Przez moment sprawiał wrażenie pokonanego, ale po chwili spytał:

– Chyba nie mogę liczyć na to, że podejdziesz tu do mnie?

– Nie możesz.

– Bardzo utrudniasz mi sytuację. Czy wiesz o tym, Elyn?

– Wiem – odparła.

Przez długą chwilę Max wpatrywał się uważnie w jej zbuntowaną twarz. Wtem jego napięcie zniknęło i oświadczył ponurym głosem:

– Być może już w chwili, kiedy po raz pierwszy spojrzałem w te uparte, zielone oczy, powinienem był dostrzec twój nieujarzmiony charakter i przewidzieć udrękę, której źródłem miałaś się stać.

Elyn czuła, że wola oporu ostatecznie ją opuszcza, tymczasem on ciągnął dalej:

– Ale nawet gdybym przewidział cierpienia, których przysporzy mi ta wyniosła, elegancka kobieta, figurująca na liście moich pracowników, nie sądzę, bym zachował się inaczej.

Cierpienia?! Rozum podpowiadał jej, że zapewne ma na myśli ból, który sprawiała mu zwichnięta stopa. Lecz co innego mówiło jej serce, szalone serce – mogło przecież być inaczej. Może chodzi mu o coś zupełnie innego?

– Mówisz o kłopotach związanych z kradzieżą projektu? – spróbowała ostatkiem sił.

Max przyglądał się jej spokojnie, potem wymamrotał:

– Ach, ten projekt… to był początek moich kłamstw. Chociaż na samym początku, tak jak każdy, kto miał dostęp do pracowni Briana Cole’a, byłaś podejrzana.

Elyn nie protestowała.

– Dopóki nie znaleziono winnego, nie miałam o to pretensji.

– Dziękuję – uśmiechnął się Max i zaczął jej opowiadać, jak rzecz się przedstawiała z jego punktu widzenia. – Brian był zachwycony projektem. Kiedy informował mnie o nim, był w stanie takiej euforii, że powiedziałem mu, by projektu nie przynosił do mnie, gdyż wspólnie z nim obejrzę go na miejscu.

– Ale projektu już nie było.

– Nawet ślad po nim nie pozostał – uśmiechnął się Max. – Brian był wstrząśnięty. To było jego dziecko, dziecko jego marzeń. Nie mógł w to uwierzyć. Przecież zostawił projekt na biurku i oto go nie ma.

– Biedny Brian – współczuła Elyn.

– Naturalnie zacząłem wypytywać, kto wchodził do jego gabinetu, podczas gdy Brian był u mnie i czekał, aż skończę rozmowę telefoniczną.

– Hugh Burrell powiedział ci, że to ja tam byłam, sama… – podpowiedziała mu Elyn.

Max przytaknął.

– Zapytałem o twój numer wewnętrzny i zadzwoniłem do ciebie. Gdy tylko usłyszałem twój miły głos, byłem pewien, że należy on do tej hardej kobiety, którą spotkałem wcześniej tego samego rana.

– Naprawdę? – wyrzuciła ostatkiem tchu, ale zebrała się w sobie, by dodać: – I od razu zacząłeś mnie wypytywać o ten projekt.

– I bardzo szybko wywnioskowałem z twojego sposobu udzielania odpowiedzi, że nie miałaś z tym nic wspólnego.

– Rzeczywiście? – zapytała zdziwiona.

– Och tak, cara - odpowiedział miękko. – Oczywiście musiałem rzecz ciągnąć dalej, ale im bardziej poszlaki zdawały się wskazywać na ciebie… przecież nie miałaś powodu, by tam wchodzić, bo dysponowałaś już danymi, których jakoby szukałaś, bo wiedziałaś, że nie spotkasz tam nikogo z pracowni projektowej, gdyż zobaczyłaś ich przy automacie, a nade wszystko dlatego, że byłaś związana z zakładami Pillingera i z tego względu zdawałaś sobie sprawę, jaką rynkową wartość ma taki projekt… A mimo to, tym mocniej byłem przekonany, że to nie mogłaś być ty.

Patrząc na niego, Elyn nabierała przekonania, że to, co mówił, jest prawdą. Ale przecież wcześniej kłamał, i to w tej samej sprawie.

– Czy kiedy pod koniec tamtego dnia wezwałeś mnie do siebie, wciąż byłeś tego zdania? – spytała rozważnie.

– A czy miałem cię przesłuchiwać w pracowni projektowej, świadom, że Burrell zaciera ręce, widząc, w jakiej sytuacji się znalazłaś?

– Och, Max, to było naprawdę uprzejme! – wykrzyknęła w chwili słabości, by natychmiast w pośpiechu opanować swoje emocje. – Gdy jednak w tydzień później znów mnie wezwałeś, sprawa przedstawiała się inaczej.

Wtedy miałeś już niezbitą pewność, że to nie ja, lecz Hugh Burrell ukradł ten projekt, gdyż osobiście go zwolniłeś i…

– Proszę cię, moja droga Elyn, spróbuj mnie zrozumieć – Max przerwał jej gniewną tyradę. – Przez cały tydzień żyłem we Włoszech opętany wspomnieniem twojej twarzy.

– Jego słowa pohamowały dalszy ciąg oracji Elyn. – Gdy otrzymałem telefon z wiadomością, że to Burrell został sfilmowany przez ukrytą kamerę, postanowiłem natychmiast jechać do Anglii, choć Brian Cole równie dobrze mógł sam przesłuchać go i zwolnić.

– Uważałeś, że to twój obowiązek? – wolno spytała Elyn.

– Usiłowałem sobie to wmówić – przyznał Max.

– Później jednak zrozumiałem, że moja obecność przy zwabianiu tej kreatury stanowiła jedynie pretekst. W rzeczywistości chciałem znów zobaczyć ciebie.

– O Boże! – szepnęła Elyn słabnącym głosem.

– I dlatego, gdy już się z nim rozprawiłem, prosiłem, żebyś przyszła. Uwierz mi, zamierzałem ci powiedzieć, że to Burrell ukrył projekt, zresztą bardziej po to, by ci zaszkodzić, niż by go ukraść. Tymczasem, gdy zapytałaś, czy już wiem, kto to zrobił, ku własnemu zdumieniu odpowiedziałem: Niestety, nie.

Elyn nie przypuszczała, że niechęć Burrella do niej była aż tak głęboka. Ale nie to ją teraz interesowało.

– A więc początkowo zamierzałeś mi wszystko powiedzieć? – naciskała, starając się pojąć jego motywy.

– Oczywiście, uwierz mi, proszę…

– Więc dlaczego…? – zaczęła pytać, zupełnie zdezorientowana.

– Zadawałem sobie to pytanie wiele razy, ale dopiero znacznie później znalazłem na nie odpowiedź. Wiedziałem tylko jedno: ja, który nigdy nie kłamię, nagle stałem się kłamcą. I po to, by swoje kłamstwo ukryć, musiałem znaleźć jakiś powód, dla którego wezwałem cię do siebie.

– Przez sekundę lub dwie nie spuszczał z niej wzroku, po czym wyznał: – Znalazłem ten powód, patrząc na ciebie. Gdy przy mnie siedziałaś, taka śliczna, taka otwarta na świat, uświadomiłem sobie, że chcę, abyś pojechała ze mną do Włoch jeszcze tego wieczoru.

– Ty… ja… – Elyn przerwała, gdyż jej mózg zaczął gwałtownie pracować. – Przecież żądałeś, żebym pojechała do Włoch na szkolenie… – przypomniała mu. – Wiedziałeś, że bardzo potrzebuję tej pracy i że na pewno ci nie odmówię, gdyż byłam na tyle nieostrożna, by to wypaplać. Ale czyż było konieczne, bym leciała już nazajutrz, a nawet, jak tego chciałeś, tego samego wieczoru?

– Cóż mogę powiedzieć? – Max bezradnie wzruszył ramionami. I to właśnie ją rozczuliło. – Chciałem, żebyś była tam, gdzie mógłbym cię widzieć. A ja pracuję w Weronie, we Włoszech, ty zaś mieszkasz w Anglii, w Pinwich.

– Nagle się rozjaśnił. – Elyn, tak przecież być nie może.

Przełknęła ślinę, starając się zachować resztki rozsądku.

– Ale… – jej głos załamał się. Spróbowała dobyć go znowu. – Ale przez cały czas narzucałeś mi przekonanie, że uważasz mnie za oszustkę.

– Skądże! – zaprzeczył. – Może nie wyrażałem tego w słowach, lecz z całą pewnością moje czyny…

– Czyny! – przerwała mu, czując z radością, że rozpala się w niej gniew. Wielkie nieba! Twoje czyny mówiły głośniej niż słowa! – pomyślała i ciągnęła rozgorączkowana.

– Okłamywałeś mnie w sprawie kradzieży projektu!

– Wyjaśniałem ci. Nie mogłem…

– Zmusiłeś mnie do wyjazdu do Włoch! – Nie pozwalała sobie przerwać. W jej mózgu budziły się coraz to nowe podejrzenia. – Musiałeś to zrobić, prawda? – syczała. – Wiadomość o tym, iż wylałeś Burrella mogła roznieść się w każdej chwili. Wiedziałeś, że jeśli zostanę przy swoim biurku, tu, w Anglii, na pewno o tym usłyszę.

– Prawda – zgodził się bez wahania. – Ale przecież nie to było głównym powodem, dla którego chciałem, żebyś wyjechała do Werony. W Weronie mógłbym widywać cię każdego dnia.

Spojrzała na niego wojowniczo, ale naraz straciła całą swoją energię i zdołała jedynie wybąkać z uporem:

– Ale przecież nie widywałeś mnie co dzień…

– Och, Elyn! Czy ty nie wiesz, co ze mną zrobiłaś?

Ton jego głosu, wyraz jego twarzy, przyprawiały serce Elyn o żywsze bicie. Budziły nadzieję, która osłabiała chęć walki.

Nagle gniew ustąpił. Odezwała się tak cicho, że z trudem sama siebie słyszała.

– Nie, myślę, że nie wiem – odparła.

– Moja słodka! – wyszeptał, patrząc na nią czule i przemawiając łagodnie: – Tak świetnie potrafisz liczyć, a przecież dotąd nie pojęłaś, podobnie zresztą jak i do niedawna ja, dlaczego chciałem mieć cię blisko, dlaczego tamtego wieczoru pędziłem z lotniska w Weronie na lotnisko w Bergamo, by cię spotkać…

Na chwilę osłupiała, po czym zamrugała powiekami.

– Przecież jechałeś właśnie do domu, kiedy Felicita zawiadomiła cię, że mój samolot… – zaczęła.

– Ponieważ nigdy już nie będę cię okłamywał – przerwał jej gwałtownie Max – postanowiłem teraz wyznać ci całą prawdę.

Elyn do reszty straciła głowę.

– Nie wytrzymałbym do następnego dnia. Musiałem cię zobaczyć – ciągnął. – Przyznaję jednak, że wtedy ukrywałem to nawet przed samym sobą. – Elyn ściskało w gardle, on zaś mówił dalej: – Gdy okazało się, że twój samolot ląduje w Bergamo, najszybciej, jak mogłem, przejechałem z jednego lotniska na drugie. I nie zdołałem jeszcze złapać tchu, a już poczułem, że serce zamiera mi na twój widok, na widok twojej urody i promiennego uśmiechu.

– Naprawdę? – Jej oczy stały się ogromne ze zdumienia.

– Naprawdę – przyznał i rzucając na nią jeszcze jedno czułe spojrzenie, dodał: – Ale dopiero o wiele później uświadomiłem sobie, że to od tej chwili wszystko przestało się dla mnie liczyć oprócz ciebie.

Nadzieja, potężny przypływ nadziei wezbrał w niej, ale poczuła nagle, iż brakuje jej słów, że nie może wykrztusić nic więcej prócz gardłowego:

– I zawiozłeś mnie do apartamentu twojej fumy.

– Miałem wtedy dawno umówione ważne spotkanie związane z interesami przedsiębiorstwa – oświadczył.

– Więc nie chciałeś mnie zostawić? – zapytała, przypominając sobie, że naprawdę sprawiał wtedy wrażenie kogoś, kto nie chce odjechać.

Przytaknął.

– Nie mogłem tego zrozumieć – wyznał. – Przypuszczam, iż mój instynkt samozachowawczy ponosił odpowiedzialność za to, że nazajutrz nasze drogi nie skrzyżowały się. Ale – ciągnął dalej – poleciłem, by Felicita, rzekomo w twoim interesie, informowała mnie o podejmowanych przez ciebie czynnościach, bez względu na to, jak banalne mogły się one wydawać.

– Wielkie nieba! – jęknęła Elyn.

– Gdy w pierwszy piątek twojego pobytu Felicita zawiadomiła mnie, że masz zamiar spędzić weekend na zwiedzaniu, nie przyszło mi na myśl, iż możesz wyjechać poza Weronę. Gdybym wiedział, że wybierasz się do Bolzano, również i temu bym zapobiegł.

– Również? Nie rozumiem…

– Wybacz mi! – przerwał Max, wpatrując się swymi ciemnymi oczyma w jej twarz. – Wybacz zazdrość, która mnie opętała, gdy dowiedziałem się, że byłaś w Bolzano.

– Ty byłeś zazdrosny? – z niedowierzaniem zapytała Elyn.

– Wiedziałem, że nie byłaś w Bolzano sama – odpowiedział. – Podejrzewałem, że byłaś z Tinem Agostą. Zdołałem więc zapobiec waszej wspólnej kolacji w piątek wieczór, zmyślając chorobę sekretarki.

– Zmyślając? Przecież poszła do domu, bo była chora. Spędziłam wiele godzin, przepisując sprawozdanie, którego pilnie potrzebowałeś. Sprawozdanie, które…

– … które Felicita przepisała mi po włosku dzień wcześniej, a którego wersji angielskiej w ogóle nie potrzebowałem.

– Nie potrzebowałeś? – Elyn zakręciło się w głowie.

– Pogrążałem się coraz bardziej w sieci kłamstw – wyznał Max. – Cieszyłem się, że jesteś obok mnie, z satysfakcją obserwowałem efekty twojej przenikliwej inteligencji. Ja… – urwał. Potem, patrząc prosto w jej oczy, wyszeptał: – Elyn, moja droga, kochana Elyn, myślę, że teraz powinnaś użyć swej bystrości, by pojąć, co się ze mną dzieje. – I spoglądając na nią z przejęciem, uśmiechnął się, a potem zapytał: – Czy nadal upierasz się przy tym, kochanie, by siedzieć tak daleko ode mnie?

Cóż on mówi! Docierało do niej brzmienie jego słów, ale nie była pewna, czy pojmuje ich sens. Tak był nieoczekiwany.

– Czy mogę podejść do ciebie? – zapytał, gdy wciąż siedziała nieruchomo, jakby przykuta do miejsca.

Próbował zmienić pozycję.

– Nie, zostań tam! – krzyknęła z niepokojem, w obawie o jego zwichniętą nogę.

Osunął się na kanapę i nie spuszczając z niej wzroku, spokojnym, lecz stanowczym głosem zapytał:

– Przyjdziesz tu do mnie?

– Dlaczego? – spytała drżącym głosem i przywarła do poręczy fotela.

– Ponieważ – rzekł tonem poważnym i szczerym – chociaż okłamywałem cię i oszukiwałem w przeszłości, nie okłamuję i nie oszukuję teraz, gdy mówię, iż bardzo cię kocham, amore mia, kocham cię całym sercem.

– Och! – wyszeptała Elyn, a dźwięk jej głosu, bez reszty wypełnionego uczuciem, sprawił, iż Max nie mógł dłużej wytrwać na swoim miejscu. Zaczął wstawać, jak gdyby chciał się zbliżyć do niej. Zerwała się z fotela i znalazła przy nim w chwili, gdy zdołał stanąć i otworzyć ramiona. Wpadła w jego objęcia, świadoma tylko tego, że słyszy miękką muzykę niezrozumiałych włoskich słów, które Max szeptał jej do ucha, i że słowa te brzmią cudownie. Pragnęła pozostać w jego ramionach. Jej ręce uniosły się, by go objąć. Stanęli, jakby spleceni z sobą na wieki.