innego. Ale nie potrafię tego zmienić.

Położyła dłoń na jego policzku, patrząc z czułością i łagodnością. Bernardo dotknął wargami wnętrza jej dłoni. Nazwała go arogantem, ale teraz nie wyglądał na aroganta. Był chory i złamany nieszczęściem. Gdyby chodziło o innego mężczyznę, mogłaby mieć nadzieję, że w ostatniej chwili się podda. Ale nie Bernardo.

– Bernardo… – szepnęła.

– Idź – powiedział błagalnie. – Idź, zanim pęknie mi serce.

Angie zamierzała po powrocie z wakacji spokojnie rozważyć wszystkie oferty zatrudnienia. Teraz jednak podjęła pracę w klinice ojca tylko dlatego, że mogła zacząć od zaraz. Nie zniosłaby bezczynności.

To była dobra decyzja. Praca w klinice Wendhama stawiała o wiele trudniejsze wymagania, niż można by sądzić jedynie po jej bogatych pacjentach i astronomicznych kosztach leczenia. Harvey Wendham był świetnym chirurgiem, który zdobył sobie reputację najlepszego w branży. Rozpoczął szkolenie córki na swoją asystentkę i wkrótce praca całkowicie wypełniła jej czas.

Jednak wciąż miała zbyt wiele pustych wieczorów, a praca stopniowo przestawała pełnić rolę antidotum na jej ból. Szybko opanowała tajniki zawodu. Ojciec był zachwycony, bracia gratulowali jej. Otoczona aurą sukcesu, czuła się zagubiona i samotna jak na pustyni.

Jak zawsze miała adoratorów. Większości z nich już na starcie nie dawała żadnych szans, ale zgadzała się czasem na jakiś obiad czy tańce. Kiedyś być może podobaliby się jej, przynajmniej przez chwilę, teraz nie mogła powstrzymać się od porównań. Jakże byli inni od Bernarda, który zawsze mówił to, co myślał, nawet jeśli miał tym zrazić sobie ludzi. Po pierwszej randce nigdy nie następował dalszy ciąg.

Wszystko, co robiła, wydawało się pozbawione sensu, czasami nawet praca. Dawała z siebie wszystko, bo taka była z natury, jednak nic nie mogło złagodzić jej smutku. Satysfakcja zawodowa nie pomagała zatrzeć bolesnego wspomnienia o Bernardzie.

Z początku miała nadzieję, że Heather wkrótce wróci, ale z rozmów telefonicznych dowiedziała się o nieprawdopodobnych zdarzeniach, jakie miały miejsce na Sycylii. Otóż Baptista – ku zdumieniu wszystkich – miała własny pomysł na zażegnanie skandalu: zaaranżowanie małżeństwa z…

– Renato??? – Angie nie kryła zdumienia. – To jakiś niedorzeczny żart. Przecież ty nie możesz na niego patrzeć?

– Tak też jej powiedziałam. Że jedyne, na co mam ochotę, to kopnąć go w łydkę. A ona na to, że jak będziemy małżeństwem, to mogę to robić codziennie.

Angie mimo woli roześmiała się.

– Trzeba przyznać, że Baptista jest niepowtarzalna.

– Ona uważa, że skoro jej rodzina mnie obraziła, teraz musi to nadrobić.

– To jakieś średniowieczne zasady.

– Oni są Sycylijczykami, Angie. Są inni od nas. Być może i mają w sobie coś średniowiecznego. W pewnym sensie trzeba ich jednak za to podziwiać, nawet jeżeli nie do końca ich rozumiemy.

– Tak – Angie westchnęła. – Wiem coś o tym.

Heather przeniosła się do Bella Rosaria, by uniknąć swatania Baptisty. Ale to nie mogło trwać zbyt długo. Wkrótce Heather powróci i Angie znów będzie miała przyjaciółkę przy sobie.

Niestety, pewnego wieczoru ponownie odebrała telefon i tym razem usłyszała niesamowitą wieść: Heather zgodziła się na małżeństwo z Renatem.

– Chciałabym, żebyś była moją druhną. Możesz się stamtąd wyrwać?

– Z pewnością. – Angie z trudem zbierała siły, by zadać następne pytanie. – Heather, czy Bernardo…?

– Nie wie, że cię zapraszam. I nie zamierzam mu o tym mówić.

– Ale czy on…?

– Jest bardzo nieszczęśliwy. Być może to odpowiednia chwila, byś wróciła.

Kiedy skończyły rozmawiać, Angie opadła na sofę i poddała się tęsknocie. Zobaczyć ponownie Bernarda, usłyszeć jego głos, być może znaleźć się w jego ramionach. Może to niezbyt rozsądnie tak go zaskakiwać, ale nie miała siły odmówić Heather. Rozpłakała się. Bez sensu. Od tygodni nie była taka szczęśliwa, choć było to szczęście zaprawione goryczą i niosło zapowiedź nowego cierpienia.

Przestań się roztkliwiać! – rozkazała sobie. Odwaga zwycięża. Masz być odważna.

Kiedy poprosiła o urlop, ojciec spojrzał na jej bladą twarz i bez słowa wyraził zgodę. Na dzień przed ślubem Heather przyleciała do Palermo. Przyjaciółka czekała na nią na lotnisku.

– Bernardo jest wciąż w Montedoro i nie pokaże się tu aż do jutra rana. Zjemy w mieście, a potem wśliźniemy się do domu bocznym wejściem, tak żeby służba cię nie zobaczyła.

Przy kolacji Heather próbowała wyjaśnić, dlaczego zgadza się poślubić mężczyznę, którego nigdy nie lubiła.

– Baptista wszystko przemyślała. Jest zdecydowana zatrzymać mnie w rodzinie. Willę Bella Rosaria dostałam od niej jako posag. Nawet po moim zerwaniu z Lorenzem, nie chciała słyszeć o jej zwrocie. Muszę poślubić Renata, żeby posiadłość została w rodzinie.

– A co on na to?

– On dostanie z powrotem Bella Rosaria, a tego właśnie chce.

– To wszystko? – Angie spojrzała na nią podejrzliwie.

– No i… czuję się tu jak w domu. Pokochałam Sycylię, a to wystarczający powód, by zostać.

– Aha. – Angie nagle doznała olśnienia. – Jesteście zakochani!

– Kto mógłby się zakochać w Renato? – zaprzeczyła Heather z przekonaniem. – Po ślubie będzie wygodniej się z nim kłócić.

– W porządku. Będziesz miała burzliwe małżeństwo.

– Zobaczysz! – powiedziała Heather ponurym głosem, śmiejąc się.

– Jesteście zakochani! To dlatego czubiliście się od samego początku!

– Kto to wie?

– A co z Lorenzem? Czy ta sytuacja go nie przerosła?

Heather uśmiechnęła się.

– Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek mogło zawstydzić tego młokosa. Nasze małżeństwo nie skończyłoby się dobrze i teraz oboje o tym wiemy. Nie uwierzysz, ale ostatnio jesteśmy z moim „młodszym braciszkiem" w niezłej komitywie.

Pojechały do Residenzy, gdzie udało im się niepostrzeżenie wejść domu.

– Czy Bernardo rzeczywiście niczego nie podejrzewa?

– Nie ma o niczym pojęcia. Dowie się dopiero jutro rano w kościele. Schronił się w swoim gnieździe na szczycie góry.

Odwiedzał mnie czasem, kiedy mieszkałam w Bella Rosaria. Zawsze pod pretekstem, żeby sprawdzić, czy czegoś mi nie brakuje, ale za każdym razem udawało mu się skierować rozmowę na twój temat.

– Czy powiedziałaś mu, że pracuję u ojca?

– A nie powinnam?

– To żaden sekret.

– Nie jest z nim dobrze. Bardzo wychudł i zmizerniał. Zupełnie jak ty.

– Miałam dużo pracy – powiedziała szybko Angie.

– Tak jak i on – odparła Heather. – Ale zdaje się, że nie rozwiązało to ani twoich, ani jego problemów.

Położyły się spać, lecz Angie nie mogła zasnąć. W końcu wstała, zarzuciła pled na ramiona i wyszła na taras. Serce bolało ją na wspomnienie pierwszego wieczora. Siedziała właśnie tutaj, a gdy spojrzała do góry, na balkonie zobaczyła Bernarda. Teraz ujrzała pustkę.

Popatrzyła na góry. Gdzieś tam wysoko, w Montedoro, cierpiał mężczyzna, którego kochała. Wiedziała, że myśli o niej. Przepełniała ją radość zaprawiona goryczą i lękiem.

Następnego ranka nie opuszczała pokoju, dopóki nie nadszedł czas wyjazdu do katedry. Tym razem zamiast Renata jechał z nimi kuzyn, który miał prowadzić narzeczoną. Tak jak poprzednio, pierwszym drużbą był Bernardo.

Samochód zatrzymał się, Angie poprawiła suknię Heather i weszły do katedry. Serce biło jej gwałtownie na myśl, że zobaczy Bernarda. Jak on zareaguje na jej widok?

Szły główną nawą. Chóralna pieśń rozbrzmiewała słodko ponad głowami. Bliżej i bliżej, i już tam był, szczuplejszy niż w dniu ich rozstania. Czy to rozłąka tak na niego podziałała?

W końcu ją zauważył. Tylko na chwilę jego rysy stężały, a potem z kamienną twarzą przeniósł wzrok na pannę młodą. Angie wzięła głęboki oddech. Nic nie potrafiła odczytać z tego krótkiego spojrzenia. Ceremonia ciągnęła się w nieskończoność, a ona stała wpatrzona w jego plecy, zastanawiając się, czy nie popełniła błędu.

Renato i Heather wymienili obrączki. Byli małżeństwem. Najdziwniejszy związek świata, pomyślała Angie. Dwoje ludzi, którzy nigdy nie powiedzieli sobie nic miłego i choć się kochali, nie chcieli się do tego przyznać. A ona i Bernardo zniszczyli swoją miłość, choć połączyła ich od pierwszego spojrzenia.