– Przerażona, że się dostanie? – powtórzyła Lee z niedowierzaniem. – Czegoś tu nie rozumiem.

– Ona nie chce tam iść, ale jej ojciec się uparł. O, spójrz, mamo,. to on.

– Gdzie?! – wykrzyknęła Lee.

– Nie denerwuj siei, w gazecie – uspokoiła ją córka, podsuwając najświeższy numer, czasopisma, w którym zamieszczono wykonane przez Lee zdjęcie Daniela wraz z reklamą jego najnowszej książki podtytułem: „Kobiety, strzeżcie się mężczyzn”. Podano również daty i godziny emisji programów telewizyjnych z udziałem autora. – Musimy koniecznie obejrzeć – zdecydowała Sonya. – Oglądaj, jeśli chcesz – odparła Lee pozornie spokojnym głosem. – Ja mam co innego do roboty.

A jednak przypadkiem zobaczyła go, gdy z braku zajęcia przeskakiwała z programu na program.

– Już dawno potwierdzono naukowo, że kobiety są tak naprawdę silniejsze od mężczyzn – mówił. – O wiele lepiej znoszą wysokie temperatury, zimno i ból.

– W takim razie, jak to się stało, że mężczyźni zdominowali kobiety? – dopytywała się młoda dziennikarka.

– Ponieważ dysponujemy większą siłą mięśni, a wasza siła polega na wytrzymałości. Moim zdaniem było tak: setki tysięcy lat temu jaskiniowa kobieta wyszła na polowanie, a gdy zabiła jakąś dorodną sztukę, z krzaków wyskoczył umięśniony facet, ogłuszył ją i przypisał sobie zasługę upolowania obiadu. Tak się działo od tamtych czasów prawie w każdej dziedzinie.

– Ale w naszych czasach już się to chyba nie zdarza? – wtrąciła się prowadząca program.

– Ależ tak, tylko może w bardziej wyrafinowanej formie. Mężczyźni skutecznie ułatwili sobie życie dzięki udzieleniu poparcia dla idei równouprawnienia. Tak więc, drogie panie, strzeżcie się mężczyzn, którzy zdają się być po waszej stronie.

– Czy nie dotyczy to również pana, panie Raife?

– Oczywiście, mnie szczególnie należy się wystrzegać – roześmiał się wesoło.

Lee z westchnieniem wyłączyła telewizor. Żałowała, że w ogóle obejrzała ten program, gdyż zniweczyła w ten sposób prowadzone od tygodni wysiłki, zmierzające do wyrzucenia tego mężczyzny z pamięci.


Lato było już za pasem. Zgodnie z wieloletnią tradycją uczelnia Marka świętowała nadchodzący koniec semestru balem, na który naturalnie zamierzał zaprosić Phoebe. Pewnego wieczoru, wróciwszy z randki, wręczył zdziwionej siostrze list.

– To do ciebie, od ojca Phoebe – wyjaśnił. – Obiecałem, że dopilnuję, byś go przeczytała.

Lee sądziła, że wie, co zawiera ów list, ale czekało ją duże zaskoczenie. Wiadomość miała wyjątkowo oficjalny ton, w dodatku napisana była na maszynie na eleganckim papierze listowym.


Droga Pani Meredith!

Zapewne, zgodzi się pani ze mną, iż nadszedł czas, byśmy się lepiej poznali. Pani brat zajął ważne miejsce w życiu mojej córki i, choć obydwoje są oczywiście zbyt młodzi, by wyniknęło z tej znajomości coś poważnego, sądzę, że spotkanie naszych rodzin mogłoby okazać się korzystne. Proponuję zatem, byśmy we czworo wybrali się na bal, który organizuje uczelnia Marka. Będę zobowiązany, jeśli jak najprędzej prześle mi pani odpowiedź.

Z poważaniem Daniel Raife


Za nazwiskiem znajdował się cały sznureczek tytułów naukowych, co spotęgowało jeszcze nieprzyjemne wrażenie, jakie na Lee wywarł ten list.

– Pójdę, pójdę – westchnęła, odpowiadając na błagalne spojrzenie brata, który, zerkając jej cały czas przez ramię, poznał dokładnie treść listu. – Wymanewrował mnie po mistrzowsku, więc jedyne wyjście, by zachować choć odrobinę godności, to wyrazić zgodę.

ROZDZIAŁ TRZECI

Bal miał wyjątkowo uroczysty charakter, toteż cała czwórka ubrana była w eleganckie wieczorowe stroje. Mark wystąpił w smokingu, śnieżnobiałej koszuli oraz muszce, który to strój zabawnie kontrastował z jego dziecinnymi rysami twarzy. Phoebe miała na sobie zwiewną suknię z białego jedwabiu, dyskretnie podkreślającą jej smukłą sylwetkę. Lee, która na tę okazję włożyła prostą szafirową suknię, wyglądała wprost olśniewająco, z czego, do pewnego stopnia, zdawała sobie sprawę. Jej policzki były delikatnie zaróżowione z przejęcia, a w oczach igrały wesołe ogniki. Przecież po tylu tygodniach zobaczy wreszcie Daniela…

Gdy ubrany w smoking stanął wraz z córką w drzwiach, Lee miała wrażenie, jakby się w ogóle nie rozstawali. Wbrew samej sobie myślała o nim tak często, że zdawało jej się, jakby cały czas byli razem. Przez te tygodnie starała się mu umknąć, ale jego upór oraz cierpliwość zwyciężyły. Teraz wyraźnie starał się nie spłoszyć jej nieodpowiednim zachowaniem, jakby chciał w ten sposób zapewnić, że nie ma się czego obawiać. Na próżno, nie miała do niego zaufania. Przecież nie zadawałby sobie tyle trudu, żeby ją zdobyć, gdyby chodziło mu jedynie o pokazanie jej, iż nie ma się czego bać.

Mark i Phoebe wpatrywali się w siebie błyszczącymi oczyma. Na ten widok serce Lee ścisnęło się z żalu. Byli tacy młodzi, tacy pewni, iż ich szczęście będzie trwało wiecznie.

– Jesteś gotowa do wyjścia? – wyrwał ją z zamyślenia głos Daniela. – Od para chwil próbuję zwrócić na siebie twoją uwagę.

– Patrzyłam na tych dwoje – odparła, wskazując ruchem głowy na Marka i Phoebe, którzy oddalili się o parę kroków.

– Ale myślałaś o czymś jeszcze, prawda? O czymś smutnym.

– Zawsze robi mi się smutno, kiedy widzę dzieci w ich wieku, przekonane, że kochają na śmierć i życie. My już wiemy, że takie rzeczy się nie zdarzają. – W jej głosie pobrzmiewała nuta goryczy.

– Owszem – zgodził się, – Ale jest coś jeszcze, o czym mi nie powiedziałaś.

– Nie powinniśmy już iść? – zmieniła temat, ponieważ nie czuła się jeszcze gotowa do zwierzeń.

Uniwersytecką sala balowa była rzęsiście oświetlona i pięknie przystrojona wielobarwnymi kwiatami. Jako że tańce już się rozpoczęły, Mark i Phoebe od razu pobiegli na parkiet.

– Może my też pójdziemy zatańczyć? – zaproponował Daniel.

– Sądziłam, że mamy odbyć poważną rozmowę – odrzekła z wahaniem…

– Później. Chciałbym sprawdzić, jak to jest trzymać cię w ramionach. Zbyt długo o tym marzyłem, by teraz przepuścić taką okazję.

Powiedziawszy to, objął ją lekko i poprowadził na parkiet. Lee z wrażenia aż wstrzymała oddech. Właśnie w obawie przed taką chwilą tak długo przed nim uciekała. Teraz czuła dziwną słabość, miała wrażenie, iż za chwilę jej nogi odmówią posłuszeństwa. Podniosła wzrok. Po wyrazie twarzy Daniela poznała, iż jego również przepełniają podobne emocje. Jego ciemnoniebieskie oczy płonęły, a spoczywająca na jej plecach dłoń lekko drżała.

– Chodźmy do baru – poprosił, zatrzymując się nagle. – Jeśli zostaniemy tu choć chwilę dłużej, zacznę cię całować na środku sali.

Poszli więc do baru i usiedli przy niewielkim stoliku.

– Jesteś niewątpliwie najbardziej nieuczciwym, pozbawionym skrupułów… – zaczęła Lee, gdy już zamówili drinki.

– Przebiegłym? – podsunął, uśmiechając się lekko.

– Przebiegłym, szczwanym…

– Zdesperowanym?

– Słucham? – Zdawało jej się, że się przesłyszała.

– Naprawdę byłem już zdesperowany – wyznał. – Wiedziałem, że nie zamierzasz ulec, choć na początku odniosłem trochę inne wrażenie. Możesz mnie nazwać zarozumialcem, ale wydaje mi się, że spotkanie z tobą nie wpłynęłoby na mnie aż tak bardzo, gdybyś w ogóle nie była mną zainteresowana. Mam rację?

– Cóż, nie mogę temu zaprzeczyć. Z mojej strony również coś było, ale… – Zawiesiła głos.

Dziękuję w każdym razie, że nie powiedziałaś, że się oszukiwałem – odparł cicho. – Wszystko rozegrało się tak szybko, że próbowałem sobie wmówić, iż wyobraziłem to sobie.

Lee miała dojmujące wrażenie bezradności. Daniel zdawał się dążyć do tego, by głośno przyznała, iż coś między nimi się zaczęło, dla niej jednak wciąż było za wcześnie. Podjęła więc jeszcze jeden desperacki wysiłek.

– Nie jesteśmy już dziećmi, aby wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia… – zaczęła niepewnie.

– Mylisz się, dzieci nie wierzą w takie rzeczy – poprawił ją. – Gdyby te dzieciaki dowiedziały się, że zakochałem się w tobie po pięciu minutach naszej znajomości, tarzałyby się ze śmiechu. Wiesz, Lee, kto tak naprawdę wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia? Naukowcy. Ich zdaniem jest to jakiś proces chemiczny.

– Szczerze mówiąc, nie czuję się jak probówka – zauważyła chłodno.

–  Ja też nie. To, co miało miejsce w twoim studiu, nazwałbym raczej magią, a może wypełnieniem naszego przeznaczenia*

– Wierzysz w przeznaczenie? – zdziwiła się.

– A czemu nie? Czasami to jedyne wytłumaczenie, jakie można przyjąć. W chwili, kiedy ujrzałem cię w studiu, wiedziałem, że wypełnisz sobą pustkę w moim życiu. Lee, błagam cię, powiedz, że czułaś to samo, bo…

Przerwał, gdyż podniósłszy wzrok, spostrzegł grupę młodych ludzi, którzy przypatrywali mu się z zainteresowaniem. Jedna z osób podeszła i nieśmiało poprosiła o autograf, na co Daniel przystał z uroczym uśmiechem, po czym zamienił parę zdań zresztą.

– Za dużo tu ludzi – powiedział w końcu, kiedy wielbiciele oddalili się. – Niedaleko stąd jest maleńka restauracja. Moglibyśmy tam swobodnie porozmawiać.

– A co z Phoebe i Markiem?

– Powiem im, dokąd się wybieramy – odparł, po czym udał się na poszukiwanie swej córki i jej przyjaciela.

– W porządku, możemy iść – oznajmił, wróciwszy po pięciu minutach., Wymknęli się tylnym wyjściem, które wychodziło na długą aleję, obsadzoną wysokimi drzewami; Zapadł już zmrok, powietrze było chłodne i rześkie. Gdy tylko dotarli do pierwszego drzewa, Daniel zatrzymał się i wziął Lee w ramiona. Ktoś nas może zobaczyć, zaprotestowała słabym głosem.

– To nic. Przez tyle tygodni marzyłem o twoich pocałunkach, że nie wytrzymam już ani minuty dłużej.

Po krótkiej chwili wahania, Lee gorąco odpowiedziała na pieszczotę jego warg. Doznania, jakie były teraz jej udziałem, o całe niebo przewyższały to, co sobie wymarzyła. Nie mogła uwierzyć, iż tak długo broniła się przed tym, co nieuniknione, co przepełniało jej serce szaloną radością… Nie powinienem całować cię w takich ciemnościach – Daniel odezwał się w końcu, a jego głos drżał.

Powoli, niechętnie wypuścił ją z objęć, po czym wziąwszy się za ręce, powędrowali do znajdującej się dwie przecznice dalej restauracji. Lekki wietrzyk owiewał ich zarumienione policzki, za co Lee była mu niezmiernie wdzięczna. Miała wrażenie, że śni, a gdy się obudzi, życie nadal będzie się toczyło – starym rytmem. Kiedy jednak podniosła wzrok na Daniela, zrozumiała, że od tej chwili nic już nie będzie jak dawniej.

Dotarli wreszcie do wypełnionej gośćmi restauracji. Mieli jednak szczęście, gdyż kelner zdołał znaleźć dla nich dwuosobowy stolik, ustawiony w kąciku i oświetlony tylko płomykiem stojącej na nim świecy.

Lee ogarnęła to nastrojowe miejsce zachwyconym spojrzeniem, nigdy bowiem nie była na prawdziwie romantycznej randce. Z Jimmym spotykała się zwykle w tanich kafejkach, które wtedy wydawały jej się wyjątkowe. Potem, gdy jej koleżanki cały wolny czas poświęcały flirtom i randkom, ona prała pieluchy i zastanawiała się, kiedy jej mąż wróci wreszcie z pubu. Po rozstaniu z Jimmym mężczyźni zapraszali ją tu i ówdzie, ale zawsze miała jakąś wymówkę, Zwykle albo nie miała z kim zostawić dziecka, albo musiała zostać dłużej w pracy.

– W tym świetle wyglądasz jak mała, zagubiona dziewczynka – zauważył Daniel i uśmiechnął się ciepło. – Ile masz lat? Pięć? Sześć?

Roześmiała się wesoło, kręcąc przecząco głową.

– Powiedz mi – prosił. Próbowałem to Sobie jakoś wyliczyć, ale nawet w jasnym oświetleniu nie wyglądasz na matkę Sonyi. W tej chwili dałbym ci nie więcej niż dwadzieścia lat.

– Mam dwadzieścia dziewięć – przyznała po chwili wahania.

– Ale… Sonya przecież…

– Miałam niewiele ponad szesnaście lat, kiedy się urodziła – wyjaśniła. – Wyszłam za mąż trzy tygodnie po moich szesnastych urodzinach, będąc w ciąży. Razem z Jimmym uciekliśmy do Gretna Green.

– I wzięliście ślub nad kowadłem? – zapytał z niedowierzaniem.

– Tylko w pewnym sensie. Takie zaślubiny są ważne jedynie wtedy, gdy udziela ich kapłan. Większość par najpierw uczestniczy w oficjalnej ceremonii w urzędzie stanu cywilnego, a potem w nieoficjalnej, w kuźni. My też tak zrobiliśmy.

– Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego dzieje się to akurat w Gretna Green, a nie gdzieś indziej, – Młodzi zawsze uciekali do Szkocji, bo tam dużo szybciej niż w Anglii można było wziąć ślub bez zgody rodziców, a Gretna Green leży najbliżej granicy – tłumaczyła. – Kiedyś nawet wszystko odbywało się bez obecności kapłana, wystarczyło, że zakochani wobec jakiegokolwiek świadka przysięgli sobie miłość. Dlatego prosto z powozu szli do pierwszego budynku w miasteczku, a była to właśnie kuźnia. Do dziś ludzie uważają, że Gretna Green to takie romantyczne miejsce, gdzie młodzi kochankowie mogą się połączyć wbrew woli swych okrutnych i bezwzględnych rodziców.