Był tak zagubiony, nieszczęśliwy i samotny, że w pierwszej chwili miała ochotę wyciągnąć do niego rękę i zaprosić do nich, do rodziny na łóżku. Zanim jednak cokolwiek zrobiła, odszedł, a ona zajęła się synkiem.

– Mamo, chcę do domu – szeptał.

Przytuliła go do siebie. Jak mu powiedzieć o Dalliem? Uznała, że musi to zrobić, ale jak? Nie umiała kłamać, nawet historyjka o Świętym Mikołaju brzmiała fałszywie w jej ustach. Trudno, musi spróbować.

– Teddy, wiesz, że zawsze trzeba mówić prawdę – zaczęła. – Ale czasami mama musi poczekać, aż jej dziecko jest na tyle duże, żeby zrozumieć.

Teddy gwałtownie wyrwał się z jej objęć.

– Muszę iść do Skeeta – powiedział. – Obiecałem, że zaraz wrócę. Muszę iść.

– Teddy! – Francesca dopadła go w drzwiach. – Musimy porozmawiać!

– Nie chcę – mruknął.

On wie, uznała. Domyśla się i nie chce słyszeć tego, co mam mu do powiedzenia. Objęła go mocno.

– Teddy, chodzi o Dalliego.

– Nie chcę tego słuchać!

Przytuliła go mocniej i szeptała:

– Dawno temu znaliśmy się z Dalliem… kochaliśmy się… ale nam się nie układało, więc się rozstaliśmy. – Uklękła przy nim, złapała za ręce, zajrzała w oczy. – Teddy, to co ci mówiłam o twoim tacie, że był Anglikiem i umarł…

Teddy gwałtownie potrząsnął głową.

– Muszę iść, mamo! Muszę! Dallie to świnia! Nienawidzę go!

– Teddy!

– Nie! – Wyrwał się jej i wybiegł z pokoju.

Ukryła twarz w dłoniach. Co między nimi zaszło, głowiła się, że Teddy, jej słodki, kochany Teddy, który lubi wszystkich dokoła, nienawidzi akurat Dalliego? Dlaczego nienawidzi mężczyzny, który, czy mały tego chce, czy nie, jest jego ojcem?

W pokoju gościnnym, dokąd Francesca zajrzała, szukając Teddy'ego, Do-ralee spała jak zabita. Wcześniej Francesca zmobilizowała się na tyle, że zadzwoniła do lokalnego ośrodka pomocy społecznej i poprosiła, aby znaleziono dla dziewczyny rodzinę zastępczą.

Wreszcie Teddy znalazł się w piwnicy. Skeet szlifował papierem ściernym kij golfowy. Teddy, ze smugami łez na policzkach, przyglądał mu się z uwagą. Obaj milczeli, ale była to przyjazna cisza.

– Teddy obiecał mi pomóc segregować kije – oznajmił Skeet jak gdyby nigdy nic. – Normalnie nie pozwoliłbym na to małemu chłopcu, ale to porządny facet. Wie, kiedy trzeba milczeć i trzymać język za zębami.

Francesca najchętniej uściskałaby Skeeta, ale tylko przytuliła do siebie Teddy'ego.

– Chcę do domu, mamo – powiedział mały. – Kiedy wracamy? – Nagle zesztywniał i od razu wiedziała, że Dallie wszedł do warsztatu.

– Mamo, chodźmy na górę – poprosił Teddy. – Skeet, chodź. Dallie położył mu rękę na ramieniu.

– Idź ze Skeetem. Ja muszę porozmawiać z mamą. Teddy złapał Francescę za rękę.

– Skeet, musimy przejrzeć kije, prawda? Tak mówiłeś. Mama nam pomoże.

– Później to zrobicie -warknął Dallie. -Chcęporozmawiać z twojąmamą. Skeet odłożył drewniany kij.

– Chodź, smyku. Pokażę ci puchary.

Francesca wiedziała, że nie może dłużej odwlekać tej konfrontacji. Delikatnie odczepiła palce Teddy'ego od swojej ręki.

– Idź, skarbie. Zaraz do was dołączę.

Teddy zacisnął usta. Wychodził, ale przy drzwiach odwrócił się i krzyknął do Dalliego:

– Nie rób jej krzywdy, słyszysz? Nie skrzywdź mojej mamy! Francesca była w szoku. Dallie milczał.

– Dallie nic mi nie zrobi – zapewniła szybko. – Znamy się od dawna.

Skeet wyprowadził Teddy'ego z piwnicy.

– Co ty mu zrobiłeś?! – krzyknęła, gdy zostali sami. – Nigdy się tak nie zachowywał.

– Chcę być jego ojcem, a nie ulubieńcem – burknął Dallie.

– Nie możesz tak po prostu wkroczyć w jego życie i odgrywać tatusia! -Choć jego wściekłość ją przerażała, mówiła, co myślała, bez zastanowienia. – Po pierwsze, on cię nie chce. Po drugie, ja ci na to nie pozwolę.

Uśmiechnął się lodowato.

– Francesco, mamy do wyboru: załatwimy to sami albo do roboty wezmą się prawnicy, cholerni krwiopijcy. A w dzisiejszych czasach ojcowie mają wiele praw. Zwłaszcza jeśli matki poświęcają się karierze. Na twoim miejscu nie wracałbym jeszcze na wschód. Musimy to wszystko jakoś ustalić.

– Porwałeś go! – wrzasnęła. – Nie masz prawa!

Odwróciła się na pięcie i ruszyła na górę.

– Francie! – Puściła jego wołanie mimo uszu. – Francie! – Biegł za nią, dogonił, złapał za ramię. – Słuchaj, Francie, ja nie chciałem…

– Nie dotykaj mnie! – Chciała się wyrwać, ale nie puszczał, chciał dokończyć tę rozmowę, chyba ją przeprosić, ale była zbyt zdenerwowana, by to do niej dotarło.

– Puszczaj! – Szarpnęła się.

– Porozmawiamy, choćbym miał cię związać…

Nie dokończył, bo nie wiadomo skąd, zaatakowało go małe tornado.

– Mówiłem ci, żebyś jej nie krzywdził! – wrzasnął Teddy, młócąc małymi piąstkami. – Ty dupku!

– Teddy! – Francesca zwróciła się do synka, bo Dallie ją puścił.

– Nienawidzę cię! – wrzeszczał Teddy.

– Nie zrobię jej krzywdy! – zapewniał Dallie, usuwając się przed jego ciosami. – Teddy! Nic jej nie zrobię!

– Przestań, Teddy! - krzyczała Francesca. Na darmo. Spojrzała na Dal-liego. Byli równie bezradni.

– Nienawidzę cię!

– No nie, to już szczyt wszystkiego – rozległ się przeciągły głos.

– Holly Grace! – Teddy zostawił Dalliego i pobiegł do jedynej osoby w tym zagmatwanym świecie, której nadal ufał bezgranicznie.

– Cześć, Teddy. – Przytuliła go mocno. -Nieźle się spisałeś, skarbie. Dallie jest wielki, ale dałeś mu radę.

– Jak możesz mówić mu coś takiego?

– Doprawdy, Holly Grace!

Holly Grace wodziła wzrokiem od jednego do drugiego, pogłaskała Teddy'ego i pokręciła głową.

– A niech mnie. Co za spotkanie. Gorętszego nie było od randki generała Shermana z Atlantą.

Rozdział 25

Francesca zabrała Teddy'ego z objęć Holly Grace, przycisnęła do siebie i wybiegła. Myślała o jednym: iść na górę, spakować ich rzeczy i już na zawsze wyjechać z Wynette. Kiedy jednak weszła do saloniku przez łukowato sklepione drzwi, znieruchomiała w pół kroku.

Chyba cały świat chciał zobaczyć, jak jej życie rozsypuje się niczym domek z kart. Skeet Cooper zajadał przy oknie ciasto czekoladowe. Panna Sybil usadowiła się na kanapie z Doralee. Sprzątaczka, która pomagała starszej pani w prowadzeniu domu, stanęła w drzwiach wejściowych. A Gerry Jaffe nerwowo przechadzał się po pokoju.

Francesca spojrzała na Holly Grace, ciekawa, jak ta zareaguje na obecność Gerry'ego, ale Holly Grace czule obejmowała Dalliego i na nic nie zwracała uwagi. Jeśli Francesca kiedykolwiek się zastanawiała, wobec kogo Holly Grace będzie lojalna, teraz wszystko stało się jasne.

– Musiałaś wszystkich tu przyciągnąć? – warknęła Francesca.

Holly Grace nawet na nianie spojrzała, ale dostrzegła Gerry'ego i zaklęła szpetnie.

Gerry wyglądał, jakby nie spał od kilku nocy. Podbiegł do Holly Grace.

– Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś i nie powiedziałaś, co tu się dzieje?

– Nie zadzwoniłam! – wrzasnęła Holly Grace. – A niby dlaczego miałabym do ciebie dzwonić? I skąd ty się tu właściwie wziąłeś?

Sprzątaczka przyglądała się zebranym ze źle skrywaną ciekawością. Dallie zaś patrzył na Gerry'ego z mieszaniną ciekawości i wrogości; oto jedyny, oprócz niego, mężczyzna, który zdołał okiełznać narowistą Holly Grace.

Francesca czuła narastającą migrenę.

– Jak to, skąd się tu wziąłem? – żachnął się Gerry. – Zadzwoniłem do Naomi z Waszyngtonu, dowiedziałem się, że Teddy'ego porwano i że wszyscy bardzo się denerwują. A co myślałaś? Że zostanę w Waszyngtonie i będę się zachowywał, jakby nic się nie stało?

Kłótnia między Holly Grace a Gerrym przybierała na sile, gdy nagle zadzwonił telefon. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi, nawet sprzątaczka. Francesca czuła, że się dusi. Myślała tylko o jednym, aby jak najszybciej zabrać stąd Teddy'ego. Telefon ciągle dzwonił. Sprzątaczka wreszcie niechętnie ruszyła do kuchni, żeby go odebrać. Holly Grace i Gerry pogrążyli się w gniewnym milczeniu.

W tym momencie Dallie spojrzał na Doralee.

– A to kto? – zapytał z cieniem zainteresowania.

Skeet pokręcił głową i wzruszył ramionami.

Panna Sybil nerwowo szukała czegoś w koszyku z robótkami ręcznymi. Holly Grace spojrzała z niesmakiem na Francescę. Dallie poszedł wzrokiem za jej spojrzeniem i patrzył na Francescę wyczekująco.

– Ma na imię Doralee – poinformowała sztywno. – Nie miała gdzie spać. Dallie zamyślił się na chwilę, a potem skinął głową dziewczynie.

– Witaj, Doralee.

Holly Grace ciskała błyskawice wzrokiem. Gniewnie wydęła usta.

– Nie mogę! Wy dwoje! Czy nie dość wam kłopotów? Sprzątaczka wysadziła głowę z kuchni.

– Telefon do pani Day.

Francesca puściła jej słowa mimo uszu. Głowa jej pękała, ale uznała, że dosyć się nasłuchała od Holly Grace.

– Holly Grace Beaudine, ani słowa więcej. Skąd się tu wzięłaś? Sytuacja jest wystarczająco trudna, nie musisz jeszcze zjawiać się nie wiadomo skąd i rozpościerać skrzydeł nad Dalliem jak stara kwoka. To dorosły facet! Nie musisz walczyć za niego. I bronić go przede mną.

– Może nie przyjechałam tylko z jego powodu, na to nie wpadłaś, co? – prychnęła Holly Grace. – Może obawiałam się, że żadne z was nie ma tyle oleju w głowie, by uporać się z tą sytuacją.

– Tak, ty akurat nadajesz się do tego doskonale – odparła ze złością Francesca. – Mam już po uszy wysłuchiwania…

– Pani Day, telefon – przypomniała sprzątaczka. – Co mam powiedzieć temu panu? Twierdzi, że jest księciem.

– Mamo! -jęknął Teddy żałośnie. Drapał się po brzuchu, całym w wysypce i łypał gniewnie na Dalliego.

Holly Grace wyciągnęła rękę w stronę Doralee.

– Tu masz najlepszy przykład! Nigdy nie myślisz, tylko…

Doraleezerwała się na równe nogi.

– Nie będę tego słuchać!

– Holly Grace, to nie twoja sprawa – włączył się Gerry.

– Mamo! – rozpłakał się Teddy. – Mamo, swędzi mnie! Chcę do domu!

– Porozmawia pani z tym całym księciem czy nie? – dopytywała się sprzątaczka.

Francesca miała wrażenie, że w jej głowie rozszalał się młot pneumatyczny. Najchętniej nawrzeszczałaby na wszystkich i błagała, żeby zostawili ją w spokoju. Wieloletnia przyjaźń z Holly Grace wali się w gruzy. Doralee zaraz się na kogoś rzuci. Teddy ma łzy w oczach.

– Błagam… – jęknęła, ale nikt jej nie słyszał.

Tylko Dallie.

Podszedł do Skeeta.

– Zajmij się Teddym, dobrze?

Skeet skinął głową i zbliżył się do chłopca. Rozgniewane głosy przybierały na sile. Dallie podszedł do niej i, nieoczekiwanie, przerzucił sobie Francescę przez ramię. Sapnęła głośno.

– Przepraszamy was bardzo – mruknął Dallie. – Musicie trochę poczekać. – I zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować, wyszedł, niosąc ją na ramieniu.

– Mamo! – wrzasnął Teddy.

Skeet nie pozwolił mu za nimi pobiec.

– Nie denerwuj się, smyku. Twoi rodzice zawsze się tak zachowują, kiedy są razem. Zacznij się do tego przyzwyczajać.

Francesca zacisnęła powieki i oparła głowę o chłodną szybę w samochodzie Dalliego. Powinna teraz unieść się słusznym gniewem i nakrzyczeć na niego za zachowanie w stylu jaskiniowca, ale cieszyła się, że zabrał ją od głośnych, zdenerwowanych głosów. Niepokoiła się tylko, że zostawiła Teddy'ego, ale Holly Grace się nim zaopiekuje.

Słuchała piosenki w radiu. Barry Manilow. Dallie już wyciągał rękę, by zmienić stację, ale spojrzał na nią i zmienił zdanie. Przejechali już kilkanaście kilometrów i Francesca zdążyła się trochę uspokoić. Dallie nic nie mówił; zważywszy na ostatnie wydarzenia, jego milczenie było przyjemną odmianą. Zapomniała już, jaki jest spokojny, kiedy nic nie mówi.

Zamknęła oczy i drzemała, póki nie skręcili w wąski podjazd i po chwili samochód zatrzymał się przed dwupiętrowym domkiem, stojącym w czereśniowym sadzie, na wzgórzu. Powyżej domu dumne cedry wznosiły się w niebo. Spojrzała na Dalliego.

– Gdzie jesteśmy?

Przekręcił kluczyk w stacyjce i wysiadł bez słowa. Śledziła go wzrokiem, gdy obszedł samochód dokoła i przytrzymał jej drzwiczki. Oparł się o dach, pochylił lekko i spojrzał na nią. Gdy patrzyła w chłodne, niebieskie oczy, stało się z nią coś dziwnego. Nagle miała wrażenie, że głodowała od dawna, a teraz proponowano jej smakowity deser. Zawstydził ją ten przypływ słabości. Zmarszczyła brwi.

– Ależ ty jesteś ładna – powiedział Dallie miękko.

– Nie ładniejsza od ciebie – syknęła, zdecydowana zdławić w zarodku rodzące się dziwne uczucie. – Gdzie jesteśmy? Czyj to dom?

– Mój.

– Twój? Jesteśmy najwyżej trzydzieści kilometrów do Wynette. Po co ci dwa domy tak blisko siebie?

– Po tym, co się tam działo, chyba nie powinnaś o to pytać. – Odsunął się, żeby mogła wysiąść.

Zamyślona, spojrzała na ganek.