Armas ostrożnie wyciągnął zwój cieniuteńkiego papieru i rozwinął go na biurku.

– Owszem, zgadza się, to są wynalazki Garpa.

– Tak jest – potwierdził jeden z policjantów. – Mamy tu pomniejszoną kopię fotograficzną projektu.

– Ale jakim sposobem to wszystko znalazło się w lasce Rustana? – zastanawiał się Armas. – Te plany są przecież bardzo pilnie strzeżone. Znajdują się w bankowym skarbcu w mieście.

Irsa wtrąciła przejęta:

– Z pewnością kopie znajdują się w banku, ale ja wiem też, że w rezydencji na wyspie znajduje się specjalny pokój z ogniotrwałymi kasami, w których przechowuje się oryginały. Sam Rustan mi o tym mówił.

– Kto ma klucz do tego pokoju?

– Pomieszczenie zamykane jest na kodowy zamek, a kod zna tylko Rustan. Zapis kodu, zamknięty na klucz, znajduje się w jego pokoju i nikt nie ma do niego dostępu. Rustan nalegał, żeby tylko on się mógł tym opiekować, bo to jego jedyny związek ze zmarłym ojcem.

– Ale przecież on jest niewidomy? Każdy członek rodziny mógł wziąć klucz i odczytać kod.

– On zawsze ma ten klucz przy sobie – stwierdziła Irsa. – Nosi go na szyi, sama widziałam.

Zarumieniła się i urwała, ale żaden z mężczyzn zdawał się tego nie zauważać.

Armas był zamyślony. Stał przy oknie i oglądał znalezisko na wszystkie strony.

– Tak, to nam otwiera całkiem nowe perspektywy! Muszę natychmiast pomówić z Rustanem!

Zatelefonował do szpitala, ale Rustan znajdował się w laboratorium, bo trzeba było wykonać mnóstwo różnych badań przed jutrzejszą operacją.

Irsa słyszała, że Vuori prosił pielęgniarkę, by zapytała Rustana, kto mógł się dostać do tajnego pomieszczenia w domu albo zdobyć kod do jego drzwi.

Nastąpiła długa przerwa, po czym pielęgniarka odezwała się ponownie i powiedziała komisarzowi coś, czego Irsa nie mogła usłyszeć.

– Nikt? – powtórzył Vuori. – Nikt oprócz samego Rustana? Dziękuję, już nie będę więcej przeszkadzał. Proszę go bardzo serdecznie pozdrowić! Miałaś rację – oznajmił, odkładając słuchawkę. – Rustan ma zawsze klucz przy sobie. A poza tym on sypia bardzo czujnie, natychmiast by zauważył, gdyby do pokoju ktoś wszedł. Nikt też nie wiedział dotychczas, gdzie Rustan klucz przechowuje. Tak mówił Rustan.

W zamyśleniu komisarz znowu podjął słuchawkę i wykręcił jakiś numer.

– Czy to strażnik na wyspie? Czy Viljo Halonen już wrócił? Aha, właśnie jest u pana? To świetnie się składa.

Kolejna przerwa.

– Cześć, Viljo! Czy mógłbyś mi powiedzieć, jak to było z tymi atakami bólów głowy u Rustana? Czy one były bardzo silne? Aha. Tak że musiał się zawsze położyć? Utrata przytomności? Rozumiem. Czy ktoś z rodziny się wtedy nim opiekował? Nie chciał, żeby mu przeszkadzać? Tak, tak, rozumiem. Dziękuję ci bardzo. Nie, nic specjalnego, miejmy nadzieję, że po operacji te ataki również ustąpią.

Irsa przyglądała mu się z drżącymi wargami, on jednak udawał, że jej nie widzi. Patrząc w okno podszedł do swego biurka i usiadł.

– Jeśli dobrze zrozumiałam to wszystko – powiedziała Irsa niepewnie. – Jeśli dobrze zrozumiałam, to ktoś zamienił laskę Rustana na taką, która ma skrytkę, i chciał przy jego pomocy wywieźć z kraju plany starego pana Garpa. Na wyspie obowiązują bardzo surowe przepisy aż do kontroli osobistej, ale nikt by przecież nie podejrzewał niewidomego Rustana, który na dodatek jest właścicielem tego wszystkiego. Czy też, dokładniej biorąc, był właścicielem. Miał wywieźć plany z kraju, zabrać je ze sobą do Sztokholmu, gdzie czekali ci dwaj agenci. Mam rację?

– Myślę, że tak, ale wniosków nie można zbyt pospiesznie formułować. I najpierw musimy się zastanowić nad tym, kto tu jest głównym winowajcą. Kto mógł mieć dostęp do klucza?

– Chodzi ci o takie momenty, gdy Rustan był nieprzytomny, bo miał atak bólu głowy? – wtrącił jeden z policjantów. – Myślę, że wtedy to naprawdę każdy z domowników.

Irsa nie powiedziała nic. Czuła się tak, jakby stanęła nad brzegiem przepaści.

Armas odpowiedział swemu koledze:

– Dobrze, ale podążaj tym tropem dalej. Zastanów się, kto mógłby być zainteresowany laską.

– Rozumiem – wtrąciła Irsa cicho.

Vuori wstał.

– Pójdziesz ze mną? – zapytał.

– Nie, nie, nie mam już na to siły.

Tak więc komisarz Vuori sam poszedł aresztować jeszcze jedną osobę.


Wrócił mniej więcej po godzinie. Irsa w dalszym ciągu siedziała na jednym z niewygodnych krzeseł w komisariacie, dygocząc ze zmęczenia i zdenerwowania.

Na widok Armasa wstała.

– No i co z nim zrobiłeś?

– Przyznał się do wszystkiego. Teraz znajduje się pod dobrą opieką. Wszystko dokonało się właściwie bardzo szybko. Ale nie powiedziałbym, że spokojnie, o, nie!

Irsa skinęła głową. Było jej po prostu przykro.

Armas Vuori położył jej rękę na ramieniu i poprowadził ją do policyjnego kasyna, gdzie zamówił dla obojga kawę. Kiedy już wygodnie siedzieli, powiedział:

– On ma nie spłaconą pożyczkę na studia i w ogóle od dawna kłopoty finansowe. Plany zdobył już jakiś czas temu, kontakty zagraniczne również, z pewną firmą tej samej branży. Dostrzegł możliwość sfinalizowania przedsięwzięcia, kiedy nadeszła informacja o miejscu dla Rustana w szpitalu. Spreparował więc laskę, przygotował schowek i zawiadomił zagraniczną firmę. Nazwa i kraj nie są w tej chwili ważne, to zresztą nie nasza sprawa. Wysłannicy tamtej firmy mieli spotkać Rustana przed szpitalem i odebrać laskę. Ani tamci dwaj, ani on sam nie mieli nic wspólnego z intrygą rodziny Lauritsson, skoro więc pojawił się na scenie Hans, który zamiast do szpitala wywiózł Rustana do norweskich lasów, wysłannikom firmy nie pozostawało nic innego, jak tylko podążyć za nimi. Schwytali Hansa, ale ani laski, ani Rustana nie udało im się dostać.

– A byli już tak blisko celu – mruknęła Irsa. – Czy te plany mają bardzo wielką wartość?

– Miliony koron! Naprawdę można dla czegoś takiego popełnić morderstwo, tak przynajmniej tamci uważali.

– Wtedy ja napisałam do Halonena, a on przyjechał natychmiast.

– Oczywiście! On nie chciał śmierci Rustana. W konsekwencji laska znalazła się w jego samochodzie.

– Tak – westchnęła Irsa. – Wszystko mogło się dla niego skończyć dobrze, ale wtedy doszło do zderzenia i znowu my przejęliśmy laskę.

– No właśnie.

– A kiedy wrócił do domu na wyspie, bardzo się starał dostać do pokoju Rustana, ale mu się nie udało, bo ja siedziałam tam i słuchałam nagranej powieści.

– To Rustan napisał powieść?

– Tak. I to bardzo dobrą. Spróbuję ulokować ją w jakimś wydawnictwie, przynajmniej do oceny.

Armas znowu się zamyślił.

– Jakie okropne musiało być jego życie na tej wyspie! Ale teraz wiemy już, że to Viljo naśladował twój głos wzywający ratunku, bo chciał wywabić Rustana do lasu. Z tym tylko, że Viljo nie chciał zamordować Rustana, on chciał jedynie dostać laskę, bo zagraniczna firma zaczynała się niecierpliwić. Czy wiesz zresztą, że to Viljo załatwił wszystkie sprawy z operacją w Sztokholmie? No tak, wiesz przecież! Bo musiał jakoś przeszmuglować te papiery za granicę.

– No i mógł przecież dowolnie posługiwać się kluczem do tajnego pokoju i kas pancernych, kiedy Rustan dostawał ataku bólów, a on się nim opiekował. Był przecież jego jeśli nie lekarzem, to przynajmniej sanitariuszem.

Potrafiła już teraz spokojnie rozmawiać o zdradzie Viljo Halonena, miała dość czasu, żeby się z tym oswoić. W zamyśleniu ciągnęła dalej:

– I to Viljo nakazał mi wyrzucić laskę, kiedy układaliśmy Rustana w łodzi, bo tuż przed jego nosem podniosłam ją z ziemi w lesie. Ale, ku jego rozpaczy, wrzuciłam ją na dno łodzi, a on został na wyspie.

– Później całkiem stracił jej ślad – podjął Vuori. – Dwa razy przychodził do hotelu, żeby spróbować ją odzyskać, a przynajmniej zobaczyć, czy masz ją przy sobie. Pierwszy raz przyszedł, kiedy spałaś, a potem, kiedy chciał cię zaprosić na obiad, nie zatelefonował po prostu z recepcji, tylko zjawił się bezpośrednio w twoim pokoju. Powiedział mi, że się wstydzi, iż tak ci się naprzykrzał, ale wierzył, że naprowadzisz go na ślad laski.

– Mój Boże – skrzywiła się Irsa. – A ja mogłam pomyśleć, że mam tylu wielbicieli!

Viljo… Dopiero teraz mogła się otrząsnąć z wrażenia, jakie wywarła na niej jego krytyka Rustana. Gadał tyle na swego przyjaciela, bo chciał wyłączyć Irsę z całej historii, chciał ją odstraszyć, zostać sam z Rustanem, bo wtedy już bez trudu mógłby posłużyć się laską.

Teraz zresztą Irsa wiedziała już z całą pewnością, że wszystkie oskarżenia, jakie miotał na Rustana, były najzupełniej bezpodstawne. Rustan to szlachetny, bardzo przystojny i bardzo nieszczęśliwy mężczyzna, który rozpaczliwie starał się rozbijać otaczające go mury i wtedy bywał czasami dość szorstki i opryskliwy. Ale niewdzięczny? Wobec kogo? Kto zrobił dla niego cokolwiek, za co mógłby być wdzięczny? Za takie zło, jakie wyrządzili mu Lauritssonowie, nikt chyba nie powinien oczekiwać podziękowań. Wymagający też nie był w najmniejszym stopniu. Nie znała nikogo, kto by aż do tego stopnia myślał najpierw o innych. A niezaradny życiowo? On? Który niemal maniakalnie dążył do tego, by coś w tym życiu samodzielnie osiągnąć, czuć, że może być do czegoś przydatny!

Przypomniała sobie ostatnią charakterystykę Rustana, jaką wygłosił Viljo. Że Rustan jest zajęty tylko sobą. No tak, z tym mogłaby się w jakiś sposób zgodzić, zwłaszcza teraz, w ciągu ostatnich dni, kiedy wszystko kręciło się wokół niego, nic więc dziwnego, że musiał mówić przede wszystkim o sobie. Śmiechu warte! Przecież wszyscy tego właśnie od niego oczekiwali!

Nie, Rustan to wspaniały człowiek! Najwspanialszy, jakiego spotkała w swoim dwudziestosześcioletnim życiu.

Odsunęła pustą filiżankę po kawie.

– To właśnie dlatego nic w tej historii nie wydawało się spójne, nie pasowało jedno do drugiego! Bo dwie różne strony, jeśli tak można powiedzieć, nastawały na dobro Rustana: Lauritssonowie, którzy za nic nie chcieli dopuścić do operacji, oraz agenci firmy, która chciała dostać plany. I tropiący nie wiedzieli o sobie nawzajem.

Armas uśmiechnął się.

– A wtedy pojawiła się ciekawska norweska dziewczyna, która wszystkim pomieszała szyki. Spiesz się teraz, jeśli chcesz zdążyć na samolot.

Irsa wpadła w panikę.

– Och, Armas! Jestem w tarapatach! Co prawda mam opłacony bilet powrotny, więc tak czy inaczej dotrę do Helsinek, ale poza tym jestem spłukana. Do suchej nitki! Hotel był potwornie drogi i…

Komisarz już wyjął portfel i podał jej duży banknot.

– Weź to i nie myśl o zwrocie. Sam to załatwię z Rustanem. A dla niego twoja obecność jest ważna jak samo życie.

Upierała się, że zwróci dług, ale Vuori nie chciał o niczym słyszeć. To sprawa pomiędzy nim a Rustanem, powiedział, zwłaszcza że znają się od wielu lat.

Ustąpiła w końcu, serdecznie dziękując za pomoc.

– Ale mam jeszcze jedno zmartwienie. Jutro powinnam podjąć pracę, muszę zadzwonić do agencji i zawiadomić, że nie przyjadę. Poprosić o dalszy urlop.

– A dlaczego nie możesz od razu zrezygnować? – zapytał z szerokim uśmiechem Armas. – O ile dobrze zrozumiałem Rustana, to on ci proponuje posadę na całe życie.

Irsa zarumieniła się.

– Znamy się tak krótko. W dodatku on mnie jeszcze nie widział.

– Nie zaczynaj znowu ze swoimi kompleksami. Mogę cię zapewnić, że jesteś najlepszą dziewczyną dla Rustana. A zwłaszcza teraz on cię bardzo potrzebuje, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?

Irsa roześmiała się.

– Wiem tylko, że on jest jedynym człowiekiem na świecie, z którym chciałabym spędzić życie. Do widzenia, Armas! Znajomość z tobą to była naprawdę wielka przyjemność!

– Nie była, nie była! Jak zamieszkasz w naszym mieście, to możesz być pewna, że ci się przypomnę.

– Świetnie! – zawołała radośnie.

– A poza tym to jeszcze się mnie nie pozbyłaś. Ktoś cię przecież musi odwieźć na lotnisko – powiedział wstając.

– Jeszcze lepiej! – dodała Irsa.


W dwadzieścia cztery godziny później siedziała w szpitalu przy łóżku Rustana i czekała, aż on się obudzi z narkozy. Oczy miał zasłonięte opatrunkiem, ale widziała, że na policzkach powoli pojawiają się wielkie sińce.

Operacja ciągnęła się bardzo długo. Irsa czuła ból w całym ciele od siedzenia na niewygodnym krześle w korytarzyku przed salą operacyjną.

Chory jęknął cichutko.

– Rustan – szepnęła Irsa.

Oblizał spierzchnięte wargi.

– Irsa? Jesteś tutaj? Dziękuję ci, że czuwasz przy mnie.

– Jak się czujesz?

– Na razie nie tak źle. Ale będzie pewnie gorzej, kiedy znieczulenie przestanie działać…

– Wiem. Ale profesor jest najwyraźniej zadowolony z operacji. Choć oczywiście nic na temat jej przebiegu mi nie powiedział.

Rustan leżał bez ruchu.

– Tak strasznie marzę o tym, żeby się tobą zaopiekować – powiedział. – Żeby móc coś dla ciebie zrobić. Wszystko, co człowiek może zrobić dla swojej żony. Dbać razem o dom… podróżować razem, chodzić do teatru, do kina, wspólnie oglądać telewizję. A przede wszystkim móc na ciebie patrzeć. Tak się boję, Irso, to moja jedyna szansa, wiesz przecież.