Poznała go przez dział spożywczy „Gossways". Rodzina Martellich, słynna ze swych upraw, dostarczała sycylijskie owoce i warzywa, które hodowała w olbrzymich posiadłościach wokół Palermo. Lorenzo, od niedawna odpowiedzialny za eksport, odwiedzał starych klientów i przedstawiał się nowym.

Niczym młody książę żył w hotelu „Ritz". Czasem zapraszał ją do restauracji hotelowej, kiedy indziej chodzili do knajpek nad rzeką. Zawsze miał dla niej jakiś prezent, cenny lub żartobliwy, lecz Lorenzo wręczał go z namaszczeniem. Nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać. Lorenzo emanował wdziękiem playboya, który zniewalał wszystkich. Domyślała się, że na Sycylii został z tuzin młodych kobiet, którym nie w smak byłby jego ożenek, dlatego też zbyt mocno nie liczyła na małżeństwo. Wystarczyło, że urok i elegancja włoskiego przyjaciela rozjaśniały jej świat. I to wszystko. Będzie jej czegoś brakować, gdy Lorenzo wyjedzie.

Na automatycznej sekretarce nagrał prośbę, by włożyła bladoniebieską jedwabną sukienkę. Kupił ją dla niej, bo podkreślała jej piękne, ciemnoniebieskie oczy.

Jak zwykle przybył pięć minut wcześniej, przynosząc czerwone róże, które wręczył jej wraz z naszyjnikiem z pereł. Kupił go do tej sukienki.

Na jego widok uśmiechnęła się. Ten wysoki i szczupły przystojniak wydawał się wręcz zapraszać cały świat do wspólnej zabawy.

– Dziś jest szczególny wieczór – powiedział. – Mój starszy brat, Renato, przyjechał z Sycylii. Powinienem wrócić do domu dwa tygodnie temu – dodał smętnie. – Wie, że zostałem z twojego powodu i chce cię poznać. Zaprasza nas do „Ritza".

– Ale wybieraliśmy się do teatru…

– Wybaczysz mi? Ostatnio zaniedbałem obowiązki służbowe. – Uszczypnął ją delikatnie w policzek. – Przez ciebie.

– Za karę wrzucisz mnie do jaskini z lwami? – zażartowała.

– Pójdziemy tam razem. – Objął ją.

Podczas krótkiej drogi do „Ritza" opowiadał o swoim bracie, który zarządzał rodzinnymi posiadłościami na Sycylii. Ciężką pracą odnowił winnice i plantacje oliwek, trzykrotnie podnosząc ich wydajność, dokupował ziemię, aż wreszcie sprawił, że nazwisko Martelli stało się synonimem najwyższej jakości we wszystkich luksusowych hotelach i sklepach na całym świecie.

– Myśli tylko o pracy – zauważył Lorenzo. – O tym, jak zarabiać coraz więcej pieniędzy. Ja tam wolę je wydawać.

– I pewnie dlatego chce wiedzieć, na kogo je przepuszczasz. – Dotknęła eleganckiego i na pewno kosztownego sznura pereł.

– Polubi cię, wierz mi – mruknął Lorenzo, gdy wysiadali z taksówki przed hotelem.

– Ja się nie boję. A ty?

– Też nie, ale on jest głową rodziny, co na Sycylii ma olbrzymie znaczenie. Jednak zawsze był wspaniałym starszym bratem, który wyciągał mnie z kłopotów…

– Układając się z ojcami twoich dziewcząt? – spytała przewrotnie.

Lorenzo odchrząknął.

– To należy do przeszłości. Chodźmy.

Heather była ciekawa, jak wygląda mężczyzna, który odgrywa tak ważną rolę w życiu Lorenza, dlatego rozglądała się po eleganckiej, wyłożonej marmurami restauracji o sięgających do podłogi oknach z ciężkimi, czerwonymi storami.

W kącie siedział przy stoliku samotny mężczyzna. Wstał, gdy zbliżyli się do niego i uprzejmie uśmiechnął się do Heather.

– Dobry wieczór, signorina - powiedział Renato Martelli i lekko skłonił głowę. – Miło panią widzieć.

– Ponownie, nieprawdaż? – spytała nad wyraz chłodno. -Z pewnością nie zapomniał pan naszej popołudniowej rozmowy w „Gossways"?

– Jak to? – zdziwił się Lorenzo. – Już się spotkaliście?

– Nieco wcześniej – przyznał Renato. – Bardzo chciałem poznać damę, o której tyle słyszałem, więc uciekłem się do podstępu, który, mam nadzieję, zostanie mi wybaczony. -Z uśmiechem pocałował ją w rękę.

Heather spojrzał na niego kwaśno.

– Zastanowię się nad tym – odparła. Renato szarmancko podsunął jej krzesło. Usiedli.

– Jaki podstęp? – spytał Lorenzo.

– Twój brat udawał klienta – wyjaśniła Heather.

– Chciałem, żebyśmy się poznali w bardziej naturalnej atmosferze – tłumaczył się. – Na pewno wyrobiła sobie pani zdanie na mój temat.

– W istocie – zapewniła go i ugryzła się w język. Nie chciała dawać mu satysfakcji.

Podszedł kelner i Renato zażądał najlepszego szampana.

Lorenzo uśmiechnął się z zadowoleniem, natomiast Heather jeszcze bardziej się zdenerwowała. Czyżby Renato Martelli s ą -dził, że zadowolą ją okruchy z pańskiego stołu?

Nigdy by nie odgadła, że są braćmi, choć wiedziała, że Sycylię przez stulecia najeżdżali Grecy, Arabowie, Włosi, Francuzi, Hiszpanie i Celtowie, tworząc niezwykłą mieszankę ras. Lorenzo miał w sobie coś z Greka.

Domyślała się, że Renato musiał szybko wydorośleć. Trudno było jej wyobrazić go sobie jako chłopca. Zapewne po włoskich przodkach odziedziczył bystre spojrzenie, lecz nieuchwytna duma musiała pochodzić od Hiszpanów, a zmysłowe usta i sposób poruszania się od Celtów.

Przy swoim pięknym bracie wydawał się wręcz brzydki, lecz jego wielkie czarne oczy wabiły jak magnes. W pomieszczeniu pełnym przystojnych mężczyzn właśnie Renato Martelli wzbudziłby największe zainteresowanie wszystkich kobiet.

Choć potężnej budowy, nie miał ani grama tłuszczu, a stalowe mięśnie ledwie mieściły się pod drogim garniturem, w którym wyglądał nienaturalnie. Był człowiekiem stworzonym do życia na świeżym powietrzu, do jazdy konnej po swych włościach, do sportowych koszul.

Szampana podano w smukłych, kryształowych kieliszkach.

– Za miłe spotkanie.

– Za nasze spotkanie – dodała znacząco, a Renato lekkim grymasem zdradził się, że zrozumiał aluzję.

Gdy jedli zupę kalafiorową, żeberka i wędzonego łososia, Renato mówił o bracie i jego przedłużającym się pobycie w Anglii.

– Powinien wrócić dwa tygodnie temu, ale wciąż wynajdował jakieś wymówki. Domyśliłem się, że mogło chodzić tylko o kobietę. Gdy po raz pierwszy wspomniał o małżeństwie…

– Renato – jęknął Lorenzo.

– Nie zwracaj na niego uwagi – wtrąciła Heather. – Usiłuje cię speszyć.

– Signorina mnie przejrzała.

– To kwestia doświadczenia. Podobnie było, gdy odwiedził pan moje stoisko. Lubi pan onieśmielać ludzi.

– Kolejny punkt. – Z uśmiechem uniósł kieliszek, lecz wzrok miał czujny. – Powinienem się pani wystrzegać.

– Dobry pomysł – zgodziła się słodko. – Ale do rzeczy. Lorenzo zaczął mówić o małżeństwie, więc popędził pan do Anglii, żeby sprawdzić, czy się nadaję.

– Tylko po to, by stwierdzić, jaka jest pani urocza.

Był szarmancki, lecz nie dała się zwieść. Ten człowiek niczego nie robił bez powodu, a ona nie zamierzała ułatwiać mu sprawy.

– Mówmy otwarcie – powiedziała drwiąco. – Lorenzo nazywa się Martelli, dlatego nie może poślubić prostaczki. Kiedy okazało się, że zwrócił uwagę na zwykłą ekspedientkę, zaniepokoił się pan. Taka jest prawda, signor Martelli, a reszta to czcze gadanie.

Lorenzo jęknął i złapał się za głowę.

– Widzę, że teraz pani usiłuje mnie speszyć – odparł swobodnie Renato.

– Chyba sobie nieźle radzę – mruknęła.

– Zagrajmy zatem w otwarte karty – powiedział. – Zwyczajna ekspedientka? Co za bzdura! Nie ma w pani nic zwyczajnego. Jest pani silną, wręcz zadziorną kobietą, która sądzi, że może stawić czoło całemu światu i zwyciężyć. Na pewno uważa się pani za godną mnie przeciwniczkę, być może tak jest.

– Uważa pan, że zamierzam nieustannie z nim walczyć? – uśmiechnęła się. – Czy tak?

– Nie wiem, jeszcze nie podjąłem decyzji.

– Z drżeniem serca oczekuję werdyktu – odparła ironicznie.

Uniósł kieliszek i skłonił głowę. Heather odwzajemniła ten gest, choć ani na chwilę nie traciła czujności.

– Oto dzielna postawa, kochanie – odezwał się Lorenzo.

– Nie daj mu się zastraszyć.

– Nie musisz jej pomagać – uciszył go Renato. – Radzi sobie aż za dobrze. Widzisz – zwrócił się do Heather – sporo o tobie wiem. Gdy miałaś szesnaście lat, rzuciłaś szkołę i zatrudniłaś się w sklepie papierniczym. Przez kolejne cztery lata pracowałaś w wielu miejscach, choć zawsze jako ekspedientka, aż trzy lata temu przeszłaś do „Gossways". Gdy starałaś się o miejsce w programie szkoleniowym dla kadry kierowniczej, odmówiono ci z powodu braku odpowiedniego wykształcenia. Wtedy ostro zabrałaś się do pracy, uczyłaś się języków. Wreszcie, przekonani twoim uporem i doskonałymi wynikami w sprzedaży, obiecali ci miejsce w następnym cyklu szkoleniowym. Zwykła ekspedientka! Jesteś zdumiewającą kobietą.

– Nie miałem o tym pojęcia – wtrącił Lorenzo.

– Twój brat rozpytywał o mnie w dziale kadr „Gossways" – wyjaśniła mu Heather. – Szpiclował.

– Tylko zbierałem informacje – sprostował Renato.

– Szpiclował – upierała się. – A to bardzo brzydkie.

– Rzeczywiście – dodał Lorenzo. – Chyba nie sądzisz, że potrafiłbym zrobić coś takiego?

– Ty byś nawet o tym nie pomyślał – zauważył z przekąsem Renato.

Heather poczuła nagle, że musi choć na chwilę oddalić się od nich, bo nie może swobodnie oddychać.

– Panowie wybaczą – powiedziała wstając.

W toalecie długo wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze, zastanawiając się, dlaczego wszystko idzie na opak. Jadła kolację w „Ritzu" z dwoma atrakcyjnymi mężczyznami, czego mogłaby jej pozazdrościć każda kobieta. Gdyby była tylko z Lorenzem, również wzbudziłaby zawiść.

Ależ ten Renato to podejrzany typ, pomyślała.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Moje gratulacje – powiedział Renato, gdy zostali sami. – Jest urocza.

– Naprawdę tak uważasz? – zdziwił się Lorenzo.

– Tak. Myślę, że jest godna podziwu. Przyznam, że spodziewałem się jakiejś zdziry, tymczasem spotkałem damę, której zalety powinieneś docenić. Pora się ustatkować.

– Chwileczkę – zaniepokoił się Lorenzo. – Poganiasz mnie. Czemu powiedziałeś, że wspomniałem o małżeństwie?

– Bo wspomniałeś.

– Tylko tyle, że gdybym myślał o małżeństwie, szukałbym kogoś takiego jak ona. To poważna decyzja.

– I najlepszy moment, bo jesteś dość młody, by ulec wpływom odpowiedniej kobiety.

– Ty jakoś nie uległeś.

Renato uśmiechnął się drapieżnie.

– Oprócz naszej matki jak do tej pory żadna kobieta nie ma na mnie wpływu.

– Nie o tym mówiłem. Zdaje się, że miała na imię Magdalena, co? Dobrze, już dobrze – zakończył pospiesznie, widząc minę brata.

– Magdalena Conti – oznajmił chłodno Renato – uświadomiła mi, że nie jestem stworzony do trwałych związków, ale z tobą jest inaczej. Pomimo swych nieodpowiedzialnych wybryków, idealnie nadajesz się na męża.

– Co to, to nie! Przejrzałem twoją grę. Jeden z nas musi się ożenić, by zapewnić ciągłość rodu Martellich. Wyznaczyłeś mi rolę kozła ofiarnego. Idź do diabła. Jesteś starszy, więc poświęć się sam.

– Nic z tego. Nie wytrzymałbym.

– A ode mnie wymagasz, żebym zrezygnował z miłego życia w ramionach tych wszystkich kobiet – obruszył się Lorenzo.

– Wierność mnie nie pociąga – przyznał Renato.

– A dlaczego Bernardo nie może spełnić rodzinnego obowiązku? Jest przecież naszym bratem.

– Tylko przyrodnim. Ma w sobie krew naszego ojca, ale z powodu okoliczności w jakich został poczęty, nie może nosić jego nazwiska. No i nie jest synem mammy, więc nie dałby jej tak wyczekiwanego wnuka.

– Tak, ale…

– Cicho, ona wraca. Nie bądź głupi, tylko żeń się z nią, skoro cię chce.

Gdy się przybliżyła, wstali, a Lorenzo pocałował ją w rękę. Przyjęła to z uśmiechem, lecz zachowała czujność.

Kiedy jedli danie główne, do ich stolika przysiadało się wielu gości, którzy ku zaniepokojeniu Heather przyglądali się jej ciekawie. Czuła się jak człowiek, którego podczas przechadzki brzegiem morza porywa nagłe przypływ. Działo się coś dziwnego, czego nie rozumiała.

Wreszcie ostatni goście poszli już sobie, dzięki czemu mogła w spokoju delektować się czekoladowym deserem.

– Lorenzo – odezwał się nieoczekiwanie Renato – tam jest Felipe di Stefano. Powinieneś z nim porozmawiać.

– Myślę, że skorzystasz z okazji, by powiedzieć, co o mnie myślisz – rzekł Renato, gdy Lorenzo się oddalił.

– Zajęłoby mi to resztę wieczoru.

– No, to do dzieła! – roześmiał się.

– Od czego by tu zacząć? Najpierw bezczelnie o mnie wypytywałeś u moich pracodawców, a później ten popołudniowy występ. Charles Smith pewnie nigdy nie istniał, co?

– Raczej nie.

– Przesłuchiwałeś mnie, badając, czy jestem odpowiednia.

– Byłem ciekaw kobiety, która wywarła takie wrażenie na moim bracie. Gdybym ci powiedział, kim jestem, nie zachowywałabyś się naturalnie, tylko starałabyś się mi zaimponować. Mam rację?

– A niby dlaczego miałabym to robić?

– Jesteś wystarczająco inteligenta, by wiedzieć, że bez tego nie miałabyś szans zostać żoną mojego brata.

– Zakładając, że pragnę nią zostać, co jest wątpliwe, bo nie chciałabym wejść do twojej rodziny.