– Naturalnie.
– To świetnie. Nie, nie brudź szklanki. Ja jestem prosty człowiek. Plebejusz. – Luke ze śmiechem pociągnął wprost z puszki długi łyk. – Oj, staruszko, tego mi było trzeba.
– Zasiedzieliśmy się strasznie. Przykro mi, że tak długo plułam ci do ucha.
– Bujasz. Wcale ci nie jest przykro. Mnie też nie. Keshia nalała sobie trochę białego wina.
– Pościelę ci na kanapie.
Kiwnął głową, nie odrywając puszki od ust. Keshia prześliznęła się zwinnie pod jego ramieniem wspartym o przeciwległą futrynę.
W ciągu kilku chwil posłanie było gotowe.
– No, powinno ci być w miarę wygodnie. Czy życzysz sobie jeszcze czegoś, zanim potruchtam do łóżka?
Znów przybrała ten chłodny, rzeczowy ton. Pani domu. Szlachetnie urodzona Keshia Saint Martin. Gdyby jej powiedział, czego naprawdę sobie życzy, byłaby wstrząśnięta.
– Owszem – rzekł. – Chciałbym jeszcze raz ujrzeć kobietę, z którą przegadałem całą noc. Znowu się zachowujesz, jakbyś miała w zadku pogrzebacz, dziecino. To bardzo brzydki nawyk. Nie mam zamiaru cię zgwałcić, pobić ani szantażować. Nie będę ci już dziś nawet robił dalszego prania mózgu.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem i lekką urazą.
– Nie odniosłam wrażenia, że robisz mi pranie mózgu. Sama chciałam z tobą porozmawiać.
– Więc co się zmieniło?
– Nic.
– Całkiem się zamknęłaś.
– Kwestia nawyku.
– Już ci mówiłem: obrzydliwy nawyk. Chyba możemy się uważać za przyjaciół?
Kiwnęła głową. W jej oczach znów błyszczały łzy. Był to wieczór bardzo wyczerpujący emocjonalnie.
– Oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi – szepnęła.
– To dobrze, bo uważam cię za osobę niepospolitą. – Lucas zbliżył się do niej trzema długimi krokami, uścisnął ją serdecznie i pocałował w policzek. – Dobranoc, dziecino. Śpij słodko.
Wspięła się na palce, żeby oddać całusa.
– Dzięki. Ty też śpij dobrze, Luke.
Słyszał, jak zegar tyka gdzieś w ciemnościach, lecz z sypialni Keshii nie dobiegał żaden dźwięk. Gdy tylko się położył, uświadomił sobie, iż jest zanadto podniecony, aby spać. Miał wrażenie, że ta rozmowa trwała wiele dni. Bał się ją spłoszyć, dlatego poprzestał na przyjacielskim całusie. Keshia nie była kobietą, którą można poganiać – chyba że chciał ryzykować, iż więcej jej nie zobaczy. Tej nocy przeszli jednak długą drogę i Luke był zadowolony z tego, co już osiągnął. Analizował w duchu jej słowa, uczucia malujące się na jej twarzy, łzy…
– Spisz?
Był tak pogrążony w myślach, że nawet nie usłyszał jej kroków po dywanie.
– Nie – oparł się na łokciu i spojrzał na nią. W mroku dostrzegł zarys jasnej nocnej koszuli i ciemną plamę włosów zwisających prawie do pasa. – Czy coś się stało?
– Nic. Nie mogę zasnąć.
– Ja też nie.
Keshia uśmiechnęła się i usiadła na podłodze przy sofie. Nie wiedział, co oznacza jej przyjście. Nie zawsze łatwo było mu ją przejrzeć. Zapalił papierosa, pociągnął i podał jej. Keshia zaciągnęła się głęboko.
– Oddałeś mi dziś wielką przysługę, Luke.
– Jaką? – przewrócił się na plecy; patrzył w sufit.
– Pozwoliłeś mi się wygadać. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co mnie gnębiło od lat. Było mi to potrzebne.
Nie tylko to, pomyślał, lecz na dalszy ciąg było jeszcze za wcześnie. I tak miała już dość na głowie.
– Luke?
– Tak?
– Jaka była twoja żona?
Kiedy milczenie zaczęło się przedłużać, Keshia pożałowała, że w ogóle zadała to pytanie.
– Młoda, ładna, trochę nieobliczalna… podobnie jak ja w tamtych czasach – odrzekł w końcu Lucas. – I… przestraszona. Bała się zostać sama. Nie wiem, Keshia… kochałem ją, ale… wydaje mi się, że od tego czasu minęły wieki. Byłem wtedy inny. To, co było między nami, rozgrywało się w sferze czynów, nigdy słów. A kiedy mnie wsadzili, wszystko runęło. W takich chwilach dobrze jest z kimś porozmawiać, a ona tego nie potrafiła. Nie była w stanie wyrzucić z siebie bólu nawet po śmierci naszej córeczki. Dusiła wszystko w środku, aż w końcu ją to zabiło. W pewnym sensie była martwa, zanim jeszcze popełniła samobójstwo. Myślę, że podobnie jak twoja matka. Dlaczego pytasz?
– Mówiliśmy dziś tylko o mnie.
– Poprzednio zaś tylko o mnie. Chyba więc jesteśmy kwita. Lepiej postaraj się zasnąć.
Kiwnęła głową, zgasiła papierosa i wstała.
– Dobranoc, Luke.
– Dobranoc, dziecino. Do jutra.
– To już dzisiaj.
Uśmiechnął się, słysząc tę poprawkę.
– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo? Zmykaj do łóżka, bo nie będziesz miała sił, żeby pokazać mi miasto.
– Zatrzymasz się w Nowym Jorku?
– Miałem zamiar… jeśli nie będę ci przeszkadzał – zastrzegł, dotychczas bowiem o tym nie pomyślał.
– Nie, jestem wolna jak ptaszek. Dobranoc – zakręciła się na pięcie, furkocząc różową koszulką.
Miał ochotę dogonić ją, porwać w ramiona.
– Keshia! – wyrwało mu się, nim zdołał się powstrzymać.
– Słucham? – przystanęła zaskoczona w drzwiach sypialni.
– Kocham cię.
Milczała. On też milczał; skulony na sofie wpatrywał się w bielejącą plamę jej twarzy.
– Luke… jesteś dla mnie naprawdę kimś bardzo szczególnym, ale…
– Boisz się? Kiwnęła głową.
– Trochę.
– Nie bój się. Nie skrzywdzę cię. Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej kobiety jak ty.
Chciała mu powiedzieć to samo, lecz nie mogła wydobyć z siebie słowa. Stała bez ruchu, tęskniąc do jego ramion i nie śmiąc zrobić kroku, by się w nich znaleźć.
W końcu to on podszedł do niej, owinięty w prześcieradło z kanapy. Objął ją ramionami i przytulił.
– Wszystko w porządku, dziecino. Wszystko będzie dobrze.
– Będzie dobrze? – powtórzyła, podnosząc na niego promienny wzrok. Było to coś innego niż dotychczas; to było serio.
– Lucas…
– Tak?
– Kocham cię…
Delikatnie, bez wysiłku, uniósł ją w ramionach i położył w ciemności na łóżku. Uśmiechnęła się do niego tym najbardziej kobiecym z uśmiechów – tajemniczym, czułym i przewrotnym.
– Wiesz co? – szepnęła. – Jeszcze nigdy nie robiłam tego we własnej sypialni.
– Bardzo mnie to cieszy.
– Mnie też – wyciągnęła do niego ręce, odrzucając resztki onieśmielenia. Luke zsunął jej z ramion koszulę, ona zaś szarpnęła za skraj prześcieradła, które miał zawiązane w pasie. Aż do świtu dłonie Lucasa uczyły się na pamięć zarysów jej ciała, a gdy w końcu zasnęła w jego objęciach, niebo na wschodzie przybrało już perłowoszarą barwę.
ROZDZIAŁ 12
– Dzień dobry, kochanie. Na co masz dziś ochotę? – Keshia uśmiechnęła się, opierając brodę na piersi Lucasa.
– Och, wiesz, powiedzmy… tenis, brydż, to wszystko, czym zajmują się ludzie na Park Avenue.
– Nochal w górę.
– Coś nie w porządku z moim nosem?
– Jest piękny. Uwodzicielski.
– Wariatka. Stuknięta jak kukułka z zegara. Chyba przez to tak cię kocham.
– Jesteś przekonany, że mnie kochasz? – droczyła się z nim tak, jak robią tylko kobiety pewne czyjegoś uczucia.
– Absolutnie.
– Ale skąd to wiesz? – w zadumie powiodła palcem po jego szyi.
– Ponieważ swędzi mnie lewa pięta. Moja mama zawsze mówiła, że prawdziwą miłość poznaje się po tym, że swędzi lewa pięta. Swędzi, więc to ty jesteś kobietą mojego życia.
– Czubek… – Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo zamknął jej usta pocałunkiem. Wtuliła się w jego ramiona i przez chwilę leżeli w milczeniu, napawając się urokiem poranka.
– Jesteś taka piękna, Keshia.
– Ty też.
Miał szczupłe, silne ciało, składające się wyłącznie z prężnych mięśni obciągniętych gładką jak jedwab skórą. Delikatnie przygryzła brodawkę jego piersi. Luke trzepnął ją lekko w pośladek.
– Gdzie zdobyłaś tę kosztowną opaleniznę?
– W Marbelli oczywiście. I na południu Francji. „Odcięta od świata”.
– Nabierasz mnie.
– Nic podobnego. Możesz sprawdzić, przejrzyj letnie gazety. W rzeczywistości wynajęłam jacht nad Adriatykiem i zanim dotarłam do Marbelli, zbierałam materiały w Afryce Północnej. Było cudownie! – oczy jej zalśniły na samo wspomnienie.
– Widzę, że potrafisz sobie uprzyjemniać czas.
– Owszem, lecz nie tylko. Odwaliłam przy tym kawał roboty. Pomyśl, jak byłoby fajnie, gdybyśmy kiedyś wybrali się razem na stary kontynent, zwiedzili Dakar i Marakesz, Camargue we Francji, Bretanię, może i Szkocję… – podniosła na niego rozmarzony wzrok.
– Zapomnij. Przynajmniej na razie.
– Dlaczego?
– Nie mogę opuszczać kraju. Obowiązują mnie warunki zwolnienia.
– To skandal!
Luke odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się, po czym nachylił nad nią, szukając ustami jej ust. Całowali się, dopóki nie zabrakło im tchu.
– Proponuję, żebyś powiedziała to szanownej komisji – zachichotał, zsuwając z niej prześcieradło. – Wiesz, co najbardziej podoba mi się w całej tej aferze?
– Mój pępek.
– Na pewno bardziej niż twoje mielenie ozorem. Nie, skup się na chwilę…
– Właśnie się staram.
– Więc dopuść mnie do głosu.
– Kocham cię.
– Oooch, kobieto, czy ty nigdy nie przestajesz gadać? – pociągnął ją za kosmyk włosów.
– Od tak dawna nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać… Właściwie nigdy nikogo takiego nie miałam. Jest mi tak dobrze, że nie mogę przestać.
– Wiem – powiódł dłonią po wewnętrznej powierzchni jej uda.
– Co chciałeś mi powiedzieć? – zainteresowała się rzeczowo.
– Kochanie, brak ci zupełnie wyczucia chwili. Właśnie miałem znowu zacząć cię napastować.
– A ja jestem ciekawa, co masz do powiedzenia – oświadczyła z niewinną miną Keshia.
– Nie drocz się ze mną. Zanim mnie zakrzyczałaś, chciałem ci powiedzieć, że nasza znajomość zakrawa na bajkę. Przed tygodniem w ogóle cię nie znałem, potem pojawiłaś się nagle na mojej prelekcji, dwa dni temu opowiadałem ci historię swojego życia, a wczoraj się w tobie zakochałem. Myślałem, że takie rzeczy się nie zdarzają.
– Bo się nie zdarzają. Dziwne, mam wrażenie, że znamy się od dziecka.
– Ja też czuję się tak, jakbyśmy byli razem od niepamiętnych czasów. I bardzo mi się podoba to uczucie.
– Często je miewasz?
– Kobieto! Cóż za impertynenckie pytanie! Skoro jednak jesteś taka wścibska, odpowiem ci: nie. Jeszcze nigdy w życiu nie zakochałem się do szaleństwa w ciągu trzech dni, a do tego w multimilionerce.
Luke wyciągnął się leniwie i zapalił papierosa. Keshii przemknęło przez myśl, że jej matka dostałaby zawału na ten widok. Papieros w łóżku? Przed śniadaniem? Nie do pomyślenia!
– Lucas, wiesz, czym się różnisz od innych?
– Czuć mi z ust?
– Owszem, papierosami. Ale poza tym masz styl.
– Pytanie tylko jaki?
– Wspaniały. Przebojowy, seksowny… Chyba zgłupieję na twoim punkcie.
– Widzę, że już zgłupiałaś. Nie żebym się uskarżał. I tak mogę się uważać za szczęściarza.
– Ja też. Tak się cieszę! Pomyśl, co by było, gdybym nie dała ci numeru telefonu?
– I tak bym cię znalazł – oświadczył bez namysłu.
– W jaki sposób?
– Jakikolwiek. Gdybym nie miał innego wyjścia, nająłbym sforę psów gończych. Nie dałbym ci się wymknąć. Już za pierwszym razem nie mogłem oderwać od ciebie oczu. Nie chciało mi się wierzyć, że to ciebie właśnie przysłała mi prasa.
– Trochę mnie wtedy wystraszyłeś. – Tak dziwnie i błogo mówiło się o swoich uczuciach bez ogródek!
– Co ty powiesz? Jezu, a tak się starałem. Bałem się chyba dziesięć razy bardziej o ciebie.
– Ale nie było tego widać. Mierzyłeś mnie wzrokiem tak surowo, że miałam wrażenie, iż czytasz mi w myślach.
– Żałuję, że tak nie było. Ledwie się opanowałem, żeby się na ciebie nie rzucić.
– Zboczeniec – przytuliła się do niego i dotknęła wargami jego ust. – Pfe!
– Mam umyć zęby?
– Później.
Luke uśmiechnął się domyślnie i przewrócił na brzuch, wyplątując stopy z różowej nocnej koszulki. Zamknął Keshię w ramionach, rozsunął kolanem jej nogi i stopniowo, niespiesznie wziął w posiadanie całe jej ciało.
– No, moja pani, obiecałaś, że pokażesz mi miasto. – Luke siedział nagi w niebieskim pluszowym fotelu, palił drugiego porannego papierosa i pił pierwsze piwo. Byli już po śniadaniu. Keshia spojrzała na niego i wybuchnęła śmiechem.
– Wyglądasz niesamowicie!
– Nic podobnego. Wyglądam najzupełniej przeciętnie, za to czuję się dobrze jak nigdy. Mówiłem ci, dziecino, nie ma w tym żadnej klasy.
– Mylisz się. Klasa to sprawa ducha, umysłu i godności, a ty, mój miły, wszystko to posiadasz. Klasa w nikłym stopniu zależy od środowiska: na przykład w SoHo spotkałam wielu ludzi, którzy mieli jej aż w nadmiarze, i w moim świecie takich, którzy byli jej zupełnie pozbawieni. Paradoks, prawda?
– Widocznie – rzucił Luke, nie przywiązując do tego większej wagi. – A zatem co dziś robimy? Oprócz seksu, rzecz jasna.
"Zwiastun miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zwiastun miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zwiastun miłości" друзьям в соцсетях.