– A co z miłością?

Baptista zadumała się, patrząc w przestrzeń.

– Kiedyś byłam zakochana – szepnęła. – Na imię miał Federico. Nazywałam go Fede. Był przystojnym, wysokim, silnym chłopcem o wymownym spojrzeniu i delikatnych dłoniach. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie. – Oczywiście panience z dobrego domu nie wypadało zwracać na to uwagi, lecz był najprzystojniejszym młodzieńcem na Sycylii. Wszystkie dziewczyny szalały za nim, ale kochał tylko mnie.

– I co się stało? – spytała Heather.

– Nie mieliśmy szans. Był ogrodnikiem, a w tamtych czasach bogate dziewczęta nie wychodziły za chłopców parających się takim zajęciem. Dziś zresztą też nie. Pracował tu i hodował dla mnie najpiękniejsze róże. Mówił, że widząc je, będę o nim pamiętać.

– Co dalej?

– Rodzice nas rozdzielili. Wysłano go daleko i nigdy już nie spotkaliśmy się. Próbowałam się dowiedzieć, czy jest zdrowy, jak mu się powodzi, ale nie udało się. Jakby zniknął. To było najtrudniejsze do zniesienia.

– Zniknął? – spytała przerażona Heather. – Czy to znaczy…

– Nie wiem – odparła szybko Baptista. – Znikł i tyle. Dziś i tak się niczego nie dowiem.

– Nadal myślisz o nim po tylu latach?

– Był moją jedyną miłością, a żadna kobieta tego nie zapomina – zauważyła z rozrzewnieniem Baptista. – Płakałam tygodniami, świat się dla mnie skończył. Rodzice wynajdywali mi różnych kandydatów, ale wszystkich odrzucałam. Po jakimś czasie wpadli w panikę, bo miałam już dwadzieścia pięć lat, a to dużo jak na pannę na wydaniu. Wreszcie zaproponowali Vincentego. Dobry człowiek, choć nudny. Chciałam mieć dzieci, więc wyszłam za niego i nie żałuję.

– Pokochaliście się?

– Ani ja jego, ani on mnie, jednak zostaliśmy przyjaciółmi. – Uśmiechnęła się do Heather. – Zastanawiasz się pewnie, czy wiedziałam o matce Bernarda. Oczywiście, ale to wcale nie był koniec świata. Miałam już swoją miłość i swoje szczęście, które musiało mi wystarczyć na resztę życia. Cieszyłam się, że również Vincente jest szczęśliwy.

– Przecież mówiłaś, że miłość nie ma znaczenia w małżeństwie. Czy tak?

– Są różne rodzaje miłości. Vincente był mi drogim przyjacielem, co bardzo wzmacniało nasz związek. Gdy zmarła nasza córeczka, pocieszaliśmy się nawzajem.

– Miałaś córkę?

– Nasze pierwsze dziecko. Zmarła w wieku sześciu miesięcy. Doretta… – Baptista wzięła Heather za rękę. – Tak sobie marzę, że gdyby żyła, byłaby taka jak ty: miła, kochana i silna.

Heather położyła dłoń na ręce Baptisty, której oczy dziwnie zwilgotniały.

– Znamy się krótko – powiedziała starsza pani – ale czasem wystarczy kilka dni, jak to się stało między tobą i Lorenzem. A ja od początku uznałam cię za swoją córeczkę, choć oczywiście nie jestem twoją matką. Bella Rosaria stanowiłaby wiano Doretty. Teraz będzie twoim.

– Chcesz podarować ją Lorenzowi?

– Nie. Zamierzam dać ją tobie.

– Przecież nie mogłabym…

– Odmawiając, złamiesz mi serce – oświadczyła Baptista.

– Tego bym za nic nie chciała. Dziękuję.

I tak, pomyślała z rozrzewnieniem, posiadłość wróci po ślubie do rodziny, a ponieważ miało się to stać za kilka dni, co szkodziło przyjąć dar już teraz?

Lecz Baptista przygotowała niespodziankę. Zastukała laską w podłogę, a gdy zjawiła się pokojówka, powiedziała do niej kilka słów po sycylijsku. Po chwili do pokoju weszło dwóch ubranych na czarno i poważnie wyglądających panów, którzy przynieśli ze sobą jakieś papiery.

– To mój prawnik i jego asystent – wyjaśniła Baptista. – Dokumenty są gotowe, wystarczy, że je podpiszesz. Oni będą świadkami.

– Teraz? – zająknęła się przerażona Heather.

– Doskonały moment – odparła Baptista i podała jej pióro.

– Signora… - zaczęła Heather.

– Za kilka dni i tak będziesz do mnie mówić mamma - zauważyła Baptista. – Zacznij od dziś, będzie mi miło.

– Mnie też, mamma.

– Benel Bądź posłuszną córką i nie sprzeciwiaj mi się.

W kilka chwil potem Heather została właścicielką ziemską.

Uczczono to kieliszkiem marsali i prawnicy wyszli.

– Poczułam się nieco znużona – oznajmiła Baptista. – Położę się na chwilkę, a ty obejrzyj swoją własność.

Chodząc po pokojach eleganckiej rezydencji, Heather z radością pomyślała, że znalazła wymarzony dom dla dwojga zakochanych, który na dodatek znajdował się na tyle blisko Palermo, by mogli tu zamieszkać z Lorenzem.

Zaczęła snuć plany na przyszłość. Gdyby mogła podróżować razem z nim, szybko wciągnęłaby się do interesów, tym bardziej że Baptista na pewno pomogłaby jej wejść do zarządu firmy. Potem razem z Lorenzem przyjeżdżaliby odpocząć w tym magicznym miejscu, gdzie stworzyliby swój świat.

A kiedy ten świat zacząłby się powiększać, miała już upatrzone miejsce na pokój dziecięcy. Znajdował się na tyłach domu, a jego okna wychodziły na bajecznie ukwiecony ogród. Stała przez chwilę przy oknie, w wyobraźni malując ściany w pastelowe barwy, potem zbiegła na dół, obejrzeć okolicę.

Powietrze było przesycone wonią róż, wysokie drzewa ocieniały ścieżkę, ptaki cudownie śpiewały. Zawsze skądś dochodził plusk wody którejś z małych fontann.

W pewnej chwili Heather doszła do małej altanki, niemal całkowicie oddzielonej od reszty ogrodu. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, widać było czerwone, białe i żółte, zwykłe i pnące, duże i miniaturowe róże, a w centralnym miejscu najpiękniejsze – pąsowe, jawiące się niczym płomienne wyznanie miłości.

– Byłam pewna, że tu trafisz – odezwała się Baptista.

Heather odwróciła się i ujrzała wspartą na lasce starszą panią.

– Zobaczyłam cię przez okno i zapragnęłam osobiście pokazać ci to miejsce.

– Czy to tu…?

– Tak, Fede dla mnie zaczął tworzyć ten różany ogród. W ten sposób mógł wyrazić to, czego nie ośmielił się powiedzieć słowami.

Usiadły na małej, drewnianej ławeczce.

– Przez te wszystkie lata opiekowałam się nim z miłością. Chroniłam kwiaty, przenosząc je na zimę do szklarni lub do domu. Niektóre z nich posadził jeszcze Fede, inne są ze szczepek, które brałam z Residenzy i sadziłam je tu, w moim ogrodzie. Właśnie w tym miejscu powiedział mi, że poza mną nie będzie dla niego istniała żadna inna kobieta.

Zatrzymała wzrok na pąsowych różach.

– Sadzilis'my je razem i nigdy nie pozwolę im zwiędnąć – rzekła cicho. – Gdyby teraz wrócił, ujrzałby dowód mojej miłości.

– Będę kochała je dla ciebie – szepnęła Heather.

– Wiem o tym. Obiecaj mi, że kiedy będą mnie chować, a moją trumnę pokryje stos kwiatów, o które nie dbam, wśród tych oznak ludzkiego szacunku znajdzie się jedna różyczka z tego klombu.

– Oczywiście. Czemu nie chcesz, by zajął się tym Lorenzo lub Renato?

Pokręciła głową.

– Kiedy przyjdzie na mnie czas, Lorenzo pogrąży się w smutku i zupełnie się rozklei. Będziesz musiała być mocna za was oboje. A co do Renata, to dobry człowiek, ale nie rozumie spraw sercowych.

– Słowem mam myśleć za obu – powiedziała Heather i obie panie wymieniły uśmiechy. – Oczywiście zrobię to dla ciebie – obiecała.

– Zatem będę już spokojna. Bałam się, że nie znajdę nikogo, kto zadbałby o te kwiaty.

– Wciąż go kochasz po tylu latach?

– Nie tak, jak myślisz. Namiętność dawno minęła. Chodzi o to, by ktoś usiadł przy tobie w wieczornym słońcu, wziął cię za rękę i uśmiechając się, powiedział: „Poczekajmy bez lęku na zmierzch". Czasem dumam tu wieczorami, zawsze sama. Starzeję się, córeczko, a serce tęskni do czegoś, czego nigdy nie miało.

Wzięła Heather pod rękę i powoli wróciły do domu. Lorenzo dziwnie zareagował na tę nowinę o darowiźnie.

– Ciekawe, jak przyjmie to Renato – rzekł, gdy ochłonął ze zdumienia. – Zawsze uważał, że Bella Rosaria jemu przypadnie w udziale.

Jednak Renato skłonił się tylko i bez słowa poszedł do siebie.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Do Palermo zaczęli tłumnie ściągać krewni. Niektórzy zatrzymywali się w Residenzy, inni zajmowali największe apartamenty w najlepszych hotelach. Heather była zdumiona zastępami ciotek, wujków, kuzynów, niezwykłą rozległością familii Martellich.

Od tych wszystkich spotkań kręciło się jej w głowie. Najbardziej polubiła Enrica i Giuseppe, braci zmarłego męża Baptisty i zarazem jej dalekich krewnych. Niegdyś kochali się w niej na zabój, a gdy poślubiła Vincentego Martellego, solidarnie cierpieli. Po czterdziestu latach nadal byli kawalerami i wciąż rywalizowali o zaszczyt towarzyszenia jej.

Dwa dni przed ceremonią wszystko było zapięte na ostatni guzik. Angie i Heather w swej sypialni przygotowywały się do wieczornych tańców.

Po dniu spędzonym na jachcie Heather opaliła się na złotawy kolor, wyglądała świetnie. Szkoda, pomyślała, wychodząc spod prysznica, że nie mogłam w ten sposób opalić się cała, wtedy jednak musiałabym zażywać kąpieli słonecznej bez kostiumu…

Nagle przypomniała sobie, jak Renato, wcierając olejek do opalania w jej ramiona i plecy, wprowadził ją w hipnotyczny trans, a potem rozebrał do naga w kabinie. Przycisnęła dłonie do płonących policzków. Tak bardzo chciała, by to żenujące wspomnienie przestało ją prześladować.

– Pospiesz się – niecierpliwiła się Angie.

– Idę – odparła z ulgą. Lorenzo ucałował jej dłoń. Jak urzeczony patrzył na narzeczoną w jasnolawendowej jedwabnej sukni.

– Każdy mężczyzna będzie mi zazdrościł – oznajmił. Mimo to był jakby nieobecny, co Heather złożyła na karb zdenerwowania.

Kiedy jako pierwsza para otwierali bal, rozległy się gromkie oklaski, a potem parkiet zaroił się wirującym tłumem. Heather dostrzegła Baptistę, która wyglądała tak, jakby spełniały się jej marzenia, natomiast Angie i Bernardo sprawiali wrażenie zakochanej w sobie pary.

Zauważyła też Renata, który stał u boku ekstrawaganckiej i pięknej brunetki. Miała wydatne, kuszące usta, olbrzymie ciemne oczy i całym swym jestestwem wyrażała lubieżność, także wymownym spojrzeniem, jakim obdarzała Renata.

– Uważaj – powiedział Lorenzo, podtrzymując ją. – Omal się nie potknęłaś.

– Przepraszam – odparła bez tchu.

– Byłaś o całe światy stąd. O czym myślałaś?

– No… o naszym ślubie, rzecz jasna. – Roześmiała się. -Myślę o nim nieustannie.

– Ja też. Pojutrze zostaniemy połączeni na zawsze.

– Tak, na zawsze.

– Bogu dzięki, inni też zaczęli tańczyć. Nie czuję się tak głupio.

– Kim jest ta kobieta obok Renata?

– Elena Alante, wdowa. Renato lubi mężatki, rozwódki i wdowy, czyli kobiety doświadczone. Tamta to Minetta, a zaraz za nią hrabina Julia Bennotti. Wszystkie trzy… cóż, Renato jest…

– Odważnym człowiekiem – podpowiedziała Heather.

– Nawet bardzo, skoro zaprosił je wszystkie. Ciekawe, co go opętało.

Heather pomyślała to samo, gdy wreszcie stanęła twarzą w twarz z Renatem. Był spięty i rozdrażniony, jakby go coś dręczyło. Pozdrowił przyszłą bratową skinieniem głowy i wymuszonym uśmiechem, a potem przedstawił ją Elenie. Gdy obie panie wymieniały ukłony, Heather nagle roześmiała się.

– Proszę pozwolić pogratulować sobie perfum, signora – mruknęła. – Są wspaniałe.

– Kupił mi je Renato – zaszczebiotała Elena. – Nazywają się Głębia Nocy. Powtarzam mu, by nie dawał mi takich kosztownych prezentów, ale twierdzi, że jestem dla niego kimś wyjątkowym.

– Wyjątkowe prezenty dla wyjątkowych osób – odparła He-ather. – Jestem pewna, że natrudził się przy wyborze.

– Czas, bym skorzystał z okazji i zatańczył z panną młodą – przerwał im Renato, biorąc Heather za rękę, a gdy podążyła za nim na parkiet, warknął: – Dość tych sztuczek.

– Byłam tylko uprzejma, bo to naprawdę dobre perfumy. A skoro już przyprowadziłeś tu cały swój harem, to chyba nie wstydzisz się swoich kochanek?

– O pewnych rzeczach lepiej nie mówić – mruknął z ostrzegawczym błyskiem w oku.

– Chodzi o poczucie winy?

– Nie, chodzi o poczucie przyzwoitości – odparł.

Coś ją znowu podkusiło.

– Przyzwoitości? Żałuję, że nie mogłam być za firanką, gdy wręczałeś te perfumy Elenie. Już słyszę tę gładką mówkę, jak to w Londynie wciąż za nią tęskniłeś, nic a nic nie myślałeś o Julii i Minetcie ani też nie składałeś gorszących propozycji dziewczynie swojego brata…

Dłoń przytrzymująca ją w talii napięła się.

– Przestań – szepnął. – Nie śmiej mówić w ten sposób.

– Ja… – Nagle zbrakło jej powietrza. – Ja tylko tak sobie gadam. – Wzięła się w garść. – Jeszcze ci nie podziękowałam za wspaniały dzień. Masz rację co do miodowego miesiąca na jachcie…

– W jednej sprawie tylko się myliłem – warknął. – Musicie zamieszkać gdzie indziej.

– Przecież sam mówiłeś…

– Zmieniłem zdanie. Nie możecie tu zostać.

Nie pytała, dlaczego. W niego naprawdę wstąpił demon. Ulokował się w samym sercu. Wyzierał mu z oczu.

Czuła, jak silnie bije jej serce. Usiłowała wmówić sobie, że to od tańców, lecz oboje znali prawdę. Gdyby byli sami, Renato namiętnie pocałowałby Heather, a ona odwzajemniłaby pocałunek, na który czekali od chwili, gdy tylko się poznali przy stoisku z perfumami…