Dallie przechwycił jej wzrok i uśmiechnął się, żeby wiedziała, jak bardzo ją kocha. Mimo powierzchownych różnic pasowali do siebie jak dwie połówki jabłka.
Teddy tulił się do Holly Grace, nie do ojca, ale Francesca wiedziała, że to się wkrótce zmieni. Nie chciała teraz myśleć o problemach. Za tydzień będzie żoną Dalliego…
Prezydent zmierzał do końca:
– Ameryka to kraj wielkich szans, ojczyzna inicjatywy… Powitajmy w naszym gronie tych, którzy…
Francesca robiła programy o rasizmie i biedzie, o niesprawiedliwościach społecznych i prawnych. Znała wszystkie wady tego kraju, a jednak przyznawała prezydentowi rację. Ameryka nie jest krajem idealnym, zbyt często sięga po przemoc, zbyt łatwo ulega chciwości, jednak w najważniejszych chwilach kieruje się sercem.
Prezydent skończył, rozległy się oklaski i na podium wszedł sędzia Sądu Najwyższego. Francesca nie widziała Statuy Wolności, bo miała ją za plecami, ale czuła jej obecność.
Z uśmiechem przypomniała sobie, jak trafiła do Stanów, jak wędrowała zakurzoną drogą w różowej sukni z krynoliną, taszcząc walizkę od Louisa Vuittona… Podniosła prawą dłoń i powtarzała słowa przysięgi za sędzią Sądu Najwyższego. Ślubowała wierność Ameryce, konstytucji, przysięgała, że będzie bronić Stanów nawet z narażeniem własnego życia, że będzie pracować dla dobra kraju.
Pod koniec ceremonii wśród publiczności zaczęto wznosić teksaskie okrzyki. Francesca obserwowała swoich gości ze łzami w oczach. Rozległy się pierwsze dźwięki hymnu amerykańskiego i wszyscy powoli ruszyli w stronę stołów zastawionych smakołykami, które zwykle przygotowuje się na czwartego lipca.
Dallie podbiegł do niej pierwszy, uśmiechnięty od ucha do ucha.
– Ostatnie, czego nam trzeba, to kolejny liberał z prawem głosu, ale i tak się cieszę.
Francesca uściskała go serdecznie. Gdzieś w oddali helikopter wzbił się w powietrze, hucząc głośno. Prezydent i inni dygnitarze odlecieli. Wszyscy pozostali odprężyli się wreszcie. Chętni mogli zwiedzić Statuę Wolności.
– Jestem z ciebie dumny, mamo – oznajmił Teddy.
– Wyglądałaś prawie tak ładnie, j ak koreański dyktator mody – orzekła Holly Grace. – Widziałaś, że miał różowe skarpetki z brylantowymi motylkami?
Francesca doceniała jej próby rozbawienia wszystkich, zwłaszcza że wiedziała, że Holly Grace zmusza się do uśmiechu. Od pewnego czasu nie była sobą.
Uśmiechała się do kamer, rozmawiała z innymi. Jej podopieczne gawędziły z Dalliem. Wszystkie stacje telewizyjne chciały usłyszeć od niej kilka słów. Kiedy skończyła, podszedł do niej Dallie.
– Widziałaś Teddy'ego? Rozejrzała się.
– Nie.
Spojrzała na Holly Grace.
– Aty?
– Też nie.
Dallie się zaniepokoił, ale Francesca uspokoiła jego obawy.
– Jesteśmy na wyspie, nie mógł się zgubić na długo. Nie przekonała go.
– Francie, to twój syn. Na pewno wpakował się w kłopoty.
– Poszukajmy go.
Szczerze mówiąc, zaproponowała to, bo chciała być z nim sama, a nie z troski o syna.
Odstawiając kubek, zobaczyła, że Naomi Perlman nerwowo spogląda w niebo i szepce coś do męża. Francesca poszła w ślad za jej wzrokiem i zobaczyła malutki samolocik. Po chwili oderwała się od niego drobinka – spadochroniarz! Wkrótce już wszyscy patrzyli, jak powoli opada na wyspę.
Nagle rozwinął się transparent. Niestety, czarne litery nie od razu były widoczne, bo wiatr szarpał białą tkaniną. Po chwili jednak wszyscy mogli przeczytać, co było na nim napisane.
Francesca poczuła, jak ostre paznokcie wbijają się w rękaw jej żakietu.
– O Boże – szepnęła Holly Grace.
Oczy wszystkich gapiów i obiektywy kamer były skierowane w stronę wielkiego napisu:
Wyjdź za mnie Holly Grace
W białym skafandrze spadochroniarza ukrywał się Gerry Jaffe.
– Zabiję go! – Głos Holly Grace ociekał jadem. – Tego już za wiele. – W tym momencie wiatr odwrócił transparent i zobaczyli, co jest z drugiej strony.
Hantle.
Spadochroniarz opadał coraz niżej. Holly Grace nerwowo wbijała palce w dłoń Franceski.
– Utonie! – krzyknęła nagle. – Ten idiota się utopi! – Puściła Francescę i pobiegła na nabrzeże.
– Ty idioto, ty durny komunisto…
Dallie objął Francescę ramieniem.
– Czy możesz mi wyjaśnić, czemu na tym idiotycznym transparencie jest psia kość?
– To nie psia kość, to hantle. – Wstrzymała oddech. Gerry wylądował -na ziemi, pięćdziesiąt metrów dalej.
– Holly Grace rozerwie go na strzępy. – Dallie wyraźnie świetnie się bawił. – Ale się wściekła.
Wściekła to za mało powiedziane. Holly Grace płonęła żądzą mordu. Gerry wyplątywał się ze spadochronu, a ona obrzucała go stekiem najgorszych przekleństw.
W końcu wyzwolił się ze sznurów.
– Nigdy ci nie wybaczę! – wrzasnęła i uderzyła go w ramię ku radości kamerzystów. – Za krótko skaczesz, żeby robić takie akrobacje. Mogłeś się zabić! Szkoda, że tego nie zrobiłeś!
Ściągnął kask i ciemne włosy rozsypały się jak czupryna mrocznego anioła.
– Chciałem z tobą porozmawiać, ale nie dałaś mi szansy. Poza tym myślałem, że ci się spodoba.
– Spodoba?! – Nie posiadała się z oburzenia. – W życiu nikt mnie tak nie poniżył! Zrobiłeś ze mnie pośmiewisko. Nie masz za grosz zdrowego rozsądku. Za grosz!
Wiedział, że ma coraz mniej czasu. Złamał prawo i lada moment go aresztują.
– Zadeklarowałem na oczach wszystkich, co do ciebie czuję, czego jeszcze chcesz?
– Zrobiłeś z siebie idiotę. Skaczesz ze spadochronem, mało brakowało, a utonąłbyś… I po co ta psia kość na transparencie? Co to miało oznaczać?
– Psia kość? – Teraz on się zdenerwował. – Czy ty oślepłaś, Holly Grace? To nie jest psia kość. Jezus Maria, dla ciebie zdobyłem się na największe poświęcenie, a ty niczego nie zrozumiałaś.
– Jak to?
– To jest grzechotka! Dopadli go strażnicy.
– Grzechotka? – powtórzyła ze zdziwieniem, miękko. – Grzechotka? Trzeci strażnik odepchnął ją na bok. Uznał, że Gerry nie będzie sprawiał kłopotów, i skuł mu ręce z przodu.
– Wyjdź za mnie, Holly Grace. – Gerry zignorował fakt, że czytano mu jego prawa. – Wyjdź za mnie. Urodzisz mi dzieci… cały tuzin… Nie odchodź, proszę.
– Och, Gerry… – W jej oczach malowała się cała miłość, jaką do niego czuła. Strażnicy nie chcieli wyjść na bezdusznych drani, pozwolili więc, by Gerryy objął ją skutymi rękami i pocałował z takim zapałem, że zapomniał o kamerach.
Na szczęście jego wspólnik nie tak łatwo ulegał kobiecym wdziękom.
Wysoko nad nimi otworzyło się małe okienko w koronie Statuy Wolności, dziecięca rączka wysunęła się na chwilę i wyrzuciła inny transparent, ze specjalnej tkaniny, lekkiej i tak cienkiej, że dawała się zwinąć w malutki pakiecik. A teraz rozwinęła się i dumnie prezentowała całemu światu, gapiom i kamerom, swoje przesłanie: Stop zbrojeniom!
Pierwsza zobaczyła to Francesca, potem Dallie. Gerry niechętnie puścił Holly Grace i uśmiechnął się na ten widok, a potem podniósł skute ręce i zawołał:
– Brawo, Teddy!
– Teddy!
Francesca i Dallie wymienili spojrzenia i puścili się biegiem do Statuy. Holly Grace pokręciła głową, zastanawiając się, czy śmiać się, czy płakać. Wiedziała jedynie, że czeka ją ciekawe życie.
– Nie mogłem stracić takiej okazji – zaczął. – Tyle kamer…
– Cicho, Gerry, powiedz, jak mam cię wyciągnąć z więzienia. – Czuła, że będzie to wiedza przydatna w najbliższych latach.
– Kocham cię – powiedział.
– Kocham cię – odparła.
Epilog
Dallie i Francesca zaparkowali na skraju starej, nieużywanej drogi w zapomnianym od lat zakątku na obrzeżach Wynette. Francesca wtuliła się w Dalliego z rozmarzeniem.
– Nie do wiary, że Holly Grace przyszła do Roustabout w sukience ciążowej – zachichotała. – Jest dopiero w trzecim miesiącu! A biedny Gerry nie umiał się odnaleźć w teksaskiej spelunie. Pił białe wino i opowiadał Skeetowi o zaletach naturalnego porodu.
– Hm. – Dallie niechętnie oderwał się od jej szyi, i sięgnął pod białą obcisłą bluzeczkę. – Francie, dlaczego uparłaś się, żebyśmy przyjechali tutaj? Mamy w Wynette bardzo wygodne łóżko i jeszcze drugie w domku w lesie…
– Pierwsze za ciasne, drugie za daleko.
Roześmiał się. Nie dalej jak tego ranka Teddy wgramolił się między nich z pytaniem, kim ma zostać, gdy dorośnie: naukowcem czy policjantem?
– Małżeństwa nie kochają się w samochodzie. – Dallie pochylił się nad nią.
– Małżeństwa nie miewają spotkań miłośników Wynette w salonie i nastoletnich uciekinierek w pokoju gościnnym – odparła.
– Racja. – Posadził ją sobie na kolanach, przesunął dłoniąpo udach i podskoczył z wrażenia.
– Francie Day Beaudine, nie masz majtek!
– Nie mam? – szepnęła ochryple. – Coś takiego.
Całował ją i pieścił, a potem wziął na ręce i zaniósł na maskę samochodu. Zanim ją tam ułożył, rozpostarł jedwabną różową chustę, którą zawsze woziła ze sobą – właśnie na takie okazje.
Kochali się, najpierw szorstko, namiętnie, potem czule i powoli, a później patrzyli sobie w oczy. Czy naprawdę dawniej były między nimi jakieś bariery?
Kiedy wracali do Wynette, Dallie rozmyślał, jak dobrze zrobił, żeniąc się z nią. Akurat wtedy Niedźwiedź pojawił się znowu, choć ostatnio odzywał się coraz rzadziej, zwłaszcza odkąd Dallie zaczął wygrywać na największych turniejach.
Chyba straciłeś głowę dla tej kobiety.
Tak jest. Dallie musnął jej włosy ustami.
A Niedźwiedź zachichotał. Dobra robota, Beaudine.
Na drugim końcu Wynette Skeet i Teddy siedzieli w cieniu morw na polu golfowym. Teddy kończył colę, patrzył na zieleń murawy i myślał. Miał na sobie ukochane spodnie moro, koszulkę z logo Uniwersytetu Teksaskiego ze znaczkiem: Stop zbrojeniom przypiętym do piersi.
To lato w Wynette okazało się najcudowniejszym czasem w jego życiu. Miał tu rower, zbudował z tatą superbaterię słoneczną za domem… Ale tęsknił trochę za przyjaciółmi z Nowego Jorku i cieszył się, że niedługo do nich wróci. Panna Pearson dała mu piątkę, co prawda nie za projekt akcji antyzbrojeniowej, za którą wszyscy na niego nakrzyczeli, ale za raport o losach jego mamy od chwili przyjazdu do Stanów. A w nowym roku szkolnym jego wychowawczynią będzie najfajniejsza nauczycielka w szkole. No i w Nowym Jorku jest mnóstwo muzeów, które chciał pokazać tacie.
– Gotowy? – Skeet wstał z ławki.
– Chyba tak. – Teddy dopił resztkę coli i wyrzucił puszką do śmietnika. -Nie rozumiem, czemu trzymamy to w tajemnicy – burknął. – Gdybyśmy powiedzieli, co robimy, przychodzilibyśmy tu częściej.
– Nie twoja sprawa. – Skeet poprawił czapeczkę i spojrzał na murawę. -Powiemy tacie, kiedy ja uznam, że już czas, nie wcześniej.
Teddy uwielbiał przyjeżdżać ze Skeetem na pole golfowe. Wyjął kij z torby, wytarł dłonie o spodnie, ustawił piłeczkę, zgiął kolana, wziął zamach… uderzył. Zapatrzył się w dal. Pewnie dlatego, że pochodzi z miasta, przepadał za polem golfowym. Wdychał czyste powietrze.
– Jak było? – Wytężył wzrok.
– Sto sześćdziesiąt metrów, tak na moje oko. – Skeet zachichotał. – W życiu nie widziałem, żeby dzieciak tak strzelał.
Teddy się zdenerwował.
– To nic takiego, Skeet. Golf to pestka. Gorzej jest trafić w piłeczkę bejsbolową czy grać w futbol. Ale w golfa? Każdy to potrafi.
Skeet nie odpowiadał. Niósł jego kije i tak się śmiał, że nie mógł mówić.
Podziękowania
Na szczególne podziękowania zasłużyły następujące osoby i organizacje;
Bill Phillips, który świetnie gra w golfa i nie pozwalał mi popełniać błędów. Kocham cię; Steve Axelrod – najlepszy na świecie; Claire Zioń – dobry redaktor to konieczność, redaktor z poczuciem humoru to błogosławieństwo; Professional Golfers ' Association (Stowarzyszenie Zawodowych Golfistów) – za cierpliwe odpowiedzi na moje pytania; Ellis Island Foundation (Fundacja Ellis Island) – za podtrzymywanie płomienia; Zarząd i personel WBR W, Bridgewater, New Jersey – mała stacja radiowa z wielkim sercem.
Dr Lois Lee i Dzieci Ciemności – niech wam Bóg błogosławi; Charlotte Smith, dr Robert Pallay, Glen Winger, Steve Adams; Rita Hallbright i Kenya Safari Company; Linda Barlow – za lata przyjaźni i pomocne uwagi; Ty Phillips i Zachary Phillips -którzy wnoszą światło w moje życie; Lydia Kihm – moja ulubiona siostra.
Susan Elizabeth Phillips
Susan Elizabeth Phillips
"Wymyślne zachcianki" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wymyślne zachcianki". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wymyślne zachcianki" друзьям в соцсетях.