– Witaj, mój drogi. Skąd ta ponura mina?
– Ponura? Nie, kochanie, po prostu się zamyśliłem. – Edward przywołał na twarz uśmiech, co zresztą przyszło mu bez większego trudu. – Twój towarzysz właśnie opuścił przyjęcie. W nie najlepszym humorze.
– Od rana był nie w sosie. Na początek zwymyślał mnie przez telefon, bo nie mógł się do mnie dodzwonić. Przejdzie mu to, o ile już nie przeszło. – Kochanek Whita mieszkał ledwie o kilka przecznic od domu pani Fitz-Matthew.
Edward zdecydował się nie podtrzymywać tematu.
– Jak się bawisz?
– Świetnie. Plotkuję ze znajomkami. Są tu ludzie, których nie widziałam od dziesięciu lat! Ślub Cassie wywabił wszystkich z nor. To naprawdę całkiem udane przyjęcie.
– Myślałem, że nie lubisz wielkiej pompy.
– Nie lubię. Ale raz na jakiś czas sprawia mi przyjemność. Edward nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Była nieznośna, lecz przy tym tak niewiarygodnie piękna! Użyte przez Whitneya słowo „atrakcyjna” nie dorastało do rzeczywistości.
– Keshia…
– Słucham, Edwardzie? – niewinnie zajrzała mu w oczy.
– Co właściwie się z tobą działo? Nie tylko Whitney usiłował się do ciebie dodzwonić.
– Byłam zajęta.
– Z tym artystą z Village?
– On nie mieszka w Greenwich Village, tylko w SoHo. Nie, tym razem chodziło o co innego.
– Czy też o kogo innego?
Keshia poczuła na plecach gęsią skórkę.
– Za dużo rozmyślasz, mój drogi – odparła wymijająco.
– Być może mam powody.
– Skarbie, ja jestem dorosła! – prychnęła, wzięła go pod ramię i podprowadziła do grona znajomych, ucinając rozmowę, lecz nie rozpraszając jego obaw. Znał ją aż nazbyt dobrze. By spowodować tę subtelną przemianę, musiało zajść coś niezwykłego. Keshia promieniała spokojnym, cichym szczęściem, którego nie mógł pojąć. Być może ostatecznie wymknęła mu się spod kontroli. Na wystawnym przyjęciu u Carli Fitz-Matthew przebywała jedynie jej cielesna powłoka. Duch bujał daleko, nie wiadomo z kim.
Pół godziny później Keshia wyszła – sama. Edward zmartwił się nie na żarty. Kobieta w takim stroju nie może błąkać się samotnie po mieście, a nie był pewien, czy Whit zostawił jej samochód. Przeklęty błazen!
Pożegnał się z gospodarzami, wezwał taksówkę i ku własnemu zdumieniu podał kierowcy adres Keshii. Był przerażony. I to w jego wieku! Nigdy dotąd nie dopuścił się podobnej gafy. Keshia była dorosła, mogła być teraz z mężczyzną, ale… Edward musiał mieć pewność.
Odebrała domofon już po pierwszym dzwonku. Pod bacznym wzrokiem portiera Edward skurczył się ze wstydu.
– To ty, Edwardzie? – zdziwiła się, otwierając mu drzwi. – Czy coś się stało?
Była wciąż w tej samej sukni, lecz boso, bez biżuterii, z rozpuszczonymi włosami. Edward poczuł się jak ostatni głupiec.
– Nie, nie – potrząsnął głową, wchodząc do jej mieszkania. – Wybacz, że cię nachodzę, naprawdę bardzo mi przykro, ale umierałem z niepokoju, czy wróciłaś bezpiecznie do domu w tych wszystkich brylantach…
– I to wszystko, moje ty strachajło? – roześmiała się. – Dobry Boże, Edwardzie, myślałam już, że ktoś umarł.
– W pewnym sensie masz rację.
– Co takiego? – twarz Keshii na moment okrył cień.
– Zdaje się, że obumierają moje szare komórki. Powinienem był zadzwonić. Chyba w końcu dopadła mnie skleroza.
Keshia taktownie zmilczała, wskazała mu krzesło i podeszła do inkrustowanej chińskiej szafki, która służyła jej jako barek. Edward doskonale pamiętał ten mebel: towarzyszył Lianę, kiedy kupowała go u Sotheby’ego.
– Poire czy framboise?
– Poire, moja droga, dziękuję. – Edward zapadł ze znużeniem w wyściełany fotel. – Naprawdę wykazujesz nadludzką cierpliwość w stosunku do starego wujaszka Edwarda.
– Przesadzasz – wręczyła mu kieliszek przejrzystego likieru i usiadła przed nim na dywanie.
– Czy masz chociaż mgliste pojęcie, jak bardzo jesteś piękna?
Keshia zbyła komplement niedbałym machnięciem ręki. Podejrzewała, że starszy pan wypił za dużo. Wyraźnie zaczynał się roztkliwiać. Tymczasem ona czekała na telefon od Luke’a.
– Cieszę się, że widzę cię całą i zdrową – rzekł, aby coś powiedzieć, a potem, nie mogąc się już powstrzymać, dodał: – Keshia, co ty knujesz?
– Zapewniam cię, że nic zdrożnego – rzuciła lekko, starając się nie widzieć, że Edward jest blady i wygląda jak starzec. – Właśnie miałam się wziąć do pisania rubryki. Tym razem Carla mnie znienawidzi. Cóż począć, jest po prostu zbyt łatwym celem żartów.
– Proszę cię, postaraj się choć na moment spoważnieć. Nie chodzi mi o to, co robisz w tej chwili. Ostatnio… cóż, ostatnio wyglądasz jakby inaczej.
– To znaczy jak? Czy wyglądam na chorą, nieszczęśliwą lub niedożywioną?
– Nie, nie, wręcz przeciwnie. Wyglądasz wspaniale.
– I to cię tak martwi?
– Tak, bo… Do licha, Keshia, wiesz, co mam na myśli. Jesteś kropka w kropkę taka jak twój ojciec. Informujesz ludzi dopiero po fakcie. I wtedy wszyscy muszą spijać piwo, którego nawarzyłaś.
– Zapewniam cię, że nie będziesz musiał ponosić konsekwencji mojego postępowania – oznajmiła chłodno. – A skoro oboje zgadzamy się co do tego, że wyglądam kwitnąco, nie mam długów i nie tańczyłam nago na stole w restauracji, czy mamy jeszcze jakiś powód do zmartwień?
– Jesteś bardzo skryta – westchnął. W starciu z nią nie miał szans i dobrze o tym wiedział.
– Nie, mój drogi. Po prostu mam prawo do odrobiny życia prywatnego, niezależnie od tego, jak bardzo cię lubię i jak wspaniale zastąpiłeś mi ojca. Jestem dorosła, Edwardzie. Pełnoletnia. Ja także nie pytam, czy sypiasz z pokojówką i co robisz wieczorem zamknięty w łazience.
– Keshia! Przerażasz mnie!
– Ty robisz to samo, tyle że wyrażasz się bardziej oględnie.
– Masz rację. Przepraszam.
– Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że wszystko jest w najlepszym porządku. Słowo honoru.
– Dasz mi znać, jeśli będzie inaczej?
– Czy mogłabym cię pozbawić okazji do zmartwienia? Edward zaśmiał się i oparł głębiej w fotelu.
– Wiem, jestem okropny. Co gorsza, wcale nie mam zamiaru się poprawić. Lubię wiedzieć, że twoje życie układa się pomyślnie – starał się lekkim tonem pokryć zażenowanie. Niełatwo grać rolę przybranego ojca, zwłaszcza jeśli się jest po uszy zakochanym w przybranej córce. – A teraz nie będę ci już przeszkadzał – dodał ze skruchą. – Na pewno złowiłaś wiele smakowitych kąsków do swojej rubryki.
– Owszem, mam parę dobrych kawałków, nie mówiąc o opisie rogu obfitości, jaki zafundowała nam Carla. To doprawdy wstyd wydawać tysiące dolarów na jedzenie.
Znów miał przed sobą dawną Keshię: tę, która go nie przerażała, którą znal na wylot i która zawsze w pewnym sensie należała do niego.
– Oczywiście wśród ploteczek znajdzie się i coś o mnie – dorzuciła, mrużąc łobuzersko oko.
– Ty mała krętaczko! Co masz zamiar napisać? Chyba jedynie to, że wyglądałaś porażająco pięknie.
– Co ty powiesz? Nie, może tylko wspomnę o sukience. Za to przed twoim przyjściem zdążyłam opisać czarujące zniknięcie Whita.
– Dlaczego? – przyszło mu na myśl, że może istotnie poczuła się dotknięta.
– Ponieważ, mówiąc bez ogródek, czas gier i przebieranek minął. Pora, by każde z nas poszło własną drogą. Skoro zaś Whit nie ma dość odwagi na decydujący krok, a ja również się przed tym wzdragam, najlepiej, jeśli jego przyjaciel z Sutton Place zrobi to za nas. On na pewno nie zniesie, aby Whit był publicznie ośmieszany.
– Na Boga, Keshia! Co ty tam napisałaś?
– Nic zdrożnego. Nie mam przecież zamiaru wywoływać skandalu. Czekaj, zaraz ci przeczytam… – Keshia podeszła do biurka i zaczęła czytać obojętnym tonem zawodowego spikera: – „Wokół gruchały zakochane parki: Francesco Cellini i Miranda Pavano-Casteja, Jane Roberts i Bentley Forbes, Maxwell Dart i Courtney Williamson oraz oczywiście Keshia Saint Martin i jej nieodstępny rycerz, Whitney Hayworth III, choć tę właśnie parę rzadko widziano razem, co pozwala przypuszczać, że każde z nich wzięło własny kurs. Zauważono także, iż powodowany czymś na kształt pasji wytworny Don Juan samotnie opuścił fetę na długo przed jej końcem, pozostawiając Keshię wśród innych sokolic, gołębic i papug. Być może ów wzór dżentelmena ma już dość uganiania się za swą wybranką. Ale dość o tym. W barokowych pałacach Carli Fitz-Matthew… „ No i jak to brzmi? – spytała cierpko Keshia, której odczytany tekst ani trochę nie poruszył. Plotki są tylko plotkami, a Edward świetnie wiedział, że Keshię plotki zawsze śmiertelnie nudziły.
Spojrzał na nią z niepewnym uśmiechem.
– Trochę to nieeleganckie. Jeśli mam być szczery, wcale mi się nie podoba.
– Nie musi się podobać. Wystarczy, jeśli ujmie nam nieco blasku. A jeżeli po tym Whit nie odważy się posłać mnie do wszystkich diabłów, jego przyjaciel da mu do wiwatu. Myślę, że to go poruszy.
– Dlaczego po prostu sama z nim nie zerwiesz?
– Bo pomijając fakt, że jestem tchórzem, najważniejsza skaza na tym wzorze cnót jest mi rzekomo nie znana. To zaś, co musiałabym mu rzec otwarcie, mogłoby zabrzmieć nieco zbyt obraźliwie.
Edward westchnął, dopił likier i wstał.
– Ciekaw jestem, czy twoja intryga odniesie skutek.
– Odniesie. Mogę się założyć.
– I co wtedy? Napiszesz o tym w rubryce?
– Nie. Dam na mszę.
– Keshia, doprawdy wprawiasz mnie w zakłopotanie. Cóż, życzę ci dobrej nocy i jeszcze raz przepraszam za najście.
– Tym razem ci wybaczam.
Przeszła z nim do holu i w tej samej chwili zadzwonił telefon. Na twarzy Keshii odmalowało się silne podniecenie.
– Odbierz, sam wyjdę – mruknął, zerkając na nią z ukosa.
– Dzięki – cmoknęła go w policzek i jak na skrzydłach pobiegła do salonu. Edward cicho zamknął za sobą drzwi.
– Cześć, staruszko. Śpisz?
– Oczywiście, że nie. Właśnie o tobie myślałam.
– Tęsknię za tobą, karzełku.
Keshia rozpięła sukienkę i przeszła z telefonem do sypialni. Gdy jego głos mieszał się ze wspomnieniami tamtej nocy, czulą się tak, jakby wciąż jej dotykał.
– Ja też za tobą tęsknię. Kocham cię – powiedziała.
– Dla mnie bomba. Masz ochotę na weekend w Chicago?
– Modlę się o to od wczoraj.
Luke roześmiał się gardłowo, podał jej numer lotu, powiedział, że będzie czekał na lotnisku, i rozłączył się. Keshia uradowana zrzuciła sukienkę i przez dłuższą chwilę stała oszołomiona na środku sypialni, uśmiechając się do siebie. Zarówno Edward, jak Whit całkiem wylecieli jej z głowy. Whit jednak dał o sobie znać już następnego ranka.
ROZDZIAŁ 15
– Keshia? Tu Whitney.
– Tak, wiem.
– Już wiesz?
– Wiem, że to ty, głuptasie. Która godzina?
– Minęło południe. Obudziłem cię?
– Nie, zastanawiałam się tylko… – a zatem rubryka ukazała się w drugim porannym wydaniu. Keshia wstała o brzasku, żeby przedyktować jej tekst przez telefon.
– Myślę, że powinniśmy się spotkać – oficjalny ton Whita nie zdołał pokryć jego zdenerwowania.
– W tej chwili? Nie jestem ubrana. – Była złośliwa, ale jakże ją to bawiło! Whit tak łatwo dawał się łapać za słówka.
– Nie, oczywiście, że wtedy, kiedy będziesz gotowa. Może zjemy o pierwszej lunch w „La Grenouille”?
– Świetnie. I tak miałam dziś do ciebie dzwonić. Postanowiłam, że jednak zrezygnuję ze ślubu Cassie, a zamiast tego pojadę do Chicago.
– Może i masz rację. Keshia…
– Co takiego?
– Czytałaś dziś gazety?
Nie muszę ich czytać, żeby wiedzieć, co cię gryzie, zaśmiała się w duchu, głośno zaś odparła:
– Nie. Czy coś się stało? Masz zmartwiony głos. Chyba nie wypowiedzieliśmy nikomu wojny?
– Przeczytaj rubrykę Hallama, a zrozumiesz.
– O Boże. Znowu?!
– Porozmawiamy przy lunchu.
– Dobrze, skarbie. Do zobaczenia o pierwszej.
Whit odłożył słuchawkę i przygryzł w zębach ołówek. Miał nadzieję, że Keshia spokojnie przyjmie to, co chciał jej zakomunikować. Miarka się przebrała i Armand stracił cierpliwość. Przy śniadaniu rzucił Whitneyowi gazetę w twarz wraz z przerażającym ultimatum. A Whit zbyt go kochał, by ryzykować, że go straci.
Rozmowa przybrała niecodzienną postać. Keshia prawie przez cały czas milczała, Whit wyrzucał z siebie krótkie, rzeczowe zdania. Tak, chyba zanadto się do niej przywiązał, przez co stał się zbyt zaborczy, do czego przecież nic go nie uprawnia. Ponadto na tym etapie życiowej kariery ma jej tak mało do zaoferowania: nie jest jeszcze nawet członkiem zarządu, a w świetle jej pozycji… Wszystko to szalenie go deprymuje i Whit ma nadzieję, że Keshia go zrozumie. Czuje, że nie ma szans, by zostać jej mężem, a skoro tak, zmuszony jest wyrzec się największej miłości swego życia (czyli jej, Keshii) i pomyśleć o założeniu rodziny.
Keshia w milczeniu pokiwała głową, pociągając łyk wina. Tak, naturalnie, że go rozumie. Ona istotnie na razie nie myśli o małżeństwie, może nawet nigdy nie wyjdzie za mąż, żeby zachować nazwisko. Do roli matki też jeszcze nie dorosła. Cóż, szkoda, że tak się to kończy, ale kto wie, czy nie będzie to z korzyścią dla nich obojga. Oczywiście Whit pozostanie jej najdroższym przyjacielem do grobowej deski, amen.
"Zwiastun miłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Zwiastun miłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Zwiastun miłości" друзьям в соцсетях.