Drgnęła, zaskoczona niespodziewanym dotykiem ręki Kyle’a. Była tak bardzo pochłonięta obserwacją natury, że przez moment zapomniała o istnieniu kogokolwiek, nawet Jego.

– Maren, wiesz przecież, ile dla mnie znaczysz…

Zaschło jej w gardle. Kyle stał tuż obok i obejmował ją. Najgorsze zaś było to, że tak naprawdę wcale nie wiedziała, ile dla niego znaczy.

– Od kiedy zobaczyłem cię u Mitzi Danner, wiedziałem, że musisz być moja.

– A później wsiadłeś na białego konia i szukałeś mnie… ponad rok. To wzruszająca historia – powiedziała z goryczą.

Kyle pocałował ją w szyję.

– Nie chciałem angażować się w poważny związek… Bałem się komplikacji.

– Więc postanowiłeś mnie zignorować?

– Wyszłaś wcześniej – powiedział. – Nigdzie nie mogłem cię znaleźć…

– No, ale nareszcie mnie spotkałeś…

Kyle nie mógł znieść ironii w jej głosie.

– Nie należę do tych mężczyzn, którzy gonią za każdą kobietą…

Maren westchnęła i spojrzała przed siebie, w dalszym ciągu wypatrując linii horyzontu. Nie chciała już się spierać. Wolałaby przytulić się do Kyle’a i powiedzieć, że bardzo go kocha.

– A czy teraz nie skomplikuję ci życia?

Kyle uśmiechnął się do siebie. Sam nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.

– Obawiam się, że nawet bardzo, ale… chcę tego.

Maren wyczuła nutkę szczerości w jego głosie. Nareszcie zaczynała rozumieć, dlaczego Kyle pragnie poznać wszystkie jej tajemnice.

– Co chcesz wiedzieć o Brandonie? – spytała drżącym głosem.

Jego uścisk nieco zelżał. Zastanawiał się nad pierwszym pytaniem.

– Czy on coś znaczy w twoim życiu?

– Kiedyś wydawało mi się, że go kocham…

– A teraz? – przerwał.

Potrząsnęła głową. Jej włosy wyśliznęły się spod kołdry i zalśniły miedzianym blaskiem w świetle księżyca.

– Nie, nie kochałam go…

Kyle wypuścił ją z ramion i w roztargnieniu potarł czoło.

– Dlaczego więc wciąż mam wrażenie, że nie skończyłaś z nim jeszcze? Że ten facet się gdzieś czai? Że jest wciąż przy tobie?

Twarz Maren zastygła w grymasie bólu. Kyle czuł, że dzieje się z nią coś niedobrego.

– Nie mogę z nim skończyć – szepnęła.

– Dlaczego? – spytał zaciskając pięści.

Serce zamarło mu z niepokoju. Liczył kolejne sekundy czekając na odpowiedź.

– Zaraz wyjaśnię…

Zagryzł wargi.

– Na nic innego nie czekam.

Maren westchnęła. Nie wiedziała, jak zacząć swoją opowieść.

– Pobraliśmy się jeszcze na studiach. To znaczy Brandon i ja. Dociągnęłam jakoś do ostatniego roku i skończyłam studia, a Brandon nie. Nie miał głowy do nauki, nosiło go. Rzucił studia na trzecim roku i został zawodowym tenisistą.

Kyle skinął głową. Przypomniał sobie, że widział kiedyś na korcie gracza o nazwisku McClure. Facet miał potężne uderzenie, ale nic poza tym. Chyba za bardzo się denerwował. Żeby dobrze grać w tenisa, trzeba mieć mózg, a nie tylko sprawne mięśnie.

– I co?

– Zaczęłam z nim tracić kontakt. Poza tym… – Maren zawahała się – szybko odkryłam, że ma kochankę. Słodka idiotka. Nazywała się Cynthia. Pracowałyśmy razem przez jakiś czas.

Kyle westchnął. Przypomniał sobie kochanka Rose. Historia najwyraźniej lubi się powtarzać.

– Zerwałaś z nim?

Maren pokręciła głową.

– Nie. Wybaczyłam. Ale… później przyszły następne. Na początku się wypierał, ale potem było mu już chyba wszystko jedno.

– Więc się rozwiodłaś? – brzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktu niż pytanie.

Maren wciągnęła głęboko powietrze. Nie wiedziała, czy to, co powie, zabrzmi przekonująco.

– Niezupełnie… Przez pół roku byliśmy w separacji – urwała i spojrzała przed siebie. – To była moja wina. Bałam się rozwodu… Odwlekałam to, jak mogłam… Kiedy w końcu go dostałam, czułam się fatalnie.

– Żadnej ulgi? – spytał Kyle.

Uśmiechnęła się gorzko. Miała nadzieję, że tym razem nie rozpłacze się jak zwykle.

– Miałam wrażenie, że nie zdałam pierwszego poważnego egzaminu z dorosłego życia.

Kyle pochylił się i pogłaskał ją po szyi. Przez chwilę czuła muśnięcie jego ust.

– No, ale masz to już za sobą – szepnął niezbyt pewny, czy przekona ją ten argument.

Maren pokręciła głową.

– Nie o to chodzi. Parę lat później Brandon namówił mnie na wyjazd w góry. Przepraszał mnie za wszystko, zapewniał, że to się już nie powtórzy. Miał to być nasz drugi miesiąc miodowy… Pojechaliśmy do Heavenly Valley.

Zacisnęła dłonie na poręczy balkonu. Wspomnienia powróciły do niej ze zdwojoną siłą.

– Wiedziałam, że robię błąd. Nawet w drodze Brandon oglądał się za spódniczkami. Chciałam jednak spróbować.

– Kochałaś go?

Dziewczyna zacisnęła usta.

– Nie! – powiedziała pewnie. – Wiesz, o co mi chodziło? Chciałam, żeby wszystko w moim życiu było najlepsze. Skończyłam studia z wyróżnieniem, w pracy szło mi wspaniale. Właśnie wtedy kupiłam Festival Productions i byłam upojona sukcesem. Ten rozwód… to była porażka. Chciałam to jakoś naprawić. Głupia szczeniacka ambicja…

Kyle przymknął oczy. Przypomniał sobie, jak bardzo wstydził się w czasie rozwodu. Mimo to nie wahał się ani minuty. Cóż, Maren po prostu była inna.

– Od razu po przyjeździe zaczęliśmy się kłócić – ciągnęła. – Doszłam do wniosku, że nic nie będzie z naszego pojednania. Postanowiłam jednak zostać trochę w Heavenly Valley. Miałam przecież urlop…

Nagle księżyc zaszedł za samotną chmurę. Otoczyła ich głęboka ciemność. Kyle poczuł, że zbliżają się do końca opowieści.

– I wtedy Brandon zaciągnął mnie na szlak. Czułam, że jest zły jak osa.

– Zły? – podchwycił Kyle. – Za to, że nie chciałaś do niego wrócić?

Maren wzruszyła ramionami.

– Nie mam pojęcia. Trudno mi w tej chwili zrozumieć wszystkie jego motywy. – Zaczerpnęła powietrza. – W każdym razie wybrał najtrudniejszą trasę i od razu zaczął zjeżdżać z potworną szybkością… Wcześniej prosiłam go, żeby uważał na siebie. Nie słuchał… Zjechał z trasy i znalazł się na krawędzi przepaści. Coś jeszcze krzyczał w moim kierunku. Myślałam, że zwariuję. A potem… – Maren spuściła głowę. – Koniec.

Kyle zmarszczył czoło. Przypomniał sobie stare wydanie „Los Angeles Timesa”, w którym czytał o tym wypadku. Nie przyszło mu tylko do głowy, żeby powiązać Brandona McClure z właścicielką Festival Productions.

– Utracił władzę w nogach?

Maren skinęła głową.

– Tak, ale już ją odzyskał…

– Może chodzić?

– Tak.

– A grać w tenisa?

– Nie. W każdym razie nie zawodowo.

Kyle odprężył się. Nie rozumiał, dlaczego Maren tak długo nie chciała mu o tym powiedzieć. Gdyby pogrzebał trochę w jej życiorysie, sam doszedłby do wszystkiego.

– I tak miał dużo szczęścia – powiedział obejmując ją od tyłu.

Nagle poczuł, że na jego dłonie kapią łzy.

– Maren, czy… Czy czujesz się winna?

Przytaknęła bez słowa.

– Przecież to śmieszne!

– Powtarzałam to już sobie setki razy – westchnęła potrząsając głową. – Nic nie pomaga…

Kyle oparł się o ścianę i zaczął się przyglądać drobnej, skulonej przy poręczy sylwetce. Coś w dalszym ciągu nie dawało mu spokoju.

– Jak to się ma do teraźniejszości? – spytał. – Ten wypadek zdarzył się przecież ładnych parę lat temu…

Maren pochyliła się jeszcze bardziej, jakby przygnieciona ciężarem jego słów.

– Zupełnie zwyczajnie – powiedziała odwracając się do niego.

Księżyc wyszedł już zza chmury, mogła więc sprawdzić, jaki efekt wywarły jej słowa.

– Nie rozumiem…

– Brandon zawsze potrzebował pieniędzy – mówiła dalej. – Okazało się, że nie ma grosza przy duszy. Najpierw musiałam spłacić jego długi. Potem było leczenie, masaże, rehabilitacja…

Kyle patrzył na nią z niedowierzaniem.

– Nie mogę uwierzyć – wykrztusił.

– Brandon żył ponad stan – przerwała mu. – Jeszcze dzisiaj drżę z obawy, że będę musiała spłacać jakieś zaległe rachunki.

Kyle zacisnął usta. Nareszcie wiedział, gdzie znikały wszystkie pieniądze Festival Productions i dlaczego Maren musiała tyle pracować.

– Wciąż z nim jesteś? – spytał.

Wzruszyła ramionami.

– Nie bądź śmieszny. Mówiłam, że to dawno skończone…

Kyle odetchnął z ulgą i spojrzał na nią odrobinę życzliwiej.

– Ale pewnie wciąż go utrzymujesz…

– Brandon nie może pracować – powiedziała niepewnie. – Dopiero od niedawna chodzi. I to Jeszcze nie najlepiej.

Przez chwilę stała w milczeniu i patrzyła w ciemność. Zastanawiała się, dlaczego broni człowieka, który wyrządził jej tyle zła.

– Muszę dawać mu pieniądze – wyrzuciła z siebie.

Kyle pokręcił głową.

– Ale dlaczego?

– Nic nie rozumiesz. Brandon nie ma rodziny. – Zawahała się. – Poza tym to moja wina… Gdyby nie ja, Brandon dalej grałby w tenisa. Miał masę forsy…

Trzęsły się jej ręce. Drżała od tłumionych emocji. Kyle przytulił ją mocno i ucałował rozpalone policzki.

– Myślę, że go przeceniasz – powiedział gładząc ją po głowie. – Pamiętam grę twojego męża. Nie potrafił zapanować nad własną agresją. Niczego by nie osiągnął.

– To twoja opinia.

Kyle zaprzeczył gwałtownie:

– Nie! To prawda.

Maren spojrzała w jego twarz. Był poważny. Nie miała podstaw, by sądzić, że chce ją pocieszyć. Przypomniała sobie ostatnią rozmowę z Brandonem. Cały czas starał się utrwalić w niej przekonanie, że gdyby nie ona, zostałby międzynarodowym mistrzem USA.

– Wszystko jedno – westchnęła. – Brandon znajduje się na razie pod moją opieką.

– Jak długo jeszcze masz zamiar zastępować mu niańkę? – spytał z błyskiem w oczach.

Maren wzruszyła ramionami.

– To moja sprawa.

– Niezupełnie.

Nie pozwoliła mu skończyć.

– Chcę cię zapewnić, że sprawa Brandona nie będzie miała żadnego wpływu na interesy. Przecież przyjechałam tu po to, żeby rozmawiać o Festival Productions.

Kyle ponownie zbliżył się do niej. Palcami zaczął błądzić po jej nagiej szyi. Pocałował ją najpierw delikatnie, a potem mocno i namiętnie.

– Naprawdę? – szepnął.

Maren przytuliła się do niego z westchnieniem.

– Nie. Przyjechałam tu dla ciebie…

I chciałabym zostać na zawsze, pomyślała czując falę ciepła.

Kyle spojrzał na jej rumieńce i uśmiechnął się.

– Chodźmy do łóżka – szepnął.

Zamknęli drzwi na balkon. Za nimi została ciemność nocy i granatowy ocean.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

– Chcę się z tobą ożenić – to były pierwsze słowa, jakie usłyszała zaraz po przebudzeniu.

Maren przetarła oczy i spojrzała w bok. Twarz Kyle’a była. napięta i czujna.

– Myślałam, że małżeństwo nie wchodzi w grę…

Kyle potarł w zamyśleniu brodę. Głębokie bruzdy pokryły mu czoło.

– Właśnie tego się balem – wyznał. – Twojej niezależności.

Przez chwilę leżeli obok siebie w milczeniu. Maren nie bardzo wiedziała, jak traktować jego oświadczyny. Czy miał to być kolejny żart? Próbowała uspokoić oszalałe serce. Z Kyle’em nigdy nic nie było wiadomo.

– A co z moją pracą?

– Możesz kierować wszystkim z La Jolla.

Maren uniosła się na łokciach z wrażenia.

– Obawiam się, że nie jest to…

Kyle położył jej palec na ustach.

– Oczywiście, musiałabyś jeździć od czasu do czasu do Los Angeles – powiedział. – Moglibyśmy to jakoś zorganizować. Zresztą, jeśli sprzedasz firmę, wszystko się lepiej ułoży.

Poruszyła się niespokojnie.

– Elise prosiła mnie, żebym nie rozmawiała o Festival Productions do czasu zakończenia negocjacji.

Kyle spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Co to za bzdury? – spytał marszcząc brwi. – Chyba najlepiej dogadamy się sami…

– Elise chce rozmawiać z Bobem Simmonsem.

Wyraz niedowierzania nie zniknął z jego twarzy.

– A potem Bob będzie musiał obgadać całą sprawę ze mną. Potem przekaże uwagi Elise… Potem Elise zechce porozmawiać z tobą… i tak w kółko. – Zamyślił się na chwilę. – Sądziłem, że lubisz ryzyko.

Maren skinęła głową.

– Więc po jakie licho ta Conrad?!

– No cóż… – Maren zawahała się. – Jest przecież prawnikiem…

Kyle spojrzał w jej błękitne oczy.

– Czy sądzisz, że chciałbym cię oszukać? – spytał. – Nie ufasz mi?

– Kyle, tu nie chodzi o zaufanie, tylko o… interesy.

Chciała wstać, ale złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.

– Nie – pokręcił głową. – Nie chodzi już o interesy, tylko o nas.

Maren patrzyła na niego z zapartym tchem. Nie, tym razem na pewno nie żartował. Wyrwała się jakoś z jego uścisku i narzuciła na siebie wielki szlafrok. Usiadła naprzeciwko łóżka.

– Chcesz rozmawiać o Festival Productions?

Skinął głową.

– Więc słucham.

Kyle usiadł wygodnie na łóżku i spojrzał z podziwem na Maren. Zdołała się zmienić nie do poznania w ciągu paru chwil. Wzrok miała chłodny, siedziała wyprostowana. Gdyby nie szlafrok, mógłby pomyśleć, że znajduje się właśnie u niej w biurze.