Rikard uderzył dłonią w stół i westchnął.

– Nie ma sensu się straszyć, Trine. Cały czas staram się to wyjaśnić. Zacznę od wanny. Jak wiecie, są jeszcze boczne schody, którymi ktoś z nas mógł wejść, postawić wannę na samym brzegu najwyższego stopnia i zejść tą samą drogą. Tłumaczy to, dlaczego nie widziałem nikogo wchodzącego na schody w holu. Poza tym przesłuchiwałem osobno każde z was i zaczynam rozumieć powiązania między tymi faktami. Ale nie wiem jeszcze wszystkiego, pozostało kilka niejasnych punktów. Coś jeszcze się nie zgadza. Bez względu na to, co sobie myślisz, Børre nie umarł ze strachu przed jakimś duchem. Prawdopodobnie przeląkł się, czując, że słabnie mu serce, i stąd wyraz jego twarzy.

Stanowczy głos Rikarda podziałał kojąco na nerwy pozostałych. Niespiesznie powrócili do przerwanej gry w karty.

Nagle, ku ich wielkiemu zdziwieniu i rozpaczy, znowu zgasło światło.

– Dlaczego teraz? – rozległo się w ciemności pytanie Louise. – Przecież burza już się skończyła!

– Może muszą dokończyć naprawę we wsi i wyłączyli prąd tylko na kilka minut? – podsunął Jarl Fretne.

– O tak późnej porze? Wobec tego co robimy?

– Ivar, sprawdź, czy nie wysiadł jakiś bezpiecznik – polecił Rikard. – Trine, zapal świeczki, a ja uzupełnię zapas drewna.

Zaczęła się ogólna krzątanina, bo wszyscy chcieli się okazać przydatni.

Jennifer nie powinna właściwie nic robić, ale próbując nadrobić okres choroby, pomagała nosić buty i ubrania suszące się przy kominku, a także jakieś dziwne przedmioty wyplatane przez Ivara z gałęzi.

– Buty do chodzenia po śniegu – wyjaśnił Jarl Fretne. – Nasza ostatnia szansa na wydostanie się stąd.

Kiedy Jennifer z naręczem butów przechodziła mrocznym korytarzem w stronę drewutni, dostrzegła, że ktoś nadchodzi z przeciwnego końca.

To na pewno Rikard z drewnem na opał, pomyślała. Ale to takie dziwne! Czy nie widziałam go przed chwilą w salonie?

Nie, chyba coś pomyliłam. To na pewno on!

A jednak to nie był Rikard…


Rikard odchodził właśnie od kominka, kiedy Jennifer wbiegła do salonu. Pozostali akurat przebywali gdzie indziej, większość z nich w kuchni.

– Co się stało, Jennifer? – zapytał. – Wyglądasz, jakbyś zobaczyła samego diabła.

– Och, Rikard! – pisnęła. – Zrobiłam coś potwornego! Co on sobie o mnie pomyśli?

– Kto?

– Ivar – wyszeptała roztrzęsiona. – Natknęłam się na niego w tym przejściu, sądziłam, że to ty, bo miałeś przynieść drewno, a on mnie pocałował. Kiedy się zorientowałam, że to on, myślałam, że się zapadnę pod ziemię ze wstydu. Co mam zrobić?

Rikard przyjrzał się jej nieprzeniknionym wzrokiem w ciepłym blasku ognia płonącego na kominku.

– Czy odwzajemniłaś pocałunek?

– Oczywiście, że tak! Właśnie to było najgorsze. Co on sobie o mnie pomyśli?

Rikard odezwał się spokojnym głosem:

– Po pierwsze, absolutnie nie powinnaś biegać po zimnych korytarzach, zanim całkiem nie wyzdrowiejesz. Po drugie, z Ivarem można porozmawiać. On jest w porządku. Czy chcesz sama wytłumaczyć to nieporozumienie, czy ja mam to zrobić?

Nie mając odwagi spojrzeć Rikardowi w oczy, odparła cicho:

– Będziesz strasznie miły, jeśli zechcesz z nim porozmawiać.

Rikard wyszedł, a Jennifer próbowała zetrzeć rumieniec z płonących policzków.


Rikard zastał Ivara z kuchni.

– Mogą z tobą zamienić parę słów?

Ivar podążył za nim na korytarz.

– Jennifer znalazła się teraz w bardzo niezręcznej sytuacji – zaczął Rikard.

– Jennifer? A dlaczego?

– Nie wiedziała, że to ty. Obawia się, że wyrobisz sobie niewłaściwe zdanie na jej temat.

– Nic nie rozumiem – stwierdził zdezorientowany Ivar.

– Sądziła, że to ja, rozumiesz?

Ivar zmarszczył czoło.

– Nie bardzo wiem, o czym mówisz.

Rikard westchnął zniecierpliwiony.

– Ona twierdzi, że zbyt namiętnie odwzajemniła twój pocałunek. Bo to chyba byłeś ty? – dodał podejrzliwie.

Wreszcie Ivar doznał olśnienia.

– To była Jennifer? Jakim cudem…! Sądziłem, że to Trine. Pomyślałem chyba tylko, że zeszczuplała.

Rikard wybuchnął śmiechem.

– No wiesz, Ivar! Tak sobie chodzisz i całujesz dopiero co owdowiałe kobiety?

– Nie – zaprzeczył zażenowany Ivar – natknęliśmy się na siebie kilka razy w korytarzu, wypadło jej coś z rąk. Trine jest taka urocza, prawda? A więc to była Jennifer? W tej dziewczynie jest tyle żaru. Boże, co ona sobie o mnie pomyśli?

Rikard się zaśmiał.

– Wyjaśnię jej okoliczności.

– Tak, zrób to, proszę! I… nie mów o tym Trine, dobrze? Trochę później spróbuję jeszcze raz.


Jennifer roześmiała się z ulgą, kiedy Rikard powtórzył jej rozmowę z Ivarem.

– Można to nazwać spotkaniem z komplikacjami!

Potem odwróciła głowę, żeby uniknąć jego wzroku, Rikard nie podjął tematu i po chwili wahania niepewnym krokiem opuścił pokój.

Jennifer siedziała dalej bez ruchu, wciąż nie mogąc przyjść do siebie, przede wszystkim ze zdziwienia. Kilka minut w zamyśleniu obracała w palcach długopis.

Odczuwała bezgraniczny smutek.

Oto koniec najpiękniejszej w świecie przyjaźni, pomyślała.


Kolejna noc była strasznie zimna! Jennifer leżała skulona w łóżku i drżała, zastanawiając się, czy się przenieść do salonu, ale nie mogła się zdobyć na to, żeby przejść obok tego odrażającego trolla, który górował nad całym holem.

Głucho zakasłała. Chyba zbyt wcześnie wstała z łóżka. A w każdym razie nie powinna chodzić po wyziębionych korytarzach.

Nagle uniosła głowę i zaczęła nasłuchiwać. Natychmiast szybciej zabiło jej serce.

Znowu się na coś zanosiło! Ale gdzie? Na górze, czy może w holu? W recepcji? W pokojach pozostałych gości?

Ten dźwięk był taki dziwny. Skradanie się na palcach, stłumione pukanie i to skrzypienie. Miała wrażenie, że słyszała te dźwięki już wcześniej.

Potem znowu zapadła cisza.

Rikard, szeptała w głębi duszy. Chcę do Rikarda!

Ale on był tak daleko.

A może to jego słyszy? Czy jej pokój nie graniczy przez ścianę z pozostałymi obecnie zamieszkanymi?

Nie, tylko z pokojem Ivara, a on zwykle mocno spał. Nie śmiała go zawołać.

Pobiec szybko do Rikarda? Czy się zdobędzie na taką odwagę?

Albo wyjść, krzyczeć i czekać…

Jennifer stwierdziła, że nie jest na tyle odważna.

Wkrótce potem usłyszała pstryknięcie kaloryfera oznaczające, że prąd znowu działał. No, na szczęście, pomyślała Jennifer.


Następnego ranka opowiedziała, co słyszała.

– Dlaczego od razu do mnie nie przyszłaś? – zapytał z irytacją Rikard.

– Świetnie to rozumiem – wtrąciła Louise Borgum. – Też bym się nie odważyła.

Tego dnia nie wydarzyło się w Trollstølen nic szczególnego. Ale dziennikarze coraz bardziej zaczęli interesować się sprawą zaginionych. Policja w Oslo poszukiwała jednego ze swoich ludzi, który powinien przyjść do pracy po tygodniowym urlopie. W Trondheim zgłoszono zaginięcie lektora Jarla Fretne.

Cztery zaginięcia w tym samym czasie były czymś niezwykłym. A wszelkie ślady po nich, dwójce z Drammen, jednym z Oslo i jednym z Trondheim, urwały się w sobotę, dwudziestego trzeciego października.

W gazetach nie podawano nic oprócz komunikatów o zaginięciu, jedynie rozgarnięci dziennikarze próbowali na własną rękę kojarzyć fakty.

Była sobota. Minął tydzień od ich zaginięcia.

Jennifer zauważyła, że Rikard zaczął jej unikać. Bolało ją to, ale bardzo dobrze go rozumiała. Nie on pierwszy w jej krótkim życiu podziękował za okazywane mu zainteresowanie.

Ale z Rikardem było inaczej. Czuła, że jest na siebie wściekła. Nie powinna mu nic mówić! Ale nigdy w życiu by nie pomyślała, że sama…

Tak po prostu rzuciła mu się w ramiona, tak bezmyślnie!

A to był tylko Ivar!

Doznała niesamowitego wstrząsu. Wyrwała się z obrzydzeniem, pobiegła do Rikarda i równie bezmyślnie wszystko mu wypaplała.

Jak można być aż tak głupim!


Rikard jeszcze raz obszedł te miejsca, z których, według słów Jennifer, mogły dochodzić tajemnicze odgłosy. Przeszukał całe piętro, długo krążył po sąsiednich pokojach, sprawdzał też pod oknem. Sporo czasu spędził w recepcji, przeglądając zawartość wszystkich szuflad i szafek, ale nie powiedział nikomu, czy znalazł coś ciekawego.

Dzień mijał powoli, wszyscy próbowali znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby zająć czymś myśli i żeby czas się tak nie wlókł. Jennifer, której kaszel trochę się uspokoił, zabrała się za pisanie noweli, ale ponieważ zabrakło jej papieru, nie mogła dokończyć.

Przez cały czas pogoda się właściwie nie zmieniała. Wprawdzie w południe pokazało się na chwilę słońce, ale niewiele to pomogło, bo na zewnątrz utrzymywała się temperatura około minus dwunastu stopni, lodowaty wiatr przetaczał się przez wierzchołek góry i wszyscy oprócz Jennifer byli zbyt lekko ubrani, żeby wyjść. Louise i Trine były ubrane w spódnice, cienkie rajstopy i trzewiki, mężczyźni też mieli tylko niskie buty, żadnych czapek ani rękawic. Nic, co mogłoby się nadawać do brnięcia wiele kilometrów w śniegu po zawianych drogach.

Rikard, najwyraźniej po długim namyśle, przyszedł do Jennifer późnym popołudniem.

Usiadł naprzeciw niej.

– Czy możemy trochę pogawędzić?

Jennifer nie potrafiła ukryć niepokoju.

– Rikard, to bez znaczenia, to była spontaniczna reakcja i nie ma z sobą nic wspólnego…

Powstrzymał ją.

– Sama sobie przeczysz. To przecież ty nie mogłaś się zachowywać spontanicznie w towarzystwie chłopców. Ty się złościłaś, jak tylko cię dotknęli.

– Możliwe, ale tym nie musisz się martwić. Mówię ci, że to bez znaczenia.

– Jennifer, wiele myślałem. Zastanawiam się nad tym, odkąd kilka dni temu opowiedziałaś mi o swoich… trudnościach. To takie strasznie niesprawiedliwe, że jakiś drań może zmarnować ci życie. Jesteś na to zbyt delikatna i wrażliwa. Wiesz, związek mężczyzny z kobietą może być bardzo piękny. Jeśli chcesz, mogę spróbować… Może zmienią się twoje odczucia.

Najpierw nie zrozumiała, o co mu chodzi. Potem wstała i oburzona podeszła do okna, nie chcąc mu spojrzeć w oczy.

– Och, Rikard, cofnij te słowa! – jęknęła.

Rikarda, który przygotowywał się do tej rozmowy przez cały dzień, reakcja dziewczyny wytrąciła zupełnie z równowagi. Również i on wstał z miejsca i wyjąkał:

– Przepraszam, jeśli się niezręcznie wyraziłem, ale mam ku temu specjalne powody. Nie będzie to z mojej strony żadna ofiara, możesz mi wierzyć!

– To jeszcze gorzej! – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jesteś najbardziej nieczułym i wyrachowanym człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu! Nic dziwnego, że dziewczyny szybko mają cię dość!

– Nie rozumiem. Przecież chciałem ci tylko pomóc.

– Pomóc mi? – odwróciła się do niego ze łzami w oczach. – Czy mam być jakimś przedmiotem, który może się przyczynić do podniesienia twojego prestiżu jako mężczyzny przez to, że tobie uda się to, co innym się nie udało? Że ty możesz sprawić, że będę szczęśliwa?

Stał jak rażony piorunem.

– Musiałem się zachować okropnie niezręcznie, skoro się na mnie zezłościłaś! Nigdy wcześniej cię takiej nie widziałem. Zawsze przyjmowałaś wszystkie przykrości z uśmiechem zakłopotania. Och, Jennifer, co ja takiego zrobiłem? Zupełnie nie o to mi chodziło.

Podszedł do niej, ale się odsunęła.

– Nie dotykaj mnie – odezwała się cicho, ale z większym opanowaniem. – Zupełnie źle zrozumiałeś ten pocałunek. Ta miłość, jaką ci mogę dać, jest czysto duchowej natury i taki też był ten fatalny wczorajszy pocałunek. Nie wyobrażaj sobie nic więcej!

– Jennifer – powiedział znużonym głosem. – Sprawy zaszły za daleko i nie da się już niczego naprawić. Ale łudziłem się nadzieją, że zdołam znaleźć rozwiązanie problemu, który pojawił się dawno temu, wtedy, kiedy wyjechałem do Oslo i nie chciałem mieć z tobą nic wspólnego. Miałem nadzieję na przeżycie czegoś przyjemnego i wspaniałego. Na pomoc dla ciebie i dla mnie.

Te słowa wzbudziły jej zainteresowanie. Pomoc dla Rikarda? Jennifer zawsze była gotowa przyjść mu z pomocą. Ale teraz go nie rozumiała…

– Dlaczego wtedy…

– Teraz już nie ma o czym mówić – przerwał. – Wszystko zepsułem. Zawsze byłem niezręczny w stosunku do kobiet. Nie wracajmy więcej do tych bzdur!

Odprężyła się i uśmiechnęła swoim nieporadnym uśmiechem, który tak dobrze znał. Ale tym razem nie dał się oszukać.

– Zapomnimy o wszystkim? – zaproponował. – Od momentu, w którym wpadłaś w silne ramiona Ivara, do mojej głupiej propozycji? Czy możemy być przyjaciółmi, tak jak kiedyś? Ogromnie dużo to dla mnie znaczy, że mogę być twoim przyjacielem, Jennifer. Odkryłem to właśnie dzisiaj, a szczególnie przed chwilą, kiedy się na mnie wściekłaś, a twoja twarz przybrała taki dorosły wyraz.

– Dobrze! – rozpromieniła się. – Zapomnijmy o wszystkim!