– Wiesz, Clare, coraz bardziej mi ciebie żal.
– Jak to?
– Znasz to powiedzienie, że nie zrozumiesz innej osoby, póki nie znajdziesz się na jej miejscu? Rozumiem cię, Clare. Wiem doskonale, co to znaczy, kiedy cię dyskryminują ze względu na to, kim jesteś, nieważne, jak ciężko pracujesz. Wiem, co to znaczy, kiedy odmawia ci się szansy – nie dlatego, że nie masz odpowiednich umiejętności, tylko dlatego, że szef ulega swoim uprzedzeniom.
– Uprzedzeniom! – Z płuc Clare wydobył się dym. – Nie jestem uprzedzona! To ja padłam ofiarą uprzedzeń i dyskryminacji!
Teraz Francesca już nie mogła się wycofać, brnęła więc dalej.
– Nie poświęcisz nawet kwadransa, żeby wysłuchać mojej taśmy demo. Jak to nazwiesz, jeśli nie dyskryminacją i uprzedzeniem?
Clare zacisnęła usta w wąską linię.
– Dobrze, Francesco, wysłucham tej taśmy, ale nie licz na zbyt wiele. – Wyrwała jej kasetę z dłoni.
Francesca nie mogła się skupić do końca dnia. Musi dostać tę pracę. Po pierwsze, potrzebuje pieniędzy… Po drugie, bardzo chciała, żeby coś jej się wreszcie udało. Radio to medium bez obrazu, w którym błyszczące zielone oczy i śliczny profil nie mają znaczenia. Radio to jej papierek lakmusowy; tu udowodni, że nie musi posługiwać się swoją urodą, żeby coś osiągnąć.
O wpół do drugiej Clare zawołała ją do siebie. Francesca starała się iść z dumnie podniesioną głową, ale nie najlepiej jej to szło.
– Nie jest strasznie – zaczęła Clare. – Ale nie jest też rewelacyjnie. – Rzuciła kasetę na biurko.
Francesca starała się nie okazać rozczarowania.
– Mówisz zbyt gardłowym głosem – ciągnęła Clare rzeczowo. – I za szybko, akcentujesz nie te słowa, co trzeba. Jedyną zaletą jest akcent. Gdyby nie on, byłabyś kopią wszystkich kiepskich didżejów z tej stacji.
Francesca rozpaczliwie doszukiwała się w głosie Clare personalnej urazy, cienia mściwości, ale słyszała jedynie świetnego fachowca.
– Nagram jeszcze jedną taśmę – poprosiła.
Clare odchyliła się na trzeszczącym krześle.
– Bez sensu. Takie stacje jak nasza to radio z osobowością. Jeśli ludzie chcą muzyki, szukają czegoś innego. Aby sobie poradzić w rozgłośni mówionej, nawet tak gównianej jak nasza, musisz pamiętać, że mówisz do ludzi, nie do mikrofonu. Bo jeśli nie, będziesz kolejną gwiazdką.
Francesca porwała kasetę i ruszyła do drzwi. Obawiała się, że samokontroli nie wystarczy jej już na długo. Jak mogła być tak naiwna i sądzić, że poradzi sobie w radiu? Kolejne rozwiane złudzenie. Kolejny zamek na piasku runął.
– Jedyne, co mogę ci zaproponować, to zastępstwa za chorych w weekendy. Francesca odwróciła się na pięcie.
– Zastępstwa? Naprawdę?
– Jezu, Francesco, nie robię ci żadnej łaski. Po prostu usiądziesz przed mikrofonem wniedzielę wielkanocną, kiedy i tak nikt nie słucha radia.Ale Francesca nie pozwoliła odebrać sobie tej chwili radości. Wieczorem wyjęła puszkę kociego jedzenia z szafki kuchennej i wdała się w codzienną rozmowę z Bestią.
– Będę kimś – zwierzyła mu się. – Nieważne, jak ciężko będę musiała pracować, żeby to osiągnąć. Zostanę najlepszą spikerką w KDSC. – Bestia zadarł tylną łapę i oddał się wieczornej toalecie. Francesca łypnęła groź nie. – To obrzydliwie, co robisz. Nie łudź się, że będę tolerowała takie zachowanie w obecności mojej córeczki.
Bestia nie zwracał na nią uwagi. Wyjęła z szuflady zardzewiały otwieracz i przebiła wieko puszki, ale nie otwierała jej jeszcze. Rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się wdał. Instynkt podpowiadał, że urodzi córeczkę-śliczną malutką Amerykankę, którą od maleńkości nauczy, że nie można polegać jedynie na urodzie. Bo mała na pewno odziedziczy urodę po rodzicach. Będzie czwartym pokoleniem pięknych kobiet Serritellich i pobije wszystkie poprzedniczki na głowę. Francesca obiecała sobie, że nauczy córeczkę tego wszystkiego, czego musiała nauczyć się sama, tych wszystkich rzeczy, które kobieta musi wiedzieć, żeby nie wylądować na środku zakurzonej drogi w Teksasie.
Bestia wyrwał ją z marzeń – walił łapką w jej stopę, znudzony czekaniem na kolację. Szybko otworzyła puszkę.
– Nazwę ją Natalie. To śliczne imię, takie kobiece, a zarazem pełne siły. Co ty na to?
Bestia nie spuszczał wzroku z miseczki z kolacją, na którą, jego zdaniem, stanowczo za długo musiał czekać. Francesca poczuła gulę w gardle. Kobieta nie powinna mieć dziecka, skoro jej jedynym towarzyszem jest kot. Zaraz jednak odepchnęła tę myśl od siebie. Nikt jej nie zmuszał do urodzenia tego dziecka. Sama podjęła tę decyzję i teraz nie będzie się nad sobą użalać. Kucnęła i postawiła miseczkę na sfatygowanym linoleum. Usiadła obok kota.
– Wiesz co, Bestio? Dzisiaj stało się coś cudownego. – Pogłaskała miękkie kocie futerko. – Poczułam, jak mój dzidziuś się rusza…
Trzy tygodnie po rozmowie w gabinecie epidemia grypy zdziesiątkowała personel KDSC i Clare była zmuszona posadzić Francescę za mikrofonem w środowy ranek.
– Pamiętaj, mówisz do ludzi – warknęła, gdy Francesca z duszą na ramieniu szła do studia.
Było ciasne i duszne. Ogromny stół kontrolny zajmował lwią część pomieszczenia. Po jego prawej stronie widniała szyba, po drugiej – płyty wybrane na ten tydzień czekały w małych przegródkach. Oprócz tego był tam stojak z kasetami i setki ostrzeżeń i upomnień na małych karteczkach.
Francesca usiadła za mikrofonem i niezdarnie założyła słuchawki. Cały czas drżały jej ręce. W tak małej stacji jak KDSC nie było inżynierów dźwięku -prowadzący sami obsługiwali sprzęt. Francesca uczyła się tego godzinami.
Serwis informacyjny dobiegał końca. Francesca ze strachem patrzyła na szeregi barwnych przycisków. Denerwowała się tak bardzo, że rozmywały się jej przed oczami, traciły kształty, topiły się, jak zegarki na obrazie Salva-dora Dali. Z trudem wzięła się w garść. Skupiła się, znalazła właściwy przycisk, włączyła mikrofon. Poczuła strużkę potu między piersiami. Musi dzisiaj dać z siebie wszystko, inaczej Clare nigdy więcej nie wpuści jej na antenę.
Myślała, że nie oderwie języka od podniebienia, kiedy w końcu z trudem otworzyła usta.
– Witajcie – wychrypiała. – Tu radio KDSC, przy mikrofonie Francesca Day i środowy muzyczny ranek.
– Mówiła zbyt szybko, słowa zlewały się w jedno, plotła, co jej ślina na język przyniosła, choć w myślach ćwiczyła ten pierwszy występ setki razy. W panice włączyła piosenkę w nieodpowiednim momencie. Jęknęła i wtedy zdała sobie sprawę, że nie wyłączyła mikrofonu i jej jęk poszedł w eter.
Clare obserwowała ją przez okno i kręciła głową z politowaniem. Francesca niemal słyszała, jak mówi z pogardą:
– Gwiazdeczka.
W końcu uspokoiła się na tyle, by dalej poprowadzić audycję, ale w ciągu ostatnich miesięcy wysłuchała tylu nagrań prezenterów z prawdziwego zdarzenia, że sama zdawała sobie sprawę, jaka jest kiepska. Plecy bolały ją z napięcia. Kiedy audycja wreszcie się skończyła i Francesca wyszła ze studia, Katie uśmiechnęła się ciepło i mruknęła coś o nerwach debiutantki, a Clare syknęła, że kolejny prezenter padł ofiarą grypy i Francesca wraca na antenę następnego dnia po południu. Powiedziała to takim tonem, że Francesca nie miała wątpliwości, jak oceniła jej debiut.
Tego wieczoru grzebała w przypalonej jajecznicy jednym z czterech krzywych widelców, jakie miała, i zastanawiała się, co robi nie tak. Dlaczego nie mówi do mikrofonu tak, jakby mówiła do ludzi?
Ludzie. Nagle coś jej przyszło do głowy. Odłożyła widelec. Clare ciągle mówi o ludziach, ale gdzie oni są? Pod wpływem impulsu zerwała się z krzesła i sięgnęła po stertę magazynów, które przyniosła z rozgłośni. W końcu wybrała fotografie czterech osób, i wyobraziła je sobie jako swoich słuchaczy: matkę z dzieckiem, siwą starszą panią, kosmetyczką i otyłego kierowcę ciężarówki, jednego tych, którzy przemierzają cały kraj i słuchają KDSC przez około sześćdziesiąt kilometrów. Patrzyła na nich przez cały wieczór, wymyślała im życiorysy i charaktery. Jutro będzie mówiła tylko do nich, do tej czwórki.
Następnego dnia przykleiła ich zdjęcia nad konsolą. Starsza pani upadła jej dwa razy, tak bardzo Francesca się denerwowała. Kolega z porannej zmiany włączył serwis informacyjny. Francesca założyła słuchawki. Koniec naśladowania didżeja. Zrobi to po swojemu. Spojrzała na fotografie: młoda matka, staruszka, kosmetyczka, kierowca ciężarówki. Mów do nich, do cholery. Bądź sobą, nie myśl o niczym.
Serwis informacyjny dobiegł końca. Francesca utkwiła wzrok w ciepłym spojrzeniu młodej matki, włączyła mikrofon i głęboko zaczerpnęła tchu.
– Witajcie, tu Francesca w czwartkowe popołudnie. Jak wam dzisiaj idzie? Mam nadzieją, że cudownie. A jeśli nie, może poprawimy wam humor. – Jezu, zachowuje się jak Mary Poppins. – Zostanę z wami całe popołudnie, na dobre i na złe, oczywiście, jeśli znajdę odpowiedni przycisk na konsolecie. – Lepiej, odprężyła się trochę. – Zacznijmy do muzyki. – Spojrzała na kierowcę ciężarówki. Mógłby być kumplem Dalliego – wygląda na takiego, który lubi sprośne kawały, piwo i futbol. Uśmiechnęła się ciepło. – A teraz makabryczna piosenka Debby Boone. Obiecuję, że później puszczę coś fajniejszego.
Włączyła płytę, wyłączyła mikrofon i spojrzała przez szybę. Patrzyły na nią trzy zdumione twarze – Katie, Clare i chłopak od serwisów informacyjnych. Francesca zagryzła usta, przygotowała taśmę reklamową, i zaczęła liczyć. Nie doszła jeszcze do dziesięciu, a Clare wpadła do studia.
– Czyś ty oszalała? Co to ma być? Makabryczna piosenka?
– Radio z osobowością. – Francesca wzruszyła ramionami i posłała Clare niewinne spojrzenie, jakby chodziło o drobiazg bez znaczenia.
Katie wsadziła głowę przez drzwi.
– Clare, ludzie dzwonią. Co robimy?
Clare zamyśliła się na moment.
– Dobra, panno z osobowością. Odbieraj telefony na antenie. I nie zdejmuj palca z guzika opóźniającego emisję o dwie sekundy, bo ludzie nie zawsze wyrażają się cenzuralnie.
– Na antenie? Na żywo? Żartujesz!
– Sama chciałaś. Nie sypia się z żeglarzami, jeśli boisz się trypra. – Clare wyszła, stanęła przy oknie i zapaliła papierosa.
Debby Boone skończyła śpiewać i Francesca puściła reklamę lokalnej pralni. A potem włączyła swój mikrofon. Ludzie, upomniała się. Mówisz do ludzi.
– Czekamy na telefony. Halo? Tu Francesca. Tak?
– Wierzysz w szatana! – usłyszała skrzeczący starczy głos. – Nie wiesz, że Debby Boone napisała tę pieśń o Panu Bogu?
Francesca spojrzała na zdjęcie przemiłej starszej pani. Jak mogła tak ją potraktować? Najeżyła się.
– A skąd to wiesz? Od Debby?
– Nie wymądrzaj się! – zaskrzeczała staruszka. – W kółko puszczacie piosenki o seksie, a jak raz trafi się coś ładnego, musisz się z tego nabijać, co? Jak ktoś nie lubi tej piosenki, grzeszy przeciwko Bogu.
Francesca łypnęła groźnie na siwowłosą staruszkę na zdjęciu.
– Bardzo ograniczone pojęcie!
Kobieta odłożyła słuchawkę, co zabrzmiało jak wystrzał. Francesca trochę za późno przypomniała sobie, że powinna być miła dla słuchaczy. Uśmiechnęła się do zdjęcia młodej matki.
– Przepraszam. Może nie powinnam tego mówić, ale ona była okropna, chyba się ze mną zgodzicie?
Kątem oka widziała, jak Clare ociera pot z czoła. Poprawiła się szybko.
– Cóż, jeszcze nie tak dawno temu też byłam bardzo ograniczona, więc nie powinnam nikogo krytykować… – Kolejny telefon. – Tu Francesca. Słucham?
– No… ja… Tu Sam. Dzwonię z knajpy dla kierowców ciężarówek Diamond, na dziewięćdziesiątce. Słuchaj, ja… cieszę się, że powiedziałaś to o tej piosence.
– Też ci się nie podoba, Sam?
– Nie, uważam, że to syfiasta, pedalska muzyka i…
Francesca w ostatniej chwili włączyła guzik opóźniający.
– Sam, brzydko się wyrażasz. Nie rozmawiam z tobą- wysapała i szybko się rozłączyła.
Ten incydent wyprowadził ją z równowagi. W tej chwili zadzwoniła następna słuchaczka, przedstawiła się jako Sylwia.
– Skoro uważasz, że ta piosenka jest kiepska, po co jąpuszczasz? – zapytała.
Francesca zdecydowała, że ma tylko jedno wyjście: być sobą, na dobre i na złe. Spojrzała na kosmetyczkę.
– Wiesz, Sylwio, na początku ją nawet lubiłam, ale tyle razy ją puszczaliśmy, że mam jej dosyć. A musiałam ją zagrać, bo inaczej wylecę z pracy. Szczerze mówiąc, szefowa i tak mnie nie lubi.
Clare otworzyła usta w niemej wściekłości.
– Wiem, co masz na myśli – odparła Sylwia. A potem, ku zdumieniu Franceski, wyznała, że jej szefowa też jej utrudnia życie. Francesca zadała kilka pytań i Sylwia, najwyraźniej gadatliwa, odpowiadała bardzo szczerze. Francesca wpadła na pewien pomysł. Zrozumiała, że niechcący dotknęła czułego punktu. Poprosiła, by i inni dzwonili i podzielili się doświadczeniami o przełożonych.
Telefony nie ustawały przez większą część audycji.
Po programie wyszła ze studia spocona jak mysz, ale nabuzowana adrenaliną. Katie wskazała drzwi do gabinetu Clare.
"Wymyślne zachcianki" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wymyślne zachcianki". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wymyślne zachcianki" друзьям в соцсетях.