I nagle Gordon zrozumiał, co się z nim dzieje. Pochylił nisko głowę, by nikt nie mógł zobaczyć jego twarzy.
A więc o tym mówiła Sharon. Tak właśnie wygląda miłość, której nigdy przedtem nie rozumiał i jeszcze nigdy nie zaznał.
Sharon, najmilsza! Jak wielką wyrządziłem ci krzywdę, jak wielką krzywdę wyrządziłem nam obojgu! Mądry pastor Warden miał słuszność: inny mężczyzna być może odzyskałby serce Sharon, ale nie ja! Ona nigdy nie zdoła zapomnieć pogardy, jaką jej okazałem, i nigdy nie przestanie się mnie bać.
W końcu udało mu się wrócić do rzeczywistości.
– To co, wracamy? – spytał. – Czy któryś z was mógłby pomóc Sharon? Ja muszę zabrać narzędzia.
Nie było to do końca prawdą. Gordon po prostu nie chciał, by ktoś zauważył, iż Sharon nie może znieść dotyku własnego męża.
Gdy dotarli do osady na dworze było jeszcze jasno. Gordon poprosił Sharon, by poszła do łóżka, ale odmówiła. Bardzo chciała zostać w biurze.
– Wiem, że nie przydam się wam na wiele – rzekła. – Ale wolę wszystko od rozmyślania nad przykrymi sprawami.
I tak się stało. Peter i Sharon pracowali przez resztę popołudnia w biurze, Gordon natomiast poszedł do kopalni. Dzień dłużył się wszystkim trojgu niemiłosiernie, dokuczał im silny ból głowy i z trudem koncentrowali się na pracy. Nawet Gordon pojawił się w domu wcześniej niż zwykle. Podszedł do biurka Sharon, mówiąc:
– Miałaś rację. Właśnie po raz drugi zważyliśmy wydobytą dzisiaj rudę. Brakowało około jednej setnej najwartościowszego chalkopirytu, w którym często spotyka się pewne ilości złota.
– Co ty mówisz? – krzyknął zdumiony Peter, podrywając się na równe nogi. – To znaczy, że skradziona ruda znajduje się jednak na dole?
– Na to wygląda. W każdym razie tam była. Dziś wieczór musimy jeszcze raz przeszukać cały teren kopalni. Chociaż nie udało się nam wyjaśnić tajemnicy zamku, może przynajmniej znajdziemy rozwiązanie drugiej tajemnicy. Sharon, zrobiłabyś nam coś do zjedzenia?
– Teraz? To zajmie mi trochę czasu. Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie.
– Daj spokój, Gordon, niech Sharon dziś odpocznie – rzekł Peter. – Pójdziemy razem do świetlicy i tam coś zjemy.
Tym razem w jadalni było dość przyjemnie. Gordon podsunął Sharon krzesło, w ogóle obaj panowie prześcigali się, by jej usługiwać.
Sharon obserwowała Gordona z rosnącym zdumieniem. Trudno było nie zauważyć, że się zmienił. Odnosiła wrażenie, że chce jej coś powiedzieć, lecz powstrzymuje go obecność Petera. Przeważnie jednak patrzył nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń. Wydawał się jakiś smutny.
Sharon drgnęła, słysząc, że ktoś do niej mówi:
– Pani Saint John…
Początkowo nie zorientowała się, że kelnerka zwraca się do niej. Po raz pierwszy ktoś użył jej nowego nazwiska. Poczuła ogromne wzruszenie. Uniosła głowę i spojrzała na zawstydzoną dziewczyną, która, oblewając się rumieńcem, powiedziała:
– Chciałam przekazać, jak bardzo wszystkie jesteśmy szczęśliwe, że została pani uniewinniona.
– Serdecznie dziękuję – uśmiechnęła się Sharon.
– Wielu mieszkańców wyspy także jest z tego powodu uradowanych – ciągnęła dziewczyna. – Tylko że teraz się wstydzą, bo jeszcze tak niedawno sami panią prześladowali.
– Jestem naprawdę rada, że tak myślicie. A poza tym mów mi po prostu Sharon.
– Tak nie można. Jest pani przecież żoną dyrektora kopalni! – zdumiała się dziewczyna.
– To prawda – przyznała Sharon. – Jakoś o tym nie pomyślałam. W każdym razie dziękuję za wasze dobre słowa. Proszę, pozdrów wszystkich ode mnie.
– Dlaczego dzisiaj tu tak pusto? – spytał Peter kelnerkę.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła.
– Ludzie boją się opuszczać domy. Ale jesteśmy państwu ogromnie wdzięczni, że jutro wreszcie uwolnicie nas od złego demona! – zawołała spontanicznie.
Wszyscy troje spuścili oczy. Żadne z nich nie odważyło się powiedzieć tej miłej dziewczynie, że już byli na zamku, że musieli się poddać i naprawdę nie wiedzą, jak uwolnić mieszkańców od koszmaru.
Gdy kelnerka odeszła, Gordon ze zdumieniem popatrzył na rozradowaną twarz żony.
– To niesamowite! – wykrzyknęła. – Oni mnie naprawdę lubią!
Ciepłe spojrzenie Gordona sprawiło, że serce Sharon zaczęło szybciej bić.
Kończyli już obiad, gdy Gordon z troską w głosie zapytał:
– Sharon, a co my zrobimy z tobą? Wygląda na to, że zły demon ma na ciebie oko. Może lepiej posiedziałabyś u kogoś?
– Nie chcę do nikogo iść. Pozwól mi zostać przy tobie – poprosiła.
Odetchnął z ulgą i wyciągnął rękę, by położyć ją na dłoni Sharon, lecz w ostatniej chwili zrezygnował. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Bardzo mnie to cieszy. No, a co ty o tym sądzisz, Peter?
– Hm. Skoro Sharon nie ma nic przeciwko kolejnej wyprawie, tym razem pod ziemię, niech idzie z nami.
Także Peter ostatnio się zmienił. W największym stopniu przyczyniło się do tego zniknięcie Lindy. Sharon uważała go teraz za swojego przyjaciela; zamiast niedomówień i podejrzeń, zapanowały wreszcie między nimi zrozumienie i szacunek. Ogromnie to Sharon cieszyło.
Wstali od stołu. Peter odszedł na chwilę, by porozmawiać z jednym z górników. Gordon, korzystając z tego, że jest z żoną sam, powiedział:
– Kochanie, tak niewiele ofiarowałem ci dotychczas. Może masz jakieś szczególne życzenie, które mógłbym spełnić? Czego sobie życzysz? Dam ci nawet gwiazdkę z nieba.
Jej twarz od razu posmutniała.
– Tego, czego pragnę najgoręcej, nie jesteś mi w stanie dać. Zresztą i tak nie mogłabym tego przyjąć.
Powoli zbliżał się do nich Peter. Gordon popatrzył na Sharon pytająco.
– Chodzi ci o miłość? Sharon, ja…
– Nie – przerwała mu w pół słowa, wciąż smutna. – Nie to miałam na myśli.
– No to jak? Idziemy? – zapytał Peter, biorąc Sharon pod rękę.
Gordon popatrzył za nimi, niczego nie rozumiejąc. O czym ona mówiła?
I poszli, by rozwikłać drugą zagadkę Wyspy Nieszczęść: kradzieże rudy miedzi.
Silny głos Gordona odbijał się dźwięcznym echem o ściany korytarza.
– Rozdzielimy się na dwie grupy. Peter, weź Andy’ego i jeszcze dwóch innych, ja i Sharon też weźmiemy dwóch. Percy będzie czuwać przy windzie. Jeśli zajdzie taka potrzeba, użyjcie broni.
Gordon wybrał do udziału w ekspedycji tylko tych górników, których uczciwości był całkowicie pewien. Poszedł z nim także pastor. Doktor Adams również miał ochotę im towarzyszyć, lecz obowiązki zatrzymały go przy pacjentach. Percy, dumny z powierzonego mu zadania, stał koło windy, ściskając swoją strzelbę. Drugą windę dla pewności unieruchomiono.
Rozeszli się w różne strony. Sharon podążała za Gordonem, trzymali się głównych, największych chodników. Co jakiś czas górnicy wpełzali do odchodzących od chodnika mniejszych korytarzy, by sprawdzić, czy nie złożono tam skradzionej rudy.
Sharon nie mogła pojąć, w jaki sposób Gordon tak doskonale się orientuje, w którym miejscu w danej chwili się znajdują. Kopalnia wydawała się dziewczynie przeogromna.
Z trudem nadążała za szybko idącym Gordonem; zdarzało się, że niekiedy musiała podbiegać. Za nimi posuwali się pastor i dwaj górnicy. Kiedy znowu pojawili się w umówionym miejscu przy windzie, grupa Petera już na nich czekała.
– I co? Znaleźliście coś? – spytał Gordon.
– Ani śladu rudy.
Gordon zmarszczył w skupieniu czoło.
– Czy mogę coś zaproponować? – spytała nieśmiało Sharon. Gdy wszyscy zwrócili się w jej kierunku, zarumieniła się ze wstydu.
– Ja…ja… – zaczęła.
– No, co chcesz powiedzieć? – starał się dodać jej odwagi Gordon.
– Mam pewną teorię, choć możliwe, że okaże się ona błędna. Winda rezerwowa położona jest po drugiej stronie, na wysokości lasu. Niedaleko od niej znajduje się też wejście do zamkniętego chodnika, gdzie przed laty nastąpiło tąpnięcie…
– Owszem, ale wiele razy sprawdzaliśmy ten chodnik. Nic tam nie znaleźliśmy. Jedyne, co nas zdziwiło, to stary, zapomniany wózek na węgiel. Sam chodnik jest bardzo krótki i nie widzieliśmy sensu, by go dalej drążyć. Nie znaleźliśmy tam znaczących ilości chalkopirytu.
– Czy chodnik kończy się tam, gdzie nastąpiło zawalenie?
– Tak.
Sharon nie poddawała się:
– Czy nie można założyć, że mimo to ukryli rudę pod zwalonymi kamieniami?
Mężczyźni milczeli, na ich twarzach malował się sceptycyzm. Sharon spuściła głowę i nerwowo wierciła w ziemi czubkiem buta.
– Przecież możemy to sprawdzić – rzekł w końcu Andy.
– No dobrze. Nie zaszkodzi nam spenetrowanie jeszcze jednego korytarza.
Percy znów został na posterunku przy windzie, reszta ruszyła w kierunku nie eksploatowanego chodnika. Sharon odnosiła wrażenie, że nikt specjalnie nie wierzy w jej teorię, ją samą zresztą też ogarniała coraz większa niepewność.
Gordon jako pierwszy przecisnął się pod skrzyżowanymi belkami. Górnicy rozświetlili chodnik swoimi pochodniami. Był niewielki i ponury, kończył się po około dwudziestu metrach nierówną ścianą. Zatrzymali się przy zawalisku.
– To tylko pojedyncze kamienie. Nic tu się nie znajdzie, a tym bardziej nic nie można tu schować. Poza tym nie wyobrażam sobie, że złodzieje mogliby stąd wydostać rudę na górę, nawet gdyby udało im się ukryć kilka kilogramów. Nasza winda jest do tego za mała. Zresztą tylko ja, Gordon i Percy potrafimy ją uruchomić.
– Niestety, dzisiaj nie będzie nam dane rozwiązać tej zagadki. Co robimy? Wracamy na górę?
– Poddać się po raz drugi w ciągu jednego dnia? – obruszył się Andy. – A gdzie wasza wola zwycięstwa?
Podszedł do zawaliska i powoli, ostrożnie zaczął odsuwać skalne odłamki. Gordon, obawiając się kolejnego tąpnięcia, ostrzegał Andy’ego, że to niebezpieczne.
– Proszę, proszę! – zawołał nagle Andy. – Dajcie mi tu zaraz światło i chodźcie wszyscy! Coś znalazłem!
– Jakieś ślady rudy? – zapytał zaciekawiony Peter.
– Nie. Coś dużo ciekawszego. Ruszcie się, do diabła, z tą lampą!
Górnicy oświetlili miejsce, które odsłonił Andy, i skupili się wokół, tworząc ciasny krąg. Andy stał teraz wyżej od pozostałych, na stosie skalnych odłamków. Gdy podniósł jeden z największych kamieni, okazało się, że przykrywał on spory otwór.
– Wielkie nieba! Patrzcie! – zawołał oszołomiony odkryciem Peter.
Gdy zajrzeli w głąb otworu, ich oczom ukazał się przestronny i prawdopodobnie bardzo długi korytarz.
– Coś podobnego! Nigdy przedtem… – Gordon aż zaniemówił z wrażenia. – Skąd wziął się tu taki szeroki korytarz? Czy nikt z was nie słyszał o nim wcześniej?
– Nie – odparł jeden ze starszych górników. – W tym miejscu nigdy rudy nie wydobywano, po prostu nigdy jej tu nie znaleziono.
– Musimy go spenetrować – oświadczył zdecydowanym głosem Peter.
– No dobrze, ale jak, skoro wejście jest takie wąskie? Bałbym się odgarniać więcej kamieni, bo wszystko może się na nas zawalić.
– Może udałoby mi się podnieść jeszcze jeden – powiedział Andy, unosząc bardzo ostrożnie mniejszy odłamek skały.
– No, teraz dużo lepiej – pochwalił pastor. – Ale nie przypuszczam, żeby któryś z nas mógł się przez tę szczelinę przecisnąć. Chyba że Sharon…
– Co to, to nie! – krzyknął oburzony Gordon. – Nie pozwalam! Przecież wszystko może na nią runąć. Zabraniam kategorycznie.
Twarz Gordona aż pobladła ze zdenerwowania.
– A od kiedy tak bardzo się o nią boisz? – zapytał uszczypliwie Warden.
– Czy ty pozwoliłbyś swojej żonie włazić do takiej dziury? – Gordon był wyraźnie urażony.
– Nie – odparł zwlekając nieco pastor. – Ale moje uczucia dla Margareth to chyba nie to samo, co twoje dla Sharon?
– Nie? – krzyknął dotknięty do żywego Gordon. – Czy ty, człowieku, nie rozumiesz, że ja ją kocham?
Sharon oniemiała z wrażenia. Przyłożyła dłonie do rozpalonych policzków i w duchu się modliła, by te słowa okazały się prawdziwe. Już kiedyś jej się wydawało, że Gordon darzy ją uczuciem, ale wtedy ogromnie się pomyliła. Podobnego rozczarowania nie byłaby w stanie przeżyć po raz drugi.
Pozostali nie bardzo wiedzieli, jak się mają zachować. Nieczęsto widzieli Gordona wyprowadzonego z równowagi. I jakim tonem ośmielił się mówić do pastora?
Sharon opanowała się pierwsza. Spytała:
– Czy to rzeczywiście aż tak niebezpieczne? Ja tylko tam zajrzę. Gdybyście potrzymali mnie za nogi, sprawdzę, czy ktoś nie ukrył tam rudy. Poza tym może udałoby się podeprzeć sufit kilkoma belkami?
– Zabraniam ci! – krzyknął znowu Gordon. – Czy ty nie pojmujesz, że nie chcę cię utracić?
– Gordonie, przecież najważniejsze dla ciebie jest odnalezienie sprawców kradzieży?
– Najważniejsza jesteś dla mnie ty.
– Ten chodnik nie sprawia wrażenia zagrożonego. Pozwól mi tam choć zajrzeć.
Po długich naleganiach Gordon ustąpił, lecz kiedy Sharon przeciskała się przez szczelinę, był wyraźnie zdenerwowany.
"Wyspa Nieszczęść" отзывы
Отзывы читателей о книге "Wyspa Nieszczęść". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Wyspa Nieszczęść" друзьям в соцсетях.