– Mówisz tak tylko, żeby mnie powstrzymać, ale przecież sama powiedziałaś, że mam prawo do podejmowania własnych decyzji – przypomniała.

– W kwestii kariery, a nie małżeństwa.

– A ja myślałam, że właśnie ty mnie zrozumiesz. Wyszłaś przecież za mąż, będąc w moim wieku.

– Dlatego właśnie chcę cię ustrzec przed błędem, który sama popełniłam – westchnęła Lee.

– Jednak ty byłaś na tyle odważna, by iść za głosem serca. Zawsze cię za to podziwiałam – odparła Phoebe.

– To nie była odwaga – powiedziała Lee cicho. – Raczej głupota. Moje małżeństwo było jednym wielkim koszmarem, a jedyna jego dobra strona, to przyjście na świat Sonyi.

– Ale Mark i ja jesteśmy inni – zapewniła żarliwie zapłakana dziewczyna.

– Może i tak, więc tym bardziej nic wam się nie stanie, jeśli trochę jeszcze poczekacie. Poza tym nie powinnaś była zaskakiwać ojca taką nowiną. Daj mu trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego.

– Nie miał prawa kazać mi oddać pierścionka!

Lee spojrzała na wysadzaną brylantami obrączkę, która musiała kosztować co najmniej tysiąc funtów. A więc to dlatego Mark zwiększył limit swej karty kredytowej, pomyślała z niezadowoleniem.

– Kochasz Marka, więc nie chciałabyś, żeby miał kłopoty, prawda? Kupując ci to cudeńko, wpadł w poważne długi i będzie mu ciężko z nich wyjść – tłumaczyła.

– Nie pomyślałam o tym – przyznała Phoebe.

– Powinnaś oddać pierścionek. Nie dlatego, że twój ojciec tego chce, ale ze względu na Marka.

– Ale będziemy nadal zaręczeni?

– Oczywiście. Przecież to nie pierścionek przesądza o zaręczynach, lecz prawdziwe i szczere uczucie – przekonywała Lee. – Poczekajcie ze ślubem aż Mark skończy studia.

– Mieliśmy właśnie taki zamiar – oznajmiła Phoebe. – Powiedziałabym, gdyby tato dał mi dojść do słowa.

– Bądź dla niego dobra – poprosiła Lee. – Pamiętaj, czas pracuje na twoją korzyść.

Gdy kilka minut później zeszła na dół, Daniel siedział sam w salonie. Jego spojrzenie było nadal chmurne.

– Phoebe odda Markowi pierścionek przy najbliższej okazji – poinformowała.

– Nie będzie najbliższej okazji – wycedził przez zęby. – Nie życzę sobie, żeby się z nim widywała. Możesz sama zabrać pierścionek i powiedzieć bratu, że może uważać te zaręczyny za nieważne.

– Nie zostały zerwane, Phoebe chce mu oddać pierścionek, bo jest zbyt drogi i z jego powodu Mark wpadł w długi. Nic się nie zmieniło, Danielu.

– Nic?! – warknął.

– Gdybyś pozwolił córce dokończyć, powiedziałaby ci, że nie zamierzają się pobierać w najbliższej przyszłości. Przypuszczam, że kiedy emocje opadną, oboje będą mogli się przyjrzeć sobie nawzajem i być może niedługo zdecydują, że jednak do siebie nie pasują.

– A więc mam patrzeć spokojnie, jak moja córka marnuje sobie życie?

– Mówię ci, daj im trochę czasu, a zobaczysz, że do tego małżeństwa w ogóle nie dojdzie. Tylko jej niczego nie narzucaj, bo osiągniesz przeciwny skutek – ostrzegła Lee.

– Chcę uchronić ją od błędu. Czy to nazywasz narzucaniem jej czegoś?

– Zależy od sposobu, w jaki to robisz – odparła ostrożnie.

– Dziękuję za dobre słowo – syknął.

– Nie rozmawiajmy już o tym – poprosiła. – To zbyt niebezpieczny temat.

– Lee, jak długo jeszcze mamy omijać tematy, które są naprawdę istotne?

– Nie wiem – westchnęła. – Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ale jak na razie jest coraz gorzej.

Daniel nic na to nie odpowiedział, wbił tylko wzrok w ścianę.

– Słyszałem, co jej powiedziałaś – odezwał się po chwili.

– O czym ty mówisz?

– Poszedłem na górę, żeby zobaczyć, co z Phoebe i usłyszałem, jak mówiła ci, że zawsze cię podziwiała za to, że miałaś odwagę iść za głosem serca.

– Odpowiedziałam jej, że to nie była odwaga, ale głupota – wyjaśniła szybko Lee. – Nie słyszałeś?

– Nie. – Potrząsnął głową. – Mówiłaś tak cicho, że nic nie słyszałem, więc poszedłem sobie.

– Powiedziałam Phoebe, że małżeństwo z Jimmym było największym błędem, jaki popełniłam w życiu!

– Nie wątpię. Tylko że…

– Daniel, o co ci chodzi? – zirytowała się Lee.

– Jaki ty masz wpływ na moją córkę! – wybuchnął. – Dlaczego nie pomogłaś mi utrzymać nad nią kontroli, tylko stanęłaś przeciwko mnie?

– Nigdy nie stanęłam przeciwko tobie! Próbowałam ci tylko pokazać, że nie możesz traktować swej córki, jakby była jeszcze małym dzieckiem. Chciałam pomóc ci utrzymać ją jak najdłużej przy sobie.

– Ale straciłem ją!

– I winisz: za to mnie? – zapytała, choć doskonale znała odpowiedź.

– Oczywiście, że nie – zaprzeczył szybko. – Ale czasem myślę, że wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.

– Gdyby nie ja, tak? Gdybyś mnie nigdy nie spotkał? – Lee nie posiadała się z oburzenia.

– Przestań! Miałaś rację, nie powinniśmy o tym rozmawiać.

– Ale sam chciałeś, żebyśmy powiedzieli otwarcie, co myślimy. A wiesz dlaczego do tej pory nie podejmowaliśmy tego tematu? Bo obydwoje wiedzieliśmy, że nasz związek tego nie przetrzyma. Tylko jak długo można ukrywać prawdę? Prawda zaś jest taka, że winisz mnie za wszystko, co się stało. Mam rację?

Daniel milczał, ale wystarczyło jedno spojrzenie na jego pobladłą twarz, by poznać odpowiedź.

– Powiedz to – ciągnęła Lee. – Powiedz, że żałujesz, że w ogóle mnie spotkałeś, bo gdyby nie to, mógłbyś ciągle trzymać Phoebe w swej złotej klatce…

– Wystarczy – przerwał gwałtownie. – Jak możemy być razem, skoro tylko sprawiamy sobie ból?

– W takim razie skończmy z tym – zaproponowała zdławionym głosem.

– Skoro tego chcesz…

– Chcę – odparła zdecydowanie. – Kocham cię, ale już dłużej nie wytrzymam. Nie chcę, żebyś wyżywał się na mnie za każdym razem, gdy coś ci się nie uda. Przepraszam cię, próbowałam, ale nie potrafię.

– Lee – powiedział cicho, kładąc jej rękę na ramieniu. – Nie odchodź…

– Przecież oboje wiemy, że to nie ma sensu.

– Ale to nie może się tak skończyć. Kochamy się…

– Widocznie to nie wystarczy – odrzekła. – Pozwól mi odejść.

– Lee… – Daniel wyciągnął ramiona, ale cofnęła się.

– Powiem ci coś jeszcze. Nie wiem, jak bardzo żałujesz, że się w ogóle spotkaliśmy, ale zapewniam cię, że ja żałuję tego jeszcze bardziej.

– Nie mówisz chyba tego poważnie?

– Jak najbardziej – potwierdziła. – Wiodłam spokojne, przyjemne życie, a ty mi to wszystko odebrałeś. Proszę, nie zatrzymuj innie.

To powiedziawszy, wybiegła. Nie wiedziała, jak się dostanie do domu, gdyż przyjechała tu samochodem Daniela, ale na szczęście dostrzegła Marka, który stał oparty o swoje auto.

– Co się stało? – zaniepokoił się, gdy podbiegła do niego.

– Proszę cię, zabierz mnie do domu – wykrztusiła.


Zdawało się, że tym razem do Daniela dotarł sens jej słów, gdyż ani razu nie próbował się z nią skontaktować. Tłumaczyła sobie, że to dobrze, że właśnie tego chciała, ale cisza, która zapadła, była niesłychanie bolesna. Jak się okazało, Daniel nie spełnił groźby trzymania córki pod kluczem, gdyż pewnego wieczoru Mark udał się na spotkanie z Phoebe.

– To chyba tobie powinienem podziękować – powiedział oburzonym głosem po powrocie.

– Za co, kochanie? – zdziwiła się Lee.

– Za to – burknął, wyciągając dłoń, na której leżał pierścionek. – Phoebe oddała mi go i poprosiła, żebym zwrócił do sklepu.

– Czy powiedziała dlaczego?

– Jasne. Mówiła coś o konieczności czekania, o tym, że nie może pozwolić, żebym z jej powodu wpadł w długi. Zupełnie, jakbym słyszał ciebie – dodał rozgoryczony.

– Phoebe to rozsądna dziewczyna…

– Czy powiedziałaś jej, że nie stać mnie na ten pierścionek? – przerwał jej Mark.

– Tak, bo to prawda – przyznała.

– W takim razie dziękuję ci bardzo za to, że mnie tak poniżyłaś – wybuchnął. – Pieniądze! Tylko to się dla ciebie liczy, miłość w ogóle cię nie obchodzi.

– Obchodzi mnie – odparła cicho.

– Nie masz pojęcia, czym jest miłość. Gdyby było inaczej, już dawno wyszłabyś za pana Raife’a. Phoebe mówi, że jej ojciec szaleje z rozpaczy z twego powodu. Ja już mam cię dosyć, po raz ostatni wtrąciłaś się w moje sprawy. Wyprowadzam się.

Okazało się, że jego słowa nie były tylko próżnymi pogróżkami, gdyż nie minęła godzina, jak spakował manatki i przeniósł się do kolegi z roku.

Z telefonu Brendy Mulroy Lee dowiedziała się, iż Phoebe nadal pracuje.

– Ale nie wygląda za dobrze – stwierdziła Brenda. – Powiedziała mi o tym, co się wydarzyło. Przypuszczam, że atmosfera w domu nadal jest nie najlepsza, bo Phoebe ma cały czas podkrążone oczy, jakby płakała. Jeśli się nie pozbiera, nie podpisze kontraktu z Linnonem.

– Z Linnonem? – zdumiała się Lee.

Linnon Corporation był producentem niesłychanie drogich i ekskluzywnych kosmetyków.

– Chcieliby zaangażować ją jako swoją twarz dla nowej linii produktów – poinformowała Brenda. – Jeszcze nic nie wiadomo w stu procentach, ale wszystko wskazuje na to, że się jednak uda.

Lee starała się ze wszystkich sił wyrzucić z pamięci Daniela oraz jego córkę, spędzała zatem więcej czasu z Sonyą, która była dla niej prawdziwą podporą duchową.

Pewnego ranka obudził ją dźwięk telefonu. W słuchawce usłyszała aż za dobrze jej znany męski głos.

– Czy jest twój brat? – zapytał Daniel.

– Nie, Mark nie mieszka z nami od kilku tygodni.

– W takim razie nie ma sensu pytać, czy wiesz, gdzie jest Phoebe?

– A nie z tobą? – zdumiała się.

– Nie. Znalazłem list na jej łóżku. Lodowaty dreszcz przebiegł po plecach Lee.

– Och, nic… – jęknęła. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że…

– Niestety, tak. Napisała, że uciekła do Gretna Green, by wyjść za Marka.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Gdy Daniel pojawił się w drzwiach domu Lee, miał zmęczoną twarz i był dużo szczuplejszy niż przed paroma tygodniami. Bez słowa podążył za nią do kuchni, po czym wręczył jej list Phoebe.


„Kochany tato.

Proszę, spróbuj mnie zrozumieć i nie gniewaj się. Kocham Marka, więc jedziemy do Gretna Green, żeby wziąć ślub, tak jak Lee. Nie próbuj nas powstrzymać, ponieważ należymy do siebie.

Phoebe


Lee poczuła nieznośny ból w sercu, gdy przeczytała te słowa. Podniósłszy wzrok na Daniela, dostrzegła w jego oczach nie oskarżenie, jak się tego spodziewała, ale niewysłowioną rozpacz.

– Wróciła wczoraj do domu wcześniej niż zwykle – zaczął. – Nalegała, że przygotuje mi kolację. Rozmawialiśmy tak jak kiedyś, była dla mnie taka miła, już myślałem, że wszystko wróci do normy… – Jego głos się załamał. Lee wyciągnęła rękę, ale on pokręcił tylko głową. – To było jej pożegnanie. Już wtedy wiedziała, że ucieknie, gdy pójdę spać. Nawet pocałowała mnie na dobranoc…

– Nie do wiary – mruknęła Lee.

– I ona traktuje poważnie swoją karierę! – ciągnął. – Ma tyle pracy, ale rzuca ją, by wyjechać do Szkocji i wrócić nie wiadomo kiedy.

– Nie wiesz, kiedy ma następną sesję?

– W czwartek. Dziś mamy poniedziałek.

– A więc zaplanowali ślub na jutro lub pojutrze – wywnioskowała.

– Nie mogę do tego dopuścić! A ty pojedziesz ze mną – zdecydował Daniel.

– O nie, tylko nie to – jęknęła. – Nie mogę tam wrócić.

– Lee, błagam cię, zgódź się. Będę się ścigał z czasem, a twoja znajomość tego miejsca może mi zaoszczędzić cenne minuty.

– Nie mogę zostawić Sonyi samej w domu – broniła się, przejęta panicznym strachem, że bolesne wspomnienia powrócą ze zdwojoną mocą.

– W takim razie weźmiemy ją ze sobą.

– Przecież ona musi chodzić do szkoły.

– Rozumiem – wycedził przez zęby Daniel. – Boisz się, a twój strach jest dla ciebie ważniejszy niż wszystko inne, niż Phoebe, niż ja…

– Nie – zaprotestowała słabo.

– Powiem ci coś, będziesz żyła w nieustającej obawie do końca życia, gdyż nigdy nie będziesz miała tyle odwagi, by się przełamać. W porządku, chowaj się, świetnie ci to zrobi.

Lee doskonale zdawała sobie sprawę, iż Daniel ma rację. Przez cały ten czas starała się nie narażać na utratę swej wygodnej, bezpiecznej pozycji, ale teraz odkryła, iż miłość wymaga podjęcia ryzyka.

– Zgoda. Pojadę z tobą – rzekła po chwili.

– Dziękuję – odparł Daniel z westchnieniem ulgi. – Przyjadę po ciebie za godzinę.

Gdy tylko wyszedł, podniosła słuchawkę, aby poprosić matkę najlepszej przyjaciółki Sonyi, by dziewczynka mogła spędzić z nimi parę dni. Po upływie niespełna godziny Daniel ponownie zjawił się w jej domu. Wyglądał na jeszcze bardziej spiętego i zdenerwowanego niż poprzednio. :

–  Popatrz, co właśnie wyjąłem ze skrzynki na listy – powiedział, podając jej wydrukowane na lśniącym papierze czasopismo.

– „Woman of the World”! – wykrzyknęła zdumiona. – Phoebe jest na okładce.

Istotnie, na okładce pisma zamieszczono ostatnie ujęcie z sesji prezentującej modę ślubną, kiedy to Phoebe miała na sobie ową elegancką suknię o ascetycznym kroju.