– Byłaś… bardzo samotna? – zapytał wbrew własnej woli.

Przez moment wydawało się, że dziewczyna przeżywa chwilę słabości, i przestraszył się, że będzie szukać pocieszenia w jego ramionach, ale ona uśmiechnęła się i odparła:

– A ty, Rikard? Sprawiasz wrażenie… bardziej zahartowanego. Rozgoryczonego i cynicznego.

Nie spoglądając jej w oczy odrzekł:

– To tylko chwilowe.

– Dziewczyna? – zapytała cicho.

– Tak, a cóżby innego?

– Nie chcesz o tym porozmawiać?

Nagle poczuł, że sprawiłoby mu ulgę, gdyby mógł jej opowiedzieć o Marit. Jennifer zawsze interesowała się jego losem. A na tym odludziu nie mogła mu napytać biedy. Zresztą chyba zmądrzała z wiekiem. Taką przynajmniej miał nadzieję.

– Tak, wczoraj w autobusie byłem wściekły – przyznał, siadając na krześle, a potem opowiedział jej całą historię o „zdradzie” Marit. Kiedy skończył, Jennifer skomentowała oschle:

– Nie wydaje mi się, żebyś szalenie kochał tę dziewczynę, ale właściwie zawsze tak było, z każdą dziewczyną.

Rikard popatrzył na nią.

– To prawda – rzekł powoli. – Być może masz rację, może jestem taki zimnokrwisty, pozbawiony uczuć?

– Dla mnie miałeś wiele cierpliwości i przyjaźni, ale oczywiście ja byłam wtedy jeszcze dzieckiem, a to duża różnica.

– Niewątpliwie! Niewykluczone, że jestem oziębły, ale właśnie dlatego Marit bardzo by mi odpowiadała. Jest nowoczesna i pozbawiona sentymentalizmu. Potrzebuję kogoś takiego jak ona.

Jennifer siedziała spokojnie i obserwowała go.

– Uważam, że byłaby to wielka szkoda. Masz w sobie tyle dobrych cech, do których nie chcesz się przyznać sam przed sobą. – Zamyśliła się. – Czas… Nienawidzę czasu, który po prostu mija i odbiera wszystko to, co radosne i piękne… Wstała z miejsca. – Jeśli dochodzenie zakończone, to może pójdziemy zobaczyć, czy obiad jest już gotowy?

On również wstał.

– Oczywiście. Ale czy najpierw mogę obejrzeć, jak wyglądają twoje ręce?

Nie wykazywała specjalnej ochoty, żeby mu je pokazać. Uczyniła to po dłuższym wahaniu, pokazując mu tylko wierzch dłoni.

– Są zaczerwienione i opuchnięte – stwierdził, nie wypuszczając ich z rąk, chociaż usiłowała je cofnąć. – Ale to dobry znak. Musiały cię chyba bardzo boleć po powrocie do hotelu?

Kiedy wyraźnie nie chciała ich pokazać od spodu, obrócił je zdecydowanym ruchem i przeraził się tym, co odkrył.

– Jennifer, co ty zrobiłaś?

Przypatrywał się osłupiały głębokim białym bliznom przecinającym nadgarstki.

Próbowała to zlekceważyć.

– Ach, to? Drobiazg. Dziewczyny robią coś takiego, żeby zwrócić na siebie uwagę.

– Drobiazg? To była poważna sprawa. Myślisz, że nie widziałem wcześniej podobnych prób samobójczych? Zwykle rany bywają bardzo powierzchowne. Ale ty byłaś naprawdę dokładna! Poza tym nie są świeże. Kiedy to się stało?

– Rikard, nie chcę o tym mówić.

– Kto cię uratował?

Na chwilę twarz jej się wykrzywiła. Wyszeptała gorzko:

– Uratował? Tufsen wył, więc sąsiedzi wyważyli drzwi.

– Dlaczego to zrobiłaś? – spytał Rikard.

– Czy nie możemy tego potraktować jako zamkniętego epizodu?

– Chyba nigdy tego nie zapomnisz, spoglądając codziennie na te blizny. Ile miałaś lat?

– Rikard, nie chcę do tego wracać!

– Ile miałaś lat?

Uratowało ją wołanie Trine. Mieli przyjść na obiad.


Wszyscy siedzieli przy stole, zamyśleni i przygnębieni. Trine wstała z miejsca.

– Zobaczę tylko, czy Børre czegoś nie potrzebuje – odezwała się przepraszającym tonem. – Jeśli zasnął, może mu wystygnąć jedzenie…

Jej głos cichnął stopniowo, kiedy przechodziła przez salon i hol.

Nikt z siedzących przy stole się nie odezwał.

Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk Trine. Wszyscy poderwali się z miejsc i pobiegli ku niej.

Spotkali się z Trine w wąskim korytarzyku.

– Myślę… myślę… – jęczała, zasłaniając dłonią usta.

Rikard wbiegł do pokoju.

Wystarczyło mu jedno spojrzenie.

Børre pustym wzrokiem wpatrywał się w drzwi wejściowe, usta miał otwarte jakby w okrzyku lęku i przerażenia.

– Nie żyje – stwierdził krótko Rikard.


Dopiero po dłuższym czasie do siedzących w salonie dołączył Rikard. Wydawało się, że nawet Jarl Fretne zaczął się wystrzegać samotności i garnął się do ludzi, chociaż nie uczestniczył w rozmowach.

Rikard opadł na krzesło.

– Nie wiem, co było przyczyną zgonu – rzekł znużonym głosem. – Żadnych zewnętrznych obrażeń, a odmrożenia nie mogły spowodować śmierci, w każdym razie nie tak nagłej. Trine, czy miał słabe serce?

– Nie wiem – odparła zapłakana. – Nigdy nie chciał iść do doktora. Zawsze mówił, że jest silny jak koń, a wizyty u lekarza są dobre dla rozkapryszonych bab.

– No, tak – mruknął Rikard. – Ilu z podobnym nastawieniem zmarło na zawał serca?

– Wyglądał na przestraszonego – stwierdził Ivar trochę drżącym głosem. – Jakby doznał wstrząsu nerwowego.

– To nic nie znaczy – uciął stanowczo Rikard, żeby zapobiec panice. – Atak serca może być dla pacjenta strasznym przeżyciem.

– Ale miał taką czerwoną twarz. Chyba nie został uduszony?

– Tego nie mogę stwierdzić – odparł Rikard. – Nie jestem lekarzem, a poza tym czym miałby się udusić?

– Jakieś obrażenia wewnętrzne? – podsunął Ivar.

Rikard wzruszył ramionami.

– Może to rozstrzygnąć jedynie lekarz. Kiedy się to mogło stać?

Trine odpowiedziała po namyśle:

– Spał, kiedy zaczęłyśmy przygotowywać obiad, ale to było dawno temu. Potem zaglądałam do niego jeszcze tylko raz, bo nie chciałam mu przeszkadzać.

– Czy później nikt go już nie widział?

Zaprzeczyli, kręcąc głowami. Louise większość czasu spędziła w kuchni z Trine, Jarl Fretne spał w swoim pokoju, Rikard był u Jennifer, a Ivar kręcił się po hotelu, bawiąc się w majstra-klepkę – przynosił drewno do kominka i naprawiał drobne usterki.

Rikard zagryzł wargę, a potem, patrząc na Trine, zaczął mówić, starając się, by jego słowa brzmiały przekonująco:

– Wiesz, Trine, myślę, że lepiej się stało. Uważam, że żaden lekarz na świecie nie zdołałby mu uratować rąk przed amputacją. Miał też poważne odmrożenia stóp i twarzy.

Jennifer dodała w duchu: „A jego dusza była amputowana już dawno temu. Zgadzam się z każdym słowem Rikarda, że dla ciebie, kobieto, najlepiej się stało!”

Trine otarła oczy.

– Co teraz zrobimy? – zapytała zapłakana. – Nie mogę przecież…

– Przeniesiemy go do pomieszczenia na sprzęt narciarski – pospieszył z odpowiedzią Rikard. – A przed nadejściem wieczoru przyjedzie pewnie odśnieżarka, żeby nas uwolnić.

Zamilkł. Wszyscy pomyśleli o tym samym. Światło paliło się od dawna. Wieczór już dawno nadszedł.

– Chyba wiem, co go zabiło – odezwała się nagle Trine.

Spojrzeli na nią ze zdziwieniem.

– To wina tego domu – zaczęła impulsywnie, a oczy zapłonęły jej niezdrowym blaskiem – Tego przeklętego domu! Sam Børre też mówił: Jest tu ktoś jeszcze. Był tutaj cały czas.

– Głupstwa – skomentował Jarl Fretne. Były to właściwie jego pierwsze słowa, odkąd przybyli do Trollstølen.

– Czy tego samego nie mówił pierwszego wieczoru Svein? A pomyślcie o wannie, która sama zeszła ze schodów. Børre też coś zauważył. I ja też!

– Ty? – zdziwił się Ivar. – A kiedy?

Trine znowu zaczęła szlochać. Nie należała do kobiet, którym było do twarzy z łzami.

– Kiedy leżałam w tym zaśnieżonym dole na tyłach domu, nie miałam odwagi spojrzeć na budynek, bo czułam na sobie czyjeś spojrzenie, ale kątem oka udało mi się dostrzec, że w oknie na pierwszym piętrze coś się poruszyło.

– Jesteś pewna? – zapytał ostro Rikard.

– Nie – zaprzeczyła już spokojniej. – Jak mówiłam, nie odważyłam się rozejrzeć, ale byłam przekonana, że ktoś tam był. Czułam to.

Podczas gdy pozostali siedzieli pogrążeni w milczeniu, Trine wybuchnęła znowu:

– Chcę do domu! Nie chcę tu dłużej zostać!

– Chyba nikt z nas tego nie chce – odparł Rikard. – Rano dokładnie przeczeszemy całą górę, żeby cię uspokoić.

– Ale chyba nikt oprócz nas tu nie mieszka – upewniała się Jennifer, spoglądając bezwiednie w stronę holu. – Hotel był przecież zamknięty na klucz, nie oświetlony i zimny, kiedy dotarliśmy.

– Nie chodzi mi o żadne żywe istoty – zaprzeczyła zdecydowanie Trine.

– No wiesz co! – mruknęła Louise Borgum.

Ona także przez cały dzień prawie się nie odzywała. Jennifer zwróciła uwagę na to, że wyglądała na znacznie starszą i bardziej wyczerpaną, szczególnie zdradzały to jej oczy. Ruchy miała gwałtowne i nerwowe. Na szczęście odkryła jedną pocieszającą rzecz – spory zapas papierosów w hotelowym kiosku. Ivar włamał się tam wspólnie z nią, ale za każdą wziętą paczkę uczciwie zostawiali pieniądze.

– Nie możemy wpaść w histerię – rzucił ostrzegawczo Rikard pod adresem Trine. – Nie wierzymy w duchy.

– Ivar! – zagadnęła Trine. – Czy słyszałeś o jakiejś niewyjaśnionej albo ponurej historii związanej z hotelem?

Ivar wiercił się na krześle.

– E tam, o każdej takiej ruderze krążą niedorzeczne historie. Trollstølen…? Słyszałem, że powiesił się tu ktoś przyjezdny… Ale to stało się tak dawno temu.

– Czy on straszy?

– Ona, to była kobieta. Nie, nie sądzę.

– Więc jednak coś w tym jest?

– Nie, nic, co można by stwierdzić z całą pewnością.

Przerwał im Rikard.

– Ta dyskusja nie ma sensu, a poza tym przeraża tylko ludzi z wyobraźnią. Mamy tu dziewczynę, która cierpi na lęk przed ciemnością. Jutro z samego rana sprawdzimy dokładnie całe piętro, żeby wszystkich uspokoić. Trine, czy chciałabyś się przenieść do innego pokoju?

Zawahała się.

– Tak, dziękuję, rzeczywiście bym chciała. Albo nie, w końcu był moim mężem! To takie małoduszne, że nie mam odwagi tam spać, tylko dlatego, że…

Zamilkła bezradnie.

Ivar z Rikardem wynieśli ciało Børrego do najbardziej odległej części hotelu. Znaleźli tam kilka dodatkowych pokoi mieszkalnych przeznaczonych dla służby. Położyli go w jednym z nich, próbując, na ile to możliwe, przywrócić tam porządek. Żaden z nich nie darzył Børrego Pedersena ciepłymi uczuciami, prawie go nie znali, a to, co zdążyli zaobserwować, nie zachęcało do zawierania bliższej z nim znajomości, ale z pewnością nie życzyli mu śmierci!

Niewątpliwie życie Trine stało się teraz bardziej znośne. Jednak nie powiedzieli tego głośno.

Potem wrócili do pozostałych, którzy zaczęli się rozchodzić do swoich pokoi na kolejną noc.

– Jutro muszą już nas stąd zabrać! – rzuciła Trine z desperacją.

– Naturalnie, że tak – przytaknął uspokajająco Rikard.

Dorzucał właśnie drew do ognia w kominku, żeby płonął w nocy, kiedy się zorientował, że jeszcze nie wszyscy udali się na spoczynek. Ktoś za nim stał.

– Jennifer? Jeszcze się nie położyłaś?

– Nie, ja… – Przyglądała się z wielką uwagą swojemu palcowi wskazującemu. – Nie miałam dotychczas okazji cię zapytać, co słychać u Johnny’ego?

– U Johnny’ego? Dziękuję, w porządku. Jest w szkole policyjnej, ma milą dziewczynę.

– To wspaniale! Fajny z niego chłopak.

Rikard popatrzył na nią z uwagą. Troska o Johnny’ego nie była raczej powodem, dla którego zwlekała z pójściem do pokoju.

– Znowu się boisz zostać sama?

Potaknęła głową bardzo zawstydzona, oczy miała spuszczone.

– Ta skrzynia…

Rikard, który dobrze wiedział, jak bujną fantazję ma Jennifer, odparł pojednawczo:

– Pewnie sądzisz, że spoczywa w niej jakiś szkielet. Więc chodźmy to sprawdzić!

Ruszył pospiesznie do holu i zanim zdążyła zaprotestować przeciw temu nierozważnemu przedsięwzięciu, otworzył wieko i zaczął przeszukiwać skrzynię.

– Obrusy. Kilimy. Prześcieradła i inne tkaniny. Ani jednej najmniejszej piszczeli. Jesteś zadowolona?

Przechodząc obok Jennifer w przelocie potargał jej włosy.

– Wariatka! – rzucił bez cienia złośliwości.

Jennifer poczuła ogromne zażenowanie. Tymczasem Rikard przystanął w pewnym oddaleniu od kominka i przypatrywał się jej w zamyśleniu.

Jennifer? myślał zdziwiony. Czy to jest naprawdę to utrapienie mojej młodości?

Gruby jasnoniebieski sweter, przylegający ciasno do ciała dziewczyny, podkreślał kolor jej oczu. Rikarda ogarnęła idiotyczna ochota, żeby powoli przesunąć rękami wzdłuż jej kształtów, głaskać ją coraz niżej aż do bioder. Już czuł pod palcami te doskonałe linie…

Jennifer? Co za absurdalna myśl! Dziecko, któremu wycierał nos, czekał na nie przed drzwiami damskiej toalety na stacji w rodzinnym mieście, zapraszał do cukierni na ciastka, a później napawał się nie skrywaną wdzięcznością i podziwem malującymi się w tych intensywnie niebieskich oczach.

Potem z jej powodu przeżył największy wstrząs w życiu… Nie, nie, nie mógł tu stać i patrzeć na Jennifer jak na kobietę! Była tak niedojrzała, właściwie jeszcze dziecko, a poza tym coś z nią musiało być nie w porządku, jeśli chodzi o psychikę, ale nie potrafił dociec, co to było. Powinien się jej strzec jak zarazy!