Zajęło jej dobrą chwilę, nim się pozbierała. Dlaczego, zamiast Renata, nagle zjawił się Lorenzo? Jak śmiał przyjechać tu w zastępstwie brata?

– Dobrze – uśmiechnęła się. – Podoba mi się tu.

– Tak bez nikogo?

– Są gorsze rzeczy od samotności. Wejdź.

Wskoczył na schody. Wyglądał zgrabnie w jasnobrązowych spodniach i rozpiętej pod szyją granatowej koszuli z krótkim rękawem, beztrosko się przy tym uśmiechał. Powinno ją to zaboleć, ale nie zabolało. Widocznie dawne uczucia całkiem już wygasły.

– Przyniosłem ci prezent na nowe mieszkanie – powiedział, wręczając jej elegancko zapakowaną paczkę. Zawierała alabastrowe popiersie w stylu greckiej bogini. Rzeźba miała dwadzieścia pięć centymetrów i była prześliczna.

– To kopia eksponatu z muzeum – wyjaśnił. – Wybrałem ją, bo przypomina ciebie. Tak naprawdę kupiłem ją kilka tygodni temu, lecz po tym, co się stało, nie wiedziałem, jak ci ją dać, ale jako prezent do nowego domu… – Wzruszył ramionami. Naprawdę miał dużo wdzięku.

– Jest cudowna – odparła. – Mam nawet dla niej miejsce.

Zaprowadziła go do altanki w różanym ogrodzie. Czuła, że czegoś tam brakuje, ku jej radości, posążek pasował jak ulał.

– Idealnie – zgodził się Lorenzo. – Też lubisz ten zakątek? Wiem, że to ukochane miejsce mammy.

Może nie zna historii Fede, hodowcy róż. Heather zastanawiała się, czy Baptista miałaby coś przeciwko opowiedzeniu o tym jej synowi, lecz Lorenzo zbił ją z tropu.

– Nie sądzisz, że ten dom jest dość ponury? Zawsze tak uważałem.

– Ponury? Wcale nie. Jest przytulny i miły. Kocham go.

– Latem zawsze spędzaliśmy tu parę tygodni. Wprost nie mogłem doczekać się wyjazdu.

A ona marzyła, że zamieszkają tu po ślubie… Potem pili wino na tarasie wychodzącym na ogród. Lorenzo spoglądał na nią z szelmowską miną.

– Słyszałem o awanturze – rzekł wreszcie.

– O jakiej awanturze? – spytała ostrożnie.

– Przecież wszyscy wiedzą, co się stało. Mamma próbowała wyswatać cię z Renatem, a ty ryknęłaś śmiechem. Szkoda, że tego nie widziałem. Mój brat, który unikał pułapek zastawianych przez kobiety, w końcu dostał kosza.

– To niezupełnie tak było – sprzeciwiła się Heather. – Renato i ja wspólnie orzekliśmy, że to zły pomysł.

Jej słowa zabrzmiały wyjątkowo bezbarwnie w zestawieniu z tym, co się wtedy działo, lecz, niezależnie od swych uprzedzeń w stosunku do Renata, nie zamierzała wystawiać go bratu na pośmiewisko.

– Wierzę, że ci się to nie spodobało. A jemu? To co innego. Choćby dlatego, że masz tę posiadłość.

– Którą oczywiście zwrócę, gdy tylko pozwolą na to przepisy podatkowe.

– No i odmówiłaś mu. Jak myślisz, która kobieta już mu to zrobiła?

Ja, pomyślała Heather, przypominając sobie, jak przy swoim stoisku kazała wypchać się aroganckiemu klientowi.

– Odmówiłaś mu, zanim cię poprosił. – Lorenzo nie mógł się nadziwić. – Założę się, że go to mocno ubodło. Wściekłość nie wywietrzała mu nawet po powrocie z Ameryki. Ostrożnie! Omal się nie zakrztusiłaś winem.

Wrócił, pomyślała. I nie zadzwonił do niej. A niby po co miał dzwonić?

Bo nie powinien pozostawiać jej w niepewności. Prędzej umrze, niż spyta, kiedy wrócił.

– Lepiej zmieńmy temat – powiedziała stanowczo. – Nie wyjdę za Renata.

– Mógłbym się założyć. Wyśmiałaś go, a tego na pewno ci nie daruje.

– Co proszę? Chcesz powiedzieć, że uwiódłby mnie z powodu urażonej dumy?

– Wszystko jest możliwe, bo nie przywykł do kobiet, które sprzeciwiają się jego woli. Wszystkie były aż nazbyt chętne. – A gdy Heather milczała, dodał z nieśmiałym uśmiechem: – Gdyby się nie wtrącił, moglibyśmy…

– Nigdy się nie dowiemy. To już zamknięty rozdział.

Odstawił kieliszek na kamienną balustradę i przyciągnął ją do siebie. Heather spodziewała się tego i nie wzbraniała się, bo chciała coś sprawdzić. Nawet odwzajemniła pocałunek. Nie z miłości czy pożądania. Z ciekawości.

Kiedyś bardzo go kochała, a słodycz pocałunków wznosiła ją do nieba, lecz teraz niebieskie przestworza zmieniły się w ciasny zaułek. Pocałunek, nawet delikatny, powinien nieść w sobie nieskończone pokłady uczucia, namiętności i radości, a tymczasem…

Westchnęła i oswobodziła się. To było bardzo pożyteczne doświadczenie. Lorenzo był niezwykle miłym młodym człowiekiem, lecz musiał najpierw dorosnąć. Miała wrażenie, jakby całowała się z manekinem.

Obejrzała się i zobaczyła, że Renato przygląda się im ironicznie. No tak…

– Wybaczcie – rzekł. – Nie sądziłem, że będziecie zajęci.

– To trzeba było pomyśleć – rzekł zapalczywie Lorenzo. Renato zrobił krok naprzód i złapał go za rękę.

– Właśnie wychodzisz.

– Naprawdę?

– Nie – wtrąciła się Heather, wściekła na obu. – Zaprosiłam go na obiad.

Lorenzo podchwycił przelotne spojrzenie Renata i to przesądziło sprawę.

– Może innym razem – wyjąkał.

Mimo iż było to daremne, Heather spróbowała swoich praw jako pani domu.

– Nie innym razem – oznajmiła – tylko teraz. Gino przygotował posiłek dla dwóch osób…

– To świetnie, bo jestem głodny – rzekł Renato i spojrzał ze zdumieniem na Lorenza. – Jeszcze tu jesteś?

– Już znikam – odparł młodszy braciszek, lecz zanim wyszedł, ostentacyjnie cmoknął Heather w policzek.

Kiedy zostali sami, dostrzegła chłodny, nawet pogardliwy wzrok Renata. Rozwścieczył ją tym.

– Jesteś niesłychanie bezczelny – powiedziała.

– Przepraszam – odparł wyzywająco. – Po prostu chciałem się go jak najszybciej pozbyć.

– Nie licząc się z tym, czego ja chcę?

– To było aż nazbyt oczywiste. Mój Boże, myślałem, że masz więcej godności.

– Jak śmiesz!

– Nie udawaj. To był pierwszy krok, by zaciągnąć cię do łóżka.

Uderzyłaby go, lecz złapał ją za nadgarstek.

– Nie atakuj mnie za prawdę. Jeśli zamierzałaś zaciągnąć

Lorenza z powrotem przed ołtarz, to nie tędy droga.

Była tak zła, że nie zastanawiała się nad odpowiedzią.

– Gdybym chciała usidlić Lorenza przez łóżko, mogłam to zrobić już dawno.

Uścisk Renata nasilił się, w oczach pojawiły się dziwne błyski.

– Chcesz powiedzieć, że tego nie zrobiłaś?

– Puszczaj! – syknęła. – Natychmiast.

– Zastawiałem się, czy z nim spałaś. Zaprzeczyłaś temu, ale myślę, że jednak tak. Mów prawdę! – Wściekłość błysnęła w jego oczach.

– Nic ci nie powiem. To nie twoja sprawa.

– Lorenzo dobrze zrobił, że uciekł sprzed ołtarza. Było ci to na rękę, prawda?

Bicie serca odparło, że tak, ale nie zamierzała się do tego oczywiście przyznawać.

– Skoro tak uważasz, po co pchnąłeś mnie w jego ramiona?

– Bo wtedy o tym nie wiedziałem, ty też. Teraz jednak wiemy, że nawet gdyby cię poślubił…

Nie musiał kończyć czegoś, co było aż nazbyt oczywiste. Spojrzała mu w oczy.

– Nigdy – szepnęła. – Przenigdy. Gdybym została żoną Lorenza, byłabym mu wierna aż do końca.

– Do gorzkiego końca – poprawił ją.

– Jeśli byłoby trzeba…

– Bez względu, jak gorzki byłby to koniec dla nas wszystkich? – powiedział ze smutkiem. – Musielibyśmy spłonąć w piekle, które sama stworzyłaś.

– Ty akurat nie. Masz inne rozrywki.

– Czasem to nie są… – Umilkł, uświadomiwszy sobie, co chce powiedzieć. – Wiesz, jak wygląda piekło? – spytał po chwili.

– Jestem pewna, że znasz je dobrze.

– To miłość bez pożądania i pożądanie bez miłości.

Wzięła głęboki wdech.

– Puść mnie. Natychmiast! Wyswobodziła nadgarstek, lecz nie spuszczała oka z Renata, jakby był dziką bestią, która w każdej chwili mogła się na nią rzucić. Tego człowieka bezpieczniej uważać za wroga. Nadal powściągał wściekłość, był nienaturalnie blady i czuła, że lada moment może stracić nad sobą panowanie.

Kroki Jocasty za drzwiami przerwały tę scenę.

Renato przywitał gospodynię jak starą przyjaciółkę, a ona ucieszyła się na jego widok. Kiedy wymieniali jakieś ploteczki po sycylijsku, Heather wciąż trzęsła się ze zdenerwowania. Wystarczyło kilka minut, a znów się pożarli. Musiała jednak przyznać, że walka z Renatem była bardzo podniecająca.

Podobnie jak Lorenzo, Renato był ubrany w rozpiętą na piersi koszulkę z krótkim rękawem, lecz efekt był diametralnie różny. Lorenzo wtapiał się w otoczenie, Renato dominował nad nim. Heather stwierdziła, że złość jej mija. Nie widziała go od dawna, a codziennie tliła się w niej tęsknota, do której za nic nie chciała się przed sobą przyznać.

– Pańskie ulubione wino, signore – powiedziała Jocasta, napełniając kieliszek.

– Dzięki. Zostałem siłą zatrzymany na lunch – odparł bezwstydnie.

– Gino przygotuje klopsiki w sosie pomidorowym – uśmiechnęła się Jocasta.

– Może nie na lunch, bo to zajmie zbyt wiele czasu. Wystarczy skromna przekąska, zanim wyjedziemy – zarządził Renato.

– Za to na kolację będą w sam raz.

– Nie zapraszałam cię na lunch, a tym bardziej na kolację – obruszyła się Heather, gdy zostali sami.

– Przysiągłbym, że miałaś taki zamiar.

I pomyśleć, że ucieszyła się na jego widok! Najwyraźniej ubóstwiał wytrącać ją z równowagi. Dlaczego nie przyjechał swoim samochodem, jak można się było tego spodziewać? Ależ skąd, musiał pojawić się w najgorszym momencie, zirytować ją, zepchnąć na pozycje obronne i zepsuć cały nastrój wizyty. W y -dawał się przy tym tak ożywiony! Zastanawiała się, jak mogła tak długo bez niego wytrzymać, z drugiej jednak strony z radością skręciłaby mu kark.

– A co do zmiany menu na lunch…

– Po lunchu natychmiast wyruszamy. Nie ma czasu do stracenia. Kiedy usiedli do stołu, znów mieli uprzejme miny.

– Powiedz mi, jak sobie radziłaś beze mnie? – spytał.

– Cieszyłam się twoją nieobecnością. Czy mogę liczyć na szybką powtórkę? – zapytała słodziutko.

– Obawiam się, że nie. Ta posiadłość zawsze należała do najbardziej wydajnych i taka powinna pozostać. To oznacza, że musisz wiedzieć, co masz robić. Oczywiście wszystkim zajmie się Luigi, lecz jeśli wykażesz ignorancję, zupełnie nie będzie cię szanował…

– Ale… – Heather chciała wytłumaczyć, że zamierza zwrócić posiadłość prawowitemu właścicielowi, lecz zrezygnowała. Nikt nie chciał tego słuchać, również Renato.

Teraz zaś rozpoczął wykład o prowadzeniu majątku, jakby był profesorem, a ona jego studentką. Wprost trudno byłoby uwierzyć, że przed chwilą skakali sobie do oczu, tak poprawnie wyglądali.

– Nadciągają deszcze – tłumaczył – ale przy odrobinie szczęścia spadną dopiero za kilka dni. Dlatego przyjechałem. Ruszajmy.

Niewielki tłumek obserwował ich, gdy wsiadali do stojącego przed domem kabrioletu.

– Twoi dzierżawcy – powiedział Renato.

– Chcesz powiedzieć, że niektórzy z nich mieszkają w domach należących do posiadłości?

– Wszyscy mieszkają w Ellonie, która należy do ciebie.

– Myślałam, że najwyżej kilka domów…

– Całe miasteczko. Dlatego cię obserwują. Ich losy zależą od twoich decyzji.

To był dopiero początek. Po drodze pokazywał jej winnice, sady i gaje oliwne, a wszystko należało do niej. Majątek był w doskonałym stanie, a dzierżawcy, zachwyceni obfitymi zbiorami, chętnie mówili o pożyczkach pod przyszłoroczne plony. W tym względzie to Renato był fachowcem i Heather spodziewała się, że nie dopuści jej do słowa. Musiała jednak przyznać, że zachował się wspaniale. Wprowadzając ją do każdej rozmowy i traktując z szacunkiem, objaśniał wszystko dokładnie bez wymądrzania się.

Na owczej farmie wykazała się inicjatywą, zadając szereg trafnych pytań ku aprobacie rodziny dzierżawcy. Mieszanką słów włoskich, sycylijskich i angielskich wyjaśniła, że jej wujek też hodował owce.

– Jeździliśmy do niego na święta i wtedy mu pomagałam. Bardzo to lubiłam.

– Jaki gatunek owiec hodował? – chcieli wiedzieć.

– Blackface, rodzaj angory – powiedziała z zapałem.

Pokazali jej swego najlepszego barana i przyglądali się, jak fachowo go obmacuje. Gdy dowiedziała się, ile kosztuje opieka weterynaryjna, uznała, że skandalicznie dużo. A jaka jest mleczność? Czy doją swoje owce? Owszem, lecz nie podejrzewali, że ona tyle o tym wie.

Nagle wszyscy zamilkli. Rozejrzała się i zobaczyła, że przyglądają się jej z ciekawością. Renato uśmiechał się, jakby coś wygrał. Heather poczuła ciarki na grzbiecie, to było bardzo podejrzane.

Kiedy wracali przez Ellonę, niepokój Heather wzrósł. Wszystkie drzwi i okna były otwarte, wyglądali z nich mieszkańcy obserwujący ich z uwagą.

Przez małego, pulchnego księdza zostali zaproszeni na drinka. Kiedy wychodzili z plebanii, obserwowano ich jeszcze baczniej. Heather z lękiem zaczęła się domyślać, przyczyny zainteresowania.

– Jutro pojedziemy konno – oznajmił Renato, gdy wrócili.

– Przyjedziesz znowu?

– Przenocuję tutaj, jeśli nie masz nic przeciw temu.

– Absolutnie – odparła uprzejmie. – Uprzedzę Jocastę.