– Czy jesteś dziś zajęta podczas lunchu, Tan?

– Nie… przynajmniej na razie nic nie mam w planie… – Jednak nie chciała pójść z nim na lunch. Musiała to przemyśleć. – Mam trochę spraw, które muszę wypchnąć z biurka. – Unikała jego spojrzenia.

– Musisz coś zjeść. Przyniosę kanapki.

– Świetnie. – Czuła się jak zdrajca ukrywając to przed nim, a serce ciążyło jej jak ołów, gdy jechała do pracy. Miała szereg drobnych spraw do załatwienia w sądzie i poza nim, a kiedy o jedenastej podniosła wzrok, ujrzała mężczyznę o dzikim spojrzeniu, z czupryną kręconych, siwych włosów sterczących z jego głowy jak rozciągnięte sprężyny zegara. Podłożył bombę pod konsulatem jakiegoś państwa i sprawa miała pójść do sądu. Zaczęła rutynową procedurę, a kiedy ustaliła jego nazwisko, nagle zamarła. I z przyczyn, których nikt nie mógł zrozumieć, musiała zrezygnować z tej sprawy. Tym mężczyzną był Yael McBee, jej radykalny dzikooki kochanek z ostatniego roku w Boalt. Chłopak, który poszedł siedzieć za podłożenie bomby pod domem burmistrza. Widziała jego kartotekę i przeczytała, że od tamtego czasu siedział jeszcze dwa razy. Jakie dziwne jest życie. Tak dawno temu… to momentalnie skierowało jej myśli na wspomnienie o Harrym… ich śmiesznym małym domku, w którym razem mieszkali… i Averil taka młoda… i ta szalona hipisowska komuna, którą odwiedzała z Yaelem. Popatrzyła na niego ze swojego miejsca na sali sądowej. Zestarzał się. Miał teraz czterdzieści sześć lat. Mężczyzna. I nadal walczył o swe cele na swój nielegalny sposób. Jak daleko zaszli, oni wszyscy… ten mężczyzna ze swymi szalonymi ideami. Jego dokumenty dowodziły, że jest terrorystą. Terrorysta. A ona była sędzią. Droga bez końca… a Harry'ego już nie było wśród nich… ich wszystkie błyskotliwe pomysły przyblakły, niektóre poszły całkiem w zapomnienie, tylu ludzi odeszło… Sharon… Harry… a w ich miejsce pojawiły się nowe istnienia… jej syn, mały Harry, nazwany imieniem jej przyjaciela, i teraz to dziecko w jej łonie… niesamowite było to, jak układało się życie, jak daleko oni wszyscy zaszli… Podniosła wzrok i zobaczyła męża, który stał i przyglądał się jej. Uśmiechnęła się do niego i wycofała sprawę Yaela McBee ze swojego rozkładu zajęć. Ogłosiła przerwę na lunch i razem przeszli do jej kancelarii.

– Kto to był? – Widok Yaela rozśmieszył Russa. Jej sprawy były z pewnością zabawniejsze od jego. Tana roześmiała się i usiadła.

– Nazywa się Yael McBee, ale to nic ci nie powie. Znałam go, kiedy chodziłam do Boalt.

– To twój znajomy? – Russ popatrzył na nią podejrzliwie, a ona zachichotała.

– Wierz lub nie, ale byłam z nim.

– Daleko zaszłaś od tamtej pory kochanie.

– Właśnie o tym myślałam. – I wtedy przypomniała sobie jeszcze o czymś. Popatrzyła na niego nieśmiało zastanawiając się, jak by zareagował. – Muszę ci coś powiedzieć.

Uśmiechnął się do niej łagodnie. – Jesteś znowu w ciąży.

Spojrzała na niego, a on roześmiał się.

– Skąd o tym wiesz? Czy doktor zadzwonił także do ciebie?

– Nie. Jestem mądrzejszy niż myślisz. Wpadłem na to zeszłej nocy i przypuszczałem, że w końcu mi o tym powiesz. Oczywiście, wymyśliłaś już pewnie, że twoja kariera się skończyła, że będziemy musieli zrezygnować z domu, ja stracę pracę albo oboje ją stracimy…

Śmiała się, a kiedy on uśmiechnął się do niej, w jej oczach pojawiły się łzy.

– Mam rację?

– Tak.

– A czy przyszło ci do głowy, że jeśli możesz być sędzią z jednym dzieckiem, to możesz równie dobrze mieć ich dwoje? I być nadal dobrym sędzią.

– Tak właśnie pomyślałam, kiedy tu wszedłeś.

– Akurat. – Pochylił się, by ją pocałować. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie, które oboje znali bardzo dobrze. – Co ty możesz o tym wiedzieć…?

Pocałował ją znowu. W tym momencie weszła jej asystentka i od razu wycofała się pospiesznie, uśmiechając się do siebie. Tana dziękowała w myślach swoim szczęśliwym gwiazdom za drogę życiową, którą przebyła, za mężczyznę, którego wreszcie spotkała… decyzje, które podjęła… począwszy od kariery a skończywszy na mężu, dziecku, pogodzeniu tego wszystkiego ze sobą: mężczyzny, kariery i syna. Zbierała jeden sukces za drugim, jak polne kwiaty do bukietu. A teraz stanęła dumnie z pełnym ich naręczem i sercem przepełnionym uczuciem szczęścia. Koło fortuny przyniosło jej wszystko, czego w życiu pragnęła.

Danielle Steel

  • 1
  • 53
  • 54
  • 55
  • 56
  • 57