– Komisarzu, jak długo my tu jeszcze będziemy…? – zaczął Michael, ale urwał. – No, ale przecież mamy i Rustana! Chodzisz już o własnych siłach? W takim razie rana nie musiała być poważna?

Edna posłała Irsie jadowite spojrzenie, które zdawało się mówić: A więc jeszcze tu jesteś, ty wywłoko? po czym skoncentrowała całą uwagę na Rustanie.

– Mój ukochany chłopiec! Znowu napędziłeś nam okropnego strachu! Czy ty zawsze musisz… Ależ, Rustanie, co ty robisz?

Rustan cofnął się, by uniknąć jej wyciągniętych ramion. Oczy miał zmrużone, a twarz wykrzywiał wyraz obrzydzenia.

– Mówisz głosem Edny – rzekł z trudem. – Ale ty nie jesteś moją matką!

Irsa wytrzeszczała oczy. Dostrzegła, że we wzroku Armasa Vuori zapłonął triumf. Więc on na to liczył!

Edna zrobiła się ogniście czerwona.

– Co ty mówisz? – wyszeptała.

– Czy myślisz, że ja nie pamiętam swojej matki, skoro miałem tylko sześć lat, kiedy nas opuściła? Ona miała ciemne włosy, szczupłą twarz i bardzo duże oczy…

– Dziecko drogie, ja od dawna maluję włosy! I chociaż to smutne, od tamtej pory przybyło mi parę kilogramów.

– Nie, nie! Ty nie jesteś moją matką!

Michael już dawno temu pojął, co się stało, i bezradnie osunął się na krzesło, zasłaniając twarz dłońmi. Teraz też prawda dotarła wreszcie do Edny.

Wrzasnęła rozdzierająco:

– Rustan? Ty widzisz!

– Tak jest, Rustan widzi – potwierdził komisarz Vuori. – Wszystkie wasze starania, by nie dopuścić do operacji, poszły na marne.

Edna Garp-Howard była bliska utraty świadomości, ale zdołała się jakoś opanować. Zanim zdążyła odpowiedzieć coś Armasowi, odezwał się Rustan:

– A poza tym przez wiele lat oglądałem fotografie mojej matki i dobrze wiem, jak wyglądała, nie mogę się pomylić. I miała piwne oczy! Teraz rozumiem, dlaczego zmieniliście obraz w salonie. Baliście się, że ktoś mógłby stwierdzić brak podobieństwa…

– Dziękuję, to mi wystarczy – oznajmił Armas Vuori i zwrócił się do sanitariusza: – Teraz nie muszę już dłużej zatrzymywać Rustana. Proszę go jak najszybciej odprowadzić do łóżka! A państwo oboje będą łaskawi pofatygować się z nami na komisariat policji – powiedział do Edny i Michaela.

Irsa stała niepewna, ale Armas dał jej znak, by i ona poszła z nim. Zdążyła tylko pospiesznie szepnąć „Bałam się o ciebie, Rustanie”, a on odpowiedział również szeptem: „Odwiedź mnie najszybciej jak będziesz mogła”. Po czym znalazła się znowu na ulicy, w nierzeczywistym, jak jej się wydawało, świecie, z samochodami, trawnikami, zieleniejącymi wiosennymi drzewami i słońcem świecącym nad tym małym fińskim miasteczkiem.

„Chcę z tobą porozmawiać”.

Wyrok śmierci? „Musimy z tym wszystkim skończyć, Irso. To była pomyłka”.

O Boże, jak to boli!


Zostawili Irsę przed hotelem i musiała siedzieć w pokoju sama ze wszystkimi swoimi pytaniami, pogrążona w najczarniejszej rozpaczy.

Kiedy drżącymi rękami pakowała rzeczy, by być gotowa do wyjazdu, kiedy Vuori po nią przyjdzie, zjawił się Viljo z zaproszeniem na obiad. Nie podobało jej się, że przyszedł wprost do pokoju i zapukał do drzwi, zamiast zadzwonić z recepcji, ale serdecznie podziękowała za troskliwość. Będzie miała przynajmniej okazję porozmawiać o Rustanie.

Viljo zachowywał się dziwnie, krążył po pokoju, zajrzał nawet do łazienki i do szafy, przejrzał lodówkę ze wszystkimi tymi małymi buteleczkami, które goście mogli sobie kupować, gdyby byli spragnieni. Ona nie powinna była tego robić, bo wydała już prawie wszystkie pieniądze.

– Bardzo tu miło – stwierdził w końcu Halonen. – I, jak widzę, już się spakowałaś?

– Tak. Nic mnie tu już nie trzyma.

Nieoczekiwanie ujął ją pod brodę i wpatrywał się w nią swoimi intensywnie niebieskimi oczyma.

– Prosiłem cię kiedyś, żebyś się nie wdawała w żadne romanse z Rustanem, pamiętasz? No i sama się sparzyłaś. Ale bardzo bym chciał, żebyś została ze względu na mnie.

Westchnęła zmęczona.

– Czy myślisz, że mogę zmieniać uczucia na komendę? Wiem, że u Rustana nie mam już żadnych szans, a ciebie, Viljo, bardzo lubię, ale to nie jest miłość. Ja, oczywiście, opuszczę Rustana, ale go nie zapomnę. Nigdy! I nie mówmy o tym. To bolesna otwarta rana, nie rozumiesz tego?

– Oczywiście. I mogę czekać. Dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebowała. A teraz chodźmy na obiad.

Obiad nie miał jednak trwać zbyt długo. Irsa z trudem przełykała maleńkie kęsy jedzenia, myślała wyłącznie o Rustanie. Zastanawiała się, jak on się czuje i czy na nią czeka. Czy rozmowa z nią jego też tak okropnie niepokoi? I mimo wszystko tęskniła rozpaczliwe, żeby go znowu zobaczyć…

Tego, co mówił Viljo, słuchała jednym uchem. I naprawdę odetchnęła z ulgą, kiedy pojawił się Armas Vuori.

– A, tu jesteście – powiedział, zatrzymując się przy ich stoliku. – Irso, czy mogłabyś pojechać ze mną do szpitala? Rustan ma być odwieziony do Helsinek, jutro wcześnie rano będzie operowany. Tak się szczęśliwie składa, że profesor ma akurat wolne przedpołudnie, a na następny termin trzeba by znowu bardzo długo czekać. Rustan bardzo chce natychmiast z tobą porozmawiać.

Odsunęła ledwie napoczęty deser. Wkrótce usłyszy wyrok.

– Dobrze, mogę jechać.

Viljo również wstał.

– Czy i ja mogę wam towarzyszyć?

Armas wahał się.

– To będzie dla ciebie strata czasu. Irsa jest jedyną osobą, której wolno wchodzić do pokoju Rustana. On jest… dość przygnębiony.

– Przygnębiony? Teraz, kiedy odzyskał wzrok? – zdziwił się Viljo.

– Nie zapominaj, że ostatnio mnóstwo przeżył!

Irsa podziękowała Viljo za obiad i obiecała skontaktować się z nim jak najszybciej.

W samochodzie Armas Vuori sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego.

– Co się dzieje? – zapytała w końcu Irsa, gdy cisza przedłużała się ponad miarę.

– Jesteśmy ci winni wielkie przeprosiny – wykrztusił w końcu. – Zachowaliśmy się wobec ciebie niezbyt elegancko, ale nie można było inaczej.

– Wobec mnie? Nie rozumiem.

Samochód jechał teraz przez nową dzielnicę willową do szpitala położonego na niewielkim wzgórzu.

– Najpierw jednak muszę zadać ci pytanie: który z nich znaczy dla ciebie więcej, Rustan czy Viljo?

– Viljo w ogóle nic dla mnie nie znaczy. Jest jedynie pełnym wyrozumiałości przyjacielem zwłaszcza teraz, kiedy jest mi ciężko. No, a jeśli chodzi o Rustana, to myślę, że go utraciłam, Armasie.

Po raz pierwszy zwróciła się do komisarza po imieniu. I nagle uświadomiła sobie, jak bardzo lubi i ceni sobie ten jego dający poczucie bezpieczeństwa spokój. Należał do ludzi, do których ona zawsze miała zaufanie, u których bez wahania mogła szukać pomocy, gdyby zaszła potrzeba.

Armas nie zareagował na to, co powiedziała o Rustanie, zacisnął tylko szczęki z taką siłą, że słychać było zgrzytanie zębów.

– A co się stało z rodziną? – zapytała, by zmienić temat i przestać się dręczyć myślą o Rustanie.

– Z rodziną? – Armas ocknął się z zadumy i odparł z nowym ożywieniem: – Aresztowaliśmy wszystkich troje.

– No, ale kim jest Edna, skoro nie jest matką Rustana? I kim są te jej dzieci?

Na twarzy komisarza odmalowała się złośliwa satysfakcja.

– Blisko dwadzieścia cztery godziny temu odbyłem bardzo długą rozmowę telefoniczną z Australią. Edna Garp-Howard nie żyje. Zmarła dziesięć lat temu, a już wtedy była wdową po owym Howardzie, z którym wyjechała. Ale na krótko przed jej śmiercią zjawiła się u niej dawna przyjaciółka ze Szwecji z dwojgiem dzieci. Zajęła się majątkiem Edny po jej naturalnej śmierci, pani Garp-Howard chorowała od kilku lat. W papierach zmarłej szwedzka przyjaciółka znalazła wiadomość od władz, że Rustan Garp senior zmarł, a jego ociemniały syn znajduje się w zakładzie dla niewidomych. Pismo było świeżej daty, a pani Edna przed śmiercią opowiadała przyjaciółce o swoim fińskim małżeństwie i o tym, że były mąż dorobił się znacznego majątku na wynalazkach w dziedzinie elektrotechniki. Poza tym Edna Garp-Howard ostatnie lata życia spędziła w znacznej izolacji. Czuła się nie najlepiej, a w Australii odległości między sąsiadami bywają nierzadko ogromne, miała więc niewielu znajomych. Szwedzka przyjaciółka spokojnie zajęła miejsce zmarłej. Wkrótce pojawiła się w Finlandii razem ze swoimi dziećmi i okazała dokumenty, że to ona jest Edną Garp-Howard. Musieli korzystać w Australii z usług profesjonalnego fałszerza dokumentów, bo zarówno Michael, jak i Veronika są starsi, niż podawali, zbyt starzy, szczerze mówiąc, by być młodszym rodzeństwem Rustana. Niezrozumiałe jest i to, że nikt nie zdziwił się, iż ten młodziutki, jak wynikało z papierów, Michael Howard przejął całą skomplikowaną firmę Garpów i tak znakomicie ją prowadzi. Jest sześć lat starszy, niż podawał. Veronika również.

– Tak, on nie wygląda na młodego, włosy ma nawet dość wyraźnie przerzedzone – rzekła Irsa w zamyśleniu. – I Veronika też sprawia wrażenie bardzo dojrzałej. Zbyt dojrzałej jak na kogoś tak młodego. Więc ona nie jest adoptowaną siostrą Rustana?

– Nie, ona mu to tylko chciała wmówić, żeby móc pójść z nim do łóżka. A nie mogła przecież ujawnić, że w ogóle nie są rodzeństwem. Matka jednak bała się skandalu i zabroniła jej flirtowania z Rustanem.

– On jej nie lubił – powiedziała Irsa z zadowoleniem, także po to, by sama siebie pocieszyć.

Och, jak trudno będzie się teraz z nim spotkać. Kochać kogoś tak bardzo i utracić go w jednej chwili. Nie dla Veroniki, tego była pewna. Ale dla jakiejś innej kobiety, która wygląda lepiej niż Irsa. A takich istnieje dużo. Strasznie dużo!

Wysiedli przed szpitalem i weszli do środka. Irsa poczuła bolesne ssanie w dołku.

– A jak się nazywa ta szwedzka przyjaciółka, która postanowiła zostać Edną Garp-Howard?

Armas przystanął i przytrzymał jej drzwi. Jego oczy lśniły podejrzanym blaskiem spoza okularów w ciemnych oprawach.

– Otóż ta pani pochodzi ze Szwecji, z północnej Värmlandii, chociaż bardzo dawno temu przeniosła się do Sztokholmu. Nazywała się wtedy Lauritsson.

Irsa zatrzymała się gwałtownie na progu.

– Lauritsson? Poczekaj no chwilkę! Co to mi mówił jeden taki mały chłopiec w Norwegii? O ciotce, która zawsze opowiadała o jakiejś strasznej pani Lauritsson, która wyjechała zostawiając najmłodsze dziecko?

– No więc właśnie – potwierdził Armas i oboje ruszyli dalej. – Pamiętasz przecież, że Hans Lauritsson stracił kontakt z rodziną, prawda? W dzieciństwie bywał często okropny i matka nie chciała go ze sobą ciągnąć do Australii, więc zostawiła go w Sztokholmie, tak po prostu na ulicy.

– A zatem… Kiedy opłakiwała syna, którego tak okropnie zaniedbała, to jej łzy były szczere? Tyle tylko, że nie dotyczyły Rustana, a Hansa.

– Zgadza się! Ona się w najmniejszym stopniu nie przejmuje Rustanem, jeśli chodzi o ścisłość, to ona go nienawidzi. Natomiast Veronika i Michael Lauritsson mieli bardzo zwyczajne szwedzkie imiona, które porzucili wyjeżdżając z Australii do Finlandii.

– Ale jakim sposobem znalazł się w tej historii Hans?

– No, jesteśmy na miejscu. O Hansie porozmawiamy później.

Rustan… Irsa za nic nie chciała wchodzić do Rustana, patrzeć na jego niezręczne próby, żeby zachowywać się wobec niej sympatycznie, chociaż tak naprawdę pragnął, żeby sobie poszła gdzie pieprz rośnie.

Boże, pozwól mi przejść przez tę próbę z godnością, a już w każdym razie bez łez. Boże, daj mi trochę męstwa!

Drzwi zostały otwarte. Oczy Rustana, takie ciemne na tle białej poduszki, zwróciły się ku nim.

– Hej! – zawołał Armas. – To my z Irsą.

Nie musiał tego chyba wykrzykiwać, Rustan przecież widział.

Jego piękna twarz złagodniała w bladym uśmiechu.

– Irsa! Podejdź do mnie!

Podeszła i usiadła na krawędzi łóżka, by uścisnąć jego wyciągnięte na powitanie ręce. Tyle chciała mu powiedzieć, że nie potrzebuje okazywać jej wymuszonego szacunku, że ona wszystko rozumie, zaraz sobie pojedzie do domu i nigdy więcej nie będą się musieli spotkać.

Ale nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Idiotyczny płacz ściskał jej gardło, a po policzkach ciekły łzy. Po prostu wstyd!

Nagle odkryła, że Rustan także nie jest w stanie mówić. Starał się, ale bez powodzenia, coraz mocniej natomiast ściskał jej ręce.

W końcu to Armas musiał przerwać ciszę.

– Ja zaraz sobie pójdę, zostawię was samych…

Nie, nie odchodź, prosiła w duchu. Wtedy będzie jeszcze gorzej.

– Najpierw jednak muszę wyjaśnić kilka nieporozumień. Po pierwsze, Irso, Rustan jest okropnie zdeprymowany faux-pas, jakie popełnił przed południem. Ale nic nie mógł już potem zrobić, zresztą wszystko to moja wina.

– Twoja wina? Nie rozumiem.

Nie, o Boże, jakiż zapłakany głos! Boże, pozwól mi się opanować!

– Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć, Irso. Myśmy tu odegrali pewną ukartowaną scenę. To była pułapka zastawiona na rodzinę Lauritssonów. Ja od jakiegoś czasu podejrzewałem, że Edna i Spółka nie są tymi, za których się podają, ale wtedy nie miałem jeszcze informacji z Australii i w ogóle nic, na czym mógłbym się oprzeć. Dlatego musieliśmy odegrać tę komedię. Poprosiliśmy Rustana, żeby oświadczył, iż nigdy przedtem jej nie widział i że ona nie jest jego matką.