Siergieja Rodana ogarnęło uczucie, które od dawna w sobie tłumił: czułość wobec tego nieszczęśliwego dziecka. Przytuliła się mocniej i nieświadomie dotknęła ustami jego szyi. Bolesny skurcz chwycił go za serce. Położył dłoń na karku dziewczynki i delikatnie pogłaskał.

Blask poranka ujawnił z przerażającą ostrością, że Franciszka nie jest chłopcem. Długie rzęsy, delikatne usta, szczupłe dłonie stanowiły zapowiedź, że któregoś dnia podlotek przemieni się w niezwykle pociągającą kobietę. Siergiej spostrzegł to w chwili, gdy dosiadali koni pod osłoną gęstej leszczyny na brzegu rzeki.

– Franciszko, naciągnij kapelusz i owiń się peleryną! – upomniał.

Skinęła głową i zrobiła, co jej kazał. Wypoczęta i pełna zapału z napięciem oczekiwała nadchodzących dni. Wydarzenia poprzedniego wieczoru pozwoliły jej ujrzeć kapitana Rodana w nowym świetle. Usiadła mu na kolanach, nim cokolwiek zdążyła pomyśleć, a on otoczył ją ramieniem. Czuła się taka bezpieczna. Czy to rzeczywiście był kapitan Rodan? Wypełniła ją głęboka wdzięczność i szczęście. Zasnęła w jego objęciach, nim ucichły dźwięki muzyki, a obudziła się w swoim pokoiku, we własnym łóżku.

Przestała się lękać kapitana Rodana. A i on uśmiechał się teraz ciepło, gdy się do niej zwracał. Nadal jednak czuła przed nim wielki respekt. Jego słowa były dla Franciszki święte. Stał się dla niej bezpieczną opoką, starszym bratem i ojcem w jednej osobie. Potrafił stawić czoło największemu niebezpieczeństwu, a przy tym był taki dorosły – miał ponad trzydzieści lat! Jak cudownie, że wreszcie zostali przyjaciółmi.

Miro jechał obok niej, siedział w siodle napięty jak struna. Był już dojrzałym młodzieńcem, zaostrzyły mu się rysy twarzy, rozrósł się w ramionach, biodra miał wąskie. Poprzedniego wieczoru znajomi Siergieja drażnili go opowieściami o dziewczynach. Franciszka nie.rozumiała złośliwych żartów, z których tamci głośno rechotali. Miro odcinał się, mówiąc, że nie interesują go tanie dziewki z miasta. Aż w końcu musiał interweniować kapitan Rodan. Kazał się zamknąć swoim kompanom i zostawić brata w spokoju. Ale to nie o Mira tak naprawdę mu chodziło, bo gdy wymawiał te słowa, spojrzał na Franciszkę, a jego twarz przybrała niesamowity, wręcz przerażająco groźny wyraz…

Jak cudownie zaczynał się dzień. W bladym brzasku dochodziły ich głosy ptaków ukrytych gdzieś we mgle unoszącej się nad rzeką. Trawy zdobiła srebrna rosa. – Nadchodzą – szepnął Miro.

– Rób, co chcesz, Franciszko, bylebyś się nie zdradziła, że jesteś dziewczyną – powiedzial cicho Siergiej. – Czy nie jesteśmy w~ stanie uchronić jej przed gwałtem?

Znów jakieś trudne, niezrozumiałe słowo!

– Nie wiadomo, kogo będziemy prowadzić – ostrzegał Siergiej. – Może ktoś rozpozna w niej zaginioną dziewczynkę.

– Rozumiem – skinął głową Miro.

Od strony lasu nadjechał konno jakiś mężczyzna. Siergiej przywitał się z nim.

– Są wszyscy – oznajmił przybysz. – Teraz twoja kolej, możesz ich przejąć.

– Co to za ludzie?

– Nie wiem. Ale ostatnio wiele się dzieje w naszym kraju, w powietrzu czuje się tchnienie rewolucji. Ludzie gadają, że znów będziemy mieć swojego króla, ale dokładnie nie wtem, jaki to ma związek z naszą sprawą.

– Króla? – wyszeptał Miro z nabożeństwem w głosie. – A więc czekają nas wielkie wydarzenia!

– Już wkrótce odzyskamy niepodległość – potwierdził mężczyzna.

Siergiej, który miał w pogardzie hasła wolnościowe i nie interesował się wcale, kto sprawuje władzę, a przez granicę przeprowadzał najprzeróżniejszych ludzi, dał znak, że jest gotów.

– Kiedy odzyskamy niepodległość, kapitanie Rodan, zostaniecie nagrodzeni za wasz bohaterski czyn. I to przez najwyższe władze.

Siergiej poczuł gorycz w ustach i skrzywił się. Nawet niekłamany podziv~~ Mira i Franciszki nie poprawił mu nastroju. Wiedział doskonale: albo odbierze należną zapłatę, albo spotka go śmierć. Niezależnie od tego, kto zwycięży.

– Chodźmy! – uciął krótko. – Musimy się pospieszyć, dopóki się jeszcze na dobre nie rozwidniło.

Przez wiele godzin posuwali się wzdłuż rzeki w stronę gęstego lasu. Na przedzie jechał Siergiej na koniu, za nim szli mężczyźni, kobiety i dzieci, na końcu kolumny zaś podążali konno Miro i Franciszka. Zatrzymali się tylko raz na krótki postój, ale Siergiej poganiał ich niecierpliwie, nie pozwalając na dłuższy wypoczynek. Wkrótce dotarli do terenów całkiem nie zamieszkanych. Rzeka była tu płytsza, wartkie wody obmywały wystające z dna gładkie kamienie. Powoli i ostrożnie przeprawiali się na drugą stronę. Franciszka tak jak bracia zsiadła z konia, by pomóc słabszym. Siergiej niósł na rękach dziecko, Miro podtrzymywał jakiegoś leciwego mężczyznę, a Franciszka pomagała chorej staruszce. Nie odzywała się do niej za wiele, bo nie chciała się zdradzić, że jest dziewczyną. Ale chora domyśliła się tego, a gdy już przeszły na drugi brzeg, wetknęła Franciszce ciężką monetę.

– Rozumiem, że musisz się ukrywać – roześmiała się. – Nie wszyscy mężczyźni są jednakowo rycerscy. Jesteś zakochana w tym młodzieńcu?

– Zakochana? – zdziwiła się Franciszka. – Przecież to mój brat!

Nie opodal stała gromada dziewcząt, które rozprawiały przejęte, głośno przy ty•m chichocząc.

– Wolałabym tego młodszego – usłyszała Franciszka jedną z nich. – Tego, który ma na imię Miro. Jest taki słodki!

– To żółtodziób! – odparła inna. – Ale czy zwróciłyście uwagę na przewodnika? Co za twarz, jakie ruchy! Daję głowę, że on to potrafi kochać! Może nie jest taki urodziwy jak ten młokos, ale to mężczyzna w każdym calu. Gdybym miała wybierać; nie wahałabym się ani chwili.

Franciszka powtórzyła braciom podsłuchaną rozmowę, kiedy już została z nimi sama. Miro zarumienił się, ale nic nie rzekł. Siergiej też zbył ją półsłówkami, gdy zapytała, co znaczy słowo „kochać”. Mruknąl pod nosem: „Dziwki! Do diabła z nimi!” Franciszka nadal niewiele z tego rozumiała.

Podzieliła się także wątpliwościami, jakie wywołały w niej słowa chorej staruszki.

– Twierdziła, że jestem zakochana w Mirze. I że Miro nie zachowuje się wobec mnie jak brat.

– Zapewne chodziło jej o to, że zachowuje się jak idiota – rzucił wściekle Siergiej i zagroził bratu: – Jeśli nie potrafisz panować nad swymi uczuciami, to następnym razem zostaniesz w domu!

Miro opuścił głowę zawstydzony. Ale oto po raz pierwszy Franciszka dała upust swemu zaiste ognistemu temperamentowi.

– Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem! krzyknęła, a jej oczy ciskały błyskawice. – Wszyscy jakby się uwzięli, ciągle tylko jakieś niedomówienia! Wygląda na to, że na pewne tematy nie wolno rozmawiać! Może istnieje jakiś zakaz?

– Owszem, zwłaszcza dla głupich i niedorozwiniętych panienek! – odparoa•ał Siergiej.

– Ależ, Siergieju! – wybuchnął przerażony Miro. Starszy brat dyszał ciężko.

– Wybacz, Franciszko! Kiedy wrócimy do domu, wyślę cię do Anuśki! Powiesz jej, że chcesz się dowiedzieć wszystkiego o miłości.

Tuż przed wieczorem Siergiej zatrzymał karawanę. Przemierzał tę trasę wielokrotnie i potrafił dokładnie określić, gdzie się teraz znajduje.

– Do tej pory szło nam jak z płatka – zwrócił się do grupy uciekinierów, którzy otoczyli go kołem. Ale teraz zbliżamy się do granicy i wkrótce znajdziemy się na terenach nieco gęściej zabudowanych. Grupa jest zbyt liczna, żebyśmy wszyscy mogli podążyć tym szlakiem co zwykle. Musimy się podzielić. I tak starą trasą pójdzie dziesięć osób, a poprowadzi je Miro. Tylko tylu uciekinierów pomieści łódź, którą trzeba pokonać ostatni odcinek drogi. Ja zaś poszukam innego bezpiecznego szlaku. Mój najmłodszy brat pozostanie ze mną.

Miro otworzył usta, by zaprotestować, ale się pohamował. Wziął wszystkie konie, bo na trasie, którą wybrał Siergiej, byłyby zawadą. Franciszka z niezadowoleniem zauważyła, że w grupie Mira znalazły się te dwie dziewczyny, które wcześniej rozprawiały o braciach Rodan. Zupełnie nie potrafiła sobie wytłumaczyć, dlaczego ją to tak złości. PrzeżS~vała rozterkę. Przy kapitanie czuła się bezpieczna, ale wolałaby pójść z Mirem. Zdziwona przypomniała sobie słowa staruszki. Czy jest zakochana w Mirze? Słyszała to słowo już wcześniej, ale z niczym się jej nie kojarzyło. Patrzyła ukradkiem na chłopca, przekazującego konie tym spośród uciekinierów, którzy ich najbardziej potrzebowali. Tak wyrósł ostatnio i wyprzystojniał! Głos też mu się zmienił. Słysząc jego bas, czuła dreszcze. Pomachała Mirowi na pożegnanie i podążyła za kapitanem Rodanem, który nadal wywoływał w niej sprzeczne uczucia.

Ruszyli wysoko w góry, żeby ominąć ludzkie siedziby. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc Siergiej zarządził postój tuż przy głębokiej rozpadlinie. Mężczyźni nacięli gałęzi na legowiska. Wszyscy ułożyli się ciasno, by uchronić się przed chłodem. Franciszka odruchowo poszukała sobie miejsca wśród kobiet, ale Siergiej chwycił ją mocno za ramię i odciągnął na bok.

– Co ty robisz? – szepnął. – Chłopak miałby spać z kobietami?

– A co? Mam iść do mężczyzn? Nigdy w życiu! wybuchnęła Franciszka.

Siergiej zacisnął usta.

– Doprawdy nie masz wielkiego wyboru! Chodź, ja cię ochronię, ze mną będziesz bezpieczna. Franciszka nie bardzo pojmowała, przed czym zamierza ją chronić, ale domyślała się, że mato jakiś związek z wcześniej poruszanym drażliwym tematem. Posłusznie położyła się więc we wskazanym przez niego miejscu. Okrył ją peleryną, a gdy już sprawdził, czy wszyscy ułożyli się wygodnie, położył się obok dziewczyny i otoczył ją ramieniem, żeby nie zmarzła. Franciszka przytuliła się do niego. Nad nimi hulał zimny wiatr.

– Ależ ty jesteś drobna – szepnął – jak elf. To dlatego ciągle myślę, że masz dziesięć lat. Zwłaszcza że często zachowujesz się tak, jakbyś była w tym wieku. Ale jest inaczej, zupełnie inaczej…

Franciszka nic nie odpowiedziała, westchnęła tylko zadowolona. W obozowisku zaległa cisza, jedynie gdzieś z oddali dochodziło wycie wilków. Franciszka poruszyła się.

– Czy wszystko w porządku? – spytał po cichu kapitan Rodan.

A jej się wydawało, że on śpi!

– Tak… błogo – odpowiedziała również szeptem. Jak cudownie być blisko drugiego człowieka! Ale leżę na czymś twardym, chyba na kamieniu!

Wsunął dłoń pod jej ciało i wyciągnął gałąź. – Och, dziękuję! Teraz mi lepiej.

– Spróbuj zasnąć, dziecino!

– Dobrze, kapitanie Rodan. Powiedz mi tylko, jestem jeszcze dzieckiem, czy już nie?

– I tak, i nie. Ale wiele jest jeszcze w tobie z dziecka, na szczęście! Gdybym wiedział, ile napraa•dę masz lat, łatwiej byłoby mi odpowiedzieć na twoje pytanie. Tymczasem często wydaje mi się, że w jakiś sposób cię krzywdzę. Powiedz, Franciszko, czy mogłabyś zwracać się do mnie po imieniu?

Długo zwlekała z odpowiedzią.

– Nie – rzekła w końcu. – Dla mnie będziesz zawsze kapitanem Rodanem.

– Dlaczego?

– Nie wiem. Ale wydaje mi się, że należysz do innego świata, że jesteś… stary i bardzo silny, i tak wiele wiesz. Nie potrafię tego wyjaśnić!

– Czy dlatego bałaś się mnie tak długo? Zawahała się.

– Może. Ale raczej nie… to było coś innego. Zresztą czasem jeszcze i teraz mnie przerażasz. Zwłaszcza gdy się złościsz.

– Wiem o tym. Nachodzą cię wówczas złe wspomnienia! Postaram się bardziej panować nad sobą. Czy zdajesz sobie sprawę, Franciszko, że właściwie jeszcze nigdy do tej pory nie rozmawiałaś ze mną?

– Ani ty ze mną!

– Próbowałem. – Uniósł się na łokciach i popatrzył jej w twarz, taką łagodną w mroku nocy. – Mam nadzieję, Franciszko, że nikt cię już nigdy nie skrzywdzi. Pozwól, bym mógł się tobą opiekować. Chcę być dla ciebie bezpiecznym portem, twoim ojcem lub starszym bratem, kim wolisz. Aż do dnia, gdy będziesz musiała mnie opuścić.

– Opuszczę ciebie? – spytała przerażona. – Czy będę musiała cię opuścić?

– Pęwnie kiedyś wyjdziesz za mąż – roześmiał się. – Wiem, że ludzie się pobierają. Ale co to właściwie oznacza?

Jej totalna niewiedza poraziła go. Uświadomił sobie, że ponosi za to część winy. Czy miała bowiem kogoś, z kim mogłaby porozmawiać? Teraz znów wymigał się tchórzliwie od odpowiedzi.

– Anuśka ci wszystko wytłumaczy – powiedział. A teraz już śpij!

Ale jeszcze jedna sprawa leżała jej na sercu.

– Kapitanie Rodan – zaczęła ostrożnie. – Miro powiedział, że ma ochotę mnie pocałować.

– Co takiego? – Siergiej aż uniósł się na łokciach. – Czy może?

– A wiesz, na czym to polega?

– Tak, Miro mi wszystko wytłumaczył. Ale szczerze mówiąc nie wiem, po co miałby to robić. Więc jak? Może mnie pocałować?

– Nie, nie może – wyszeptał Siergiej. – Zaśnij wreszcie! Kiwnęła głową i wyciągnęła do niego dłoń, którą mocno uścisnął.

– Nigdy cię nie opuszczę, kapitanie Rodan – obiecała cichutko. – Ani ciebie, ani Mira…

Noc jeszcze nie odeszła, gdy Siergiej wszystkich zbudził. Trzeba było ruszać w dalszą drogę. Chodziło o to, by ominąć kilka domostw, nim ich mieszkańcy wstaną do codziennych zajęć. Wokół panowały ciemności, ale Siergiej znał tu każdy kamień i każde drzewo. Mimo panującego mroku pewnie prowadził grupkę górskimi ścieżkami w dół. Jeszcze pół dnia przemierzali bezdroża, przeprawiali przez rzeki, aż wreszcie zatrzymali się na skraju lasu. Przed nimi rozpościerała się otwarta przestrzeń.