– Doskonale? Czułam twój oddech na karku. Sprawdzałeś mnie przecież…

Pocałował ją.

– Miło wiedzieć, że nie jestem jedynym głupcem w rodzinie. Pojechałem do Szkocji, bo nie mogłem bez ciebie wytrzymać.

Przytuliła się do niego, zastanawiając się, czy obecność Lorenza w Anglii nie miała z tym coś wspólnego, ale nie spytała o to.

– A widzisz – mruknął – mamy ostatni kawałek układanki… Wypełniliśmy ją do końca.

– Ciekawe, nie jestem o tym przekonana…

– Skoro się kochamy, czego jeszcze ci trzeba?

– No, nie wiem. Wciąż mam uczucie, że brakuje dwóch kawałków.

– O nie – odparł, przytulając ją mocniej. – Odnaleźliśmy się nawzajem, choć już traciłem nadzieję.

Nie protestowała, oddając się wspólnemu szczęściu, jednak wciąż myślała o tym, że puzzle są niekompletne. Brakowało jeszcze dwóch kawałków.

Wyjechała do Anglii i wróciła, by włączyć się w przygotowania do przyjęcia urodzinowego Baptisty, które miało się odbyć w wielkiej sali Residenzy.

– Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu – powiedział jej pewnego wieczoru Renato. – Wiesz, że planowałem rozszerzyć asortyment o kwiaty. Niektóre gatunki hodujemy najlepiej na świecie. Mogłabyś się tym zająć.

– Z rozkoszą – odparła.

– Więc powinnaś odwiedzić specjalistów w tej dziedzinie. Szczególnie interesuje mnie ten człowiek – powiedział, wręczając jej wizytówkę Vincenza Tordonego. – Ma całe hektary szklarni i może zapewnić dostawy zimą. Chciałbym, żebyś go odwiedziła i powiedziała mi, co myślisz. Jeśli towar jest najwyższej jakości, możemy tymi kwiatami udekorować dom na urodziny mammy, a potem przystąpić do interesu.

Ucieszona Heather odwiedziła Vincenza Tordonego w jego biurze w Palermo. Wysoki, szczupły mężczyzna koło siedemdziesiątki o siwych włosach i nienagannych manierach od razu przypadł jej do serca. Zaprosił ją do odwiedzenia szklarni za miastem, gdzie podziwiała różnorodność i urodę wyhodowanych tam kwiatów.

– Mam firmę w Rzymie – powiedział, gdy popijali marsalę. – Dobrze prosperuje. Moja żona była Rzymianką i za życia pomagała mi ją prowadzić. Po jej śmierci wszystko przekazałem synowi i córce, a sam wróciłem do domu.

– Jest pan Sycylijczykiem?

– Tak, tu się urodziłem i mieszkałem do dwudziestego roku życia. Tutaj też spocznę po śmierci. – Westchnął z zadowoleniem. – To najlepszy na świecie kraj do hodowli roślin.

Poprosił, by powiedziała coś o sobie. Oględnie opisała, jak doszło do tego, że wżeniła się w rodzinę Martellich.

– Czy nie wydali się pani dziwni? – spytał.

– W żadnym razie. Wszyscy byli niezwykle uprzejmi, zwłaszcza moja teściowa, Baptista. Natychmiast się mną zaopiekowała, a nawet podarowała mi swą posiadłość, która nazywa się Bella Rosaria.

– A tak, słyszałem o niej. Podobno są tam niezwykle piękne kwiaty.

– To prawda, zwłaszcza krzewy róż. Niektóre rosną tam od lat. Opiekuję się nimi niczym własnymi dziećmi.

Wdali się w dyskusję o najlepszych sposobach zapewnienia długowieczności różom. Polubiła starszego pana i po powrocie do domu z przyjemnością powiedziała mężowi, że wszystko jest w najlepszym gatunku. Sporządzono więc umowę obejmującą eksport kwiatów z Sycylii i z Rzymu, z aneksem dotyczącym dostarczenia roślin na przyjęcie.

Baptista popołudniami ucinała sobie drzemkę, by zebrać siły na wieczór. W dniu urodzin, wypoczęta i zadowolona, cierpliwie czekała, aż pokojówka włoży jej perły. Gdy odwiedzili ją Renato i Heather, wzięła ich za ręce i odezwała się płaczliwym głosem:

– To już moje ostatnie urodziny na tym świecie…

– Mamma powtarza to co roku – przypomniał jej.

– Bo to zawsze prawda. Jednak w tym roku chciałabym dostać prezent, na którym zależy mi najbardziej.

– Jeśli to jest tylko w mojej mocy.

– Chciałabym wierzyć, że już nie ma żadnych animozji między tobą a twoim bratem…

– Wierz mi, to już stare dzieje.

Baptista uśmiechnęła się, ale Heather czuła, że spodziewała się czegoś więcej.

Rozległo się pukanie do drzwi. Weszli Bernardo i Lorenzo. Jeden niósł wino, drugi kieliszki, by przed przyjęciem wznieść toast za zdrowie matki.

Kiedy skończyli i zamierzali wyjść, Renato zatrzymał ich.

– Jeszcze chwileczkę, chcę wznieść kolejny toast. Piję za mojego brata, Lorenza, którego odwadze i prawości zawdzięczam szczęście. Popełniłem straszny błąd, prawie zniszczyłem troje ludzi. Kiedy szliśmy do katedry, wszyscy troje wiedzieliśmy, że ten ślub jest straszliwym błędem. Było jednak za późno, wszystko poszło w ruch i nikt nie wiedział, jak to zatrzymać. Tylko jedna osoba wykazała dość odwagi. Bracie, dałeś mi kobietę, którą kocham i za to dziękuję ci z całego serca.

– Ja również – dodała Heather.

Baptista łkała ze szczęścia, a Lorenzo wydawał się zmieszany. Renato odstawił kieliszek i uściskał Bernarda, który poklepał go po plecach.

– Dziękuję – szepnęła mężowi Heather.

– Powinienem był powiedzieć to już dawno.

Jeden element dopasowany, pozostał ostatni.

Zaczęła się zabawa. Baptista, witana oklaskami gości, pojawiła się na schodach podtrzymywana przez Renata. Przystanęła na moment zachwycona kwietną dekoracją.

– Są takie piękne – powiedziała, siadając na ustawionym niby tron fotelu. – Dziękuję.

– Jeszcze jedno – dodał Renato. – Człowiek, który to wszystko udekorował, chciałby osobiście złożyć ci życzenia oraz wręczyć specjalny prezent.

– To bardzo miło z jego strony.

– Ale – zawahał się Renato – mamma, czy jesteś przygotowana na szok, nawet miły?

– Oczywiście. Czy to signor Tordone ma mnie zaszokować?

– Nieco się tego obawia.

Renato skinął i służący otworzył drzwi. Pojawiła się w nich wysoka postać Vincenza. Szedł w stronę Baptisty, nie odrywając od niej oczu.

Ona również nie spuszczała z niego wzroku. Heather zauważyła, że poderwała się z fotela, lecz znowu usiadła. Złapała się za szyję, gdy Vincenzo stanął przed nią, trzymając w ręku jedną, cudowną, czerwoną różę.

Baptista jakby jej nie widziała, lecz całą uwagę skupiła na twarzy starszego pana. Łzy pociekły jej z oczu.

– Fede! – powiedziała z radością – Fede!

– Nie wierzę! – zawołała Heather. – To nie może być…

– Ale jest – uśmiechnął się Renato. – Naprawdę nazywa się Federico Marcello. M ó j dziadek był stanowczym człowiekiem, ale nie takim potworem, jak niektórzy sądzą. Groźbami zmusił Federica do opuszczenia Sycylii i zmiany nazwiska, żeby mamma nie mogła go odnaleźć, jednak potem pomógł mu założyć własny interes.

– A jak ty do niego dotarłeś?

– Wynająłem prywatnego detektywa i udało mu się go wyśledzić. Byłem prawie pewien, że to on, kiedy wysłałem cię do niego, a upewniłem się, gdy powtórzyłaś mi waszą rozmowę.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Renato spojrzał na nią dziwnie.

– Może i tobie chciałem zrobić niespodziankę.

– Myślałam, że cię znam – powiedziała powoli – ale nie wyobrażałam sobie, że pomyślisz o czymś takim.

Musnął delikatnie jej policzek.

– Potrzeba życia, by poznać drugą osobę.

– Mamy całe życie przed sobą – szepnęła. – Teraz już jestem tego pewna.

Renato był dumnym, niezależnym mężczyzną, z którym niełatwo będzie jej żyć, jednak miłość rozumiał lepiej, niż przypuszczała. Zawdzięczał to głównie matce, choć i sama Heather poważnie się do tego przyczyniła.

Coś ściskało ją za gardło na widok Baptisty i Federica, którzy siedzieli z boku, trzymając się za ręce. Podeszli z Renatem bliżej, by usłyszeć fragment rozmowy.

– Wróciłem na Sycylię, by być bliżej ciebie – mówił Fede. – Jednak nie śniłem, że mogłabyś mnie poznać.

– Poznałam cię od razu. – Baptista uśmiechała się przez łzy.

– I ja poznałbym cię zawsze. Jesteś taka, jaką pozostałaś w mym sercu przez te wszystkie lata.

– Te wszystkie lata – powtórzyła powoli. – Mam nadzieję, że nie byłeś sam, że nawet beze mnie ułożyłeś sobie życie.

– Owszem – odparł. – Moja żona była wspaniałą kobietą. Dała mi dwójkę dzieci, byliśmy sobie bardzo oddani. – Głos mu zadrżał. – Ale to nie to samo, co ty.

– Tak – mruknęła Baptista. – Znam to aż za dobrze.

– Spełniliśmy nasz obowiązek względem innych. – Pocałował ją w rękę. – Teraz czas pomyśleć o nas.

Wyszli ostatni goście. Dom był cichy, gdy Renato i Heather, objęci, wchodzili w półmroku po schodach.

– Oni mówili serio – zdumiała się Heather. – Kiedy patrzyli na siebie, wiedzieli, co należy zrobić.

– Raczej zobaczyli, że prawda – odparł Renato – w którą wierzyli przez lata, nie zmieniła się.

– Czy z nami też tak będzie?

– Mogę mówić tylko za siebie. Żadna inna kobieta nie zastąpiłaby cię w moim sercu. Gdyby cię zabrakło, spędziłbym resztę życia w samotności. Myślę, że mamma i Fede mieli prawo związać się z innymi partnerami. To rozsądne. Jednak nie potrafię być rozsądny, gdy chodzi o ciebie.

– A ja…

– Cicho, nic nie mów, dopóki nie będzie to prawdą.

– Dlaczego sądzisz, że moja miłość jest mniejsza?

– Nie pytaj, to bez znaczenia, dopóki kochasz mnie choć odrobinkę. Nie jestem już taki dumny, wystarczą mi okruszki.

To prawda, jego duma gdzieś znikła, zastąpiona przez wiarę w ukochaną żonę. Widziała to w jego oczach, słyszała w głosie.

– To nie okruszki – odszepnęła – tylko uczta. Wzięła go za rękę i otworzyła drzwi do sypialni.

– Chodź – pociągnęła go – opowiedz mi o tym.

Ostatni kawałek układanki trafił na swoje miejsce.

Leżąc cicho w łóżku, Baptista usłyszała, jak dwie osoby wspinają się po schodach, a potem oddalają korytarzem. Wreszcie para przystanęła przed pokojem Heather i Renata. Czujne ucho Baptisty podchwyciło szmer rozmów, potem otwieranie i zamykanie drzwi.

Uśmiechnęła się do siebie w ciemności. Miała rację. Kiedy wybije jej godzina, odejdzie w spokoju, bo jej syn odnalazł prawdziwą miłość.

Ale może nie nastąpi to tak szybko. Miała po co żyć, choćby dla dziecka, które nosiła pod sercem Heather. Może ona jeszcze nie wiedziała o tym, ale Baptista tak. Wnuk byłby wspaniały, lecz może lepsza okazałaby się mała dziewczynka, która zawładnie sercem ojca i jeszcze go czegoś nauczy o miłości.

Chociaż Renato już pokazał, że wie więcej o miłości, niż się jego żona i matka spodziewały. Kto mógłby przypuszczać, że to właśnie Renato zwróci jej Federica, że właśnie on ją zrozumie…?

Nieważne, ile czasu zostało, bo Fede odnalazł się! Obiecał codziennie ją odwiedzać. Będą siedzieć razem, rozmawiać, trzymać się za ręce.

To zawdzięcza Renato, którego ukochana kobieta wyleczyła z szorstkości i cynizmu.

Zdecydowanie błysnęło jej w oczach. Śmierć musi jeszcze poczekać. Jest tyle rzeczy do zrobienia. Z każdą chwilą czuła się coraz silniejsza…

Lucy Gordon

  • 1
  • 18
  • 19
  • 20
  • 21
  • 22