Podczas gdy Lee zmieniała film w aparacie, dziewczyna rozglądała się ciekawie po studiu. Szczególnie zainteresowały ją wiszące na ścianach najlepsze ujęcia w karierze Lee, a także plakaty, jakie agencje modelek wysyłały wszystkim fotografikom z branży. Na owe postery składały się maleńkie zdjęcia modelek, wraz z krótką charakterystyką każdej z nich. Phoebe na dłużej zatrzymała się przed plakatem agencji Mulroy & Collit, przyglądając się dokładnie jednej z fotografii, pod którą było napisane: „Roxanne, sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, włosy blond, oczy zielone”.

– To jest ta modelka, z którą rozmawiałam pierwszego dnia, prawda? – zwróciła się do Lee.

– Owszem, jedna z najlepszych.

Kiedy po przerwie wznowiły sesję, Lee sfotografowała Phoebe najpierw w owej białej sukni, jaką włożyła na bal Marka, a później w stroju, w którym przyszła db studia. Propozycja, by Phoebe włożyła dżinsy i białą koszulę, wzbudziła jej niemałe zdziwienie, Lee jednak przeczuwała, że może to być najlepsze ujęcie, jakie do tej pory zrobiła.

– Uważasz, że to będą dobre zdjęcia, Lee? – zapytała Phoebe, kiedy po zakończonej sesji siedziały w biurze.

– Myślę, że tak – odparła ostrożnie.

– Tak dobre, że mogłabym zostać modelką? – nie ustępowała.

– Nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie.

– Dlaczego? Bo obiecałaś tacie, że nie będziesz mnie do tego zachęcała?

– Cóż, wiesz, jak on się na to zapatruje – westchnęła Lee.

– To już jego problem. Chcę po prostu wiedzieć, czy jestem w tym dobra, czy beznadziejna. Jeśli to drugie, to powiedz mi otwarcie, nie obawiaj się, że zranisz moje uczucia.

Lee znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Jak się obawiała, musiała w końcu opowiedzieć się po którejś ze stron.

– Powiedz, jestem beznadziejna? – prosiła Phoebe.

– Nie – mruknęła Lee.

– Czyli że jestem dobra? – dociekała.

– Dobrze wiesz, że tak.

– Jak dobra?

– Muszę najpierw zobaczyć zdjęcia, zanim będę mogła odpowiedzieć na to pytanie – odparła wymijająco.

– Ale chyba masz już jakieś pojęcie. – Phoebe nie dawała jej spokoju. – Czy gdybym powiedziała ci, że zamierzam zostać modelką, uznałabyś, że kompletnie zwariowałam? Lee miała ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie. Owszem, spodziewała się pytań, ale nie takiego przesłuchania.

– Nie, tego bym nie powiedziała – odrzekła wreszcie. – Poradziłabym ci raczej, byś słuchała swego ojca. Lepiej zna świat niż ty.

– Ale nie świat mody. Ty jesteś ekspertem w tej dziedzinie, dlatego pytam ciebie. Poza tym, jestem już w wieku, kiedy myśli się o tym, co chce się robić w życiu. Odnoszę wrażenie, że gdybym oznajmiła, że chcę iść na uniwersytet, żadne z was nie powiedziałoby, że jestem zbyt młoda, by móc podejmować takie decyzje – zauważyła sprytnie.

– Rzeczywiście, coś w tym jest – przyznała Lee, krzywiąc się nieznacznie. – Moim zdaniem powinnaś mieć więcej do powiedzenia na temat swej przyszłości.

– Proszę cię, powiedz szczerze, nadaję się na modelkę? Lee westchnęła ciężko. Ostrzegała Daniela, że kiedy nastąpi ten moment, będzie musiała wyznać prawdę.

– Owszem, nadajesz się. Wyglądasz cudownie i jesteś niesłychanie fotogeniczna. Ale życie modelki jest bardzo ciężkie. Możesz się rozchorować i w ciągu jednego dnia stracić urodę. Możesz też bez rezultatu błagać, by przyjęto cię do jakiejś agencji.

– Ale przecież ty mogłabyś mnie zatrudnić – podsunęła Phoebe.

– O nie! – Lee zaprotestowała żywo, przerażona ewentualną reakcją Daniela na taką wiadomość. – Przecież twój ojciec jest temu przeciwny.

– Ale gdyby nie tato, przyjęłabyś mnie?

– Tego nie powiedziałam. Mogłabyś, na przykład, okazać się nieodpowiednia do zamówionych u mnie sesji, a chyba nie chciałabyś, żebym cię faworyzowała i przyjmowała, mimo że nie odpowiadasz wymogom mojego klienta?

– Oczywiście, że nie. Ale nie chciałabym również być dyskryminowana. Jeśli nie spełniam warunków, zgoda, możesz mnie nie przyjmować, ale jeżeli jedynym powodem byłyby opory mojego taty, to postąpiłabyś nie tylko niesprawiedliwie, ale i niezgodnie z prawem – oznajmiła Phoebe.

– Słucham? – zdumiała się Lee.

– Według naszego prawa nie wolno ograniczać niczyjej wolności podejmowania pracy zarobkowej – wyjaśniła dziewczyna. – A więc gdyby nie tato, zatrudniłabyś mnie, czyż nie?

– Chyba lepiej będzie, gdy powstrzymam się od odpowiedzi na to pytanie – odrzekła Lee słabym głosem.

– Nie szkodzi. Niektórzy uważają, że milczenie oznacza zgodę.

– Phoebe, może ty rzeczywiście powinnaś zostać adwokatem? Odnoszę wrażenie, że to twoje powołanie.

– Tak mówi tato – odparła ze śmiechem. – Ale ja sama wiem, co jest dla mnie dobre. Dziękuję ci, Lee – dodała, idąc w kierunku drzwi.

– Czy ty też byłaś kiedyś taka młoda i pewna siebie? – spytała Gillian – Owszem – przyznała Lee. – Ale zakończyło się to katastrofą. Tylko że ja nigdy nie byłam geniuszem.

ROZDZIAŁ PIATY

Przez kilka następnych dni Lee nie miała czasu myśleć o Phoebe, była bowiem zbyt zajęta przygotowywaniem Sonyi do wyjazdu do ojca. Ostatniego dnia matka i córka wybrały się razem po zakupy, z których Lee powróciła z łupem w postaci błękitnej jedwabnej sukienki, idealnie pasującej do barwy jej oczu. Cieszyła się, że wreszcie kupiła sobie coś prostego i klasycznego, ale Sonya szybko zburzyła jej radość.

– Świetnie wyglądasz, mamo – pochwaliła. – Nareszcie kupiłaś sobie coś naprawdę sexy.

– Kochanie, nie bądź wulgarna – skarciła córkę. – Ta sukienka jest prosta i elegancka.

– Jasne, że tak. Prosta, elegancka i sexy.

Przyjrzawszy się sobie dokładnie w lustrze, Lee z niezadowoleniem przyznała Sonyi rację. Rzeczywiście, była to chyba najbardziej prowokująca suknia, jaką kiedykolwiek miała na sobie.

Pociąg, który miał zawieźć Sonyę do ojca, odchodził w południe. Wyjechały na dworzec dosyć wcześnie, miały więc trochę czasu, aby usiąść w bufecie i porozmawiać nad filiżanką herbaty. Jak zwykle w takich okolicznościach Lee dławiło dziwnie w gardle. Wprawdzie dawno już postanowiła, że nie będzie zabraniać Jimmy’emu kontaktów z córką, ale każda wizyta Sonyi u ojca przyprawiała ją o nerwowy ból żołądka. W dodatku zawsze przed takim rozstaniem gadała głupoty by ukryć swą rozterkę.

– Nie wiem, jak zdołasz zrobić w te wakacje wszystko, co sobie zaplanowałaś, kochanie – zaczęła, – Ledwo wrócisz od ojca, a już masz ten obóz ze szkoły. Pamiętaj, wyjazd dwudziestego trzeciego. Potem…

– Mamo – przerwała Sonya, gładząc ją delikatnie po ręku. Na pewno wrócę, obiecuję.

– Aż tak to po mnie widać? – zapytała drżącym głosem Lee.

– Za każdym razem, kiedy wyjeżdżam do taty, przypominasz mi o wszystkich rzeczach, jakie mam zrobić po powrocie. Musiałabym być jeszcze głupsza, niż jestem, żeby nie zrozumieć, co cię gnębi.

– Wcale nie jesteś głupia!

– Proszę, przestań się martwić. Kocham tatę, ale nie chciałabym z nim mieszkać – zapewniła Sonya. – Wymyślił ostatnio, żebym mówiła do niego po imieniu – dorzuciła kpiącym głosem.

– Naprawdę? Dlaczego?

– Z tego samego powodu, dla którego zaczął od niedawna nosić modne ciuchy i wciągać brzuch. Dobiega czterdziestki i nie może się z tym pogodzić, czym okropnie denerwuje Erikę. ‘Lee roześmiała się, słysząc lekką ironię w głosie swej trzynastoletniej córki, która z niezwykłą dojrzałością potrafiła zanalizować sytuację.

– Wiesz co, mamo? – Sonya odezwała się ponownie, uśmiechając się łobuzersko. – Może jednak nie pojadę? Zostanę tu z tobą, będziemy miały cały tydzień tylko dla siebie.

Na twarzy Lee odmalowało się przerażenie, dopiero kiedy pochwyciła spojrzenie córki, zrozumiała, że to był żart. Sonya domyślała się, że jej matka zamierza spędzić ten tydzień w towarzystwie Daniela.

– Chyba powinnaś już wsiąść do pociągu – oświadczyła stanowczo.

– Może jednak zostanę, by dotrzymać ci towarzystwa?

– Wsiadaj, Sonyu.

– Nie mogę znieść myśli, że zostajesz sama na tak długo – podpuszczała ją córka.

– Jeśli za chwilę nie znajdziesz się w wagonie, zaciągnę cię tam siłą – zagroziła ze śmiechem Lee. – Nie zamierzam przepuścić takiej okazji pozbycia się ciebie na cały tydzień. Teraz kolej twego ojca, niech on się trochę z tobą pomęczy.

Uściskały się serdecznie, po czym Sonya weszła na stopnie wagonu.

– Bądź grzeczna – upomniała matkę, i szybko wbiegła do pociągu, zanim Lee zdążyła zaprotestować.

Na ten wieczór zaplanowała spotkanie z Danielem, który ostatnie kilka dni spędził gdzieś poza miastem. Przygotowania do randki zajęły jej sporo czasu, ponieważ długo nie mogła się zdecydować, czy powinna włożyć tę nową sukienkę, czy też raczej nie. Zachowujesz się jak dziecko, upominała się w duchu. Jesteś dojrzałą kobietą, która wreszcie podjęła ostateczną decyzję, więc chyba możesz wybrać bardziej śmiały strój.

W rezultacie stanęła przed drzwiami jego domu w błękitnej sukience, która przyciągała pełne podziwu męskie spojrzenia. Ledwo znalazła się w holu, Daniel obsypał ją gorącymi pocałunkami, tak że aż zakręciło jej się w głowie.

– Chyba już ze sto lat nie trzymałem cię w ramionach – wyszeptał jej wprost do ucha. – Czy zauważyłaś, że po raz pierwszy będziemy całkowicie sami, tylko ty i ja?

– Nie po raz pierwszy 4 poprawiła. – Przecież już kilka razy spędzałam u ciebie wieczory, gdy nikt nam nie przeszkadzał.

– Tak, ale nigdy nie mieliśmy domu tylko dla siebie. Nagle z kuchni dobiegło ich dziwne syczenie. Daniel jęknął i pobiegł tam, a kiedy Lee weszła za nim, właśnie otwierał okno, aby wywietrzyć pełne dymu pomieszczenie.

– Czyżbyśmy już nie mieli kolacji? – zapytała Lee ze śmiechem.

– Nie, to tylko tak poważnie wygląda, ale naprawdę nic złego się nie stało. Proszę – dodał, wręczając jej kieliszek czerwonego wina.

– Czy mogłabym ci w czymś pomóc?

– Nie ma mowy – odparł, odsuwając ją z przejścia. – Kobietom powinno się zabronić wstępu do kuchni, bo nie umieją tak dobrze gotować, jak my.

Kiedy zobaczyła, jak dobrze się czuł w swej pełnej nowoczesnych urządzeń kuchni, w duchu przyznała mu rację.

– Jesteś okropnym oszustem – roześmiała się w pewnej chwili. – Powiedziałeś Phoebe, że wypada, aby pojechała do Francji, a tak naprawdę chodziło ci o pozbycie się jej z domu.

– Ależ naprawdę już dawno była umówiona z Bressonami, że odwiedzi ich w wakacje – zaprotestował. – Niegrzecznie byłoby teraz odmówić. Muszę jednak przyznać, że cieszę się, mając przez tydzień dom tylko dla siebie.

– Doskonale cię rozumiem – przyznała. – Gdy wreszcie zostałam sama, czułam się podobnie. Nareszcie mogę czuć się swobodnie, nie myśleć o wpatrzonych we mnie dwu parach nastoletnich oczu.

– A co, nie ma Marka? – zdziwił się…

– Nie. Oznajmił mi wczoraj, że ma ochotę na dłuższy wypad samochodem i wieczorem już go nie było.

– Pojechał tą kupą szmelcu? – zapytał Daniel z rozbawieniem. – Chyba kompletnie mu odbiło. Przecież nie ujedzie dalej niż dwadzieścia kilometrów. A dokąd to się wybrał?

– Był bardzo tajemniczy, jeśli chodzi o tę kwestię. Zauważyłam dziś, że jego paszport zniknął;…

– Czyżbyś próbowała mi powiedzieć, że pojechał do Paryża?

– Obawiam się, że to wielce prawdopodobne – westchnęła.

– Ach, ci młodzi… Tylko człowiek zakochany do szaleństwa może wpaść na pomysł wybrania się w tak długą drogę takim gruchotem. Dobrze, że mi to powiedziałaś, zadzwonię do pani Bresson i uprzedzę ją, że Mark może się u niej zjawić lada dzień.

Gdy Daniel doglądał swych pachnących dzieł sztuki kulinarnej, Lee powędrowała do salonu, chcąc przydać się chociaż przy nakrywaniu stołu, ale zdumiona zatrzymała się w progu. Wszystko było już przygotowane do romantycznej kolacji we dwoje. Płomyki stojących w srebrnym lichtarzu świec delikatnie migotały w kryształowych kielichach, a przed jednym z nakryć stał wazonik z przepiękną czerwoną różą. Widać było, że ten, kto zadał sobie tyle trudu, aby nakryć tak stół, chciał, aby traktowano go poważnie.

Parę minut później Daniel wszedł do salonu, pchając przed sobą wózek z gotową kolacją. Z wielką wprawą obsłużył swego gościa, po czym uśmiechnął się radośnie, gdy spostrzegł, iż Lee przygląda się stojącej obok jej talerza róży. Na koniec wyłączył światło i cały pokój ogarnął niesłychanie romantyczny półmrok, rozświetlany jedynie płomykami świec.

– Zapomniałeś jeszcze o muzyce – podpowiedziała ze śmiechem Lee.

– Wcale nie – odparł, włączając magnetofon.

Z głośników popłynęła rzewna melodia, grana na skrzypcach – Jak ci się podoba? – zapytał po chwili.

– Świetnie, Nie zapomniałeś o niczym.

Pochwycił jej roześmiane spojrzenie i westchnął ciężko.

– Jesteś straszna – jęknął. – A ja się tak staram.

– Ależ ja naprawdę uważam, że jest wspaniale – zaprotestowała. – Tylko że nie widzę, co jem.