– Znalazłem licznik – pochwalił się Ivar. – Ale nie było bezpieczników. Poszukam w recepcji, ale najpierw chciałbym się trochę ogrzać, jeśli można.

– Oczywiście – uśmiechnęła się Jennifer. – Dla ciebie też przystawiliśmy krzesło.

Po niedługiej chwili Svein poprosił kierowcę i Rikarda na stronę. Jennifer słuchała jednym uchem paplaniny Trine, a drugim rozmowy prowadzonej w tle.

– To takie dziwne – mówił chłopak – zupełnie jakby w domu był ktoś jeszcze! Dosłownie przeszły mnie ciarki. Czy tutaj straszy?

– Słyszałeś pewnie mnie albo Rikarda.

– Na pewno nie! Chyba żaden z was nie schodził do piwnicy? A później usłyszałem skrzyp drzwi na pierwszym piętrze…

– To byłem ja – uspokoił go Rikard – ale piwnica? Musiałeś się przesłyszeć!

– O, nie, bo wcześniej, kiedy szedłem korytarzem dla obsługi znajdującym się z tyłu domu, widziałem, że niedaleko kuchni zamykają się jedne z drzwi. Czy to byłeś ty, Ivar?

– Nie, od razu znalazłem szafkę z licznikiem, jest w przedsionku. Nie przejmuj się tym, Svein. W starych domach można usłyszeć dziwne dźwięki.

W tym momencie Trine podniosła głos, więc Jennifer udało się usłyszeć zaledwie fragment odpowiedzi Sveina: „ktoś za mną szedł…”

A ze słów Rikarda wywnioskowała tylko, że go uspokajał.

Jarl Fretne? Czy to on mógł się tam kręcić? Dziewczyna dokładnie nie pamiętała, ale wydawało się jej, że cały czas widziała go w holu.

A jednak to musiał być on. Oczywiście, nikt inny!

Mężczyźni przyłączyli się do reszty towarzystwa i usiedli przy ogniu. Jennifer próbowała przyciągnąć wzrok Rikarda, ale jakby odgadując jej niepokój, unikał patrzenia w jej stronę.

Zamiast tego zabrał głos:

– Rozejrzałem się trochę. Telefon jest oczywiście odcięty, ale można się było tego spodziewać. Gorsze jest to, że z żadnego kranu nie leci woda. Musimy się tym zająć, bo dobrze byłoby się napić czegoś ciepłego.

– Zobaczmy może, czy nie ma gdzieś whisky – zażartował na swój sposób Børre.

Nikt się nie roześmiał.

– Woda chyba zamarzła – uznał Ivar – ale obejdziemy się bez niej przez te kilka godzin.

Zobaczył bose nogi Louise Borgum.

– Dziecko, jak ty wyglądasz? – zwrócił się do wytwornej damy. – Przydałaby ci się gorąca woda na kąpiel, żeby ci odtajały nóżki Chodź, tatuś ci je rozmasuje! No, na szczęście palce są czerwone, to dobry znak. Czy masz w nich czucie?

Wymuszony grymas na twarzy Louise, mający uchodzić za uśmiech, świadczył o tym, że z pewnością nie była przyzwyczajona, żeby ktoś tak się do niej zwracał. Pominęła to jednak milczeniem, uznając słowa prostego kierowcy autobusu za przejaw troski.

– Tak, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości Strasznie mnie bolą!

– To świetnie!

Przyklęknął i ostrożnie masował jej stopy.

– Wkrótce przyjadą i nas stąd zabiorą – pocieszał. – Jak tylko ktoś zgłosi zaginięcie kogokolwiek z was, natychmiast rozpoczną poszukiwania.

– Nas nikt nie będzie szukać – odezwał się Børre – a to dzięki tej paniusi. Gdybyś została w domu, tak jak mówiłem, przynajmniej ty byś mnie szukała. A tak na pewno zrobisz niespodziankę córce i jej rodzinie. Oni przecież nic o nas nie wiedzą! Ale oczywiście w Vindeid się zorientują, że autobus nie dojechał.

– Niee – z ociąganiem zaprzeczył Ivar. – Nasz kurs nie był w rozkładzie, a autobus jest wycofany z eksploatacji. Wziąłem go, żeby odwiedzić matkę, zanim na drogach pojawi się śnieg, i żeby pomóc przyjezdnym, którzy będą chcieli przedostać się na drugą stronę. Zawsze zbiera się sporo ludzi obawiających się długiej podróży okrężną trasą i zdecydowanych na przejazd przez Kvitefjell. Nie mówiłem, jak długo zostanę u matki. A ona nie wie, że miałem zamiar przyjechać.

– Ojej – westchnęła zmartwiona Jennifer – ja dostałam klucz do Trollstølen od adwokata jakiś tydzień temu i mogłam się tu wybrać kiedykolwiek, więc mnie też nikt nie będzie poszukiwać. A poza tym kto miałby mnie szukać?

– A twoi rodzice? – zapytał Rikard.

– Rozwiedli się i mieszkają w różnych miejscowościach. Od czasu do czasu przysyłają mi pocztówki, a poza tym są mną strasznie rozczarowani, bo zrezygnowałam ze studiów architektonicznych. Ale ty jesteś policjantem. Ciebie na pewno będą energicznie poszukiwać.

– Wziąłem tydzień urlopu. Pojechałem do Vindeid pod wpływem nagłego impulsu. Nikt na mnie nie czeka.

Gorycz w jego głosie nie uszła uwagi Jennifer. Spojrzała na niego zaniepokojona, a on z irytacją odwrócił głowę.

– Pani czy panna Louise Borgum? – zapytał Ivar.

Louise odpowiedziała, lekko się uśmiechając:

– Jestem z mężem w separacji, on z pewnością nie będzie mnie szukać.

– A może ktoś miał czekać w Vindeid?

Zawahała się przez chwilę.

– Nie, nie w Vindeid. Byłam z… wizytą w Boren, pożegnałam się i udałam się w prywatnej sprawie do Vindeid. Ale nikt na mnie nie czeka ani tam, ani w Boren.

W grupie zaczął narastać wyraźny niepokój. Pozostały im jeszcze dwa promienie nadziei.

– No, cóż… – zająknął się Svein, na którego skierowały się oczy pozostałych. – Jak już powiedział Ivar, zabrałem się z nim dla zabawy. Jestem kawalerem, mieszkam sam i upłynie dużo czasu, zanim ktoś za mną zatęskni!

– Chyba masz jakąś pracę?

– Jestem samodzielnym mechanikiem, często wyjeżdżam, czasami na dość długo. Zamykam warsztat, kiedy chcę.

A więc został tylko jeden.

– Jestem lektorem – oznajmił Jarl Fretne chrapliwym głosem – ale w semestrze zimowym zwolniono mnie z zajęć ze względu na astmę. Miałem zamiar skonsultować się ze znanym lekarzem mieszkającym w Vindeid, ale nie byłem umówiony na wizytę. Nie zarezerwowałem też nigdzie pokoju, licząc na to, że hotele nie cieszą się zbytnim powodzeniem o tej porze roku.

Zaległa długa cisza. Słychać było tylko ogień trzaskający na kominku, podmuchy wiatru i grudki śniegu uderzające o szyby.

– A więc chcecie powiedzieć – odezwała się Jennifer słabym głosem – że nikt nie wie o tym kursie?

Ivar wzruszył ramionami.

– Oczywiście, że w Boren słyszeli, że mam zamiar przejechać przez Kvitefjell, ale tam była stosunkowo ładna pogoda. Kto mógł przypuszczać, że będziemy mieli kłopoty z dojazdem do Vindeid!

– To karygodne! – zabrał głos Børre Pedersen. – A od strony głównej drogi przewrócony autobus jest niewidoczny? Tak, to jasne. Jak można być tak tępym i nieodpowiedzialnym…

– To był nieszczęśliwy wypadek – przerwał mu ostro Rikard. – Wszyscy zaufaliśmy Ivarowi, wierząc, że na wieczór dowiezie nas na miejsce. Z tego, co pamiętam, ktoś nawet próbował go przekupić. Nie można było przewidzieć takiej śnieżycy, więc nikogo nie obarczaj winą za to, co się stało! Lepiej się zastanówmy, co robić!

– Właśnie – poparła go Jennifer. – Najpierw sprawdźmy, czy jest tu coś do jedzenia i picia. Będziemy się chyba musieli przygotować do noclegu, prawda?

– Masz rację – poparł ją Rikard – Zaglądałem do pokoi, bo musieliśmy brać to pod uwagę już od początku. Parter jest stosunkowo nowocześnie urządzony. Dwa pokoje dwuosobowe, trzy jednoosobowe ze wspólną łazienką i toaletami w korytarzu. Najbliżej recepcji znajduje się bardzo ładny pokój, przypuszczalnie należący do dyrektora. Jedyny w całym domu z własnym prysznicem i toaletą. Pokoje na piętrze, nie wyglądają zachęcająco, a poza tym nie ma w nich kaloryferów. Sprawiają wrażenie bardzo staroświeckich.

– Tak, lepiej zostawmy je w spokoju – zadecydowała Trine Pedersen. – Jeśli można, zajmiemy pokój dwuosobowy. Co ty na to, Børre? – dodała szybko, jakby bojąc się samodzielnie podjąć decyzję. – A co z drugą dwójką…?

Nie dokończyła, ogarnięta wątpliwościami.

– Mogę w nim obozować razem ze Sveinem – rzekł Ivar. – Znam jego ojca i nie boję się, że zostanę napadnięty we śnie.

Zaśmiał się hałaśliwie, żeby pokazać, że to był tylko żart.

Svein, z zawadiackimi kasztanowymi lokami opadającymi na czoło i trochę zbyt pewnym siebie spojrzeniu, był bardziej sceptycznie nastawiony:

– Chrapiesz?

– Jak niedźwiedź. Ale założę tłumik. Chociaż ty pewnie najchętniej mieszkałbyś razem z panienką, co? Jennifer, tak masz na imię? Niemal jak z powieści w odcinkach!

– Ponieważ Jennifer jest prawie właścicielką hotelu, uważam, że powinna zająć najładniejszy pokój, ten przy recepcji – zadecydował Rikard. – A Louise Borgum, lektor Fretne i ja weźmiemy jedynki.

Jennifer gwałtownie zaprotestowała:

– Ale ja nie chcę spać tutaj sama! Nie odważę się!

– Przecież chodzi tylko o jedną noc – uspokoił ją Rikard. – Możesz zamknąć drzwi na klucz.

Louise pospieszyła z propozycją:

– Chętnie zajmę ten pokój, jeśli ma to pomóc Jennifer.

Rikard rzucił dziewczynie zdziwione spojrzenie. Znała je dobrze z czasów, kiedy ze sobą współpracowali.

Zrozumiała, co miał na myśli, i szybko odpowiedziała:

– Tylko tak żartowałam. Chętnie wezmę ten pokój, ale dziękuję za propozycję!

Kiedy już wszyscy się ogrzali, w każdym razie od zewnątrz, wysłano Jennifer do „swojej” kuchni, żeby się rozejrzała za czymś nadającym się do jedzenie lub picia. Ktoś poszedł, żeby się zająć elektrycznością, ktoś inny, żeby puścić wodę, a jeszcze inni postanowili lepiej się przyjrzeć swoim pokojom. Børre Pedersen, którego poproszono, żeby wyniósł z salonu ociekające wodą buty i trochę wytarł podłogę, wpadł w szał.

– Co, ja? Wycierać podłogę! Nigdy w życiu, to jest zajęcie dla bab! Niech one się tym zajmą.

– Znaleźliśmy się w sytuacji, która wymaga, aby każdy z nas okazał się przydatny – odezwał się ostro Rikard, ale Trine przyniosła już szczotkę do zamiatania i ścierkę do podłogi i zaczęła sprzątać. Jej mąż demonstracyjnie rozsiadł się na krześle.

Gdy skończyła, podeszła do drżącej z zimna Jennifer, stojącej bezradnie na środku kuchni ze świecznikiem w ręce.

– Mogę ci jakoś pomóc? – zapytała. Jej głos brzmiał o wiele pewniej niż wtedy, gdy w pobliżu był Børre.

Jennifer skwapliwie przytaknęła. Prace kuchenne nigdy nie były jej najmocniejszą stroną, usprawiedliwiała się, obiecując jednocześnie, że będzie pomagać, na ile tylko potrafi. Tak więc Trine objęła dowództwo…

Wzięła od Jennifer świecę i zaczęła zapoznawać się z zawartością szafek.

– Wygląda nieźle – stwierdziła, kiedy przejrzała wszystkie. – Sypkie produkty są na miejscu. Byłoby wspaniale, gdybyśmy jeszcze tylko mieli wodę. Jedzenia starczy na cały tydzień, jeśli będzie to konieczne.

– Chyba nie – zaśmiała się Jennifer. – Rikard powiedział, że na pewno wyruszymy stąd jutro przed południem. Taki pierwszy październikowy śnieg szybko się topi, więc dojdziemy do głównej drogi i złapiemy autostop.

Louise Borgum weszła do kuchni, rozejrzała się niespokojnie, po czym zapytała:

– Czy mogę być w czymś pomocna?

Trine odrzekła:

– Na razie, dopóki nie ma prądu, nie możemy zrobić zbyt wiele. Jeśli będziemy się musieli bez niego obyć, to obawiam się, że przyjdzie nam piec chleb z mąki i śniegu nad żarem z ognia w kominku.

– Nie ma żadnych konserw?

– Nie, jest tylko mleko w proszku, ale i do niego potrzebujemy wody.

– Czy sprawdzałyście w piwnicy? – zapytała Louise.

– Nie znalazłam klucza. A poza tym nie wiem, czy się odważę tam zejść w takich ciemnościach.

– Równie dobrze ja to mogę zrobić – zapewniła Louise Borgum.

Och, nie, nie idź tam, pomyślała z przerażeniem Jennifer. Tam na dole… ktoś jest, słyszał go Svein.

– Trine! – rozległ się wrzask Børrego. W ciemności dały się słyszeć jego niepewne kroki, a zaraz potem on sam pojawił się w drzwiach kuchni. – Trine, potrzebne mi kapcie, chodź nas rozpakować!

Jennifer popatrzyła z uwagą na rozgniewanego mężczyznę, nie rozumiejąc, o co mu chodzi, Trine zaś od razu pospieszyła z odpowiedzią:

– Zaraz przyjdę, tylko…

– Czy nie zabraliśmy czegoś do jedzenia? Jestem głodny, zrób mi jakąś kanapkę!

– Nie wiedziałam, że jesteś kaleką – odezwała się zdumiona Jennifer.

Børre odwarknął:

– Do diabła, wcale nie jestem kaleką!

– Chodzi mi o to, że sam nie potrafisz otworzyć torby ani naszykować sobie kanapek.

– To nie moja robota! Zarabiam rocznie sto trzydzieści tysięcy, ty bezczelna dziewucho, może to mało, co? Mam jeszcze pracować za innych?

Jennifer popatrzyła na niego ze współczuciem.

– Biedny człowiek – rzekła ze smutkiem. – To straszne kalectwo.

– Chodź, Børre – ponagliła go żona. – Przygotuję ci coś do jedzenia.

Akurat kiedy wyszli, zapaliło się światło. Włączyła się lodówka.

– Hurra! – wykrzyknęła radośnie Jennifer. – To rozwiązało mnóstwo naszych problemów.

Oczom kobiet ukazała się kuchnia w całym swoim ubóstwie.

– Wiem jedno – zaśmiała się Jennifer. – Nie reflektuję na ten dom! Nie potrafiłabym też prowadzić hotelu.

– A odważyłabyś się spędzić tu samotnie noc? – zapytała Louise.