– Jak myślisz, ile ma ląt?

– Dziesięć, najwyżej dwanaście. – Skąd wiesz?

Siergiej przejechał dłonią po biodrach dzie~~czynki. – Popatrz, chłopcze, na tę sylwetkę! To jeszcze dziecko!

– Aha – odrzekł Miro. Starszy brat zaimponował mu. Sam niewiele wiedział o tego rodzaju sprawach. Co z nią zrobimy?

Siergiej przeżywał rozterkę.

– Właściwie szansa, że przeżyje, jest nikła. A poza tym moglibyśmy przez nią napytać sobie biedy. Miro poczuł, jak uginają się pod nim kolana.

– Przecież nie zostawimy jej tutaj na pewną śmierć! Musimy ją wziąć do domu!

Brat niechętnie odniósł się do tego pomysłu.

– Mówię ci przecież, że możemy mieć przez nią kłopoty! Zresztą mam wystarczająco dużo na głowie jako twój opiekun.

– Ja się nią zajmę! – zawołał Miro z zapałem. Siergiej zsunął z ramion na plecy lekkie sukno, które służyło mu za pelerynę. Zaświtała mu w głowie pewna myśl.

– Czy nie wspomniałeś o nagrodzie? Z pewnością ścigają właśnie tę dziewczynkę, chociaż początkowo wydawało mi się, że chodzi o kogoś starszego. Miro! Mamy szansę zarobić poważną sumkę, wystarczającą, byś mógł w końcu zacząć chodzić do tej cholernej szkoły. Zabierzemy ją do domu, ale nie będziemy za długo przetrzymywać. Może kilka dni. Zeby trochę doszła do siebie.

Miro, który uważniej obejrzał dziewczynę, przerwał bratu:

– Mylisz się, Siergieju! – O co chodzi?

– Ubranie chyba mówi więcej o tej małej niż rysy jej twarzy. To jest pomoc kuchenna, a w każdym razie służąca. Spójrz na jej dłonie, uwalane sadzą, zarośnięte brudem. Dotknij ramion! Szlachcianki nie mają takićh wyrobiónych muskułów.

Siergiej zaklął szpetnie.

– W takim razie zostawiamy ją!

Miro otoczył dziewczynkę ramieniem, jakby chciał ją ochronić, i zaprotestował:

– Nie odjedziemy bez niej! Pomogę jej! – Nie wyjdzie z tego, nie ma szans!

– Pozostaw to mnie!

Siergiej patrzył zdumiony na swego młodszego brata. Miro chodził w starej jak świat koszuli, z którą się nie rozstawał, bowiem niegdyś uszyła mu ją matka. Po haftach ostały się marne resztki, koszulę spotka niedłu~o taki sam los. Póki co przytrzymywał ją wyszywany serdak, również nie pierwszej nowości. Miro, przystojny chłopiec o regularnych rysach twarzy, był w wieku, kiedy w głowie lęgną się różne niedorzeczne pomysły.

Siergiej zdjął pelerynę i rozłożył ją na ziemi.

– Ty sentymentalny głupcze! – mamrotał niezadowolony. – W co ty nas pakujesz?

Miro zaś uśmiechnął się, szczęśliwy, że kapitan Rodan ustąpił.

Dotarli na miejsce. Siergiej ostrożnie wziął lekką jak piórko dziewczynę od siedzącego na koniu Mira i przeniósł do wybielonej izby w chacie, którą odziedziczyli po rodzicach. Potem położył ją na szerokiej ławie i odwinął z ciemnoniebieskiego sukna.

– Miro, musisz mi coś obiecać – rzekł surowo. – Jeśli okaże się, że to jest dziewczynka, której szukają, pozwolisz mi ją oddać właścicielowi w zamian za nagrodę.

Miro skrźywił się na dźwięk słowa „właściciel”. – Chyba masz na myśli jej rodziców?

– Nieważne – odpowiedział Siergiej i odsunął nogą wszystko, co leżało mu na drodze. – Spróbujmy lepiej wskrzesić iskrę życia w tej nieboraczce.

Miro zerknął na brata. Już nie raz pytał samego siebie, czy jego ideałem nie powinien być ktoś bardziej szlachetny… Usiadł na brzegu ławy i zaczął rozcierać chłodne dłonie dziewcrynki.

– To mało skuteczne – skrytykował go Siergiej. Zagrzej lepiej coś do jedzenia, a ja w tym czasie będę się starał ją dobudzić.

Miro pogrzebał w palenisku i dorzucił kilka szczap. Nie spuszczał przy tym z oka starszego brata. Z niepokojem zauważył, że Siergiej nalewa do kubków samogon.

– Chyba nie zamierzasz jej tym poić? – przestraszył się. – Przecież jeszcze nie jest gotowy?

– Chcesz, by się ocknęła, czy nie?

Miro zagryzł wargi i nic nie odpowiedział. Wciąż obserwując brata, nastawiał garnek z zupą z poprzedniego dnia.

Siergiej uniósł dziewczynkę i wlał jej do ust łyżeczkę mocnego trunku.

– Zwariowałeś? Czy jej to nie zaszkodzi?

– Nie zdziwiłbym się – odrzekł Siergiej dotykając szorstką dłonią jej chudej szyi. – Ta mała jest delikatna jak figurka z porcelany.

Miro zdumiał się, usłyszawszy tak nieoczekiwane porównanie, ale brat zaskakiwał go nie po raz pierwszy. Czasami nawet przychodziło mu na myśl, że Siergiej, choć odkąd sięgał pamięcią małomówny i zamknięty w sobie, tylko udaje takiego surowego.

Dziewczynka zakrztusiła się i z trudem łapała oddech. Ale zaraz podniosła powieki i wielkimi oczyma rozejrzała się wokół.

– O, tak, już dobrze – odezwał się Siergiej i pomógł jej położyć głowę na poduszce. – Teraz zjesz zupę, malutka. Nie, Miro, nie nakładaj jej mięsa, tylko wywar! – polecił, a potem znów zwrócił się do dziewczynki: – A teraz opowiedz, kim jesteś i co tu robisz.

Miro był zdania, że ubóstwiany przezeń brat mógłby przemówić łagodniejszym tonem do tej drobnej istotki, tak czarująco pięknej. Ona tymczasem wodziła przerażonym wzrokiem po schludnej, choć skromnej izbie, przyjaznej twarzy Mira i surowej Siergieja. Jest śliczna, pomyślał Miro wzruszony, ale, na Boga, jaka zalękniona!

– Wypij! – poprosił łagodnie, by dodać jej odwagi, i podszedł bliżej. Dziewczynka cofnęła się pod ścianę. Siergiej przytrzymał ją mocniej.

– Pij szybko, nie wygłupiaj się!

Dziewczynka drżała jak osika, więc Siergiej rzucił niecierpliwie:

– Zajmij się nią, Miro! Przecież to ty chciałeś zabrać ją tutaj!

Młodszy brat spokojnie zdołał nakłonić dziewczynkę, żeby posmakowała zupy. Gdy skończyła jeść, położyła się rozdygotana jak najdalej od Mira. Spuszczała wstydliwie wzrok, unikając przyjaznego uśmiechu chłopca. Wpatrywała się nieruchomo w ścianę z drewnianych bali. Siergiej zaś, który stał naprzeciwko ławy, zapytał ponownie ostrym tonem:

– Kim jesteś? I skąd pochodzisz?

Zniecierpliwił się, bowiem mała nawet nie odwróciła głowy w jego stronę.

– Powiedz chociaż, jak się nazywasz!

– Franciszka – wyszeptała tak cicho, że ledwie ją usłyszeli.

– Franciszka? I to wszystko?

Wreszcie zebrała się na odwagę, by spojrzeć na Siergieja. Jej oczy rozszerzyły się ze strachu. Rzuciła się na kolana, zasłaniając jak przed uderzeniem.

– Nie, nie – jęczała żałośnie.

– Co, na Boga… – odezwał się Miro. – Czego się boisz? Przecież to tylko mój brat!

Ale Franciszka już się poderwała. Utrzymując się na nogach nieprawdopodobnym wysiłkiem woli, rzuciła się ku drzwiom, ale Siergiej zastawił jej drogę. Przerażona do szaleństwa biegała po izbie: podłożyła do ognia, gorączkowymi ruchami ustawiła talerze i półmiski na stole, poprawiła poduszkę na ławie. Przez cały czas nie spuszczała wzroku z Siergieja.

Bracia oniemieli ze zdumienia. Pierwszy zareagował Siergiej. Złapał dziewczynkę i potrząsnął nią mocno. – Uspokój się! Co ty wyprawiasz?! Mówię ci, uspokój się!

Franciszka krzyczała jak opętana, usiłując się wyrwać, a po twarzy spływały jej strumienie łez.

– Zamknij się! – zawołał Siegiej. – Miro, pomóż mi ją przytrzymać! To prawda, że daleko mi do świętego, ale kanalią przecież nie jestem!

Zrozpaczony Miro usiłował pomóc bratu, ale tylko rozdarł dziewczynce sukienkę. Nagle krzyknął:

– Siergieju, przestań!

Nim starszy brat pojął, co się dzieje, Miro wyrwał mu zza pasa krótki pejcz, pamiątkę z czasów oficerskich, i wyrzuci za drzwi.

Franciszka znacznie się uspokoiła, choć nadal pochlipywała i drżała niczym liść osiki.

– Dlaczego to zrobiłeś? – spytał Siergiej, nie wypuszczając małej z rąk.

– Popatrz na jej plecy! – odrzekł Miro wstrząśnięty. Siergiej zerknął na widoczne spod rozdartej sukienki nagie ciało.

– Blizny? Tak, to ślady od pejcza! – Odwrócił się gwałtownie, by Miro nie mógł dojrzeć jego twarzy. Przez moment nikt się nie odzywał, wreszcie Siergiej usiadł na ławie. – Podejdź bliżej – powiedział bezbarwnym głosem. – Nie bój się!

Ale dziewczynka instynktownie przysunęła się do Mira. Gdy jednak ten wyciągnął do niej dłoń, i to ją przeraziło. Wcisnęła się w kąt, nieufna wobec nich obu. Na razie zrezygnowali z prób nawiązania z nią kontaktu. Postanowili odczekać, póki się trochę nie uspokoi.

– Masz na imię Franciszka? – zaczął Miro przyjaźnie. – A ja jestem Miro Rodan. To mój brat kapitan Siergiej Rodan. Jak nazywa się twój ojciec?

Potrząsnęła głową na znak, że nie rozumie. Miro pytał dalej, a na jego twarzy malowała się niecierpliwość.

– Słyszeliśmy, że umiesz mówić! Powiedz, jak nazywa się twoja matka!

Znowu ta sama reakcja.

– Twoja matka, mamusia.

W pięknych oczach pojawił się błysk.

– Mama… – rzekła powoli rozmarzona. – Mama… Miro westchnął.

– Gdzie mieszkasz? – W domu.

– W jakim domu? Nie wiedziała.

Miro patrzył na nią bezradny.

– Nic nie rozumiem. Posłuchaj mnie, Franciszko. Nikt cię tu nie skrzywdzi, nikt cię nie uderzy. Jeśli chcesz zostać u nas kilka dni, to proszę bardzo. Będziemy się starali ci pomóc. Chcesz?

Spoglądała bezradnie to na Mira, to na Siergieja. Gdy patrzyła na starszego z braci, w jej wzroku malowało się niedowierzanie, że z jego strony może spotkać ją coś dobrego. W pewnej chwili przymknęła oczy i osunęła się na podłogę. Widać było, że jest bardzo osłabiona.

Bracia posłali jej w niewielkiej spiżarni. Miro podenerwowany wyjął najlepszą pościel, jaką mieli w swoim kawalerskim gospodarstwie. Nie była może wytworna, ale zaraz leżała powleczona na łóżku. Ze spiżarni było tylko jedno wyjście – przez izbę, która pełniła funkcję sypialni, jadalni i pokoju dziennego równocześnie.

– Co zamierzasz z nią zrobić? – zapytał Miro, nim zamknęli drzwi.

– Mnie się pytasz?! – burknął Siergiej. – To twoje zmartwienie. Ty chciałeś ją zabrać! – Ale po chwili dodał nieco łagodniej: – Porozmawiam z Anuśką, tą, która mieszka nad wodą. Bo chyba sam zdajesz sobie sprawę, że ta mała nie może tu zostać.

Miro wprawdzie niezupełnie to pojmował, ale bał się niepotrzebnie denerwować brata.

– Więc… zamierzasz ją sprzedać tym ludziom z psami? – Nie wiadomo, czy to jej szukali – nasrożył się Siergiej. – A poza tym chyba nie sądzisz, że jestem potworem?

Miro sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć…

ROZDZIAŁ II

Franciszka leżała w łóżku dwie doby i nie wiedzieli już, czy śpi, czy jest nieprzytomna. Przez cały czas czuwał przy niej Miro, który napatrzeć się nie mógł na śliczną twarzyczkę dziewczynki. Ale oto przyszło nowe zlecenie – trzeba było przeprowadzić kogoś przez granicę – i Miro po raz pierwszy nie towarzyszył bratu. Siergiej ruszył sam w drogę, przedtem surowo go upomniawszy, żeby do chaty nikogo nie wpuszczał, obojętnie czy będą to znajomi, czy obcy ludzie.

Trzeciego ranka, kiedy Miro wszedł do Franciszki; dziewczynka nie spała. Patrzyła na niego bez słowa. – Witaj! – pozdrowił ją, starając się wywrzeć na niej jak najlepsze wrażenie. Wypadło to chyba nieco sztucznie. – No, już nie jesteś taka przestraszona. Lepiej się czujesz?

Nic nie odpowiedziała i nadal wpatrywała się weń nieruchomym wzrokiem.

– Zapomniałaś mnie? Nazywam się Miro. Znaleźliśmy cię w lesie, teraz jesteś w naszym domu. Pod wpływem jej poważnego spojrzenia poczuł się trochę nieswojo. Przysiadł na brzegu łóżka. Dziewczynka gwałtownie się odsunęła.

– Siergiej pojechał do pracy – mówił dalej Miro. Nie musisz się go bać, on jest dobry, choć sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Zjesz coś? Spróbuj wstać! Jeśli możesz, ubierz się i przyjdź do kuchni.

Wyszedł czując, jak ręce mu drżą z napięcia. Błyskawicznie nakrył do stołu, staranniej niż zwykł to czynić na co dzień, a gdy już wszystko było przygotowane, usiadł i czekał. Czas wlókł się niemiłosiernie. Miro miał ochotę podejrzeć, czy Franciszka wstała, czy nadal leży w łóżku. Ale przyzwoitość nakazywała mu uzbroić się w cierpliwość. Po około dziesięciu minutach zaskrzypiały drzwi, uchyliły się zrazu wąską szparą, potem trochę szerzej, aż w końcu ukazała się Franciszka. Wślizgnęła się do kuchni i cichutko przemknęła na wolne miejsce przy stole. Już po chwili trzymała w ręce kubek z mlekiem. Jej wystraszone wielkie oczy śledziły każdy krok chłopca. Najmniejszy nieostrożny ruch z jego strony mógłby ją spłoszyć. Dziewczynka przybrała postawę wyczekującą. Ważne jednak było to, że przynajmniej w pewnym stopniu zaakceptowała swą nową sytuację.

Miro potrzebował tygodnia, by nawiązać z nią kontakt. Któregoś popołudnia rąbał drewno na opał, a Franciszka mu pomagała. Nosiła pocięte kawałki i układała na stos. Garnęła się do wszystkich zajęć domowych, pracowała szybko, ale jakby w ciągłej obawie, czy właściwie zrozumiała jego polecenia. W pewnej chwili Miro krzyknął, bo w palec weszła mu drzazga. Dziewczynka przystanęła gwałtownie, niezdecydowana, co powinna uczynić. Widząc skrzywioną z bólu twarz Mira, wypuściła drewno z rąk i podeszła niepewnie do chłopca.