– Suknia jest idealna. Niewinna, dziecinna, jednak zmysłowa. Fantastyczna fryzura. Halo, kochani, przedstawiam wam Francescę Day!
Francesca skinęła głową. Byron odciągnął ja na bok i wytarł sobie czoło jasnożółtą chusteczką.
– Dzisiaj i jutro kręcimy twoje sceny. Nie mówisz żadnych kwestii, więc się nie denerwuj.
– Nie denerwuję się – odparła. Na rany boskie, spotykała się z księciem Walii, a miałaby się denerwować małą rólką w filmie? To śmieszne!
– Lloyd, ta suknia…
– Cudowna, prawda? – Popchnął ją w kierunku saloniku, przeprowadził między dwiema kamerami na statywach i gąszczem reflektorów, na plan. Stały tam białe stylowe krzesełka, kanapa obita adamaszkiem i cięte kwiaty w srebrnych wazonach. – W pierwszym ujęciu staniesz tu, przy oknie. Światło będzie stłumione. Masz czekać na znak i zbliżać się powoli, żeby ta twoja cudowna twarz ukazywała się nam stopniowo.
Wzmianka o cudownej twarzy ułagodziła ją trochę i spojrzała na niego cieplejszym wzrokiem.
– Pamiętaj, myśl o energii życiowej – pouczał. – Widziałaś, jak Fellini pracował z niemymi postaciami? Lucinda nie odzywa się ani razu, ale jej obecność musi przenikać cały dom, musi także porazić widza w kinie i ze wzruszenia ścisnąć go za gardło. Ona symbolizuje nieokreślone, nieuchwytne: witalność, promienność, magię! – Wydął usta. – Boże, mam nadzieję, że ci idioci na widowni wyczują ezoteryczny klimat.
Przez najbliższą godzinę Francesca stała bez ruchu, gdy ustawiano oświetlenie, później bez końca powtarzały się próby. Przedstawiono jej Fletchera Halla, śniadego, ponurego aktora w surducie, który grał główną rolę męską. Francesca pilnie studiowała kroniki towarzyskie, ale jego nazwisko jeszcze nigdy nie obiło się jej o uszy i po raz kolejny ogarnęły ją wątpliwości. Dlaczego nie słyszała o żadnym z tych ludzi? Może jednak pochopnie zaangażowała się w to przedsięwzięcie… Może najpierw trzeba było przeczytać scenariusz… Ale przecież nie dalej jak wczoraj przejrzała swój kontrakt i wszystko wydawało się w porządku, przypomniała sobie.
Jej wątpliwości się rozwiały, gdy padł pierwszy klaps. Bez trudu wypełniała polecenia Lloyda, szła powoli od okna w stronę kamerzysty
– Cudownie! – krzyczał Lloyd. – Bosko! Francesco, masz talent!
Komplementy sprawiały jej przyjemność i choć nadal czuła się nieswojo w tej okropnej sukni, odprężyła się na tyle, że w przerwach flirtowała z członkami ekipy, którzy poprzedniej nocy okazali się tacy uczynni.
Lloyd nakręcił już ujęcia, gdy idzie przez salonik, dyga głęboko przed Fletcherem Hallem i tęsknie patrzy mu w oczy. Podczas lunchu, gdy na godzinę wyzwoliła się z gorsetu, złapała się na tym, że w gruncie rzeczy świetnie się bawi. Po przerwie Lloyd ustawiał ją w różnych miejscach salonu i kręcił mnóstwo zbliżeń.
– Jesteś piękna! – wołał. – Boże, ta twarz w kształcie serca, te oczy! Rozpuść włosy! Cudownie, tak, tak!
Kiedy ogłosił przerwę, Francesca przeciągnęła się jak szczęśliwa kotka.
Po południu upał i duchota stłumiły jej entuzjazm. Wentylatory porozstawiane na planie nie radziły sobie z podwójną dawką gorąca – od słońca i reflektorów. Poza tym wyłączano je na czas zdjęć.
Ciężki gorset i halki potęgowały uczucie gorąca do tego stopnia, że trudno jej było zaczerpnąć tchu.
– Nie mogę już dłużej – oznajmiła, gdy wizażysta delikatnie ocierał jej z czoła kropelki potu, które w obrzydliwy sposób pojawiły się tuż pod linią włosów. – Lloyd, umieram z gorąca.
– Jeszcze tylko jedna scena, skarbie. Tylko jedna. Widzisz, jakie teraz mamy światło? Twoja skóra nabiera takiego blasku… Błagam cię, księżniczko, najpiękniejsza, zgódź się…
Jak mogłaby odmówić?
Lloyd kazał jej stanąć niedaleko kominka. Na początku filmu, tak wynikało ze scenariusza, na plantację przyjeżdża angielska uczennica, która ma poślubić właściciela tej posiadłości, samotnika – jak sądziła- mężczyznę w stylu pana Rochestera Jane Eyre. Choć zdaniem Franceski Fletcher Hall był zbyt pospolity, by grać rolę bohatera romantycznego. Niestety – choć na szczęście dla Franceski – uczennica ginie tego samego dnia. Francesca już sobie wyobrażała scenę jej tragicznej śmierci, którą zagra z wielkim zaangażowaniem. Nie wiedziała jeszcze, co Lucinda i właściciel plantacji mają wspólnego z głównym wątkiem filmu, który dział się współcześnie, a sądząc po liczbie kobiet na planie, przewidziano dla nich chyba wiele ról. Francesca nie zawracała sobie tym jednak głowy.
Lloyd otarł czoło świeżą chusteczką i podszedł do Fletchera Halla.
– Masz stanąć za Francesca, położyć jej ręce na ramionach i odgarnąć jej włosy z szyi, żebyś mógł pocałować dziewczynę w kark. Francesco, pamiętaj, że żyłaś dotąd w złotej klatce. Jego dotyk szokuje, ale i sprawia przyjemność. Rozumiesz?
Poczuła, jak między piersiami spływają jej strużki potu.
– Jasne – warknęła. Wizażysta upudrował jej kark. Kazała podać sobie lusterko, żeby obejrzeć efekt jego pracy.
– Pamiętaj, Fletcher – ciągnął Lloyd. – Nie masz jej pocałować… to ma być dopiero zapowiedź pieszczoty. No, dobra, spróbujmy.
Francesca zajęła wyznaczone miejsce i znowu czekała całą wieczność, zanim ustawiono oświetlenie. Potem ktoś zobaczył plamę potu na surducie Fletchera i Sally musiała biec do garderoby po zapasowy.
Francesca tupnęła nogą.
– Jak długo jeszcze mam tu sterczeć? Mam tego dosyć! Lloyd, daję ci jeszcze pięć minut, potem wychodzę!
Spojrzał na nią lodowato.
– Francesco, zachowujmy się jak zawodowcy. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
– Ale nie macie na sobie pięciokilogramowego kostiumu! Ciekawa jestem, czy zachowywałbyś się jak zawodowiec w czymś takim!
Jeszcze tylko parę minut – poprosił, zacisnął dłonie i dramatycznym gestem uniósł do piersi. – Francesco, wykorzystaj tę złość. Zagraj nią. Niech poczuje ją Lucinda, młodziutka dziewczyna wysłana na koniec świata, by wyjść za nieznajomego. Cisza na planie! Cisza, mówię! Niech Francesca poczuje jej niepokój.
Dźwiękowiec, który przez cały dzień nie spuszczał wzroku z obnażonych piersi Franceski, nachylił się do kamerzysty:
– Ja tam wolałbym poczuć co innego.
– Nie ty jeden, bracie.
W końcu przyniesiono nowy surdut i nakręcono scenę.
– Nie ruszajcie się! – krzyknął Lloyd. – Jeszcze tylko zbliżenie, jak Fletcher całuje Lucindę w szyję i koniec na dzisiaj. To tylko moment. Gotowi?
Francesca jęknęła, ale nie drgnęła. Wytrzymała już tyle, że kilka minut nie sprawiało jej różnicy. Fletcher położył jej dłonie na ramionach i odgarnął włosy. Nie lubiła, kiedy jej dotykał. Był taki pospolity, zdecydowanie nie w jej stylu.
– Francesco, wypręż bardziej kark – polecił Lloyd. – Makijaż!
– Jestem, Lloyd.
– No, dawaj.
Wizażysta zamrugał niespokojnie.
– Ale co?
– Jak to co? – Lloyd dramatycznie rozłożył ręce.
– Ach, tak. – Wizażysta się speszył i zawołał do Sally, która stała koło kamerzysty: - Ej, Calaverro, sięgnij do mojego kuferka i podaj mi kły Fletchera, dobrze?
Kły Fletchera?
Francesce zakręciło się w głowie.
Rozdział 7
– Kły! – wrzasnęła Francesca. – Niby dlaczego Fletcher zakłada kły? Sally podała wizażyście wyżej wspomniany rekwizyt.
– Skarbie, przecież to horror. Co ma nosić, stringi?
Francesca miała wrażenie, że ocknęła się w środku sennego koszmaru. Wyrwała się z objęć Fletchera i spojrzała na Byrona.
– Okłamałeś mnie! – krzyknęła. – Dlaczego od razu nie powiedziałeś, że to horror? Jezu, ze wszystkich strasznych… Pozwę cię do sądu! Obedrę cię ze skóry! Jeśli choć przez moment sądziłeś, że pozwolę, by moje nazwisko pojawiło się w… w… – Nie, to słowo nie przejdzie jej przez gardło, nigdy w życiu! Stanęła jej przed oczami Marisa Berenson, elegancka Marisa, która się dowie, co spotkało biedną Francesce Day, i będzie się śmiała do łez.
Zacisnęła pięści.
– Powiedz mi w tej chwili, o co chodzi w tym okropnym filmie!
Lloyd żachnął się, wyraźnie urażony.
– To opowieść o życiu i śmierci, o kwintesencji życia, o przekazywaniu krwi… Metafizyczna wizja, z której najwyraźniej niczego nie pojmujesz. -
Odszedł, obrażony.
Sally, wyraźnie rozbawiona, zbliżała się do Franceski.
– To opowieść o stewardesach, które wynajmują nawiedzony dom. Dawny właściciel rezydencji, nasz kochany Fletcher, po kolei wypija ich krew.
Od ponad stu lat rozpacza za swoją Lucindą. Jest też wątek poboczny, o wampirzycy i striptizerze, ale to dopiero pod koniec.
Francesca nie czekała, co Sally jeszcze powie. Posłała wszystkim oburzone spojrzenie i wyszła. Krynolina kołysała się majestatycznie, gdy Francesca szła coraz szybciej, czując, jak złość podchodzi jej do gardła. Po chwili niemal biegła do przyczepy Lwa Steinera. Zrobili z niej idiotkę! Sprzedała swoje ubrania i przejechała pół świata, żeby zagrać nieistotną rólkę w horrorze!
Drżała z wściekłości, gdy zobaczyła Steinera przy metalowym stoliku, niedaleko bufetu. Zatrzymała się gwałtownie, aż krynolina podniosła się niebezpiecznie.
– Przyjęłam tę rolę, bo powiedziano mi, że pan Byron to słynny reżyser! – Gniewnie machnęła rękaw stronę rezydencji.
Lew Steiner podniósł głowę, w ręku trzymał nadgryzioną kanapkę z szynką.
– A kto ci to powiedział?
Uśmiechnięta twarz Mirandy Gwynwyck stanęła jej przed oczami i nagle wszystko stało się jasne. Miranda, niby-feministka, oszukała inną kobietę, podejmując żałosną próbę ratowania brata.
– Mówił, że kręci arcydzieło! – wrzasnęła. – A co to ma wspólnego z energią życiową, Fellinim, alegorią?
Steiner uśmiechnął się pod nosem.
– A jak myślisz, czemu nazywamy go: Lord Byron? Sprawia, że każdy gniot wydaje się poezją. Oczywiście, gotowy film to i tak gniot, ale tego mu nie mówimy. Jest tani i szybki.
Francesca kurczowo chwytała się ostatniej deski ratunku, ostatniego źdźbła nadziei.
– A Złota Palma? – zapytała niespokojnie.
– Złote co?
– Palma. – Poczuła się jak idiotka. – Festiwal Filmowy w Cannes.
Lew Steiner przyglądał się jej przez chwilę, a potem zaniósł się donośnym śmiechem, przy czym wypluł kawałeczek szynki i chleba.
– Skarbie, palma to może Lloydowi jedynie odbić! Wiesz, co ostatnio dla mnie nakręcił? Koedukacyjną masakrę, a wcześniej takie cudeńko, Więźniarki z Arizony. Bardzo popularne w kinach dla zmotoryzowanych.
Słowa z trudem przechodziły Francesce przez gardło.
– I on sądził, że wstąpię w horrorze?
– No, przecież tu jesteś, prawda?
Błyskawicznie podjęła decyzję.
– Ale nie na długo! Za dziesięć minut będę tu z walizką. Oczekuję, że otrzymam zwrot kosztów podróży i samochód, który odwiezie mnie na lotnisko! A jeśli w tym okropnym filmie wykorzystacie choćby jedno dzisiejsze ujęcie, przyrzekam, że w sądzie zedrę z was ostatnią koszulę!
– Podpisałaś kontrakt. Niewiele zdziałasz.
– Podpisałam kontrakt, bo wprowadzono mnie w błąd.
– Bzdura. Nikt cię nie okłamał. A o pieniądzach zapomnij, póki nie dokończysz zdjęć.
– Domagam się, żeby mi zapłacono natychmiast! Jesteście mi to winni! -Czuła się jak przekupka urządzająca awanturę na targu. – Musicie mi zwrócić koszty podróży! Tak się umówiliśmy!
– Nie dostaniesz ani grosza, póki nie nakręcimy jutrzejszych scen. – Zlustrował ją wzrokiem. – Tych rozbieranych. Niewinność rozdziewiczona, tak o nich mówi nasz Lord.
– Wiesz co, Lloyd zobaczy mnie nagą, kiedy zdobędzie Złotą Palmę! – zawołała, odwróciła się na pięcie i odeszłaby, gdyby różowa fałda nie zaczepiła się o stolik. Szarpnęła gniewnie i materiał ustąpił z głośnym trzaskiem.
Steiner zerwał się na równe nogi.
– Ej, uważaj! To drogi kostium!
Porwała ze stołu butelkę majonezu i wycisnęła sporą porcję na sam środek spódnicy.
– Co za pech! – prychnęła. – Chyba trzeba ją uprać!
– Ty suko! – wrzeszczał, gdy odchodziła. – W życiu w niczym więcej nie zagrasz! Już ja dopilnuję, żeby nie zatrudnili cię nawet do sprzątania!
– Bomba! – zawołała przez ramię. – Mam dosyć!
Zagarnęła krynolinę w dłonie, zadarła spódnicę do kolan i pomaszerowała przez trawnik do kurnika. Nigdy, absolutnie nigdy nie potraktowano jej tak okropnie. Już ona pokaże Mirandzie Gwynwyck, choćby to była ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Jak tylko wróci do Anglii, wyjdzie za Nicholasa!
Wpadła do pokoju, pobladła ze złości, a widok nieposłanego łóżka bynajmniej nie poprawił jej humoru. Porwała ze stolika paskudną zieloną lampę i cisnęła przez cały pokój, aż roztrzaskała się na ścianie. To nic nie pomogło; nadal czuła się, jakby uderzono ją w żołądek. Dźwignęła walizkę na łóżko i byle jak wrzuciła do niej kilka ubrań, które wypakowała poprzedniego dnia, zamknęła wieko i usiadła na nim, żeby się domknęło. W końcu udało jej się zapiąć walizkę, ale w trakcie szamotaniny misternie upięte loki rozsypały się na ramiona, a jej dekolt pokrył się potem. Dopiero wtedy dotarło do niej, że nadal ma na sobie obrzydliwą różową suknię.
"Wymyślne zachcianki" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wymyślne zachcianki". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wymyślne zachcianki" друзьям в соцсетях.