– Uhm… – zawahała się. Uświadomiła sobie jednak, że ponieważ zawsze była nader wybredna w doborze męskiego towarzystwa, wiele ją ominęło. Poza tym lubiła Tina, a jego entuzjazm był przecież milszy niż obojętność. – Świetnie – zgodziła się. I choć kilka minut wcześniej nie miała pojęcia, jak spędzi następny dzień, ustaliła z Tinem, o której godzinie ma po nią przyjechać, złapała torebkę i płaszcz, po czym skierowała się w stronę gabinetu Maxa Zappellego.
Jak przypuszczała, na początku szło jej fatalnie i po dwu czy trzech nieudanych próbach żywiła już nadzieję, że człowiek, który za nią siedział, zrezygnuje z jej usług. Nie zrobił tego jednak. Po chwili, zwalniając tempo, Elyn zaczęła odzyskiwać sprawność, a po godzinie, aczkolwiek nie zbliżyła się nawet do rekordowych osiągnięć zawodowych maszynistek, radziła sobie już zupełnie nieźle.
Po przepisaniu kilku listów, przeszła do długiego sprawozdania. Tak ją to pochłonęło, że aż podskoczyła, gdy nagle tuż za nią rozległ się głos:
– Czy nie ma pani kłopotów z odczytaniem mojego pisma?
Odwróciła się na krześle, by na niego spojrzeć. Pogrążona w swojej pracy zupełnie zapomniała o wcześniejszym uczuciu wrogości.
– Bardzo starannie pan to napisał – uśmiechnęła się, a widząc, że jego spojrzenie zatrzymuje się na jej wypukłych wargach, szybko odwróciła się i pochyliła nad maszyną. Po chwili znów wciągnęła ją treść tekstu napisanego przez tego wszechstronnie wykształconego Włocha.
Felicita dwukrotnie wchodziła przez drzwi łączące sekretariat z gabinetem Zappeliego. Za pierwszym razem po to, by omówić coś z szefem, za drugim – by życzyć im obojgu buona notte. Po wyjściu Felicity Elyn pisała jeszcze przez jakiś czas. Skończyła dziesięć po ósmej. On natomiast wciąż jeszcze pracował. Miała nadzieję, że to, co pozostawało do zrobienia, mogło zaczekać do poniedziałku i że, jeśli szczęście jej dopisze, do tego czasu wyzdrowieje sekretarka, która znała i włoski, i angielski.
Wstała, złożyła przepisane kartki i wręczyła mu je, oczekując, że przejrzy kilka pierwszych stron.
– Jak na kogoś, kto rzekomo wyszedł z wprawy, znakomicie się pani spisała – podsumował jej wysiłki.
– To było bardzo interesujące – odparła i natychmiast tego pożałowała, gdyż jej słowa brzmiały jak pochlebstwo.
Zarzuciła na siebie płaszcz i chwyciła torebkę.
– A więc do widz… – zdołała wykrztusić, gdy wtem jego uśmiech przekształcił się w tak kategoryczny wyraz twarzy, iż serce jej niemal zamarło. Urwała w pół słowa.
– Ależ panno Talbot – powiedział wolno. – Czy sądzi pani, że po tak ciężkiej pracy pozwolę pani pieszo wracać do domu?
– Mogę…
On tymczasem spojrzał na zegarek i wydał krótki okrzyk w swoim języku.
– Dlaczego nie przypomniała mi pani, że jest tak późno?! – A więc to też jej wina! – Bufet dawno jest zamknięty, a ja umieram z głodu – oznajmił. – Czy da się pani zaprosić na kolację? – A widząc jej wahanie, dodał: – W dowód wybaczenia.
Ratunku! – pomyślała Elyn, pragnąc znów znaleźć się w Anglii. Tam na pewno panowałaby nad sytuacją. Natomiast tutaj opuszczał ją zdrowy rozsądek. Nie bądź idiotką! – przywoływała się do porządku. Co ci się stanie?
– Ja też umieram z głodu – wyznała i wkrótce potem siedziała w jego ferrari, zastanawiając się, dlaczego zaproszenie Tina Agosty przyjęła bez podobnych zastrzeżeń.
No cóż, Tino nie należał do tej samej kategorii, którą reprezentował Zappelli, i trudno uznać za randkę kolację spożytą z szefem po pracowitym dniu.
Restauracja, do której zabrał ją Max Zappelli, była lokalem eleganckim, zdołała wszakże zachować ciepłą, rodzinną atmosferę. Elyn, nie rozumiejąc włoskiego, z ulgą zdała się na swojego pracodawcę w kwestii wyboru dań.
– To jest znakomite – zachwycała się przystawką, na którą podano spaghetti a la napoletana, było to spaghetti z dodatkiem pomidorów i cebuli w sosie z bazylii.
– Podobno umierała pani z głodu – przypomniał jej grzecznie Max.
– Słyszałam, że pan też – uśmiechnęła się, widząc, że dla siebie zamówił to samo. Jakby w odpowiedzi kąciki jego ust lekko się uniosły i nagle poczuła hipnotyczne działanie Maxa. Złapała się na tym, że podziwia doskonały wykrój jego warg. A gdy po chwili uniosła wzrok, spostrzegła, że i on nie spuszcza oczu z jej uniesionych ku górze kącików ust.
W chwili gdy przestała się uśmiechać, uśmiech zniknął również z jego twarzy. Napięcie stawało się niemal namacalne. Z powagą patrzyli sobie w oczy. I właśnie wtedy, gdy zaczęła z trudem oddychać, Max zakomenderował:
– Jedz!
Magia chwili prysła. Elyn oderwała od niego wzrok, rozpaczliwie zastanawiając się, co tu powiedzieć, by nie przyszło mu na myśl, że to z jego przyczyny brak jej tchu.
– Czy to pana ulubiona restauracja, panie Zappelli?
– spytała wreszcie.
– Jedna z kilku – potwierdził z wdziękiem światowca i dodał: – Mów do mnie Max, Elyn. Ja naprawdę nie gryzę.
Czyżby odgadł, że czuje się przy nim zdenerwowana? Nie, to nie zdenerwowanie. To ostrożność. Tak, ostrożność.
– Jestem tego pewna – odparła spokojnie. Pragnąc mu okazać, jak mało ją to obchodzi, dorzuciła lekko: – Max – i pociągnęła łyk wina o wybornym smaku. – Angielska kuchnia wydaje się w zestawieniu z tutejszą mało atrakcyjna. A skoro wspominamy Anglię – ciągnęła dalej, czując, że coś zmusza ją do mówienia – czy zamierzasz wkrótce odwiedzić Pinwich?
– Tęsknisz za domem? – zapytał.
– Nie o to mi chodzi – wykręciła się. Właśnie teraz, właśnie w tej chwili nie wiedziała, co naprawdę czuje.
Teraz z kolei on uśmiechnął się lekko. Tak jakby cieszył się z mojego towarzystwa, przyszło jej nagle na myśl. Ale zachowała spokojny wyraz twarzy, oczekując odpowiedzi na pytanie.
– Anglia nie leży w moich planach – odpowiedział w końcu Max. – Prawdę mówiąc, przez jakieś dwa tygodnie chyba będę przywiązany do biurka.
– A potem Anglia? – zgadywała.
– A potem Rzym – powiedział.
Być może z powodu wdzięku, z jakim to oświadczył, Elyn miała ochotę roześmiać się.
– A jak ci się podoba nasz dział komputerów? – zapytał, gdy pili kawę.
– Ogromnie – odrzekła. – Jak zauważyłeś i jak sama teraz widzę, miałam wiele braków w tej dziedzinie.
– To bardzo uczciwe z twojej strony, że się do tego przyznajesz – zauważył. I nagle słowo „uczciwe” zawisło w powietrzu.
Kolacja z Maxem Zappellim była dla Elyn prawdziwą przyjemnością. Pomimo że miała ochotę wypomnieć mu podejrzenia, jakie żywił co do jej uczciwości, to jednak nie chciała kończyć tego wieczoru przykrym akcentem. A wiedziała, że do tego się rzecz sprowadzi, jeśli Zappelli znowu zacznie ją oskarżać o kradzież projektu.
– Tino Agosta jest znakomitym nauczycielem – paplała bez zastanowienia.
– Też tak sądzę – chłodno zgodził się Max.
Jego chłód zastanowił Elyn. Po chwili jednak przyszło jej na myśl, że to nie Tino go interesuje, to sprawa zaginionego projektu. Tak, na pewno o to chodziło. I nic tu nie pomogą jej zapewnienia o niewinności. Podniosła się.
– Bardzo dziękuję za kolację – powiedziała układnie, a gdy on, pokonując swoje zaskoczenie, wstał również, oświadczyła: – Pójdę już do domu.
Przez chwilę stał i patrzył na nią. Wtem jego rysy rozjaśnił szelmowski uśmiech i nawet nie próbując się z nią spierać, powiedział kpiąco:
– Nie umiałabyś tam nawet trafić. – A jego żartobliwy sposób bycia sprawił, że jeśli kiedykolwiek ją obraził, to teraz o tym nie pamiętała. Poprosił o jej płaszcz, powstrzymując ją gestem jednej ręki, podczas gdy drugą płacił rachunek.
– Grazie, signore. - Kelner, promieniejąc z zadowolenia, odprowadzał ich do drzwi, które następnie otworzył i przytrzymywał, aż wyszli.
Gdy stanęli przed domem, w którym mieszkała, Elyn obróciła się w stronę Maxa, chcąc podziękować, tym razem cieplej, za kolację. On jednak wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć jej drzwi.
Ruszył z nią w stronę budynku, a następnie, po wymianie powitań z Uberto, odprowadził ją do windy. Elyn wykonała półobrót, raz jeszcze gotowa podziękować, ale nadjechała winda, do której wsiadł razem z nią.
Czuła się całkiem oszołomiona. W końcu dotarli do drzwi jej apartamentu i Max wyciągnął rękę po klucze. Podała mu je bezwolnie, a on otworzył drzwi. I wtedy, gdy przekraczała próg, zatrzymał się.
Spojrzała na niego.
– Czy zaprosisz mnie do środka, Elyn? – zapytał miękko.
O Boże! – wpadła w popłoch. Powinna powiedzieć „nie!” i przypomnieć, jak to wyglądało w ostatnią środę. Nic takiego jednak nie powiedziała. Max nie był jakimś nieopierzonym wyrostkiem, który by się bezczelnie narzucał, nie zważając na nic. Czekał na jej przyzwolenie.
– Niestety, nie mogę cię przyjąć prawdziwie mocną, włoską kawą – wymamrotała, obracając się, a Max ruszył w ślad za nią.
– Nie martw się kawą. Zostanę tu tylko kilka minut – zapewnił. Powinna przyjąć z ulgą. że pragnął tylko, w trosce o jej bezpieczeństwo, odprowadzić ją do mieszkania. Lecz ulgi nie odczuła. – Jak dotarłaś do pracy dziś rano? – rzucił od niechcenia, zapalając kolejne światła, by w końcu zatrzymać się w salonie. A gdy Elyn zamrugała powiekami, zaskoczona nieoczekiwanym pytaniem, dodał: – Felicita wspominała, że nie życzysz sobie, by cię podwoziła.
– Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to niegrzecznie!
– mruknęła Elyn, odkładając torebkę i rozpinając płaszcz.
– Felicita musiała w czwartek nadkładać drogi, żeby mnie podwieźć, i choć zapewniała, że to żaden kłopot, wolałabym… wolałabym chodzić do biura pieszo.
– Zawsze jesteś taka niezależna? – zapytał Max.
– Niezależna? – powtórzyła.
Podszedł o krok lub dwa bliżej. Patrzyła teraz w jego ciemne gorejące oczy. Nerwowo przesunęła się w stronę drzwi, tak jakby chciała pokazać mu, że powinien już wyjść.
– Nie chcę… nikogo wykorzystywać – oświadczyła i nagle parsknęła śmiechem, ponieważ uświadomiła sobie, że to przecież on płacił za nią dziś wieczorem. – To mi właśnie coś przypomina – dodała. – Serdecznie dziękuję za kolację.
Nie była pewna, czego ma się po nim spodziewać. Zapatrzony w jej zielone oczy, zdawał się stać bez ruchu.
– Doprawdy, jesteś zachwycająco piękna – powiedział tak, jakby te słowa wydarły się z niego, jakby nie mógł ich już powstrzymać. Potem nagle wziął ją w ramiona i powoli pocałował.
Nie potrafiła uchwycić umysłem tego, co się z nią działo. W chwili gdy jej ramiona uniosły się, by go objąć, wiedziała jedno tylko – nikt nigdy nie całował jej tak jak on. Ogarnął ją płomień żarliwego pragnienia. Nie chciała by przestał.
I nie przestawał. Jej płaszcz znalazł się na ziemi. Ich ciała stopiły się w jedno, gdy przyciskał ją do siebie i całował raz jeszcze, i jeszcze…
Ogarniała ich coraz większa namiętność. Elyn zapomniała o wszystkim, pogrążając się razem z nim w miękkościach sofy. Jego ciało spychało ją w dół, coraz niżej i niżej…
Nie pojmowała, dlaczego właśnie teraz odezwały się dzwonki alarmowe w jej głowie, choć do tej pory milczały jak zaklęte. Czarodziejskie dłonie Maxa, obezwładniające i zniewalające umysł, dotknęły gładkiego jedwabiu jej skóry tuż obok ramiączka stanika. Nagle wyzwoliło to w niej błysk świadomości i gdy Max przestał ją całować, gwałtownie zaczerpnęła powietrza i odzyskała cień zdrowego rozsądku.
– Max! Nie! – zawołała. Walczyła bezsilnie, ponieważ ogarniał ją ogień i zdrowy rozsądek szybko zanikał. Była już gotowa zaprzeczyć swojemu „nie” wołaniem: O, Max! Tak! – gdy naraz nacisk jego ciała zelżał, odsunął się od niej. Przecież nie chciała, żeby siedział na sofie, obrócony do niej plecami, już jej nie obejmując. – Max, ja… – zaczęła.
– Chwileczkę, cara. Daj mi minutę, proszę…
Chciała go błagać: Pragnę cię znowu, znowu, tu… ale, choć rozogniona, zachowała przecież dumę i nie mogła mówić słów, które świadczyłyby o jej pożądaniu.
A jednak wydawało się, że był tego świadom, bo mimo upływu czasu, którego potrzebował, aby odzyskać kontrolę nad sobą, spytał spokojnym głosem:
– Elyn, czy dobrze się czujesz?
Ten właśnie ton ją otrzeźwił.
– Tak, dziękuję – powiedziała chłodno.
I wcale nie zdziwiło jej, gdy zatrzymując się tylko po to, by podnieść swoją marynarkę, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem, wstał i wyszedł. Zostawił ją patrzącą w ślad za nim w osłupieniu.
Tak, dziękuję, odpowiedziała na jego: „Czy dobrze się czujesz?”. A przecież nie czuła się dobrze. Ponieważ głupia, śmieszna idiotka wdała się w to, co przekraczało jej wyobrażenia. Zakochała się w mężczyźnie, w którym zakochać się nie miała prawa.
Rozdział 5
Po niespokojnej nocy Elyn wstała wcześnie w sobotę rano. Nigdy jeszcze nie miała mniejszej ochoty na zwiedzanie. Mocno żałowała, że zgodziła się, by Tino zabrał ją do Bolzano. Ale gdy zadzwonił recepcjonista i, powoli wymawiając słowa, wspomniał coś o signor Agosta, była już gotowa.
"Intruz z Werony" отзывы
Отзывы читателей о книге "Intruz z Werony". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Intruz z Werony" друзьям в соцсетях.