Endre spał dość długo, dopiero po jakiejś godzinie Maria zauważyła, że otworzył oczy.

– Nadal nic cię nie boli? – zapytała.

– Zupełnie nic. Czuję, oczywiście, że mam rany, ale wszystko wydaje mi się takie cudowne! Zupełnie jakbym unosił się w powietrzu.

– To wspaniale! Zostaniemy tu do świtu. Do tej pory może uda mi się wymyślić, jak cię stąd wydostać.

– Nie chcę stąd odchodzić – rzekł pośpiesznie.

– Ależ, Endre – roześmiała się. – Przecież to najbardziej obskurne miejsce na świecie.

– Nie! – zaprotestował gwałtownie, a wtedy dziewczyna zrozumiała, że Endre znajduje się pod wpływem środków odurzających. – Bo ty jesteś tu ze mną, Mario, moja ukochana…

Drgnęła, usłyszawszy ton jego głosu. To nie przyjaźń, ta miłość…

– Endre, co ty opowiadasz? – spytała bez tchu i pochyliła się nad nim.

Nie odpowiedział, dłonią poszukał jej twarzy, opuszkami palców gładził ją po policzku i w okolicach ust. Potem cofnął rękę, a na policzku poczuła jego pocałunek.

Z ustami tuż przy jej uchu, szeptał gorąco:

– Mario, zostań ze mną! Kocham cię jak nikt na świecie. Śniłem o tobie, najdroższa…

– Och, Endre – zadrżała, a serce waliło jej jak opętane. To szaleństwo, myślała. A mimo to czuję się tak bezgranicznie szczęśliwa. Endre mnie kocha! Endre należący do zupełnie innego świata. Endre, o którym nigdy nie odważyłabym się nawet myśleć w taki sposób, ale bez którego nie potrafię żyć!

Ujęła jego twarz w swe dłonie i pocałowała go, a uczucie upojenia, jakiego doznała przy pierwszym z nim pocałunku, wróciło ze zdwojoną siłą. Przeraziła się tej intensywności. Endre trzymał ją mocno w ramionach i drżąc na całym ciele, dotykał gorącymi wargami jej ust.

Tym razem nie piłam wina, to jego bliskość tak na mnie wpływa, pomyślała.

Zniknęły wszelkie bariery. Należeli do siebie od chwili, w której poprosiła go, by został jej przyjacielem. Zdawało się, że od tamtej pory minęły całe wieki.

Endre zwolnił uścisk.

– Gdzie Magnus? – chciał wiedzieć.

– Byłam głupia, Endre – szepnęła w odpowiedzi. – Teraz dopiero zrozumiałam, że to ciebie zawsze kochałam, nie Magnusa.

Uniósł głowę, jakby chciał przeniknąć spojrzeniem mrok i zobaczyć jej twarz.

– Tak – powtórzyła Maria. – Niełatwo mi to wyjaśnić, ale dla mnie Magnus i ty stanowiliście jedno. Ty byłeś jakby jego cieniem. Ale z upływem czasu coraz bardziej rosła moja miłość do tego cienia… Ale przecież nie mogłam nawet marzyć o tobie. Stoimy jakby po dwóch stronach ogromnego muru.

– Dziwne, że to mówisz – roześmiał się Endre. – Myślałem kiedyś tak samo.

– Ale przed chwilą zburzyliśmy ten mur.

Zapadła uroczysta cisza.

– Przyrzekłam pomóc Magnusowi – szepnęła po chwili Maria. – I dotrzymam słowa. Bo Magnus jest naszym przyjacielem. Ale to ty masz moją miłość.

Powoli w izbie robiło się coraz cieplej. Endre znów zasnął, a i Maria czuła narastające znużenie. Łóżko było szerokie. Ostrożnie położyła się więc na brzegu i prawie natychmiast zapadła w sen.


Późnym przedpołudniem obudziły ją głosy dobiegające z dworu. Poderwała się, skostniała z zimna. Potrząsnęła lekko Endrem, ale w odpowiedzi usłyszała jedynie żałosne pojękiwanie.

Ostrożnie wyjrzała, a potem otworzyła drzwi na oścież.

– Tu jesteśmy! – zawołała do Magnusa i Alexandra, stojących ze służbą na polu i rozmawiających głośno.

Z okrzykami radości podbiegli do niej. W nocy mżawka zamieniła się w śnieg i ziemia znów okryła się białą pierzyną.

– Mario! Jak mogłaś zniknąć w taki sposób, zupełnie nas o niczym nie uprzedzając? – zapytał surowo Magnus. – Śmiertelnie nas przeraziłaś!

– Musiałam – odpowiedziała spokojnie. – Endre leży w środku. Potrzebna jest pomoc.

Jej chłodny ton sprawił, że Magnus spuścił głowę. Weszli do chaty. Magnus ostrożnie przysiadł na brzegu posłania, a potem podniósł na Marię oczy pełne łez. W jego spojrzeniu kryło się nieme błaganie o wybaczenie, skierowane zarówno do niej, jak i do Endrego.

Endre powoli odzyskiwał świadomość, ale znów wił się z bólu.

– Czy możemy go przenieść do zamku? – chciał wiedzieć Alexander.

– Myślę, że tak – skinęła głową Maria, a jej brat natychmiast wezwał służbę.

Umieścili rannego w jednej z komnat zamkowych, gdzie zbadał go medyk następcy tronu.

– Dzięki szybkiej pomocy, jakiej mu udzieliłaś, księżniczko, wkrótce dojdzie do siebie. Ale zastanawiają mnie jego rozszerzone źrenice. Czy podałaś mu jakieś lekarstwo?

Maria skinęła głową twierdząco i opowiedziała o sproszkowanym zielu.

Medyk powąchał je i stwierdził;

_ To bardzo silny środek, wasza wysokość. Ludzie Wschodu posiadają rozległą wiedzę medyczną, ale posługują się specyfikami, które nie zawsze są bezpieczne dla człowieka. Ten proszek należy zniszczyć. Osobiście się tym zajmę…

Schował pudełeczko z miną człowieka, któremu trafiła się nie lada zdobycz. Później wypróbował niezwykły lek na wielu swych pacjentach, którzy błogosławili go za ulgę w cierpieniach.


Endre szybko wracał do zdrowia i w kilka dni później pozwolono mu już wstać z łóżka. Maria nawet słowem nie wspomniała o nocy w chacie i nadal zachowywała dystans, pewna, że sprawdziły się słowa staruszka o tym, iż zapomina się o wszystkim, co się mówiło pod wpływem cudownego proszku.

Ale Endre nie zapomniał. Wiedząc jednak, że dla nich dwojga nie ma żadnej nadziei, ukrył wspomnienie owej nocy w sercu jako najdroższy skarb.

Magnus zaś czuł się bezradny i nieszczęśliwy. Jak dotąd nie miał okazji porozmawiać o swych planach z następcą tronu. Podczas każdego posiłku przy stole siedziało wiele osób. Poza tym dręczyły go wyrzuty sumienia. Jak mógł być tak zaślepiony pragnieniem sukcesu, że zawiódł przyjaciela? Maria nadal odnosiła się do niego uprzejmie, ale obojętnie. Zdaje się, że popełnił największe głupstwo w swym życiu.

Ale zwycięży! Musi zwyciężyć!


Wreszcie pewnego dnia następca tronu zaprosił trójkę przyjaciół na poważną rozmowę.

– Musimy uciekać – powiedział. – Nie powinniśmy zostawać tu dłużej, skoro Endre jest już na tyle zdrowy, by utrzymać się w siodle. Rozumiecie zapewne, moi panowie, że mamy wobec was ogromny dług wdzięczności za ofiarną pomoc, jakiej udzieliliście Marii. Wiele opowiadała mi o tym. Dlatego chcę coś dla was uczynić. W ostatnich dniach nawiązałem kontakt z sekretarzem Christiana Drugiego. Proszę, oto list podpisany przez króla. Możecie wracać do Norwegii jako wolni ludzie!

Podziękowali mu gorąco. Wolni… Mogą jechać do kraju nie obawiając się prześladowań.

– A teraz smutna wiadomość, Mario. Próbowałem odwlec ten moment, żebyś doszła do siebie po ciężkich przeżyciach, ale w końcu muszę powiedzieć ci prawdę. Kochana siostrzyczko, Księstwo Brandenburgii przestało istnieć.

– Co?!

– Cesarz przyłączył je do Cesarstwa Niemieckiego. Nasz ojciec udał się na emigrację. Muszę więc odwieźć cię pod eskortą do ciotki Izabelli. Taka jest wola ojca.

– Nie! – zawołała Maria. – Nie do niej! Zdradziła mnie!

– Rozumiem cię, Mario – rzekł łagodnie brat. – Ale nasz ojciec nic o tym nie wiedział, podejmując decyzję o twej przyszłości. Twój mąż nie żyje, a zresztą nie sądzę, by ojciec chciał odesłać cię do niego. Rozwodu jednak nie dostałabyś nigdy. Jedynym miejscem, do którego możesz się udać, jest więc rezydencja ciotki Izabelli.

Teraz, pomyślał Endre. Teraz nadszedł moment, by Magnus zadeklarował się, że się nią zajmie, że się z nią ożeni!

Endre i Maria popatrzyli wyczekująco na przyjaciela. Ale on milczał. Na wiadomość o upadku Brandenburgii pobladł jak kreda.

Kiedy zrozumieli, że nie zamierza nic powiedzieć, oboje poczuli się głęboko zawstydzeni. Małżeństwo z Marią nie mogło się Magnusowi już do niczego przydać, przestał więc się nią interesować.

Endre gorąco zapragnął wziąć Marię w ramiona i wynagrodzić upokorzenie, jakiego doznała, ale przecież nie mógł tego zrobić.

Nieprzyjemne milczenie przerwał Alexander.

– Tym razem podróż przebiegnie szybciej i nie będzie taka uciążliwa, bo pojedziecie w moim orszaku.

Ze spuszczoną głową Magnus wyszedł z komnaty.

ROZDZIAŁ X

Ale nawet następca tronu Brandenburgii, legitymujący się królewskim glejtem, nie został przepuszczony przez granicę do Bohuslän. Udali się więc na północ. Maria i jej przyjaciele, którzy podczas swej wyprawy nie byli rozpieszczani nadmiernymi wygodami, rozkoszowali się teraz wygodnymi saniami, ciepłymi skórami wilczymi, pochodniami rozpalanymi wieczorową porą. Co prawda Endre wolał jechać konno, ale Maria, siedząc w saniach, często na niego spoglądała. Widziała, że i on wodzi za nią oczami, i to napełniało ją radością. To coś zupełnie innego aniżeli moje młodzieńcze zauroczenie Magnusem, pomyślała. Raczej intensywne poczucie przynależności, wobec którego nieważne wydają się podziały społeczne. Kiedy troskliwie otulał ją ciepłym futrem w saniach, ich spojrzenia spotykały się na upojne sekundy. W takich chwilach świat wokół nich przestawał istnieć i nie byli w stanie ukryć swych uczuć. Ale zaraz Endre na powrót stawał się pełnym taktu przyjacielem, który służył z oddaniem swej księżniczce.

Tymczasem Magnus nic nie dostrzegał. Siedział obok Marii smutny i przygnębiony, całkiem pozbawiony ducha walki. Martwił się nie tylko upadkiem Brandenburgii i porażką Szwedów. Dręczyło go coś jeszcze, czuł w głębi duszy jątrzący ból…

Szybko przemierzali drogę na północ. Przed księciem i jego świtą otwierały się wszystkie bramy, nocowali więc przeważnie we dworach i pałacach możnowładców.

W niektórych rejonach Szwecji wojna trwała nadal. Nie było komu dowodzić chłopami, ale oni z własnej woli stawali w obronie swych wsi. Nie na wiele się to jednak zdało. Król Christian podporządkowywał sobie kraj kawałek po kawałku.

Książęcy orszak przemierzył cało i zdrowo niespokojne trakty, aż któregoś wieczoru utknął w posiadłości szlacheckiej w pobliżu granicy z Norwegią. Niedaleko stąd toczyły się walki. Gdyby książę podjął najmniejszą nawet próbę wmieszania się w zbrojne starcia, glejt umożliwiający mu swobodne poruszanie się na terenach objętych wojną straciłby ważność.


Magnus, Endre i Maria siedzieli w pięknej komnacie i rozmawiali o zaistniałej sytuacji.

– No tak, znów dostaliśmy się w sam środek wydarzeń – stwierdził Magnus. – Póki co mamy pożywienie i dach nad głową. Ale doprawdy korci mnie, żeby trochę przetrzepać skórę tym Duńczykom.

– To nie są Duńczycy – wtrącił się Endre – lecz knechci szkoccy z wojska zaciężnego. Okrutni i bezwzględni.

– Wiem. Tym bardziej należałoby zrobić z nimi porządek. Ale mówiąc poważnie, jeśli o mnie chodzi, to nie wracam do Norwegii.

– Jak to? – zdziwił się Endre. – Dlaczego?

– Nie mogę, jeszcze nie nadszedł czas. Zapomniałeś, że zamierzałem powrócić jako wódz? Jak więc mam się zjawić jako Magnus Maar, uboższy niż kiedykolwiek? Nie… Zamierzam porozmawiać najpierw ze Stenem Sture. On mógłby mi nadać wyższy tytuł szlachecki, dzięki czemu zyskałbym większy respekt. Co powiesz na to, Endre, byśmy ruszyli stąd w stronę Sztokholmu?

Endre długo wpatrywał się w siedzącą z boku Marię. Nie odzywała się. Jej piękna twarz w obramowaniu czarnych włosów i na tle wspaniałych brokatowych draperii wydawała się bledsza niż zwykle. Miała na sobie głęboko wydekoltowaną suknię z aksamitu w kolorze czerwonego wina. Nie nosiła biżuterii. W jej oczach wpatrujących się marzycielsko gdzieś w niewiadome odbijał się blask świec.

Magnus mógł ją zdobyć, a tymczasem złamał jej serce, pomyślał Endre.

Powoli odwrócił wzrok na przyjaciela i powiedział:

– Nie, Magnusie. Tym razem nie będę ci towarzyszył.

Twarz Magnusa oblała się gwałtownym rumieńcem.

– Co? Zostawisz mnie samego? Chcesz mnie zdradzić?

– Wydaje mi się, że raczej powinieneś unikać tego słowa Magnusie – powiedziała cicho Maria.

Magnus zacisnął dłonie na poręczy fotela.

– Endre, zapomniałeś, kim jestem? Zapomniałeś, że kiedyś przyrzekłeś wspierać mnie w walce o koronę Norwegii? A teraz, gdy twoja sytuacja trochę się poprawiła, chcesz zrezygnować? Zaprzepaścić na dobre nasze wielkie zadanie!

Endre westchnął głęboko i odezwał się cicho smutnym głosem:

– Wiesz, Magnusie, kiedyś byłeś moim ideałem, bohaterem. Od dnia, w którym twoja matka poprosiła mnie, bym pilnował, żebyś nie wpadł do stawu, a miałeś wówczas cztery albo pięć lat, uwielbiałem cię i starałem się osłonić przed wszelkim niebezpieczeństwem. Kiedy dorosłeś, byłeś mi niczym gwiazda, a twój cel był moim celem. Ale nie mogłem cię ochronić przed złem tkwiącym w tobie. Pomyśl, nie zauważyłeś zmiany, jaka dokonała się w twej duszy? Dawniej mówiłeś: „Kiedy Norwegia odzyska niepodległość”, a teraz w kółko powtarzasz: „Kiedy zostanę królem Norwegii”!

Magnus uczynił niecierpliwy gest.