– Nie zastanawiałam się nad tym. Właściwie nigdy się nie zastanawiam.

– Właśnie to zauważyłam – uśmiechnęła się Louise. – Zupełnie się z tobą zgadzam co do Børrego Pedersena. Tacy jak on doprowadzają do pasji feministki, a kobiety pokroju Trine to typowe niewolnice. Czy… ten policjant jest dla ciebie kimś specjalnym?

Jennifer odpowiedziała dopiero po zastanowieniu:

– Można chyba tak powiedzieć. Właściwie nigdy nie nawiązałam kontaktu z rodzicami. Mieli dość kłopotów ze sobą i nie byłam im potrzebna, poza tymi okazjami, kiedy mogli się pochwalić swoim aniołkiem A kiedy ten ich aniołek okazał się prawdziwym enfant terrible, nie wiedzieli, co robić, i znowu poświęcili się architekturze. Są mili i hojni, i strasznie zajęci, a także dumni z tego, że radzę sobie sama. „Dzieci należy przyzwyczajać do samodzielności”, tak mówią tym, którzy oczywiście chcą ich słuchać. Sama nie wiem, czy wierzą w to swoje usprawiedliwienie. W pewnym okresie mojego życia Rikard zastępował mi i matkę, i ojca. Potem zniknął.

Przy ostatnich słowach głos jej się załamał. Niemal w tym samym momencie zauważyła, że Rikard odszedł od drzwi. Najwyraźniej chciał wejść do kuchni, ale się rozmyślił. Zastanawiała się, ile mógł usłyszeć z jej długiej przemowy. Jennifer nie miała zwyczaju rozmawiać o swoim życiu, ale Louise Borgum, która właśnie przeglądała szafki i półki, przypadła jej do serca.

Tymczasem do kuchni wróciła Trine. Najwyraźniej już nakarmiła Børrego, pomyślała złośliwie Jennifer.

– Popatrzcie, kuchenka elektryczna działa! – ucieszyła się Trine. – A więc brakuje nam tylko wody.

– Chyba niedługo będzie – rzekła Louise. – Ivar powiedział, że kiedy tylko naprawią prąd, z łatwością odmrożą wodę w kranach. Oczywiście zakładając, że woda nie zamarzła gdzieś na zewnątrz, bo wtedy będzie gorzej.

Jennifer odkręciła kran. Najpierw wydobywały się z niego jakieś chrapliwe odgłosy, ale za jakiś czas, bulgocąc, zaczęła lecieć woda.

Trzy kobiety zabrały się do przygotowania posiłku. Najlepiej radziła sobie z tym Trine, Louise pomagała jej z wielką wprawą, natomiast Jennifer z westchnieniem przyznała, że tego rodzaju zajęcia zawsze uważała za zło konieczne.

– Ale ci to sprawnie idzie – rzekła z podziwem, patrząc na Trine.

– Musiałam się nauczyć, kiedy wyszłam za mąż za Børrego. On chce, żeby wszystko było przygotowane perfekcyjnie. Moja córka mówi, że nie powinnam mu usługiwać jak niewolnica, ale skoro się ze mną ożenił, muszę go akceptować takim, jaki jest. Takie jest moje zdanie. Utrzymuje mnie przecież przez te wszystkie lata.

W słowach mówiącej dało się wyczuć lekki smutek pomieszany z wdzięcznością dla mężczyzny, który zechciał j się ożenić z kimś tak niewiele wartym jak ona.

Gdy w jadalni zestawiono kilka stolików, wszyscy poczuli, że nastrój zaczyna się poprawiać.

– Brakuje nam tylko kieliszeczka wódki do kolacji – stwierdził Ivar. – Czy znalazłyście może klucz do piwnicy?

W tym momencie Jennifer wyczuła coś jakby gwałtowne poruszenie, ale wrażenie było tak niejasne i ulotne, że szybko puściła je w niepamięć.

– Nie, niestety – odparła Trine.

– Szkoda – rzucił Svein. – Kto wie, co się może kryć tam na dole.

Jennifer się wzdrygnęła, a Rikard wyjaśnił szybko:

– Jennifer myśli raczej o duchach niż o alkoholu.

Wszyscy się roześmieli, jakby usłyszeli dobry żart, ale zaraz zamilkli. Siedzieli teraz bez ruchu przy stole, zerkając tylko na siebie z przerażeniem.

Ktoś schodził z góry, stawiając ciężkie, niepewne kroki.

ROZDZIAŁ III

Pierwszy zerwał się z miejsca Rikard, przebiegł przez salon i wpadł do holu. Podążyło za nim kilka odważniejszych osób. Reszta, a wśród nich Jennifer, dołączyła później.

To niemożliwe, pomyślała. Czyżby w tym domu mieszkał ktoś jeszcze?

Dla osoby wierzącej głęboko w duchy, widma, upiory i wszelkie inne zjawy tego rodzaju myśl nie była miła.

Jennifer powolnym krokiem doszła do holu i zerknęła zza drzwi. Wszyscy już tam stali, pochyleni nad czymś leżącym na podłodze, czego nie mogła dostrzec. Zbliżyła się ostrożnie, w każdej chwili gotowa do odwrotu, gdyby okazało się to konieczne.

Odsłonięcie tajemnicy przyniosło prawdziwe rozczarowanie. Plastikowa wanna i bryła lodu o nieregularnych kształtach oraz niewielki strumyczek roztopionej wody. Tylko tyle.

Rikard wyjaśniał właśnie zebranym, co zaszło.

– Wanna musiała chyba stać na poręczy albo na krawędzi stopnia. Kiedy ciepło z kominka dotarło do góry, lód się roztopił, a ponieważ wanna była nierównomiernie obciążona, wszystko się przewróciło i z hukiem spadło ze schodów. Zabierzmy ją, Ivar, jeśli się przyda w kuchni, i wracajmy do przerwanego posiłku.

– Satysfakcjonuje cię to wyjaśnienie? – zapytała cicho Jennifer, idąca obok Rikarda.

– Nie, bo kiedy byłem na górze, widziałem tę wannę. Stała pod przeciekającym miejscem na suficie na jednym z łóżek w pokoju na samym końcu korytarza. Nie powiesz mi chyba, że przebyła tę długą drogę sama!

Jennifer wzdrygnęła się.

– Wolałabym, żebyś nie opowiadał tak plastycznie – powiedziała drżącym głosem.

Na chwilę przytulił ją do siebie.

– Przepraszam, zapomniałem, że masz bujną wyobraźnię. Ktoś musiał ustawić tam wannę celowo. Ale po co?

– Może właśnie po to, żeby nas nastraszyć?

– Możliwe. W każdym razie to bardzo głupi dowcip. Prawie cały czas byłem w salonie, bo zajmowałem się podtrzymywaniem ognia na kominku. Nie widziałem, żeby ktokolwiek wchodził po schodach…

– Przestańmy już o tym mówić – poprosiła Jennifer niepewnym tonem, na co Rikard ze skruchą skinął głową.

Znowu usiedli do stołu.

– Nie uważacie, że nie wieje już tak mocno? – zagaił Svein. – Zobaczycie, że cały śnieg zniknie do jutra rana.

– Właściwie szkoda by było – uśmiechnął się Ivar. – Zrobiło się tutaj całkiem miło.

Jennifer nasłuchiwała, ale nie wydawało jej się, żeby nieprzerwane zawodzenie burzy choć trochę przycichło. Śnieg uderzający z wielką siły o szyby też nie zelżał.

Rikard podał dziewczynie talerz z naleśnikami, a ona zgrabnie ułożyła kilka z nich na talerzu Børrego.

– Børre Pedersen jest trochę upośledzony – wyjaśniła. – Musimy mu zapewnić wszelką możliwą pomoc.

Børre się wściekł i rzucił kilka słówek, które wywołały rumieniec na twarzy subtelnej Louise Borgum.

Rikard przerwał kwiecistą przemowę Børrego.

– Musisz się nauczyć rozumieć Jennifer. Jej zachowanie nie wynika ze złośliwości To najbardziej szczere dziecko natury, jakie znam, ale jednocześnie jest prawdziwym enfant terrible…

– Żadnej cudzoziemskiej gadki. Mów tak, żeby człowiek mógł zrozumieć!

– Oczywiście! Enfant terrible znaczy „straszne dziecko”, czyli takie, które przez dziecinną albo nieprzemyślaną szczerość stwarza sytuacje kłopotliwe dla otoczenia.

Jennifer westchnęła.

– Obawiam się, że to prawda.

Nie wydawało się, żeby ktoś chciał negować ten fakt.

Rikard, zwrócony do Børrego, kontynuował:

– Naprawdę chodziło jej o to, że potrzebujesz pomocy. Nie wiem, co powiedziałeś, ale w każdym razie dałeś jej do zrozumienia, że jesteś niezdolny do samodzielnego życia.

– Ech! Nikt nie może być aż tak głupi!

Rikard popatrzył w zamyśleniu na Jennifer i nagle zrozumiał, że Børre Pedersen ma rację.

Jennifer nie była złośliwa, nie zamierzała nikogo ranić, a mimo to dobrze wiedziała, co mówi.

Nie, to zbyt skomplikowane! Z pewnością Jennifer nie była łatwym dzieckiem, ale im stawała się starsza, tym trudniej ją było zrozumieć!

Coś się przestało zgadzać. Absolutnie!

Børre parskał ze złości, burczał i pomrukiwał, opychając się zawzięcie naleśnikami.

– A poza tym… – odezwał się w końcu, grożąc Jennifer widelcem. – To najgorsze naleśniki w moim życiu! Takie jak ty nie powinny się w ogóle brać za gotowanie. Nie złapiesz przez to żadnego faceta!

Trine się zaczerwieniła i zdenerwowała, a Louise Borgum spokojnie wyjaśniła:

– Nie miałyśmy do dyspozycji nic więcej oprócz mleka w proszku, sproszkowanych żółtek i wody oraz odrobiny tłuszczu do smażenia. Uważam, że Trine świetnie sobie poradziła, a Jennifer w ogóle przy tym nie było.

Børre otworzył usta ze zdziwienia. Ivar poklepał go po ramieniu swoją ogromną dłonią.

– Jak na tak niezadowolonego z ich smaku, to całkiem sporo ich pochłonąłeś, Børre. Sam zjadłeś połowę wielkiej góry naleśników.

Børre przypominał teraz chmurę gradową.

Nastrój trochę się popsuł i za chwilę wszyscy się rozeszli do swoich pokoi. Rikard podążył za Jennifer i otworzył jej drzwi.

– Chyba będzie ci tu wygodnie?

Stanęła w progu. Dostała niewątpliwie najlepsze lokum w całym hotelu i była ogromnie wdzięczna Rikardowi za jego opiekuńczość, ale…

– Czy pozwolisz mi mieszkać z tobą? – zapytała cicho.

– No, nie, Jennifer! Nie jesteś już dzieckiem.

– Uwielbienie, jakim cię darzyłam, nie było natury fizycznej – mówiła dalej bardzo spokojnie.

Rikard zastanowił się przez chwilę i uznał, że miała rację. Wszystkie te drobne podarunki, cała jej troska o jego dobro… Powodowała nią chyba najprawdziwsza przyjaźń na świecie.

– Wiem o tym – rzekł niezwykle łagodnie – ale może oni tego nie zrozumieją.

Ze zdziwieniem w oczach odparła:

– Chyba w życiu nie pomyślą, że… ty i ja? To zupełnie niedorzeczne!

– Być może – rzucił oschle – ale czasami ludziom przychodzą do głowy najdziwniejsze pomysły.

– Tak, pewnie masz rację.

Popatrzył na nią z namysłem.

– Zastanawiam się, czy ty w ogóle wiesz, czym jest fizyczna miłość?

Zaskoczyła go jej reakcja. Twarz jej się skurczyła w przypływie intensywnego bólu. Czegoś takiego jeszcze nigdy u niej nie widział. Za chwilę znowu była sobą.

– To bardzo ładny pokój. Ale… w oknach nie ma zasłon.

– Kto miałby tu zaglądać?

– Śnieżne zjawy – szepnęła.

Wpatrywał się w duże niebieskie oczy.

– Kto taki?

– Oni… oni…

– W porządku – zgodził się skwapliwie, bo tego wieczoru nie miał już siły wysłuchiwać jakichś skomplikowanych wyjaśnień – zawieszę koc. Prześcieradło i resztę pościeli znajdziesz w szafie. Gotowe. Teraz lepiej?

– Dziękuję, Rikard… Który zająłeś pokój?

– Pierwszy w tym małym korytarzu.

– Dlaczego chciałeś, żebym mieszkała właśnie w tym?

Zawahał się.

– Dlatego, że coś się tutaj dzieje, Jennifer. Tylko jeszcze nie wiem, co. Poza tym zdjęcie jednej z tych osób widziałem w jakimś raporcie policyjnym, ale nie mogę sobie przypomnieć, czego dotyczył.

– Kto to jest?

– Nie mam prawa o tym mówić. Może to tylko niewinny świadek? Nie chciałbym, żebyś nabrała bezpodstawnych podejrzeń w stosunku do tej osoby. Nasza długa znajomość utwierdziła mnie w przekonaniu, że jesteś zdolna do wszystkiego. Chcę mieć ich na oku, rozumiesz?

Uśmiechnęła się na potwierdzenie.

– Ale nie mnie?

– Nie ciebie, Jennifer – posłał jej ciepłe spojrzenie. – Chociaż pojawiła się u ciebie jakaś nowa cecha…

Co się stało z Jennifer? zadawał sobie pytanie. Jest odmieniona, a jednocześnie nie rozwinęła się przez te wszystkie lata. I właśnie to jest najbardziej niepokojące!

– No, tak! – zakończył. – A więc dobranoc! Miło… cię znowu widzieć.

Ależ kłamstwo! Miło ją znowu widzieć? Ból, jaki wówczas odczuwał, nie ucichł mimo upływu lat. Z przerażeniem stwierdził, że dokucza mu coraz bardziej.

Ale Jennifer niczego się nie domyślała. Jego słowa sprawiły, że poczuła ogromną radość. Uspokojona posłała łóżko i wśliznęła się pod kołdrę.

„Miło cię znowu widzieć”. Pomyśleć tylko, że Rikard tak powiedział!

Za moment wciągnęła powietrze z głębokim świstem. Łóżko było lodowate! Pozbawiło ją całego ciepła, które tak niedawno wróciło do jej wychłodzonego ciała. Zwinęła się w kłębek, żeby zająć jak najmniej miejsca na pościeli.

Długo leżała, nasłuchując wściekłych ataków śniegu napierającego na szybę. W pokoju unosił się intensywny zapach kurzu z rozgrzanych kaloryferów.

Upłynęło sporo czasu, zanim pozostali goście, zajmujący przyległe pokoje, udali się na spoczynek. Do uszu Jennifer docierał monotonny głos Ivara, który opowiadał Sveinowi jakąś długą historię. Słyszała też szybkie przytłumione kroki należące, jak przypuszczała, do tajemniczego Jarla Fretne, a także Børre Pedersena, wydającego zrzędliwym tonem polecenia żonie, oraz jej przestraszone potakiwanie. Rikard najwyraźniej już się położył, ale dobiegały ją jeszcze odgłosy z pokoju Louise Borgum. Były przytłumione i delikatne.

W końcu zapadła cisza. Tylko z pokoju Ivara i Sveina dobiegała od czasu do czasu jakaś senna odpowiedź.

Jednak Jennifer nie mogła zasnąć. Jej umysł pracował z niezwykłą precyzją.

Co za ohydny i przytłaczający dom!

Panuje w nim taka martwa, przerażająca atmosfera! Nie atmosfera śmierci, ale właśnie martwa. Bez życia.