– Jakie są twoje warunki? – spytał.
– Masz wszystko na papierze – powiedziała z uprzejmym uśmiechem. – Musiałeś to przecież czytać.
Kyle podrapał się za uchem.
– Tak, oczywiście – mruknął. – Czy możesz mi je jednak przypomnieć?
– Zostaniesz jedynie właścicielem. Zgodnie z twoim życzeniem, przeniesiemy się do budynku Sterling Recordings. Poza tym nic się nie zmieni.
– Pod warunkiem, że będziesz zarządzać firmą z La Jolla – przerwał jej.
Maren udała zdziwienie. Gdyby tylko mogła wierzyć w szczerość jego intencji! Przecież już raz wykorzystał małżeństwo do zrobienia kariery… No, może niezupełnie…
– Proponuję uczciwą cenę za Festival Productions – ciągnął Kyle. – Nawet pani Conrad się z tym zgadza.
Maren skinęła głową. Zaczęła bębnić nerwowo palcami po poręczy fotela.
– Będę z tobą szczery, Maren. Przede wszystkim zależy mi na twoim talencie. Bez ciebie firma nie warta by była złamanego grosza. – Spojrzał na nią czule i przesunął się w stronę fotela. – Po ślubie będziemy mogli pracować razem.
Maren zastygła w dziwacznej pozie. Siedziała pochylona, jej palce zawisły nad poręczą. Nie mogła wydusić z siebie słowa. Potwierdzały się jej najgorsze przypuszczenia. Kyle zamierza ją wykorzystać i nawet się z tym nie kryje.
– Tak jak z Rose – wykrztusiła w końcu.
Kyle zesztywniał i spojrzał na nią zimnym, stalowym wzrokiem.
– Co ty pleciesz? – warknął. – Rose nie ma tu nic do rzeczy.
Maren drżała. Czuła, że za chwilę się rozpłacze.
– Nie wiem, Kyle… – powiedziała słabym głosem.
Potrząsnął niecierpliwie głową.
– Chcę, żebyś została moją żoną – oświadczył raz jeszcze. – Praca się nie liczy. Pragnąłbym ciebie, nawet gdybyś zajmowała się czymś zupełnie innym. Z Rose… to była pomyłka.
Maren opuściła głowę nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
– Kocham cię, Maren – szepnął.
Łzy wolno spływały po jej policzkach. Tak bardzo czekała na te słowa… Tak bardzo chciała mu wierzyć.
Kyle wstał i przyklęknął tuż obok jej fotela.
– Nie widzisz, jak mi na tobie zależy?
Maren chciała zapomnieć o wszystkim i rzucić się w jego ramiona. Właściwie dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę, jak bardzo go kocha. Mimo to coś powstrzymywało ją przed podjęciem ostatecznej decyzji.
– Czy wyjdziesz za mnie?
Zaczął ją gładzić po głowie, szyi i odsłoniętym ramieniu. Poczuła, jak dreszcz przenika jej ciało.
– Daj mi trochę czasu – szepnęła.
– Nie chcesz?
Uśmiechnęła się przez łzy. Przez chwilę zwlekała z odpowiedzią.
– Chcę. Nawet bardzo – wyznała. – I dlatego muszę sobie wszystko przemyśleć.
Kyle zerwał się na równe nogi.
– Dobrze, jeśli chcesz… – Narzucił na siebie drugi, jeszcze większy szlafrok. – A teraz się ubieraj! Chcę, żebyś mi opowiedziała o teledyskach Mirage.
Maren roześmiała się, zupełnie rozbrojona.
– Teraz? Zaraz?
– Muszę ci przecież udowodnić, że możesz pracować w La Jolla. Nie mam chyba innego wyjścia.
Przez chwilę patrzyli na siebie z uśmiechem. Maren otarła łzy.
– Dobrze – powiedziała. – Ale najpierw chciałabym wziąć prysznic i zjeść śniadanie.
– Załatwione – mruknął Kyle.
Sobota i niedziela minęły niepostrzeżenie. Pod koniec pobytu Maren zauważyła, że wrasta w ten krajobraz. Holly przestała się dąsać i odnosiła się do niej z sympatią. Lydia wprost rozpływała się nad nią z zachwytu. Trochę pomogły pochwały, jakie Maren wygłaszała jedząc kolejne potrawy. Robiła to szczerze. Lydia była naprawdę znakomitą kucharką.
Niemal każdą chwilę spędzała z Kyle’em. Razem pracowali, jedli, chodzili na spacery. Czasami dołączała do nich Holly. Jeżeli dziewczynka miała coś przeciwko związkowi ojca z Maren, ukrywała to bardzo starannie. Zdarzało się jedynie czasami, że przerywała w połowie zdania albo bladła, jakby o czymś sobie przypomniała.
Idyllę zakłóciło to, co wydarzyło się późnym niedzielnym popołudniem. Maren kończyła właśnie pakowanie walizki, kiedy w drzwiach stanął Kyle.
– Chętnie bym cię tutaj zatrzymał – powiedział.
Maren rozłożyła ręce w bezradnym geście.
– Ja też bym chętnie została – mruknęła znad walizki. – Ciekawe tylko, co powiedziałby właściciel pewnej wytwórni płytowej, gdybym nie załatwiła wszystkiego w terminie?
Kyle uśmiechnął się.
– Myślę, że doszlibyście jakoś do porozumienia – powiedział. – Przecież i tak chce się z tobą ożenić.
Maren spoważniała. Nie miała już ochoty na przekomarzania.
– A twoja córka?
– Holly cię uwielbia!
– Nieprawda. Po prostu mnie toleruje. To i tak dużo… – zamyśliła się. – Za mało jednak, żebym mogła zastąpić jej matkę.
Pochłonięta swoimi myślami nawet nie zauważyła, że Kyle zbliża się do niej. Jej serce zareagowało wcześniej szybszym biciem. Przygniótł ją sobą.
– Ty bestio – westchnęła i pocałowała go mocno.
Czuła wyraźnie ciężar jego ciała. Pragnęła, by ta chwila trwała jak najdłużej. Chciała zapomnieć o wyjeździe. Zapomnieć o problemach… Skoncentrować się na tym, co najważniejsze – na pocałunku…
Kyle z trudem oderwał się od Maren i spojrzał na nią z miłością. Jeszcze nigdy nie widział tak pięknej kobiety. Od czasu oświadczyn pozbył się już wszelkich wątpliwości. Wiedział, że stoi przed życiową szansą.
– Pomyśl teraz nad moją propozycją.
Delikatnie wyzwoliła się z jego objęć. Leżeli obok siebie i patrzyli w sufit.
– Myślę, że powinniśmy być ze sobą zupełnie szczerzy – zaczęła.
– Zgadzam się.
Maren poruszyła się niespokojnie.
– Naprawdę?
Kyle wziął ją za rękę.
– No powiedz, co cię gryzie.
– Chodzi mi nie tylko o to, że zostanę macochą Holly – powiedziała ostrożnie. – Powiedz, czy twoja propozycja ma coś wspólnego z… Festival Productions?
– Nie – warknął. Jednocześnie zacisnął mocno dłoń na ręce Maren. Z trudem powstrzymała okrzyk.
– To boli – jęknęła.
Natychmiast rozluźnił uścisk.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie wiedziałem…
Maren chciała to jak najszybciej wyjaśnić.
– Powiedz, dlaczego sprawiasz wrażenie, jakby clę coś gnębiło w związku z moją firmą? – spytała spoglądając na niego spod oka. – Jeśli nie chodzi o sprzedaż, to o co?
Kyle wyraźnie się zmieszał. Obiecał, że będzie szczery. Przez chwilę marszczył czoło, a następnie wycedził wolno, przez zęby:
– Ryan Woods… uważa, że ktoś skopiował teledysk Mitzi Danner.
Maren zaparło dech z wrażenia.
– Z ostatniej płyty? – wydusiła w końcu.
Mimo że zrobiło mu się jej żal, skinął głową.
– To niemożliwe – protestowała Maren. – Dopiero niedawno skończyliśmy zgrywanie całości. Nie wysłałam nawet kasety do Sterling Recordings.
– Wiem.
Maren spojrzała na niego z gniewem.
– Myślisz, że mam u siebie piratów?
Kyle westchnął. Wolałby uniknąć tej rozmowy.
– Tak twierdzi Woods – wyjaśnił. – Ten facet zna się na rzeczy.
– Dowody! – krzyknęła zrywając się z łóżka. – Chcę dowodów! Nie pozwolę robić z siebie kryminalistki!
Spojrzała w dół. Kyle powoli podniósł się i usiadł na brzegu łóżka. Miał bardzo, bardzo nieszczęśliwą minę.
– Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?
– Chciałem mieć pewność.
– A teraz ją masz?
– Maren, na litość boską! Przecież sama zaczęłaś tę rozmowę – jęknął. – Woods obiecał, że zdobędzie piracką kopię. Proponuję zawiesić do tego czasu wszelkie rozmowy na ten temat!
– Piracką kopię?! – Maren nie wierzyła własnym uszom.
– Zostawmy to – powiedział. – Porozmawiajmy teraz o twoich sekretach.
Maren oblała się rumieńcem. O co tym razem mogło mu chodzić? Przecież powiedziała już wszystko.
– Co z Brandonem? – spytał. – Jak długo masz zamiar go utrzymywać?
Wzruszyła ramionami.
– Do chwili, kiedy będzie mógł pracować.
Kyle machnął ręką. W jego oczach pojawiły się złośliwe iskierki.
– Gdyby chciał, dawno by już znalazł pracę – mruknął. – Odnoszę wrażenie, że wcale nie chcesz uwolnić się od niego.
Maren pobladła z wściekłości.
– Brandon musi stanąć na nogi! – krzyknęła. – Dosłownie i w przenośni! Będę mu dawać pieniądze, dopóki nie zacznie pracować!
Miała już tego dość. Zatrzasnęła pełną ubrań walizkę, złapała ją i wybiegła na schody. Kyle nawet nie próbował jej gonić. Siedział na łóżku, zaskoczony tak gwałtowną reakcją.
Od razu skierowała się do kuchni, z nadzieją, że znajdzie tam Lydię i Holly. Nie myliła się. Siedziały obydwie przy wielkim stole i piły lemoniadę. Na piecu, w wielkiej misie, stało ciasto, które pewnie miało wyrosnąć. Holly mówiła coś po hiszpańsku do Meksykanki.
– Cześć, chcesz się pouczyć hiszpańskiego? – spytała na widok Maren.
Lydia pokręciła głową.
– Drogie dziecko, boję się, że mój akcent…
Holly machnęła ręką.
– Co tam akcent! I tak dostanę piątkę!
Maren poczuła ucisk w dołku. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, jak bardzo przyzwyczaiła się do La Jolla i jej mieszkańców.
Podeszła bliżej. Zarówno Holly jak i Lydia zauważyły walizkę w jej ręku. Twarze im posmutniały.
– Przyszłam się pożegnać.
– Nie wyjeżdżasz chyba na zawsze, co? – rzuciła Holly.
Maren uśmiechnęła się.
– Nie wiem… – zawahała się. Holly wyraźnie straciła humor, a Lydia wytarła oczy brzegiem fartucha. – Zobaczę, co da się zrobić.
– A może zostanie pani na kolacji?
Maren uśmiechnęła się do zażywnej kucharki.
– Niestety, muszę wracać.
W kuchni pojawił się Kyle. Spojrzał najpierw na córkę i Lydię, a następnie wyjął bez słowa walizkę z dłoni Maren i skierował się w stronę drzwi.
– Mogłabyś zostać – rzucił przez ramię.
– Nie – pokręciła głową. – Muszę wrócić. Chcę sprawdzić to, o czym mówiłeś.
Kyle zmarszczył brwi. Teraz żałował, że jej o tym powiedział.
– Uważaj na siebie – rzekł ciepło.
Lydia i Holly spojrzały na siebie. Nie miały pojęcia, o co chodzi.
– Nie przejmuj się – mruknęła Maren. – Wszystko będzie dobrze…
Wyszli przed dom. Silny wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy. Zanosiło się na sztorm.
– Kiepska pogoda dla żeglarzy – zauważył.
– I piratów – dodała.
Kyle westchnął ciężko.
– Musisz mi obiecać, że nie będziesz się w nic mieszać – zażądał. – Gdybyś nie nalegała, nic bym ci nie powiedział.
Maren uśmiechnęła się.
– Zaczynasz mówić jak bohaterowie kryminałów.
Poczuli pierwsze krople deszczu. Kyle umieścił jej walizkę na tylnym siedzeniu. Maren usiadła za kierownicą.
– Bądź też ostrożna na drodze. Może być ślisko…
Spojrzała na niego po raz ostatni i przekręciła kluczyk w stacyjce.
– A ty biegnij szybko do domu, bo zaraz przemokniesz, zaziębisz się i umrzesz…
Kyle nie zwracał uwagi na jej złośliwości. Bruzdy na czole świadczyły o stanie jego ducha.
– Będzie mi ciebie brakowało – powiedział.
Chciała wyskoczyć z samochodu i wyznać, że pragnie z nim zostać na zawsze. Myśląc o tym poczuła, że do oczu napływają jej łzy.
Ruszyła ostro do przodu i po chwili zniknęła za bramą. Kyle włożył ręce do kieszeni dżinsów. Czy uda mu się kiedyś ją zatrzymać?
Kyle dotrzymał słowa. Pod koniec tygodnia zadzwoniła Elise z informacją, że według niej umowa jest już zupełnie w porządku. Maren dostała nawet pakiet akcji Sterling Recordings. Prawnicy Kyle’a mieli przygotować wszystkie dokumenty na koniec miesiąca.
Maren była tak zajęta pracą, że nie zdołała wykrzesać z siebie nawet odrobiny radości. Kłopoty związane z pracą nad teledyskami Mirage spędzały jej sen z powiek. Najpierw mieli problemy z oświetleniem. Potem z dźwiękiem. Przez dwa dni szukali jednego z kostiumów, który, jak się okazało, pozostał w wypożyczalni. Kiedy w końcu wydawało się, że nic już im nie przeszkodzi, niespodziewany wybuch sztucznych ogni uszkodził aparaturę. Na szczęście nikt nie został ranny.
– Wiesz – powiedział do niej Ted Bensen – mam wrażenie, że ktoś robi to specjalnie. Gdybym nie znał moich ludzi, oskarżyłbym ich o sabotaż.
Kompletnie wyczerpana, Maren nie chciała tego słuchać. Stwierdziła po prostu, że tym razem mają potwornego pecha. Przypominała sobie pierwsze teledyski, jakie robiła dla Mirage. Pracowała wtedy na złym sprzęcie, zaledwie z garstką ludzi, ale wszystko wyglądało podobnie. Pech. Po prostu pech.
Jeszcze bardziej martwiła ją Jane. Sekretarka przypominała teraz własny cień. Maren zupełnie nie mogła się z nią porozumieć.
– Założę się, że Kyle Sterling ma coś wspólnego z tym wybuchem – mówiła, podając jej kawę. – To jasne, że chce cię zmusić do sprzedania firmy…
Nie pomagały żadne tłumaczenia. Jane coraz bardziej pogrążała się w swojej obsesji. Maren mogła jej co najwyżej współczuć i unikać rozmów związanych z Jacobem. Co jakiś czas zapewniała ją tylko, że nie straci pracy.
"Złoty Interes" отзывы
Отзывы читателей о книге "Złoty Interes". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Złoty Interes" друзьям в соцсетях.