– Wczoraj pomógł mi rozwiązać zadanie z matematyki – powiedziała kilka dni później Sonya. – Na wszelki wypadek sprawdziłam je kilka razy, bo jest ostatnio taki rozkojarzony, że nigdy nic nie wiadomo – dodała ze śmiechem.

– Mówił ci ostatnio, jak się układa między nim a Phoebe? – zainteresowała się Lee. – Nie chcę go wypytywać, bo powie, że się wtrącam.

– Cóż, z tego, co wiem, nasz bohater ma zamiar znowu prosić cię o pieniądze na samochód.

– O nie, tylko nie to – jęknęła zrozpaczona Lee.

– Nie martw się, postanowił zgodzić się na te trzy tysiące. Wie, że nie dasz mu siedmiu, a nie może już dłużej wozić Phoebe tą kupą złomu, więc zamierza pójść na ustępstwo, udając, że wcale nie zmienia stanowiska. Postaraj się być dla niego miła, mamo, jest ostatnio bardzo przewrażliwiony, gdy chodzi o pieniądze.

– Postaram się – obiecała. – A co się stało?

– W zeszłym tygodniu zabrał swoją ukochaną na kolację do restauracji, a ona zaproponowała, że zapłaci za siebie. Mark poczuł się bardzo dotknięty i Phoebe w końcu ustąpiła, ale on do tej pory nie może się z tym pogodzić.

Zgodnie z daną Sonyi obietnicą, Lee prowadziła negocjacje z bratem w sposób niesłychanie taktowny i w rezultacie miejsce owej kupy złomu zajął całkiem przyzwoity kilkuletni samochód w kolorze srebrzysto-błękitnym. Na jakiś czas waśnie ustały, ale Lee czuła, że niebawem pojawi się kolejny problem. Jak się wkrótce miało okazać, intuicja jej nie zawiodła.

Któregoś dnia rano Lee zeszła na dół niewyspana i z koszmarnym bólem głowy. Ledwo widząc na oczy, wzięła się do segregowania poczty. Były to głównie rachunki, parę ulotek reklamowych oraz list z banku do Marka. Z niezadowoleniem pomyślała, że pewnie jej brat starym zwyczajem przekroczył limit swej karty kredytowej i teraz znów będzie ją prosił o podwyższenie miesięcznej wypłaty.

– Daj to, proszę, Markowi – powiedziała do Sonyi, która właśnie schodziła po schodach.

Lee przeszła do salonu, by tam otworzyć listy. Ze zmarszczonym czołem przyglądała się właśnie jednemu szczególnie długiemu rachunkowi, gdy usłyszała oburzony głos swej córki.

– Mama się wścieknie, kiedy to zobaczy – mówiła Sonya.

– Co ty, przecież jej tego nie pokażę – odparł Mark ze spokojem. – Poza tym, żadna kobieta nie będzie mi mówić, co mam robić…

Lee poderwała się z fotela i pospieszyła do kuchni. Stanęła w drzwiach dokładnie w chwili, kiedy Sonya oświadczyła;

– Nie bądź głupi, Mark. Oczywiście, że mama się dowie.

– O czym to mam się dowiedzieć? – zapytała Lee.

Obydwoje spiskowcy odwrócili się gwałtownie w jej kierunku, ale żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Sonya zacisnęła mocno usta, Mark natomiast miał niewyraźną minę. Na stole leżał otwarty list z banku. Lee instynktownie rzuciła na niego okiem.

– Dwa tysiące funtów! – wykrzyknęła. – A od kiedy to masz taki wysoki limit na kartę?

– Właśnie go zwiększyłem r odrzekł Mark cicho.

– Nie miałeś prawa. Tysiąc to i tak bardzo dużo.

– Och, przestań marudzić! – żachnął się. – Nie wyczerpałem tego limitu, po prostu chciałem mieć więcej… tak na wszelki wypadek.

– To z powodu Phoebe, prawda?

– Wiesz przecież, ile ona zarabia. Jak mogę zapewnić jej odpowiednie rozrywki z mojego stypendium?

– A więc postanowiłeś wpaść w długi, żebym wreszcie przekazała ci pieniądze po ojcu? – zirytowała się Lee.

– Najwyższa pora, żebyś to zrobiła.

– Jeśli nadal będziesz się tak zachowywał, nie przekonasz mnie, że jesteś na tyle odpowiedzialny, bym mogła ci powierzyć taką sumę.

– To moje pieniądze! – warknął Mark.

– Będą twoje, gdy dorośniesz – odparowała Lee. – A ty zmykaj stąd – rzuciła do Sonyi, która z żywym zainteresowaniem przysłuchiwała się ich kłótni.

– Ciężko ci się z tym pogodzić, prawda? – odezwała się łagodniej, gdy już zostali sami.

– Żebyś wiedziała. Tego dnia, gdy zobaczyłem ją w twoim studiu, w sukni ślubnej… Wyglądała jak anioł. Kocham ją do szaleństwa. Tylko z nią chcę spędzić resztę życia.

Lee uśmiechnęła się pobłażliwie. Jak on mało jeszcze wie o życiu, pomyślała.

– Pomyśl tylko, przecież Phoebe nie jest dziewczyną, która zwraca uwagę na mężczyzn tylko ze względu na ich pieniądze. Dlaczego więc tak się przejmujesz jej zarobkami? Gzy dała ci jakiś powód ku temu?

– Niby nie – przyznał. – Twierdzi, że mnie kocha.

– W takim razie nie ufasz jej?

– Ufam, ale czasem się boję. Gdybyś tylko chciała mnie zrozumieć i dała mi wreszcie te pieniądze…

– Nie ma mowy – przerwała mu stanowczo. – Mają zabezpieczyć twoją przyszłość.

– Ale ja mam już prawie dziewiętnaście lat – obruszył się.

– Chyba mogę w końcu dostać to, co mi się należy.

– Nie według zapisu ojca.

– Do diabła z zapisem!

Lee miała wrażenie, że za chwilę pęknie jej głowa. Postanowiła dać sobie spokój z tą dyskusją, ponieważ nie miała ona najmniejszego sensu.

– Zostało jeszcze trochę herbaty w dzbanku? – zapytała, odwracając się.

– Nie zmieniaj tematu – powiedział Mark, chwytając ją za ramię. – Najwyższa pora, żebyśmy coś postanowili.

– Przestań! – krzyknęła, wyszarpując się z jego uścisku. – Ja już postanowiłam. Pieniądze pozostają tam, gdzie do tej pory i to moje ostatnie słowo.

– Jeszcze się przekonamy – syknął. – Nie myśl sobie, że uda ci się mnie uciszyć.

– Och, daj spokój – żachnęła się Lee. – Przestań zachowywać się jak bohater kiepskiego melodramatu. Śmiać mi się chce, kiedy cię słucham. ‘

– Śmiej się! Nie masz pojęcia, czym są prawdziwe uczucia!

– zawołał Mark, po czym wybiegł z domu, trzasnąwszy drzwiami.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Wieczorem Lee zdała Danielowi relację z rozmowy z Markiem.

– I pomyśleć, że oskarżałam cię o złe traktowanie Phoebe, a przecież sama zachowuję się nie lepiej – westchnęła. – Czy ona również wybiega, trzaskając drzwiami?

– Nie, bo potargałaby sobie włosy – uśmiechnął się Daniel. r. Mądra z niej osóbka.

– To pierwszy komplement pod jej adresem, jaki usłyszałam z twoich ust, odkąd to wszystko się zaczęło.

– No cóż… – zawahał się. – Może jeszcze wina?

– Dobrze, ale odrobinkę. Wiesz, gdyby nie to, że jest tak wcześnie, dałabym sobie rękę uciąć, że słyszę samochód Marka.

– To na pewno on, znam ten odgłos – stwierdził Daniel, przygarniając Lee do siebie. – Chyba się jednak czegoś od ciebie nauczyłem.

– A czego mianowicie? – zdziwiła się.

– Że czasem trzeba dać dziecku wolność, aby z tobą zostało. Nie poznałabyś mnie. Chodzę w tę i we w tę po domu, niepokoję się o nią, ale tego nie okazuję. Gdy może mi poświęcić dziesięć minut swego cennego czasu, jestem jej niesłychanie wdzięczny. Pojąłem nawet różnicę między uprzejmym zainteresowaniem a wtrącaniem się w nie swoje sprawy.

– Powiedz mi, na czym to polega, to może i ja dam sobie radę z Markiem.

– Uprzejme zainteresowanie to: „Czy mógłbym wiedzieć, co chciałabyś dziś zjeść i na którą mam to przygotować?” Albo: „O której mam cię jutro obudzić i czy chciałabyś, żebym cię odwiózł do pracy?” Wtrącanie się wygląda tak: „Dokąd idziesz i o której wrócisz?”

Lee roześmiała się serdecznie z jego kpiącego tonu, dostrzegła jednak, że Daniel wziął sobie do serca stojące przed nim zadania. Jeśli rzeczywiście nauczył się postępować z córką nieco delikatniej, to istnieje szansa, że wszystko będzie stopniowo układać się coraz lepiej.

– A wszystko to zawdzięczam tobie, Lee – odezwał się po chwili. – Dzięki tobie czuję, że odzyskam moją córkę.

To powiedziawszy, przytulił ją jeszcze mocniej i pochylił się, by ją pocałować.

– Zaraz tu wejdą – szepnęła.

– W takim razie pocałuj mnie szybko – wymruczał wprost do jej ust.

Chrobotanie klucza w drzwiach sprawiło, że odskoczyli od siebie jak oparzeni. Z przedpokoju dobiegły ich gorączkowe szepty, po czym do salonu weszli objęci wpół Phoebe i Mark.

Phoebe podbiegła do ojca i przytuliła się do niego mocno.

– Och, tato, jestem taka szczęśliwa – wyznała podekscytowanym głosem, – Bardzo się cieszę, córciu. A co się stało? Podpisałaś jakiś nowy kontrakt?

– Nie, to coś dużo lepszego. Zaręczyliśmy się.

– Co takiego? – Daniel wycedził przez zęby.

– Chcemy się pobrać – wyjaśniła cierpliwie. – Mark oświadczył mi się dziś po południu i dał mi najpiękniejszy pierścionek na świecie. Spójrz.

To powiedziawszy, wyciągnęła lewą rękę, na której zalśnił brylant. Daniel przez chwilę bez słowa wpatrywał się w pierścionek. – Zdejmij go – odezwał się w końcu.

– Tato? – Phoebe cofnęła się, zaskoczona zmianą, jaka zaszła w ojcu.

– Zdejmij ten pierścionek – powtórzył. – Natychmiast. I zapomnij o tym małżeństwie. Na litość boską, przecież masz dopiero szesnaście lat. Co w ciebie wstąpiło?

– Jestem zakochana! I chcę wyjść za mąż!

– Po moim trapie.

– Nie możesz mnie powstrzymać – odparła Phoebe, dumnie unosząc głowę.

– Jeśli będę musiał, zamknę cię na klucz i nie wypuszczę, dopóki nie przejrzysz na oczy.

– Daniel, uważaj na to, co mówisz – poprosiła Lee, której serce się krajało na widok tego, jak niedawno odzyskane porozumienie między ojcem i córką wali się w gruzy.

– Chyba nie powiesz mi, że się zgadzasz na ten ślub – Warknął, odwracając się do niej. – Dlaczego nie wyjaśnisz mojej niemądrej córce, co się dzieje z szesnastolatkami, które wychodzą za mąż?

– Ponieważ nie dałeś mi jeszcze możliwości – odparowała. – Mnie również się to nie podoba, ale nie tędy droga.

– Tak? A którędy? Może poradzisz mi, jak przemówić do rozsądku nastolatce, która za wcześnie otrzymała zbyt wielką swobodę i teraz wydaje jej się, że może zrobić wszystko, co jej przyjdzie do głowy.

Zanim Lee zdążyła otworzyć usta, Daniel zwrócił się do córki.

– Powiedziałem ci, żebyś zdjęła ten pierścionek – przypomniał groźnym głosem.

– Nie. Jest mój i zrobię z nim, co chcę – odparła stanowczo.

– Zdejmuj natychmiast! – krzyknął.

– Proszę do niej tak nie mówić – wtrącił się Mark.

Daniel po raz pierwszy tego wieczoru zwrócił na niego uwagę.

– Mogłem się domyślić, że to ty sprowadzisz na nas kłopoty. Myślisz, że kim jesteś, by ożenić się z moją córką? Zwykłym studentem, który jeszcze nie skończył swej edukacji. I ż czego chcesz utrzymać rodzinę? Jeśli w ogóle pomyślałeś o czymś tak przyziemnym.

– Ja zarabiam tyle, że wystarczy na nas dwoje – wtrąciła Phoebe.

– A więc łaskawie dasz się utrzymywać żonie? – Daniel posłał Markowi pogardliwe spojrzenie.

– Nie, mam własne pieniądze – oświadczył dumnie. – Wystarczy ich przynajmniej do końca moich studiów.

– Jasne, na pewno przeżyjecie za cztery pensy tygodniowo – drwił Daniel.

– Prawdę mówiąc, jest tego trochę więcej. Niech pan zapyta Lee o wysokość całej sumy, ona jest moją opiekunką.

– Tato dwa lata temu zostawił Markowi trzydzieści tysięcy funtów – wyjaśniła Lee. – Są umieszczone na koncie, więc z odsetkami będzie tego jeszcze więcej.

– Ale chyba mu nie dasz teraz tych pieniędzy? – oburzył się Daniel: – To byłoby szaleństwo.

– Oczywiście, że nie – uspokoiła go.

– Ale kiedy się ożenię, będzie musiała mi je przekazać – powiedział Mark.

– Więc nic nas nie może powstrzymać – dorzuciła Phoebe.

– Mylisz się, młoda damo – rzekł Daniel. – Ja cię mogę powstrzymać i niewątpliwie to uczynię. Oddaj mu pierścionek.

– Nie.

– Powiedziałem, żebyś go oddała.

– Danielu, proszę – wtrąciła się Lee. – Nic się nie zmieni, nawet jeśli Phoebe odda go Markowi. O zaręczynach nie stanowi tylko pierścionek.

Oczy Daniela rzucały gromy, zupełnie jak tego dnia, gdy córka oznajmiła mu, że zostanie modelką.

– Dobrze – mruknął. – Tym zajmę się później. – Odwrócił się do Marka. – Wynoś się z mojego domu i trzymaj się z daleka od mojej córki.

– Idź do domu, Marku – poprosiła Lee.

– Nie mogę, Phoebe mnie potrzebuje – oznajmił stanowczo.

– Proszę, idź – błagała Phoebe ze łzami w oczach. – Spotkamy się jutro.

Słysząc to, Daniel zacisnął zęby, ale zanim zdążył coś powiedzieć, dziewczyna wybiegła z pokoju.

Chwilę później Lee podążyła za nią na górę. Znalazła ją w sypialni, gdzie leżała w poprzek łóżka, szlochając rozdzierająco.

– Nienawidzę go – jęknęła. – Dlaczego on nie chce mnie zrozumieć?

– Ależ chce – zapewniła Lee, głaszcząc ją po ramieniu. – Po prostu widział w życiu o wiele więcej niż ty i nie chce, by stała ci się krzywda.

„Twój tato chce dla ciebie dobrze”, mówiła matka Lee wiele lat temu.

– Aleja kocham Marka. Chcę za niego wyjść i spędzić z nim resztę życia – szlochała Phoebe.

„Kocham Jimmy‘ego. Zawsze będę go kochała”. Takbrzmiały jej własne słowa, których echo słyszała tego wieczoru.

– Phoebe, masz dopiero szesnaście lat, a Mark dziewiętnaście. Za kilka lat będziecie zupełnie innymi ludźmi i nie masz pewności, czy nadal będzie wam ze sobą dobrze. Może cię spotkać taki sam los, jaki mnie spotkał…