Maren zarumieniła się. Czy to możliwe, żeby Kyle traktował ten związek tak lekko, ponieważ bał się, że zostanie źle przyjęty? Tak, takie wyjaśnienie wchodziło w grę. Nie znali się przecież… Musieli w jakiś sposób poradzić sobie z rolami narzuconymi Im przez okoliczności…
– Mirage?
Kyle skinął głową.
Usiedli i zaczęli przygotowywać papiery. Maren szukała wolnego miejsca. Nie znalazła go, więc umieściła dokumenty na czarnej teczce, którą położyła na kolanach.
– To wszystko nie jest jeszcze zbyt precyzyjne – ostrzegła podając mu pierwszy plik. – Tak jak chciałeś, we wszystkich filmach będzie występował ten sam bohater. Umieściłam go jednak w różnych czasach. „Wczorajsza miłość” zaczyna się od lat trzydziestych i wielkiego kryzysu. Potem przenosimy się w czasy wojny, potem znowu dalej. Całość kończy się w świecie przyszłości.
Kyle zmarszczył brwi. Zaczął przeglądać pierwszy scenariusz. Nic jednak nie mówił. Maren ciągnęła więc swój monolog:
– Mam nadzieję, że to zaakceptujesz. Wynajęłam już tancerki oraz kilku aktorów do pierwszych trzech piosenek. Poza tym zaczął pracę mój scenograf. Mam tylko problemy z główną bohaterką. Złamała nogę na wrotkach…
Kyle uśmiechnął się mimo woli.
– Znalazłaś kogoś na jej miejsce, czy będzie grać ze złamaną?
Maren wzruszyła ramionami.
– Mam taką jedną…
W pokoju znowu zapanowała cisza. Kyle przeglądał szkice. Maren nie mogła nic wyczytać z jego twarzy.
– I co? – nie wytrzymała w końcu.
– Jeśli o mnie chodzi, wszystko w porządku.
– Tylko tyle masz do powiedzenia? Siedziałam nad tym dwa tygodnie…
Była wyraźnie rozczarowana. Kyle spojrzał jej twardo w oczy.
– A co mam ci powiedzieć? Spodziewam się, że zrobiłaś to znakomicie. Muszę się Jednak przyznać, że po raz pierwszy widzę scenariusz. Zwykle zajmuje się tym ktoś inny… Wolałbym zobaczyć cały film z muzyką. Dopiero wtedy naprawdę będę go mógł ocenić – urwał widząc nieszczęśliwą minę Maren.
Przez chwilę w pokoju panowała niezręczna cisza. Słychać było jedynie cichy szum wentylatora.
– Właśnie dlatego muszę mieć Festival Productions – dodał po chwili milczenia.
Maren nie drgnęła. Wciąż miała skwaszoną, nieszczęśliwą minę.
– Jesteś artystką. Jeśli mówisz, że film będzie dobry, to oczywiście ci wierzę… – próbował ją pocieszyć.
– J. D. Price był zachwycony. Inni też.
– Czy przewidujesz jakieś trudności?
Maren potrząsnęła głową. W świetle zachodzącego słońca jej włosy zabłysły jak pochodnia.
– Raczej nie. Chyba że… zastrajkują aktorzy.
– Pamiętaj jeszcze o dziewczynie…
– Właśnie. Myślałam o Jane Krypton.
Kyle uniósł wysoko brwi.
– To początkująca aktorka, ale chciałabym dać jej szansę… Poza tym na pewno nie będzie z nią kłopotów – Maren uśmiechnęła się przebiegle.
Kyle spojrzał na nią z podziwem.
– Jak widzę, pomyślałaś o wszystkim.
– Staram się.
– Czy możemy już pogadać o terminach?
Maren czekała na to pytanie.
– Oczywiście. W tej chwili pracujemy w zawrotnym tempie. Moglibyśmy nawet nakręcić teledysk dla Joeya, gdybyś był łaskaw podpisać umowę.
Kyle zawahał się. Ryan Woods twierdził, że pojawiły się nielegalne filmy z piosenką Mitzi. Czy może teraz ryzykować? Zwłaszcza że losy piosenek Mirage również nie były pewne.
– Czy nie powinnaś się najpierw zająć „Wczorajszą miłością”?
Maren poruszyła się niespokojnie. Coś wisiało w powietrzu. Nie wiedziała jednak co.
– Poradzę sobie – szepnęła cicho.
– Nie ma powodów, żeby się spieszyć. Zaczekajmy na pierwszy film dla Mirage.
Czuła, że Kyle nie mówi prawdy. Zbywał ją. Być może Joey Righteous miał być kartą przetargową w negocjacjach dotyczących sprzedaży Festival Productions.
– Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz – powiedziała kładąc umowę na brzegu biurka.
– Na przykład?
Wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia. Jednak normalnie pracowało nam się zupełnie inaczej.
Kyle uśmiechnął się.
– Pewnie masz rację. Jednak teraz wiele się zmieni.
– Czyżbyś zaczął stosować metodę kija i marchewki? – powiedziała przez zęby. – Joey to marchewka, a gdzie kij?
Wyciągnął rękę chcąc ją uspokoić.
– Nie, to nieprawda. Zaufaj mi.
– To dlaczego ty mi nie ufasz?
– Mylisz się.
– Musisz to udowodnić – wskazała umowę.
Ręce jej się trzęsły, oczy pociemniały z gniewu. Miała już dość tej rozmowy.
– Nie muszę ci nic udowadniać, Maren – szepnął patrząc jej w oczy. – Znasz mnie. Wiesz, że jestem uczciwy.
– Czy to znaczy, że ja nie jestem?
Zmieszał się.
– Ja tego nie powiedziałem. Chciałbym jednak znać wszystkie problemy Festival Productions.
Maren zmarszczyła brwi.
– O co ci, u diabła, chodzi? Jeśli masz mi coś do zarzucenia, wyduś to w końcu!
Pomyślał o nagraniu Mitzi Danner i podejrzeniach Woodsa. Ani jedno, ani drugie nie stanowiło żadnego dowodu. Musiałby jeszcze powiązać całą sprawę z Maren…
– Mówiłem teoretycznie.
– To teraz pomyśl praktycznie! – obruszyła się. – Joey liczy na mnie. Obiecałam mu, że załatwię tę sprawę.
Podsunęła mu umowę przed nos.
– A jeśli nie podpiszę?
Maren westchnęła i usiadła wygodnie na krześle. Teczkę z dokumentami położyła na podłodze. Cała złość nagle ją opuściła.
– Joey prosił, żebym zadzwoniła, jeśli będę miała jakieś problemy.
Kyle skrzywił się.
– To szantaż.
– Wybór należy do ciebie.
– Czy naprawdę chcesz napuścić na mnie Joeya? – spytał z niedowierzaniem.
– Wybór należy do ciebie.
Kyle uśmiechnął się cynicznie.
– Jutro wyjeżdżam do La Jolla. Na pewno mnie tam nie znajdzie.
Maren poczuła, że nie ma siły na dalszą dyskusję. Wszystko wskazywało na to, że wyczerpali temat. Kyle z jakichś powodów nie chciał podpisać umowy. Musiała się z tym pogodzić.
– Już po piątej – zauważył oddając jej umowę. – Przejdźmy teraz do ważniejszych spraw.
Wstał, kiedy schyliła się po teczkę. Chciała odszukać kopię umowy, ponieważ oryginał znajdował się Jeszcze u Elise.
Kiedy się wyprostowała, poczuła na ramionach jego ciepłe dłonie. Potem schylił się i pocałował jej szyję.
– Nie to miałem na myśli – szepnął wskazując papiery. – Masz Jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
– Nie. Miałam nadzieję, że się mną zaopiekujesz…
Kyle uśmiechnął się tajemniczo.
– Wobec tego chodźmy na górę.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Nie pytaj o nic. Sama zobaczysz…
Kiedy znaleźli się w windzie, wyjaśnił, że ma na ostatnim piętrze kawalerkę, z której korzysta, gdy zatrzymuje się w Los Angeles. Po paru minutach znaleźli się na miejscu. Maren rozejrzała się po nowocześnie urządzonym mieszkaniu.
– To ma być kawalerka?
Na ścianach wisiały obrazy znanych artystów. Całość przedstawiała się imponująco.
– Coś w tym rodzaju – wyjaśnił. – Czy masz ochotę na kolację?
Spojrzała mu w oczy.
– Tak, zjadłabym coś. Myślę, że zacznę od… ciebie.
Kyle nie mógł ukryć zdziwienia. Zbliżył się do niej i objął mocno. Przez chwilę całowali się namiętnie.
– Powiedz, że mnie pragnęłaś – szepnął. – Że nie mogłaś spać… tak jak ja.
– Och, Kyle.
Znowu się pocałowali. Maren czuła, że tym razem nie będzie się mogła od niego oderwać. Nie obchodziło ją, że Kyle nie ufa Festival Productions. Wszystkie problemy związane z firmą zostały gdzieś za progiem. Teraz chciała myśleć tylko o nim.
Zanurzyła dłoń w jego włosach. Kyle westchnął. Wciąż trzymał ją mocno w objęciach. Słyszała szum oceanu. Czy to złudzenie? Nie chciała się w tej chwili nad tym zastanawiać…
Wziął ją na ręce i położył na szerokim materacu, który służył mu jako łóżko. Z łatwością zmieściłaby się pewnie na tym kolosie cała drużyna harcerska.
– Chcę cię kochać.
Odpowiedziała mu westchnieniem.
Przewrócił ją na brzuch i zaczął pieścić Jej włosy. Poczuła na karku jego język. Wyprężyła ciało w miłosnej ekstazie. Pragnęła go mieć jak najszybciej. Tu, teraz, w tej chwili.
– Kyle?
Wstał i podszedł do kontaktu. Zgasił światło. Maren poruszyła się niespokojnie, ale Kyle nie wracał jeszcze przez chwilę. W tym samym momencie, gdy znalazł się obok, usłyszała dziwnie niepokojącą, zmysłową muzykę. Zapewne włączył magnetofon.
– Co to? – spytała.
– Cii – szepnął.
Znowu poczuła na sobie jego dłonie. Głaskał ją wolno, jakby chcąc nacieszyć się jej obecnością. Powoli ogarniało ich zapomnienie.
Kyle rozpiął pierwszy guzik. Westchnęła cicho. Dotknął nagiego miejsca językiem. Maren nie pojmowała, co się z nią dzieje.
– Szybciej – ponagliła go. – Chodź…
Rozpiął drugi guzik. Pomyślała, że za chwilę zwariuje. Cały pokój wypełniała niespokojna, gitarowa muzyka. Maren nie znała wykonawcy. W Innej sytuacji to by ją męczyło, ale teraz ważne było tylko jedno – chciała jak najszybciej i jak najmocniej zespolić się z Kyle’em.
Poczuła ciepły język na nagich plecach. Oddychała ciężko. Kyle przewrócił ją na plecy i jednym ruchem zdjął bluzkę i stanik. Zobaczyła, że długie światła kinkietów ścielą się na kremowych ścianach, które wyglądają jak strome, nadmorskie skały. Miała wrażenie, że kiedyś już to przeżyła, a jednak ta chwila była zupełnie niepowtarzalna. Jedyna i upragniona.
Kyle dotknął jej piersi. Jednocześnie zaczęła pieścić jego ramiona. Potem jej małe dłonie przesunęły się na kark. Z całą siłą zaczęła przyciągać go ku sobie.
– Chcę cię – szepnęła.
Kyle przestał panować nad sobą. Zaczął ją rozbierać drżącymi rękami. Maren rozpięła mu koszulę i sięgnęła niżej… Krzyknął. Pragnął jej tak bardzo jak nikogo w życiu. Przed nim leżała Maren, jakiej nie znał. Cudowna, ukochana, jedyna…
Po chwili oboje byli nadzy. Obejmowali się. Kyle uniósł się nieco na łokciach i zaczął całować jej nagle ciało. Chciał przedłużyć moment oczekiwania…
Ale Maren była już gotowa na jego przyjęcie. Serce waliło jej jak oszalałe. Gwałtowne gitarowe riffy przyprawiały ją o dreszcze. Poddała się gwałtownemu rytmowi…
– Kocham cię – szeptał. – Kocham cię jak nikogo w życiu.
Przyciągnęła go ku sobie…
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Obudził ją natrętny promień słońca. Wolno otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Kyle leżał przy niej. Nie chcąc go budzić, poruszyła się ostrożnie i wyciągnęła rękę, żeby odgarnąć włosy z czoła. Omal nie krzyknęła, kiedy poczuła mocną dłoń na swoim przegubie.
– Myślałam, że śpisz – szepnęła.
– Obudziłem się o ósmej.
Spojrzała na zegar. Dochodziła dziewiąta.
– Dlaczego mnie nie zbudziłeś?
– Wolałem patrzeć…
Kyle pożerał ją wzrokiem. Dotknął jej ramion, a następnie zaczął zsuwać z niej kołdrę. Maren zadrżała. Czuła delikatną pieszczotę jego palców, sunących wolno w stronę piersi.
– Jesteś taka piękna – szepnął.
Poruszyła się niespokojnie. Chciała przytulić się do niego, ale Kyle powstrzymał ją gestem. Pozbył się kołdry i zaczął całować jej rozpalone ciało. Najpierw włosy, czoło, policzki, szyję, piersi… Powoli zsuwał się w dół.
– Jesteś piękna – powtórzył zatrzymując się na stopach.
Maren naprężyła ciało. Poczuła, że jest jej dobrze i lekko. Wspaniałe były te poranne pieszczoty Kyle’a. Żadnego pośpiechu. Wszystko powolne, dokładne, a jednak… tak bardzo czułe.
Jego język zaczął wędrować w górę. Podniecało ją to niezwykle. Trzymała w dłoniach głowę Kyle’a i myślała, że nigdy już nie przestanie kochać tego człowieka i że będzie to jej… największa życiowa porażka.
– Maren – szepnął jej do ucha. – Nawet nie wiesz, jak clę pragnąłem.
Objęła go mocno.
– Ja ciebie też – wtórowała.
Ich poranne kochanie w niczym nie przypominało szaleństw wczorajszego wieczoru. A jednak było równie ważne. Kto wie, może nawet ważniejsze. Teraz poznawali się nawzajem. Świadomie obdarowywali rozkoszą. Niósł Ich łagodny rytm ciał.
– Kochaj mnie, Kyle… – szeptała.
– Tak… zawsze, zawsze… – odpowiadał.
Była skłonna mu wierzyć, chociaż wiedziała, że słowa wypowiadane w podnieceniu nie świadczą o wiecznej miłości. Rankiem na ogół o wszystkim się zapomina…
Zmęczeni, ale szczęśliwi, oderwali się wreszcie od siebie. Maren położyła głowę na ramieniu Kyle’a.
– Chcę, żebyś przeprowadziła się ze mną do La Jolla – zaczął.
Mówił szczerze. Tak jej się przynajmniej zdawało. Maren pragnęła powiedzieć, że bardzo go kocha, ze wzruszenia nie mogła jednak wydusić z siebie słowa.
– Słyszysz? – spytał i spojrzał na nią z niepokojem.
Skinęła w milczeniu głową.
Położył prawą dłoń na jej głowie.
– Mam nadzieję, że się zgodzisz.
Maren westchnęła.
– Nie wiem… Myślałam, że nie chcesz się z nikim wiązać…
– Sądziłem, że ty też… – pogłaskał ją po głowie. – Przepraszam, mogło to wypaść trochę brutalnie. Bałem się… Nie ufam kobietom.
"Złoty Interes" отзывы
Отзывы читателей о книге "Złoty Interes". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Złoty Interes" друзьям в соцсетях.