Gładziła jego ramię, bo też to było niemal jedyne miejsce, do którego miała dostęp.

– Ze względu na ciebie mam nadzieję, że będziesz znowu widział. Dla mnie osobiście to nie jest taka wielka różnica, ja będę cię kochała i tak, wszystko jedno, czy będziesz widział, czy nie.

– Mam nadzieję, że operacja się udała – szepnął. – Gdyby tak było, to wtedy z największą radością się z tobą ożenię. Ale jeśli nie, to… Nie chciałbym cię wiązać z kaleką.

– Rustan, przestań! – W gardle dławił ją płacz. – Chcę być przy tobie niezależnie od tego, co się stanie. Czy to tak trudno zrozumieć? Gdybym teraz wróciła do Norwegii i znowu żyła takim życiem jak przedtem, to co by to miało za sens? Co by to komu dało? Tęskniłabym za tobą rozpaczliwie.

– Naprawdę? Tęskniłabyś?

– Rustan, jesteś mi potrzebny, wprost trudno mi to wyrazić. Życie z dala od ciebie niewiele jest warte. Teraz już sobie sama nie poradzę, teraz wiem, jak okropnie byłam samotna, zanim spotkałam ciebie.

– I ja potrzebuję ciebie. Ciepła twoich rąk, twego życzliwego głosu, twojej miłości i twojego ciała. Ale czy ktoś taki jak ja mógłby o to prosić?

Rozgniewały ją jego słowa.

– Mam już tego dość, Rustan! Więcej nie chcę tego słuchać.

– Masz rację, przepraszam.

– Czy nie moglibyśmy trochę zaczekać z ostatecznymi deklaracjami? – zapytała. – Znamy się przecież tak krótko zaledwie tydzień. Możemy przecież być razem bez zobowiązań, zostanę przy tobie teraz i…

Pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się czule, ze smutkiem.

Irsa ożywiła się.

– Czy ty myślisz, że wszyscy ludzie, mężczyźni i kobiety, którzy zawarli małżeństwo z niewidomymi, uważają się za ofiary? Mówisz, że pragniesz być potrzebny, żeby ktoś cię chciał. Czy myślisz, że ja też tego nie pragnę? Czuć, że ktoś mnie potrzebuje, że coś dla ciebie znaczę. Czy gdybym ja była niewidoma, a ty widzący, to odszedłbyś ode mnie?

– Nie, natychmiast bym się tobą zaopiekował i nigdy od siebie nie puścił nawet na krok.

– I wszystko dlatego, że wtedy mógłbyś się czuć szlachetny i wielkoduszny?

– Nie, dlatego, że cię kocham i chciałbym być przy tobie.

– No więc widzisz!

Uśmiechnął się niepewnie.

– Głupi byłem. Zostań ze mną, Irso! Na zawsze. Nawet jeśli operacja się nie udała, to przecież mogę się wyuczyć jakiegoś zawodu, tak że zdołam utrzymać nas oboje. Bo nawet jeśli cały majątek Garpów teraz do mnie wróci, to naprawdę bardzo bym chciał pracować. Robić coś pożytecznego. Rozumiesz mnie?

– Oczywiście, że rozumiem. I nie zapominaj, że masz też powieść.

Widoczna część jego twarzy rozjaśniła się.

– Tak, mamy powieść! Wiesz, Irso, życie nagle stało się takie podniecające! Od chwili, kiedy cię spotkałem.

– Moje życie również.

– I moja ukochana wyspa jest znowu wolna. Ich już nie ma, odeszli wszyscy troje. Czuję się, jakby mi ktoś zdjął z piersi potworną marę. Irso, powinniśmy…

Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł profesor.

– O, jak widzę, nasz pacjent już się obudził? Jak się czujemy? Zdenerwowany?

– Teraz już nie. Irsa wytłumaczyła mi, że nawet w razie porażki powinienem spokojnie patrzeć w przyszłość.

Profesor usiadł i ujął jego silną dłoń w swoje szczupłe ręce chirurga.

– O pełnej porażce w ogóle nie może być mowy. W takim razie byłbym bardzo złym chirurgiem.

Rustan wciągnął głęboko powietrze.

– Nie, skoro jeszcze przed operacją mogłeś rozróżniać między światłem a ciemnością, to po operacji nie może być gorzej. Nie mogę ci już w tej chwili obiecywać pełnego odzyskania wzroku, ale to nie jest niemożliwe. W każdym razie powinno się bardzo poprawić.

Wargi Rustana drżały.

– Czy będę mógł widzieć moją Irsę? I nasze przyszłe dzieci?

Profesor popatrzył na Irsę.

– Taką mam w każdym razie nadzieję. Znalazłeś sobie bardzo miłą dziewczynę, ma taką ciepłą, uśmiechniętą twarz. Tak, będziesz mógł ją widzieć. W każdym razie wyraźniej niż przed operacją. I… No, w najgorszym razie istnieją przecież okulary, myślę, że będzie ci w nich do twarzy.

Rustan roześmiał się.

– Jeśli tylko będę mógł zobaczyć Irsę, to niczego mi już do szczęścia nie braknie. Ona tak wiele dla mnie znaczy.

– I nawzajem – odparła Irsa szeptem, promieniejąca miłością i radością.

Margit Sandemo

  • 1
  • 24
  • 25
  • 26
  • 27
  • 28