– Nie urodziła go. Tyle wiem. Może był to zwykły wymysł, a może… – Wzruszył ramionami. – Wolę myśleć, że okłamała mnie, mówiąc o ciąży.

Heather milczała. Cierpiał, a ona bała się go urazić niezręcznym słowem. Jednocześnie zastanawiała się, jaka kobieta mogłaby uważać Renata za nudnego.

– Jedyną kobietą, której ufam, jest moja matka – dokończył. – Lorenzo ma szczęście, że cię znalazł.

– Więc można mi ufać? Czyli innym kobietom również?

– Lorenzo umie obdarzać zaufaniem, ja nie. Spotkałem się ze zdradą, więc wybacz, ale straciłem je na zawsze. Podjąłem już decyzję i nie zmienię jej. Przyjmij dar mojej matki, żadna kobieta nie zasługuje na niego bardziej od ciebie.

Napełniła mu kieliszek, przyjął go z nieco wymuszonym uśmiechem.

– Czy sądzisz, że będziesz tu szczęśliwa? – spytał cicho.

– Wiem to od pierwszej chwili. Na ogół nie jestem impulsywna, ale Lorenzo mnie zmienił.

Popatrzył na nią badawczo.

– I nikt dotąd nie wzbudził w tobie takich emocji?

– Owszem, nawet nie tak dawno. Byliśmy zaręczeni od roku, a on wycofał się na tydzień przed ślubem. Poczułam się upokorzona i odrzucona.

Nagle przyszło jej coś niepokojącego na myśl.

– Tylko nie myśl, że traktuję Lorenza jako zadośćuczynienie. Jest po prostu taki kochający i serdeczny.

Zdziwiło ją to, że Renato zamyślił się nad czymś głęboko.

– Heather – powiedział w końcu – obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek będziesz miała kłopoty, zwrócisz się do mnie.

– Po co, skoro będę mogła pójść z tym do Lorenza?

– To świetny gość, ale gdybyś potrzebowała rady starszego brata, nie zapominaj o mnie.

W pierwszej chwili chciała to skwitować śmiechem, lecz coś w zachowaniu Renata powstrzymało ją.

– Obiecaj mi, miu soru - nalegał.

– Jak mnie nazwałeś?

– Miu soru. To w dialekcie sycylijskim znaczy: moja siostra.

– A jak będzie: mój brat?

– Miufrati. Obiecaj swojemu bratu. Daj słowo. Zdumiała ją taka natarczywość, ale nie chciała się kłócić.

– Dobrze, obiecuję, miufrati.

– Piątka?

– Piątka. – Mała dłoń znikła w jego wielkiej ręce. Przez chwilę czuła drzemiącą w niej siłę.

– Na dowód, że jestem twoim bratem – dodał – poprowadzę cię przed ołtarz.

– Dzięki – odparła – to bardzo uprzejmie z twojej strony.

– Dla mojej siostry wszystko, co najlepsze. – Podniósł jej rękę i musnął wargami. Oboje nagle zamarli. Heather usłyszała, jak dudni jej serce. Cały ś w i a t zdawał się pulsować w przyspieszonym rytmie.

Wyrwawszy gwałtownie rękę, przypatrywała się jej ze zdumieniem. Skąd to dziwne wrażenie, że świat się zmienił, słońce pociemniało, a upał stał się dokuczliwy?

– Powinniśmy wracać – rzekł zmienionym głosem Renato.

– Tak – odparła bezwiednie.

Zanim spakowali i zanieśli rzeczy do pontonu, wszystko minęło i Heather gotowa była przypisać to wybujałej fantazji. Rodzina Martellich przyjęła ją z otwartymi ramionami, co było dla niej nowym, nieznanym doświadczeniem. Gdy wracali na jacht, wiatr wywiał jej z głowy głupie myśli.

ROZDZIAŁ CZWARTY

W drodze do domu Heather spoglądała ciekawie w stronę rufy, gdzie znajdował się dwuosobowy skuter wodny.

– Chciałabyś spróbować? – domyślił się Renato.

– Z rozkoszą. Powoli opuszczono skuter na wodę. Renato wskoczył na przednie siedzenie, Heather usiadła za nim. Ledwo zdążyła objąć go w pasie, a już pędzili z rykiem przez zatokę. Szybkość, hałas i drgania tak ją oszołomiły, że uchwyciła się mocniej, opierając głowę na jego barku.

– W porządku?! – zawołał, odwracając się Renato.

– Super! – odkrzyknęła.

To była prawda. Wibracje przeniknęły ją na wskroś, wprawiając w drżenie całe ciało, biodra, brzuch i przyciśnięte do pleców Renata piersi. Zalewający ich obłok piany wodnej wywoływał nieznane dotąd uczucia.

Wreszcie skuter zaczął zwalniać, aż zatrzymał się.

– Juhu! – krzyknęła.

– Widzę, że naprawdę ci się podobało. – Odwrócił się do niej z roześmianą twarzą.

– Tak! – odparła uszczęśliwiona. – Jeszcze jak! Gdzie jesteśmy? – Z tej odległości jacht wydawał się maleńki. – Tak daleko?

– To są szybkie zabawki.

– No, to jazda! – krzyknęła.

– Chcesz płynąć dalej?

– Coraz dalej i dalej!

– Heather, co się z tobą dzieje? – roześmiał się, lekko zaniepokojony tym nagłym przypływem szaleństwa.

– Nic. Wszystko. Cały świat!

– Chyba powinniśmy wracać.

– Nigdy, chcę płynąć przed siebie. Jazda!

– No, to dawaj! – krzyknął Renato, nagle porwany jej entuzjazmem.

Pomknęli ku linii horyzontu. Wkrótce „Santa Maria" znikła im z oczu, co Heather, zamiast odczuć niepokój, uznała za podniecające doświadczenie. Zachłysnęła się poczuciem wolności. Puściła Renata w pasie i teraz trzymała go delikatnie za ramiona. Czuła się bezpieczna, niepokonana.

Nic złego nie mogło się jej przydarzyć.

W chwilę potem ostro skręcili. Usiłowała schwycić się mocniej, ale było za późno. Wyleciała z siodełka i z trzaskiem uderzyła o taflę wody.

Przy tej prędkości było to jak zderzenie z murem.

Przez krótką, straszną chwilę pociemniało jej w oczach. Na wpół przytomna, uświadomiła sobie z przerażeniem, że tonie, opadając coraz głębiej. Wreszcie udało się jej wydostać na powierzchnię, lecz wciąż kręciło się jej w głowie. Zauważyła, że Renato oddala się od niej, nieświadomy, że spadła. Krzyknęła, choć nie miała nadziei, by ją usłyszał, i znów poszła pod wodę.

Rozpaczliwie to wynurzała się, to zapadała w głębinę. Była pewna, że utonie, nim Renato zauważy jej zniknięcie. Zaczęła tracić świadomość, wszystko wokół pociemniało…

Ręce, które ją pochwyciły, pojawiły się znikąd. Nagle znów zrobiło się jasno, mogła oddychać. Żyła. Mocno objęła Renata.

– Obejrzałem się, a ciebie nie było – powiedział z przerażeniem w głosie. – Co się stało?

– Nie wiem… nie mogłam…

– Nieważne. Dzięki Bogu, już jesteś bezpieczna.

Skuter kołysał się nieopodal na fali. Renato płynął do niego, rozgarniając wodę jedną ręką, a drugą podtrzymywał Heather. Tym razem posadził ją z przodu.

– Muszę cię widzieć – warknął. – Znikłaś pod wodą i nie wiedziałem, gdzie cię szukać.

Był równie wystraszony, jak ona. Drżąc, przytuliła się do niego.

– Myślałam, że nikt mnie nie znajdzie – wyjąkała.

– Już w porządku, trzymaj się mocno swego braciszka – powiedział.

Wracali na jacht z umiarkowaną prędkością. Heather siedziała bokiem, przytulona do Renata. O niczym nie myślała, po prostu nie chciała go puścić. Balansowała na granicy utraty świadomości. Wreszcie poczuła, że znalazła się na pokładzie. Renato zniósł ją do kabiny i zapadła w ciemność.

Kiedy się ocknęła, zobaczyła Angie.

– Cześć – uśmiechnęła się przyjaciółka. – Dziwisz się, skąd się wzięłam? Renato zadzwonił do Bernarda, prosząc, by przywiózł mnie na przystań. Jestem tu od kilku minut. Podobno byłaś na wojnie.

Heather od razu poczuła się lepiej.

– Mam jedynie nadzieję, że nie przerwano ci w najciekawszej chwili.

Angie uśmiechnęła się tajemniczo.

– Nic straconego. Ubierz się i chodźmy na brzeg.

– Tylko narzucę coś na kostium…

– Jaki kostium?

Heather zorientowała się, że okrywa ją tylko płaszcz kąpielowy. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy zdjęła bikini, lecz pamiętała jedynie moment, w którym Renato położył ją na łóżku i kopnięciem zamknął drzwi.

– Czy ty…?

– Nie – odparła Angie. – Tak cię zastałam… – Uśmiechnęła się szelmowsko. – Bez obaw, nic nie powiem Lorenzowi.

– Nie bądź śmieszna. – Heather poczuła, że się rumieni. – Chodźmy już do domu.

Zgodnie z zaleceniem Angie, Heather spędziła cały następny dzień w łóżku. Spała jak zabita i obudziła się w dobrej formie. Kiedy jednak zaglądała do niej Baptistą lub Angie, wyczuwała jakieś napięcie, ale nikt nie chciał z nią na ten temat mówić. Nie mogła spytać Renata, bo jej nie odwiedził. Wreszcie Angie puściła farbę.

– Renato dzwonił do Lorenza do Sztokholmu, żeby powiedzieć mu, by wracał, ale ten nie zameldował się w hotelu i nikt nie wie, gdzie go szukać. To podobno jego stały numer.

– Chyba w końcu wróci do domu? – spytała Heather.

– Bez ciebie długo nie wytrzyma, zjawi się wieczorem.

Ta wiadomość postawiła ją na nogi. Przez całe popołudnie szykowała się na powitanie narzeczonego. Gdy tylko wysiadł z samochodu, padła mu w ramiona. Był zdenerwowany, co wzięła za troskę o swoje zdrowie.

– Gdzie jest Renato? – spytał na wstępie. – Muszę z nim natychmiast pomówić.

Pewnie chce go zbesztać, że naraził mnie na niebezpieczeństwo, pomyślała Heather

– Kochanie, nic mi nie jest.

– O tym porozmawiamy później. Teraz Renato.

Znikł w głębi domu i nie pojawił się już tego dnia. Angie i Baptista zapędziły ją wcześniej do łóżka, a rano Lorenzo czekał na nią przy śniadaniu. Był blady, lecz opanowany. Przyrzekał, że nie pokłóci się z bratem.

Odtąd widywali się rzadko. Renato nie wysłał brata za granicę, lecz trzymał go w centrali w Palermo. Wcześnie rano wyjeżdżali do pracy, wracali późnym wieczorem.

Lecz ona nie miała czasu tęsknić, bo cieszyła ją zacieśniająca się przyjaźń z Baptistą. Starsza pani oprowadziła ją po całym domu, a także zadbała, by Heather poznała jak najwięcej przyszłych kuzynów i kuzynek. No tak, przecież Renato powiedział, że poślubi całą rodzinę.

Oglądała albumy ze zdjęciami. Ślub Baptisty z Vincentem Martellim. Przepiękna panna młoda i poważny pan młody. Wyglądał na starszego od niej, stał nienaturalnie wyprostowany. Miał nieregularne rysy twarzy, podobnie jak Renato.

Pierwsze zdjęcia Renata. Zawsze spoglądał prosto w obiektyw. Zadziorny wzrok, zaciśnięte usta. Od małego wiedział, czego chce i jak to osiągnąć.

Potem Lorenzo, kręcone włosy, buzia aniołka, co wywołało uśmiech Heather. Wreszcie ponury Bernardo. Sprawiał wrażenie, jakby chciał być gdzieś indziej.

– Wkrótce przybędzie nowych zdjęć – powiedziała Baptista – gdy tylko przyjmiemy cię do rodziny.

Starsza pani chorowała na serce i musiała dużo odpoczywać. Pewnego ranka pojawiła się na śniadaniu w wyjątkowo dobrej formie. Zaprosiła Heather na małą wycieczkę, choć nie chciała zdradzić celu eskapady.

– Zaprosiłabym też Angie – powiedziała, gdy jechały w głąb wyspy – ale ona i Bernardo mieli inne plany. – Uśmiechnęła się tajemniczo.

– Nigdy przedtem nie widziałam, żeby Angie zachowywała się w ten sposób – przyznała Heather.

– Kochaj albo rzuć – stwierdziła filozoficznie Baptista.

– Tak, jednak wygląda na to, że zakochała się w Bernardo nie na żarty. Ciekawe, czy ze wzajemnością.

– Jest bardzo trudny, lecz odkąd zjawiła się Angie, wydaje się szczęśliwszy niż zwykle.

Sycylia poza wybrzeżem nie jest zbyt gęsto zaludniona. Minęły ruiny greckich świątyń, wśród których pasły się kozy. W pewnej chwili drogę zagrodziło im stado owiec, pędzone przez starego, szczerbatego pasterza. Odpędził zwierzęta na bok i ukłonił się, a Baptista odwzajemniła pozdrowienie.

– Jesteśmy na mojej ziemi – wyjaśniła. – Mam niewielką posiadłość: wioska, trochę gajów oliwnych i skromny domek. To było moje wiano.

Wreszcie dostrzegły wioskę o nazwie Ellona, przytuloną do zbocza góry. Była to średniowieczna osada wzniesiona z kamienia. Wśród małych domków wyróżniały się dwa budynki: kościół oraz rezydencja z różowego kamienia o podwójnych, kręconych schodach na zewnątrz.

Południowy upał sięgnął zenitu, gdy usiadły wewnątrz domu, a lekki wiaterek poruszał zasłoną drzwi balkonowych.

– Specjalnie dla ciebie zamówiłam angielską herbatę – rzekła z dumą Baptista.

– Jest doskonała – powiedziała Heather. – Deliziusu - dodała w dialekcie sycylijskim, zamiast użyć włoskiego określenia delicioso. Baptista uśmiechnęła się.

– Stajesz się Sycylijką.

– Włoski był mi potrzebny do pracy w sklepie, a sycylijski nie jest taki trudny, jeśli zapamięta się, że często „u" zastępuje włoskie „o".

– Co oznacza, że już wówczas przeczuwałaś, że zostaniesz jedną z nas.

– Muszę coś wyznać – odparła Heather. – Jestem na Sycylii dopiero od kilku dni, a wszystko wokół mówi mi, że to jest właśnie moje miejsce. Nigdy przedtem nie doświadczyłam niczego podobnego.

– To znaczy, że dobrze trafiłaś. – Baptista wyciągnęła rękę, pokazując na zalaną słońcem dolinę, odległe Palermo i połyskujący skrawek morza. – Spójrz, cały kraj cię wita.

– Jak tu pięknie. Mieszkałaś tutaj w dzieciństwie?

– Nie, tylko przez letnie miesiące, gdy w mieście było za gorąco. Dbano o moją własność, bo wiano musiało być w dobrym stanie, zanim wybrano mi męża.

– Wybrano? – powtórzyła ze zdumieniem Heather.

– Oczywiście – zaśmiała się Baptista. – Takie małżeństwa były na porządku dziennym, zdarzają się nawet dzisiaj. – Wzruszyła ramionami – Często sprawdzały się lepiej, niż przypuszczasz. Naprawdę.