– Ach. – Zmarszczył brwi. – Niektórzy miejscowi… pozwalają sobie na niemądre uwagi.

– Niemądre uwagi?

Rozejrzał się po pokoju, jakby patrzył na całą fortecę.

– Uważają, że nowy właściciel, który mieszka w tym potwornym miejscu, sam jest potworem. – Przygwoździł ją spojrzeniem. – Ale zapewniam cię, że Gaspar to w stu procentach człowiek.

– Gaspar? – Ciekawość walczyła w niej ze strachem.

– Człowiek, dla którego masz pracować.

– Myślałam, że będę pracować dla ciebie.

– Och, nie. Ja tu nie mieszkam. – Powiedział to takim tonem, jakby za nic na świecie nie zamieszkał w tym miejscu. -Jestem osobistym asystentem monsieur Gaspara. – Wskazał na szkice i plany walające się na stole. – Wynajmuję dla niego pracowników, żeby wyremontowali to miejsce. Niełatwe zadanie, gdy tak wielu miejscowych wierzy, że fort jest nawiedzony.

– Nawiedzony? Przez duchy? – Mimo lęku zaciekawiło ją to. Takie historie zawsze ją intrygowały. A przynajmniej te wymyślone. – Ludzie chyba w to nie wierzą, co?

– Ależ oczywiście, że wierzą. – Rozłożył szeroko ramiona, jakby sam w nie wierzył i uznał, że jej uwaga jest zabawna. A potem z westchnieniem opuścił ręce. – Niestety te historie o duchach jeszcze bardziej się upowszechniły, gdy przybył tu Gaspar. Wyspiarze nazywają go La Bete, Bestia.

– Dlaczego tak go nazywają? Jest podły?

– Jest… udręczony. Mężczyzna, którego twarz jest przekleństwem i który nie ma siły, aby pokazywać ją światu. Przyjechał tu, aby odnaleźć spokój. Z jego pieniędzmi stać go na życie w odosobnieniu.

– Jest okaleczony? – Na samą myśl ogarnęło ją współczucie. Lance Beaufort wzruszył niezobowiązująco ramionami.

– Jako jedyna osoba, która może go oglądać, powiem tylko, że rozumiem, dlaczego woli samotność od towarzystwa. Czasem sam nie mogę na niego patrzeć.

Zesztywniała, słysząc te słowa. Jak można coś takiego powiedzieć! I co ten mężczyzna o przystojnej twarzy i idealnym ciele może wiedzieć o cierpieniu, gdy człowiek czuje się brzydki? Zwalczyła pokusę, aby powiedzieć mu, co o tym myśli.

– Rozumiem – odparła zamiast tego.

Jej chłodny ton musiał zdradzić jej myśli, bo wzruszył ramionami.

– Zapewniam cię, że nie mówię niczego, czego by nie powiedział o sobie sam monsieur Gaspar. Jego twarz to powód, dla którego kupił ten fort. Chciał zamieszkać z dala od tych, którzy by się gapili. Niestety miejsce to wymaga wiele pracy, więc jak na razie nie ma tu spokoju.

– To straszne.

Jaki ten mężczyzna jest nieczuły, żeby mówić o wszystkim tak obcesowo.

Spojrzał na nią zaciekawiony, jakby zdziwiło go jej współczucie.

– Nie musisz zawracać sobie tym głowy. Masz tylko gotować, sprzątać i uszanować prywatność Gaspara. Z czasem może poczuje się na tyle swobodnie, że pozwoli ci się zobaczyć. Do tego czasu obowiązują cię ścisłe zasady, dzięki którym wasze drogi się nie skrzyżują. Jesteś gotowa ich przestrzegać?

– Proponujesz mi pracę?

– Ma chere. – Olśnił ją czarującym uśmiechem. – Praca była twoja, gdy tylko zapukałaś do drzwi. Przyjmiesz ją? Pensja jest nadzwyczaj szczodra, obejmuje pokój i wyżywienie.

Ulżyło jej, gdy zorientowała się, że Lance nie zamierza zadawać żadnych niewygodnych pytań, na przykład o referencje albo telefon do ostatniego „pracodawcy". Dostała pracę! Tak po prostu!

– Tak! Oczywiście, że wezmę! Jemu też ulżyło.

– Jak szybko możesz się wprowadzić?

– Dzisiaj to będzie zbyt szybko?

– To będzie doskonale.

Rozdział 2

Przeciwieństwa losu czasem zamieniają się w szansę.

Jak wieść idealne życie


Amy zapomniała o uldze, gdy Lance wstał gwałtownie, a wyraz jego twarzy z sympatycznego zamienił się w skupiony.

– A teraz co do reguł – zaczął. – Najważniejsze są te drzwi. -Wskazał na te zamknięte obok kredensu.

– Tak? – Też wstała.

– W żadnym wypadku, choćby nie wiadomo co, nie wolno ci tam wchodzić.

Jej oczy rozszerzyły się, gdy patrzyła na zakazane drzwi.

– Co jest za nimi?

– Schody do prywatnych pokojów Gaspara na szczycie wieży.

– Och.

Spojrzała na drewniany sufit. Dziwne uczucie, po części zaciekawienie, po części strach, musnęło jej skórę, gdy zdała sobie sprawę, że mężczyzna znajduje się teraz nad nimi.

– Nie chce, żebym sprzątała u niego?

– Woli sam o to zadbać. – Lance obszedł stół i stanął obok niej. – Dopóki nie skończy się remont, będziesz przede wszystkim przygotowywać posiłki i przynosić je tutaj.

Podszedł do kredensu i przesunął panel ścienny, odsłaniając drewniane pudełko zwieszające się na linie wewnątrz ściany.

– To winda kuchenna.

– Serio? – Podeszła bliżej. – Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Jak to działa?

– Stawiasz tu tacę, a potem ciągniesz za linę. Taca jedzie w górę. Kiedy monsieur Gaspar skończy, ześle naczynia na dół.

– Rozumiem. – Zmarszczyła brwi, znowu zerkając na sufit. – Cały czas spędza w wieży? Jest chory?

– Nie na ciele – odparł Lance, jakby to miało ją uspokoić. Jednak te słowa sprawiły tylko, że nagły niepokój przytłumił jej współczucie. – A teraz chodź – powiedział. – Pokażę ci rozkład fortu po drodze do kuchni. – Poprowadził ją z powrotem tą samą drogą. -W tym skrzydle znajduje się wiele małych pokojów. To pewnie były kwatery oficerów. Połączymy je w dwa duże. To biblioteka.

– Popatrz na te wszystkie półki. – Kozioł do piłowania desek stał pośrodku pokoju obok stosu drewna gotowego do pocięcia na półki. – Nawet sobie nie wyobrażam, że mogłabym mieć tyle miejsca na książki.

– Lubisz czytać?

– Uwielbiam!

– Więc masz coś wspólnego z Gasparem. – Lance szedł dalej. Ruszyła za nim, zauważając surowe krokwie podtrzymujące sufit.

Wyobrażała sobie, że nawet po skończeniu remontu to miejsce będzie surowe i pełne męskiej energii – echo dni, kiedy mieszkali tu żołnierze. Jak wyglądało ich życie?

– To będzie salon – oznajmił Lance.

W pokoju przy zewnętrznej ścianie znajdował się wielki kamienny kominek – dość dziwny pomysł w tropikach, ale przypuszczała, że temperatura nawet tutaj potrafi spaść na tyle, żeby przydał się ogień. Nadawał pokojowi charakter.

– Tyle przestrzeni – powiedziała.

Wyobraziła sobie otwarte drzwi wpuszczające łagodną bryzę. Granica między wnętrzem i zewnętrzem stałaby się cudownie nieostra. Ludzie mogliby wchodzić i wychodzić, przechodzić z pokoju do pokoju. A z tego, co widziała, galerie były dość szerokie, żeby pomieścić mnóstwo ogrodowych mebli.

– Boże – powiedziała. – Pomyśl, jakie wspaniałe przyjęcia można by tu urządzać.

Uniósł brew z rozbawieniem.

– Tak, ale fort na wyspie kupiono po to, aby uciec od ludzi, a nie ich zapraszać.

– No tak, oczywiście. – Powściągnęła entuzjazm. – Po prostu to wielki dom dla jednej osoby.

– Nie mamy tu aż tak wielu pokojów.

– Ale są ogromne! – Ruszyli znowu przez bałagan remontowy przy wejściu i skręcili do długiego pokoju o wysokim suficie z krokwiami.

– Niech zgadnę – powiedziała, uśmiechając się szeroko – a tu będzie kręgielnia?

– Jadalnia – poprawił ją, śmiejąc się, zaskoczony jej poczuciem humoru.

– Rety.

Jaka szkoda, że pan Gaspar nie lubił ludzi. Wyobraziła sobie długi stół pełen śmiejących się przyjaciół, którzy dzieliliby się dobrym jedzeniem i opowieściami.

– W takiej sali można by nakarmić armię ludzi.

– Myślę, że właśnie do tego służyła.

Zaśmiała się, zdając sobie sprawę, że miał rację.

– Więc to jedyne piętro, z którego korzystacie poza wieżą? Co jest na pozostałych?

– Pod nami znajduje się wiele małych pomieszczeń, które pewnie służyły jako spiżarnie, stajnie, zagrody dla zwierząt i więzienie.

– Więzienie? Serio?

Nie mogła się doczekać, kiedy to zobaczy.

– W pomieszczeniach nad nami znajdowały się kwatery wojskowe – wyjaśnił, kiedy szli długą jadalnią. – Pozostały nietknięte.

– Co z nimi zrobicie?

Zmusiła się, żeby iść prosto, a nie zataczać kółka, jak gapiący się na wszystko turysta. Wzruszył ramionami.

– Wynajmiemy ekipę do uprzątnięcia.

Co za szkoda, pomyślała. W forcie były całe dwa pietra niewykorzystanej przestrzeni. Mogliby spokojnie zamienić je na pokoje dla gości i pensjonat. Czy to nie byłoby cudowne życie? Prowadzić bajeczny zajazd na tropikalnej wyspie, mieć nieustannie tłumy fascynujących gości, przywożących ze sobą opowieści o miejscach, w których byli?

Kiedy doszli do końca pokoju, Lance otworzył drzwi i wyciągnął rękę, aby weszła pierwsza.

– A to twoje królestwo, mademoiselle.

Gdy weszła do ogromnej kuchni, zaparło jej dech w piersiach. Stanowiła zaskakujący kontrast z neutralną w tonie męską częścią fortu. Tutaj barwny styl francuski mieszał się z egzotyką. Stare podłogi pięknie się komponowały z bladożółtymi ścianami i jasnozielonymi szafkami. W kilku szafkach przeszklone drzwiczki odsłaniały barwne naczynia – kobaltowy błękit, ziemistą czerwień i musztardową żółć.

Ręcznie malowane kafelki z kwiatami i owocami równie barwnymi jak naczynia zdobiły ścianę za kuchnią. Na blacie obok zlewu przysiadł ceramiczny pojemnik na ciastka w kształcie koguta. Patrząc przez okno nad zlewem albo stojąc w drzwiach prowadzących na galerię, miało się po prostu olśniewający widok, ale uwagę Amy przyciągnął ogromny piec, obok lodówka i zamrażarka oraz wyspa po środku z grillem i blatem kuchennym na jednym końcu i stołem ze stołkami barowymi na drugim. Garnki i patelnie zwieszały się z wieszaka z kutego żelaza powyżej. Różnorodność tonów i faktury sprawiała, że pomieszczenie było niezwykle przytulne mimo ogromnych rozmiarów.

– Przepiękna – powiedziała, rozpadając się.

– Cieszę się, że ci się podoba.

– Bardzo. – Uśmiechnęła się. – Przynajmniej tę część ekipa skończyła, nim zniknęła-

– Właściwie to nie. Sam zrobiłem większość.

– Tak?

– Zważywszy na trudności, jakie mamy z pracownikami, musiałem dużo nauczyć się na temat budownictwa. -Jego twarz pojaśniała z dumy.

– Świetnie się spisałeś. Sam wybrałeś kolory?

– Oui et non. Tak i nie. – Rozejrzał się z zadowoleniem. – Takie same kolory były W kuchni mojej grand-mere w Narbonne.

To wyjaśniało francuski klimat, chociaż Amy powątpiewała, czy kuchnia jego babki była równie ogromna. Z łatwością mogłaby tu przygotować kolację dla przyjaciół, którą sobie wyobrażała, albo posiłki dla pełnego pensjonatu. A zamiast tego będzie gotować dla odludka i siebie.

– Pokażę ci resztę.

Podszedł do drzwi prowadzących na niewielki korytarz, na którego końcu znajdowały się kolejne drzwi prowadzące na zewnątrz.

– To do garażu. Dam ci kluczyki do samochodu.

Kiedy to usłyszała, jej oczy zrobiły się jeszcze większe. Skoro potrafiła się zgubić, idąc piechotą, to o ile łatwiej zabłądzi, jadąc samochodem? Znając siebie, ruszy do Gustavii, a wyląduje na drugim końcu wyspy.

– Tu jest pralnia. A tu spiżarnia. Twój pokój znajduje się tutaj. – Otworzył drzwi dokładnie naprzeciwko kuchni. – Nie jest duży, ale może ci się spodoba.

Przeszła obok niego i zobaczyła pokój w równie przytulnych barwach, co kuchnią. Wyplatane meble z wesołymi poduszkami zapraszały, by na nich usiąść. A kiedy Amy spojrzała na łóżko, aż westchnęła z zachwytu.

Cztery kolumny sięgały niemal sufitu i podtrzymywały moskitierę. Wiedziała, że siateczka służy bardzo praktycznym celom na tropikalnej wyspie, zwłaszcza gdy nie ma szyb w oknach, ale uznała, że to najbardziej romantyczna rzecz, jaką w życiu widziała.

Lance podszedł do drzwi wychodzących na galerię.

– Powinnaś je zamykać, gdy nie ma cię w pokoju, bo inaczej małpy ukradną wszystko, co się błyszczy. Ale kiedy będziesz w pokoju, widok stąd jest magnifique.

Otworzył drzwi i odsunął się.

Wyszła na galerię i odkryła, że jej pokój znajduje się dokładnie naprzeciwko wieży – każdy z mieszkańców schroni się na końcu swojego skrzydła. Gdy spojrzała w dół, zobaczyła skalisty brzeg zatoczki daleko w dole. Delikatny wiaterek unosił się w górę klifu, całując policzki Amy. Wysokość przyprawiająca o zawrót głowy sprawiła, że pomyślała o swojej przyjaciółce Christine, która dostałaby zawału, stając tak blisko brzegu urwiska. Amy zaś uwielbiała ten dreszczyk. Wdychając słone powietrze, spojrzała na morze.

– Tutaj jest niesamowicie pięknie.

– Cieszę się, że tak uważasz. – Stanął obok niej przy poręczy.

– Mam nadzieję, że zostaniesz dłużej niż reszta.