Następnie poszłam do łazienki, a tam stwierdziłam, że niestety nie będę matką. Mój okres był uprzejmy mnie odwiedzić. O kurza twarz! Po co ja żarłam tę Nutellę? Teraz będę się musiała dwa dni odchudzać, żeby pozbyć się tych kalorii. Teraz biję się z myślą, czy się zważyć. Oto jest pytanie. Głód na świecie, wojny, kataklizmy, a ja mam problem! Jak się zważę i będzie za dużo, to mogę to zgonić na mój okres – wiadomo – wtedy zawsze jest więcej. Ale jak się nie zważę, będę żyła w błogiej nieświadomości i za dwa dni miło się zdziwię. Albo i nie.
Tak więc, dręczona hamletowskim pytaniem: „Zważyć się? Nie zważyć się?”, dzielnie podążam do łazienki. Żeby cała ludzkość miała tylko takie dylematy!
Zadowolona z faktu, że nie przytyłam, rzuciłam się na butelkę maroni i paczkę krakersów. Całkiem miło zaczyna się sobota. Nienawidzę weekendów, bo wtedy nie widuję się z Wymyślonym. Więc najlepszym sposobem na przeżycie jakoś tych dwóch koszmarnych dni jest spożywanie trunków w celu doprowadzenia do upojenia alkoholowego, co w moim przypadku nie jest rzeczą trudną i nie wymaga wielkich nakładów czasu oraz „surowca”. Dwie, trzy lampki i gotowe. Kiedyś pobiłam swój własny rekord i przewróciłam się po jednym kieliszku wódki. Bols o smaku owoców leśnych.
Przyjrzałam się sobie uważnie – w końcu za dwa dni idę na randkę. Taką prawdziwą od dwóch tygodni. Patrząc od góry, to nawet nieźle. Ale mój samozachwyt został wyraźnie osłabiony, gdy doszłam do poziomu nóg. I nie chodzi tu o obwód ud. Ale o moje owłosione łydki. Gdy Wymyślony był codziennie, moje łydki były gładko wygolone. I cała reszta też. A teraz sobie nieco pofolgowałam. To z litości dla moich cebulek.
Ale teraz przypomniała mi się rozmowa z nim dotycząca depilowania nóg, w której to stwierdził, że jest to absolutnie niezbędne, ponieważ inaczej mogłabym podrapać mu plecy! Po czym, obrzuciwszy spojrzeniem moje nogi powyżej kolan, stwierdził, że tam nie muszę ich golić. Co za ulga! Ludzki kochanek. I jaka niesprawiedliwość. Faceci nie muszą sobie niczego golić. Chyba że wąsy, jak już im się znudzą. I nie muszą sobie malować paznokci, chyba że lubią, nie muszą wyszarpywać sobie włosów z głowy, próbując doprowadzić je do ładu.
Właśnie zrobiłam coś beznadziejnego. Wysłałam mu SMS z treścią, że jeśli nie może powiedzieć mi, że mnie kocha, to niech powie, że mnie nie kocha. Chytre, ale ryzykowne.
Oczywiście, że nie powie, bo jest zbyt dobrze wychowany. Wyłączyłam dzwonek w telefonie i teraz co trzy minuty histerycznie sprawdzam, czy jest odpowiedź. Nie ma. I nie będzie.
Zmuliło mnie po tym martini i zdrzemnęłam się. Gdy wstałam, najpierw wyrżnęłam głową w lustro, a potem, przeglądając się w nim, dojrzałam odciśnięty na policzku gustowny wzorek poduszki. Oprócz tego moje włosy ułożyły się w coś na kształt dzwonu. Teraz mogłabym bez charakteryzacji zagrać Madame Butterfly. Jestem niemiłosiernie blada i tak samo nieszczęśliwa jak ona. Beznadziejnie zakochana i za chwilę popełnię samobójstwo z miłości. I mimo że nie jestem japońską gejszą, widzę wiele cech wspólnych. Czytałam, że one potrafią doprowadzić faceta do orgazmu, siedząc na nim i jedynie zaciskając mięśnie Kegla. Ćwiczę zatem dzielnie. Wprawdzie bez gumowych piłeczek w środku, ale ćwiczę. Na sucho, rzec by można.
Jasna cholera! Ja już dłużej tak nie wytrzymam. Nie potrafię żyć bez miłości. Sama kocham nieprzytomnie i boli mnie jak cholera brak uczucia z jego strony. Kiedyś nawet powiedziałam mu, że nie mogę tak dłużej i wolę żebyśmy się rozstali, niż mam się nadal dręczyć tym, że mnie nie kocha (a serce mi krwawiło, gdy to mówiłam). A on na to, wysiadając z samochodu, że nawet jeśli byłby nie wiadomo jak bardzo pijany, to nie wolno mu powiedzieć mi, że mnie kocha. I żebym to przemyślała. I prosi mnie, żebym była tu za godzinę, to porozmawiamy. Siedziałam więc godzinę w samochodzie, zalewając się łzami i użalając się nad sobą, gdy tu nagle ktoś puka w szybę. Jezu! Jak się przestraszyłam.
0 mało nie wykorkowałam na zawał. To był on. Otworzyłam drzwi, a on przycupnął przy krawężniku i zapytał, czy się zastanowiłam.
1 że w ogóle to ja nie mogę z nim zerwać, bo kto będzie mu wysyłał erotyczne SMS-y, no i kto mu będzie marudził?
Z tego zaskoczenia nie spojrzałam w lusterko, zanim mu otworzyłam. Przeraziłam się na swój widok. Zamiast oczu miałam dwie czarne plamy, a razem z tuszem spłynął mi puder UOreal. Jeśli on po tym wszystkim, co ujrzał, nie postanowił zerwać ze mną, to musi to być miłość. A wczoraj znowu próbowałam swoich sił w prowokacji, ale nic z tego. Wysiadając z samochodu, pogroził mi palcem i powiedział: „Maruda”, na co ja, w przypływie odwagi, wyzwałam go od tchórza. Już mam dosyć tego gadania, że on nie może, bo jedno z nas musi być rozsądne, bo możemy zniszczyć nasze życie, bo odpowiedzialność i takie tam. Srutututu, pęczek drutu. Myślę, że on po prostu mnie nie kocha i nie chce, żeby mi było przykro. Dlatego ta cała mowa-trawa. Gdyby był odpowiedzialny, toby się ze mną nie spotykał.
Aha, kiedyś powiedział, że przywiązuję zbyt dużą wagę do słów i może powinnam raczej skupić się i odczytywać uczucia z tego, co się robi, a nie mówi. A jeśli nadal nie rozumiem, co mi chce powiedzieć, to albo naprawdę jestem blondynką, albo nie chcę rozumieć.
Mam 30 lat i nie dam się zwieść. A co, niech nie myśli, że jak jest starszy, to pozjadał wszystkie rozumy. Myślałam, że jak już będę taka nowa, odchudzona, ładna i jeszcze bardziej atrakcyjna, to mnie pokocha. I nawet jestem inteligentna. To znaczy, miewam przebłyski. A tu guzik. Czuję się wybrakowana jako kobieta. Jest nam ze sobą bardzo dobrze, wyłączając te chwile, kiedy jestem upierdliwa i marudna. I co? Wielkie NIC.
Nie byłam w stanie poruszyć jego serca. Widocznie bycie najwspanialszą kochanką świata to za mało, żeby mnie pokochać. Jak to zwykła mawiać moja szwagierka: są trzy prawdy: – moja prawda, – twoja prawda, – i gówno prawda.
Hmm, co prawda to prawda.
Wróciłam z urodzin mojej mamy, które odbywały się u mojej babci. Uroczo. Mniej więcej pomiędzy tortem a ciastem ze śliwkami rozpoczęła się, zapewne mająca na celu wspomożenie apetytu, dyskusja o rozmaitych chorobach, które dręczą moją rodzinę. A zaczęło się całkiem niewinnie. Amelka postanowiła umalować swojej prababci paznokcie i wtedy się wydało, że babcia ma jeden palec inny niż pozostałe. I to wystarczyło. A dlaczego ten palec jest taki? No a dlatego, moje dziecko, że: „Kiedyś kupowałam róże i ukłułam się kolcem w palec. I palec zaczął się paprać, ropa lała się strumieniami, wdał się gronkowiec, martwica, skrobali mi i cięli. Dlatego wygląda jak wygląda” – wyrecytowała pięknie babcia, unosząc z dumą do góry obiekt opowieści, jednocześnie zajadając ciasto.
Dwudziestominutowa mrożąca krew w żyłach opowieść dobiegła końca, zapanowała cisza, ja zamarłam w oczekiwaniu na ciąg dalszy, Amelka zrobiła zmartwioną minę, podrapała się po głowie i spytała:
– Ile kosztowały te róże?
Wiedziałam, co będzie za chwilę. Na to mój dziadek, najwyraźniej zaniepokojony słabnącym zainteresowaniem jego osobą, wyskoczył z opowiastką, jak to w zeszłym tygodniu zaczął mu schodzić paznokieć z palca u nogi. Nie szczędził nam szczegółów lejącej się ciurkiem ropy i tym podobnych. Zatrzęsło mnie od nadmiaru wrażeń. Widelec z kawałkiem pysznego tortu znieruchomiał nad stołem. Ale jeszcze spokój. W telewizji akurat puszczali film o szpitalu. Na to wszystko mama radośnie obwieściła, że tata nareszcie zlikwidował sobie ból, jaki miał w kciuku (co on z tymi palcami, jak Boga kocham?). Potem babcia wyjechała z artretyzmem, a dziadek, rzuciwszy okiem za okno, krzyknął, że właśnie dwa dni temu zauważył, że tuż obok jezdni, na trawniku, stoi krzyż i płoną znicze, no to chyba tu musiał kogoś samochód przejechać, i jak on mógł to przegapić, ale sąsiad mu powiedział, jak rano szedł po mleko (nie ustaliłam, który z nich szedł – sąsiad czy dziadek, pewnie obaj) i spotkali się przy kiosku z gazetami, że człowiekowi głowę urwało i jej szukali w pobliskich krzakach przez dwie godziny. Nie wiadomo, czy znaleźli.
– A może byśmy, Zuzanko, poszli poszukać? – padła nęcąca propozycja.
– Dziadziusiu, może kiedy indziej. Jeśli tam leży, to raczej nigdzie nie pójdzie – perspektywa poszukiwań głowy przyspieszyła moją decyzję 0 powrocie do domu, ale chciałam wypić strzemiennego. Czując, że już nie pojem, postanowiłam co wypić. Było tylko wino.
1 dobrze. Bycza krew. Może zapiję te wątpliwe wrażenia. Coś to winko podejrzanie słodkie. Zamiast wytrawne. Pytam więc, co to jest. Babcia na to, że bycza krew, ale ją osłodziła.
Urodziny były super. Nic nie zjadłam, nie wypiłam, a w nocy na pewno przyśnią mi się palce rąk i nóg mojej rodziny rozjechane przez autobus oraz leżąca w krzakach głowa. Nie ma jak udane niedzielne popołudnie. Ale miłe momenty też były. Dziadek się bardzo ucieszył z książki z autografem przyszłego premiera i przez cały wieczór chodził z szalikiem SLD na szyi. Kochany komunista. Wzruszył się. Poważnie. Partia to jego życie.
Kocham mojego dziadka. Najbardziej za to, że gdy babcia tłumaczy mu coś pół godziny, a on cały ten czas przytakuje, a na koniec, zapytany przez podejrzliwą i przewidującą babcię, czy słyszał, co mówiła, z rozbrajającą szczerością odpowiada, że NIE.
Ostatnio wszystko mnie wkurza. Amelka coś ode mnie chciała, a ja jej odwarknęłam, żeby spadała. Bardzo wychowawczo. Ona na to:
– Ale się zrobiłaś wredna – a za sekundę: – Nie, ty po prostu masz PMS-a.
Skąd taka małolata, dziecko przecież, wie, cóż to takiego PMS? Chociaż możliwe że wie, bo po moich wyjaśnieniach przebiegu aktu seksualnego dokształciła się na własną rękę i ostatnio musiałam jej tłumaczyć, co to jest penis.
Ledwie się zdążyłam w jęzor ugryźć, by nie powiedzieć: penis to w zasadzie nic wielkiego.
Jak chodzę, to czuję, jak mi pośladki falują. Wymyślony mówi, żebym się już nie odchudzała, że jest OK, że wyglądam bardzo dobrze i w ogóle akceptuje mnie taką, jaka jestem. Ciekawe, czy gdybym była brzydka, ważyła 120 kg i miała tylko jedno oko jak cyklop, czy wtedy też by mnie akceptował? Taką, jaka jestem?
A zresztą, czy warto, abym przywiązywała tak dużą wagę do swojego wyglądu, skoro on i tak nie jest w stanie mnie pokochać? I w ogóle dlaczego jest to dla mnie takie istotne?
Bo dla kobiety najważniejsza w życiu jest MIŁOŚĆ Musi słyszeć, że ktoś ją kocha, po prostu po to, by żyć. Potrzebuje tych słów jak powietrza. Jak kwiat pragnie wody, tak ona pragnie miłości. Bez tego umiera. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że związek dwojga ludzi jest jak ogród. Niepielęgnowany może umrzeć. Jak kwiat. A jeśli raz zwiędnie, bardzo trudno będzie przywrócić go do życia. Podobno zbyt częste mówienie magicznych słów „kocham cię” osłabia ich znaczenie, wymowę i sens. Ale przecież zawsze spragnieni jesteśmy tego wyznania. Jasne, że oprócz słów, są jeszcze gesty. A one podobno znaczą więcej niż słowa. Nie potrzeba wcale wielkich słów, by udowodnić kochanej osobie siłę naszego uczucia. Wystarczy: „uważaj na siebie”, „potrzebuję cię”. Albo „dobrze mi z tobą”, „dobrze, że jesteś”.
Czy to słyszałam? Tak, wiele razy. I czy to jest tym, czym jest? Jak zwykł mawiać Wymyślony: przeanalizujmy fakty. Analizuję. I co? Wynika z nich, że… Nie, to niemożliwe. A poza tym, ja potrzebuję słów. Nie musi mi tego powiedzieć. Wystarczy, że da mi do zrozumienia. Wyraźnie. Niech kiwnie głową, niech napisze, pokaże na migi, niech powie, że moje odczucia są właściwe. Kurka, niech powie, że mnie kocha!
Nie powie, beznadziejna idiotko, bo nie kocha. Kocha, ale nie ciebie. Tylko swoją żonę. I lepiej przyzwyczaj się do tej myśli, bo inaczej wszystko straci sens. Ma być miło, a nie marudnie. Mam być mi dobrze i przyjemnie. Mam być szczęśliwa, tak jak mogę, a nie cierpiąca i skwaszona. Mam być uśmiechnięta, a nie boleściwie się wykrzywiać. Chrzanić to. Żaden facet nie jest wart, żeby przez niego płakać. Faceci są po to, by sprawiać nam przyjemności i zarabiać pieniądze.
Przestaję jeść owoce. Bo są podobno transgeniczne. Mutanty zagrażające zdrowiu i życiu. Ostatnio przyglądałam się jabłkom na straganie. Wszystkie niemal identyczne. Jakby je kto cyrklem wyrysował.
Widział ktoś kiedyś takie jabłka? Jestem pewna, że wszystkie dzisiejsze owoce są zmutowane genetycznie.
Jej a! To co ja teraz będę jadła?
Wyczytałam kilka porad, co zrobić, aby nie odszedł w siną dal (swoją drogą, cóż za konsekwencja, zważywszy na treść poprzedniego zdania).
Po pierwsze: Nie krzywdź go. Nie histeryzuj, nie urządzaj karczemnych awantur, nie rób scen zazdrości.
Cholera. Krzywdzę go.
Po drugie: Rozmawiaj z nim. Opowiadaj o swoich planach i pozwól mu na to samo. Pogadajcie o tym, co was wkurza i drażni. Tu nieźle. Punkt dla mnie. Rozmawiamy, rozmawiamy. Z tym że ja przeważnie mu marudzę.
Po trzecie: Nie męcz go. Nie bombarduj swoją obecnością przez 24 godziny na dobę, nie wymagaj rzeczy niemożliwych, nie ograniczaj jego wolności, nie stawiaj ciągłych ultimatum. I nie pytaj 62 razy dziennie, czy cię kocha.
"Kruchość Porcelany" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kruchość Porcelany". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kruchość Porcelany" друзьям в соцсетях.