– Wcale jej nie potrzebujesz. Masz jeszcze pieniądze, które zostały po sprzedaży twojego samochodu.

Tak. Miała je. Ale śmiertelnie bała się długów. I odłożyła te pieniądze na kolejne rachunki, a także na wypadek nieoczekiwanych wydatków.

Nie chciała jednak kłócić się z Guyem. Był jej tak bliski jak prawdziwy brat.

– Lepiej pójdę się pakować. Sporo jeszcze zrobię przed kolacją – powiedziała.

– Nie zapomnij o zimowych butach! – z wojowniczą miną rzucił Guy.

Elyn zostawiła ich i poszła do swojego pokoju. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że Werona o tej porze roku może być pokryta lekką warstwą śniegu. Guy nie chciał jej w niczym pomagać, ale jego uwaga sprawiła, że postanowiła zabrać do Włoch swoje zimowe buty.

Prawie godzinę zajęło jej układanie rzeczy, które następnie wsadzała do walizki leżącej na łóżku. Zappellemu łatwo było powiedzieć: Pojedzie pani do Włoch! Mógłby chociaż określić, jakim samolotem ma lecieć i gdzie się zatrzymać po wylądowaniu.

Przez dłuższy czas pałała skierowaną ku niemu nienawiścią. W końcu jednak zaczęło dochodzić w niej do głosu poczucie sprawiedliwości, choć nie znosiła tego poczucia, tak jak nie znosiła Zappellego. Proponował jej przecież miejsce w swoim samolocie, zapewne prywatnym odrzutowcu firmy. To ona nie mogła zdążyć. Poza tym, prawdę mówiąc, sama podtrzymała opinię Hugha Burrella na temat roli, jaką odgrywała w zakładach Pillingera. Nie powinna więc oskarżać Zappellego o to, że uznał ją za osobę zdolną samodzielnie zamówić bilet lotniczy i zarezerwować miejsce w hotelu.

Gdy wychodziła na obiad, w jej pokoju zadzwonił telefon. Zawróciła i podniosła słuchawkę.

– Czy mogę mówić z panną Elyn Talbot? – odezwał się kobiecy głos z cudzoziemskim akcentem.

– Słucham – powiedziała Elyn.

– Mówi Felicita Rocca. Jestem sekretarką pana Zappellego.

– O, dzień dobry! – wykrzyknęła zdziwiona Elyn.

– Dzień dobry – odrzekła Felicita, a jej głos wskazywał na to, że się uśmiecha. Przystąpiła do wykładania racji, dla których dzwoni. – Na polecenie signora Zappellego zarezerwowałam pani miejsce w samolocie. Czy ma pani pióro? – zapytała.

Gdy po kilku minutach Elyn schodziła ze schodów, znacznie pogodniej myślała o jutrzejszym wyjeździe.

– W jakim hotelu się zatrzymasz? – zapytała matka, gdy siedli do stołu.

Elyn uśmiechnęła się.

– Nie wiem jeszcze, ale ktoś będzie na mnie czekać na lotnisku w Weronie. Lecę do Mediolanu, a tam przesiadam się na lot czarterowy do Werony.

Wróciła do pokoju, by skończyć pakowanie. Zastanawiała się jednocześnie, kto ją spotka. Pewnie szofer firmy, pomyślała.


Następnego popołudnia okazało się, że ze względów technicznych samolot z Mediolanu odleci z opóźnieniem. Elyn martwiła się przez chwilę, że ktoś będzie musiał na nią zbyt długo czekać. Ale gdy znalazła się w samolocie, myśli jej zaczęły krążyć wokół Zappellego. Wcale tego nie chciała, lecz nie mogła się temu przeciwstawić. Spoglądała przez okno i po chwili przestała już dostrzegać ciemniejące na zewnątrz niebo. To on się przed nią jawił. Zastanawiała się nad tym, czy gdyby w istocie wierzył, że jest złodziejką, ściągałby ją do Włoch. Czy sprowadzałby ją tam, gdzie stale pracował?

Samolot kołował nad malutkim lotniskiem w Weronie. Nagle w myśli jej wdarł się głos pilota, który informował, że ze względu na mgłę będą lądować w innej miejscowości. O Boże! Elyn przeraziła się. Co robić? Ktoś miał czekać na nią w Weronie, tymczasem ona wyląduje Bóg wie gdzie. Pilot wymienił jakąś nazwę, ale nie zapamiętała jej. Wkrótce potem samolot zaczął podchodzić do lądowania.

Kiedy już wysiadła z samolotu, przestawiła zegarek na czas środkowoeuropejski i jednocześnie zdała sobie sprawę, że o tej porze biura Zakładów Zappellego są już nieczynne. Zastanawiając się, co teraz robić, posuwała się w kierunku stanowiska kontroli paszportów i odprawy celnej.

Gdy już zmierzała z bagażem do wyjścia, przyszło jej nagle na myśl, że ktoś, kto czekał na nią w Weronie, zapewne przekazał jakąś wiadomość telefonicznie.

Przystanęła, postawiła walizkę i torbę lotniczą, po czym obróciła się i zaczęła szukać biura obsługi pasażerów albo jakiegoś pracownika lotniska, który mógłby ją tam skierować.

Wtem, niczym muzyka, w jej uszach zabrzmiał głos, który rozpoznałaby wszędzie. Padły magiczne słowa:

– Witaj, Elyn!

W mgnieniu oka obróciła się. Przeniknęło ją szczególne doznanie szczęścia, a uśmiech, którego nie zdołała powstrzymać, rozświetlił całą jej twarz.

– O, dzień dobry! – powiedziała lekko ochrypłym głosem i stanęła, uśmiechając się jak idiotka, podczas gdy Max Zappelli z powagą i w milczeniu przyglądał się jej delikatnej cerze, pięknym zielonym oczom i rozkosznemu wykrojowi ust. Po czym, wciąż nie spuszczając wzroku z jej rozpromienionej twarzy, oświadczył spokojnie:

– Jest pani bardzo piękna, panno Talbot.

Jego komplement był tak nieoczekiwany, że nie wiedziała, jak zareagować.

– Wydobyła się pani z tarapatów i ten uśmiech ulgi dodaje pani blasku – powiedział, by w następnej chwili chwycić jej walizkę i torbę lotniczą, rzucając: – Zaparkowałem w niedozwolonym miejscu.

Lekko zbita z tropu Elyn biegła w ślad za nim, podczas gdy on posuwał się wielkimi krokami. Wyglądał bardzo atrakcyjnie, ale prędzej odgryzłaby sobie język, niżby mu to powiedziała.

Siedziała teraz w jego ferrari, z walizką i torbą upchniętą w bagażniku, i nagle zdała sobie sprawę, że czuje się bardziej niepewnie niż wówczas, gdy wysiadła na nie znanym sobie lotnisku, nie wiedząc, co robić. Gdy ostatnio widziała Maxa Zappellego – a zdarzyło się to zaledwie wczoraj – była bardziej skłonna rozbić mu głowę toporem, niż szczerzyć do niego zęby jak ostatnia kretynka.

Patrzyła, jak zręcznie manewruje samochodem w ulicznym ruchu, ale dopiero gdy zatrzymali się przed wjazdem na autostradę, doszła do siebie na tyle, by wystąpić z podziękowaniami.

– Jestem bardzo wdzięczna, że wyjechał pan po mnie – zaczęła uprzejmym głosem, a gdy obrócił się, by na nią spojrzeć, dodała: – Dziękuję.

Odwrócił od niej wzrok, ponownie włączył silnik i w czasie, gdy samochód rozwijał szybkość, wyjaśniał:

– Mieszkam pomiędzy Werona i Bergamo. Właśnie jechałem do domu, gdy odebrałem w samochodzie telefon od Felicity, że samolot ląduje w Bergamo. – Zerknął na nią, ale w dalszym ciągu koncentrował się na prowadzeniu.

– Poleciłem, by odwołała szofera i sam przyjechałem cię przywitać.

– Jeszcze raz bardzo dziękuję – wymamrotała Elyn. Nie spodziewała się, że to on będzie na nią czekał w Weronie. Czemu więc czuła się urażona, gdy usłyszała, że go tam nie było? – Mam nadzieję, że nie sprawiłam panu kłopotu – dodała, bardziej powodowana uprzejmością niż szczerością. Na miłość boską! Ten człowiek podejrzewa ją o kradzież! Czemuż miałaby mu dziękować?

– W najmniejszym stopniu – odparł miękko. – Będę zajęty dopiero późnym wieczorem.

Drań, świnia! – pomyślała i przeniosła całą uwagę na widoki za oknem. Niepotrzebnie brała zimowe buty. Nie było ani skrawka śniegu, ale nagle spadła mgła. Elyn była zaskoczona, gdy gwałtownie w nią wjechali. Natomiast Max Zappelli zachował niezmącony spokój. Przy całej do niego niechęci, z podziwem obserwowała, jak błyskawicznie zareagował, płynnie redukując szybkość.

Siedziała w milczeniu, starając się nie rozpraszać jego uwagi. Miał przecież dowieźć ich cało do Werony. Udało mu się to osiągnąć w jakąś godzinę, od czasu gdy opuścili Bergamo.

– Gdzie będę mieszkać? – spytała, gdy skierowali się ku obrzeżom miasta, a nie w stronę hotelowego centrum.

– Przepraszam – odparł. – Powinienem był powiedzieć… – I dodał: – Nasza firma dysponuje apartamentem dla gości. Myślałem… a raczej Felicita myślała, że będzie pani czuła się tam lepiej niż w hotelu.

– To bardzo uprzejmie z pańskiej… ze strony Felicity – odpowiedziała Elyn. Jak na kogoś, kto podejrzewał ją o kradzież, okazywał niezwykłą wielkoduszność, skoro przejmował się jej wygodą.

Apartament firmy znajdował się w eleganckiej dzielnicy. Przy wejściu stał krępy, muskularny mężczyzna około czterdziestki.

– Buona sera, signorina, buona sera, signore - powitał ich z szacunkiem.

– Buona sera, Uberto – odpowiedział Max Zappelli Uberto natychmiast wkroczył do akcji. Chciał odebrać Maxowi jej walizkę, ale Zappelli nie zgodził się na to i pospiesznie mówiąc po włosku coś, czego oczywiście nie rozumiała, najwyraźniej udzielał mu wskazówek. Potem, płynnie przechodząc na angielski, dorzucił:

– W ciągu dnia Uberto i Paolo będą na zmianę do pani usług. Nie powinna pani mieć żadnych kłopotów, ale proszę się nie wahać i wzywać ich, jeśli będzie pani potrzebowała jakiejkolwiek pomocy.

– Dziękuję – powiedziała uprzejmie i przeszła obok Uberto z przyjaznym uśmiechem. Wsiadła z Zappellim do windy, która ruszyła na trzecie piętro. – Sama mogę wziąć moją torbę lotniczą – powiedziała zbyt późno, bo już zdołał wynieść ją z windy wraz z walizką.

Szła za nim przez hol, aż w końcu postawił jej bagaż, wyjął klucz i otworzył drzwi, które, jak się szybko zorientowała, prowadziły do luksusowego apartamentu.

– Mam nadzieję, że będzie pani tu dobrze. – Spojrzał pytająco, nie spuszczając z niej oczu, podczas gdy jej wzrok wędrował od mebli ku obrazom na ścianach, by wreszcie zatrzymać się na fotelach i kanapie, które sprawiały wrażenie nader wygodnych.

Ich dom w Anglii był również urządzony ze smakiem. Jej matka miała dobry gust i gdy po ślubie z Samem zaczęła dysponować pieniędzmi, stopniowo wymieniła stare umeblowanie na bardziej odpowiadające jej upodobaniom.

– Tak – odparła. – Na pewno. – Postanowiła, że pozostałe pokoje obejrzy później.

Odwrócił się, by wyjść. Odniosła jednak dziwne wrażenie, że nie chce odchodzić. Wydało jej się to po prostu śmieszne. Ona, zważywszy, że znalazła się w nowym miejscu, mogła obawiać się samotności. Ale on? Przecież wieczorem miał spotkanie i musiał jeszcze wracać we mgle do domu, żeby się przebrać.

– Jeszcze raz bardzo dziękuję, że zechciał pan wyjechać po mnie na lotnisko – powiedziała w pośpiechu.

Domyślała się, że, zapewne, czeka na niego kobieta, a on po prostu zastanawia się nad tym, czy zrobił wszystko, co do niego należało. Nagle zatrzymał się, by podać jej klucze. Poczuła dotyk jego ręki. Przeniknął ją dreszcz.

– Dobranoc, Elyn – powiedział cicho.

Wciąż stała porażona jego dotykiem, nie mogąc znaleźć najprostszych słów pożegnania. W chwilę później do reszty wstrząsnął nią jego nieoczekiwany gest. Pochylił się bowiem do przodu i gorąco pocałował ją w jeden, a potem drugi policzek. Był to pocałunek jeszcze bardziej elektryzujący niż wcześniejszy dotyk. Zmusił ją do działania. Nagle jej ręce uniosły się do góry, by z całej siły go odepchnąć, lecz odniosła wrażenie, że jest tym tylko rozbawiony.

Oczywiście, oburzała się, nie potrafił przyjąć do wiadomości, że istnieją kobiety, które mogą oprzeć się jego pocałunkom. I nie przyjmował tego do wiadomości. Teraz, gdy odzyskał równowagę, spojrzał na nią kpiąco.

– Spokojnie, niewinna panienko… – zaczął.

Ale Elyn przestała już nad sobą panować i raptownie, zbyt raptownie, jak później sobie to uświadomiła, zapytała:

– Skąd pan to wie?!

– Ja… – urwał. Kpinę zastąpiło niedowierzanie. – A czy tak nie jest? – zapytał.

Zebrała się w sobie i uniosła głowę, odpowiadając chłodno i wyniośle:

– To nie pańska sprawa.

Jeśli jednak myślała, że położy kres rozmowie, to niebawem doszła do wniosku, że całkowicie się myli. Bo oto, patrząc na nią z coraz większym niedowierzaniem, wykrzyknął coś po włosku i, nie zrażony jej wyniosłością, przeszedł na angielski.

– A więc jest pani dziewicą!

– No i co z tego! – warknęła i, zanim zdołał odpowiedzieć jej kpiną, dodała: – Jeszcze raz dziękuję, że przyjechał pan na lotnisko. – Po czym rzuciła mu prosto w twarz: – A teraz, jeśli mam być w biurze jutro o dziewiątej, to chciałabym się rozpakować i odpocząć.

Widziała, że stara się powściągnąć uśmiech. Na jego twarzy pojawił się kpiący grymas. Wycedził:

– Zdaje się, że wyrzuca mnie pani z mojego domu.

– Dobranoc, panie Zappelli – powiedziała stanowczo.

– Ależ dobranoc, panno Talbot – uśmiechnął się. – Dobranoc. – I wyszedł.

Cholerny dziwkarz! – wściekała się Elyn, choć gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, poczuła ból osamotnienia. Przechodząc z salonu do równie luksusowej sypialni, zrozumiała, dlaczego jest taka samotna. Przecież była teraz w obcym kraju, we Włoszech, a jeszcze kilka godzin temu znajdowała się w Anglii, w domu, gdzie zawsze mogła z kimś porozmawiać.

Ledwie zdołała położyć nie rozpakowaną jeszcze walizkę na łóżku, gdy Max Zappelli znów pojawił się w jej myślach.

– Cholerny typ! Nie daje mi spokoju. Dziwkarz z piekła rodem! – pomstowała na głos. – Dziwkarstwo to jego druga natura!