Viljo Halonen, pomyślała Irsa.

– Mój przyjaciel działał w tajemnicy i nagle przyszło zawiadomienie, że mam jechać do Sztokholmu, poddać się operacji. Nie mam nic do stracenia, więc pojechałem, oczywiście. – Odwrócił twarz. – Ale teraz to już pewnie nic z tego nie będzie.

Irsa nie mogła się opanować. Ścisnęła jego dłoń na krótką chwilę i natychmiast ją puściła, żeby się Rustan nie rozzłościł.

– Pojechałeś sam?

– Przyjechał po mnie szwedzki pielęgniarz, Hans Lauritsson. Moi krewni akurat albo wyjechali, albo byli zajęci z innego powodu.

Irsa wybuchnęła:

– Ale jakim sposobem dostałeś się tutaj?

Rustan pocierał czoło. Twarz miał zmęczoną i zmizerowaną, ale niezwykle pociągającą.

– Kiedy przyjechaliśmy do Sztokholmu, Hans Lauritsson wyjaśnił, że moja operacja musi zostać odłożona o kilka dni. Chodziło o to, że między innymi mieli mi przeszczepiać rogówkę w lewym oku, które zostało bardziej uszkodzone, ale właśnie się okazało, że nie ma dawcy. Wobec tego Hans zaprosił mnie, bym pojechał z nim do jakiegoś domku letniskowego tutaj do Värmlandii.

– Ale ty nie jesteś w Värmlandii, Rustan! Jesteś w Norwegii.

– O, Boże… Dlaczego?

– Mnie o to nie pytaj!

Milczał przez chwilę pogrążony w myślach.

– No właśnie, cały czas się zastanawiam, dlaczego ty mówisz po norwesku. Gdzie w Norwegii się znajdujemy?

– Tuż przy szwedzkiej granicy.

– Nic z tego nie rozumiem – rzekł z wolna. – Dlaczego Hans mi nie powiedział, że jesteśmy w Norwegii? On był taki sympatyczny. I życzliwy. Wiesz, on mówił, że to jego przyjaciel ma letni domek w Värmlandii, tylko najpierw musimy pojechać do tego przyjaciela po klucze. W pewnym momencie oznajmił, że jesteśmy już niedaleko domu tego przyjaciela, i zatrzymał samochód. I że trzeba jeszcze kawałek iść. No i poszliśmy, ale trwało to bardzo długo.

(Tak, wiem, cały ten szlak drzewny! A potem w górę przez las.)

– Byłem już zmęczony. Bo widzisz, bardzo trudno jest iść, kiedy człowiek nie widzi. Zwłaszcza w nieznanym terenie. Niepotrzebnie tak mocno napina się mięśnie.

– Rozumiem.

– Więc Hans powiedział, że ostatni kawałek to już on pójdzie sam, a ja miałem na niego czekać, siedząc na przewróconym pniu drzewa.

Zgadza się! Wszystko się zgadza, pomyślała Irsa.

Jego twarz wykrzywiła się boleśnie.

– Ale, Irsa, ja czekałem okropnie długo! Czekałem w kompletnej ciszy. Słyszałem tylko kruki, nic więcej. Hans nie wrócił. Nie wiem, ile czasu już minęło, gdy nagle usłyszałem jego głos. Z bardzo daleka i gdzieś wysoko nade mną. Brzmiało to jakoś tak: „Rustan, ratunku! Oni mnie zabiją! Ratunku, Rustan!” To było bardzo dalekie wołanie, rozumiesz, a mimo to bardzo wyraźne! Na koniec rozległ się potworny krzyk i łoskot, jakby coś spadało z wysokości. Potem nastała cisza. Nagle stwierdziłem, że zerwałem się z tego pnia i uciekam, ale wpadłem w jakieś splątane zarośla. Wtedy uświadomiłem sobie, że grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo, i ukryłem się w tych krzakach, niczego nie pojmując, przerażony tym wszystkim.

Zwrócił się do Irsy, jakby miał jej teraz do powiedzenia coś bardzo ważnego.

– Irsa, ja nie jestem tchórzem! I to, że jestem taki uzależniony od innych, to mnie nieprawdopodobnie dręczy. Ale wtedy, w lesie, bałem się naprawdę!

– Myślę, że mogę się postawić w twojej sytuacji – szepnęła Irsa. – Zaznałam zaledwie odrobinę tego co ty i ta odrobina w zupełności mi wystarczy. Zimny pot zlewa mi plecy, gdy tylko sobie o tym pomyślę.

Rustan najwyraźniej ją już zaakceptował. Mówił teraz swobodniej, bez tej agresywności w głosie.

Irsa zagryzała wargi. Cokolwiek ten cały Lauritsson robił koło Kruczego Żlebu, to z pewnością nie odbierał kluczy, to pewne! Tam po prostu w ogóle nie ma zabudowań. Jedynie maszt telewizyjny.

Chociaż nie wiedziała, jak się sprawy mają po tamtej stronie góry, to znaczy po szwedzkiej stronie.

Ręka Rustana dotknęła jej dłoni. Była ciepła i silna. Irsa chętnie by ją ujęła. Marzły jej nogi, a nocna koszula, którą miała na sobie, była najcieńsza z możliwych. Nie chciała jednak przerywać opowiadania, skoro on już raz zaczął.

– Leżałem tak, ukryty w krzakach, i czekałem.

– Tak? – ponaglała, gdy umilkł.

– Było ich dwóch. Rozmawiali po szwedzku, chociaż jeden mógł być cudzoziemcem. „On zwracał się w tę stronę”, powiedział jeden. „Jego koleś musiał się znajdować gdzieś tutaj”. „E tam”, odparł drugi. „Ja myślę, że on nas tylko chciał nastraszyć”. „Nie wydaje mi się”, upierał się pierwszy. „Ten idiota, dlaczego on…” i głosy rozmyły się w oddali. Kiedy stwierdziłem, że jest już noc, wydostałem się z zarośli i zacząłem iść, a resztę znasz.

Irsa uznała, że trzeba mu co nieco wyjaśnić.

– Znaleźli Lauritssona – powiedziała cicho. – Został zepchnięty w przepaść. Nie żyje. Czy on był do ciebie podobny?

– Skąd miałbym to wiedzieć? Z pewnością był znacznie młodszy, poznawałem to po głosie.

I pewnie to tłumaczy omyłkę policji, pomyślała Irsa. Bo fotografia również przedstawiała młodego człowieka. Przy okazji wyjaśnia się też i druga sprawa, mianowicie, dlaczego Lauritsson miał zdjęcie Rustana. Miał spotkać niewidomego w Finlandii, więc Garpowie przysłali mu zdjęcie, żeby wiedział, jak Rustan wygląda.

Znowu na niego popatrzyła. Poranne światło było już teraz na tyle silne, że widziała wyraźnie, i nagle przeniknęła ją fala gorąca. Och, nie, jęknęła w duchu. Nie, dobry Boże, nie daj mi się w nim zakochać! Wiesz przecież, jak często bywałam raniona i odtrącana. Już więcej nie chcę! I nie w nim, najbardziej fantastycznym mężczyźnie, jakiego spotkałam.

Całkiem nieoczekiwanie Rustan zapytał:

– Irsa, jak ty wyglądasz? Nie, nie mów! Pozwól mi zgadywać!

A ja nie umiem kłamać, pomyślała. Teraz on się dowie, że nie warto na mnie zwracać uwagi. No i stracę go, jak było do przewidzenia!

ROZDZIAŁ IV

Irsa siedziała bez ruchu, trochę skrępowana, a Rustan tymczasem starał się dowiedzieć, jak ona wygląda.

– Nie jesteś nastolatką, myślę, że możesz mieć pomiędzy dwadzieścia pięć a trzydzieści pięć lat…

Trzydzieści pięć to potwornie dużo, pomyślała. Naprawdę sprawiam wrażenie aż takiej starej?

– Jesteś pełna zapału, masz dobre serce, kierujesz się nastrojem chwili, możesz ulegać impulsom, co cię niekiedy wpędza w niemałe kłopoty.

Właśnie coś takiego zrobiłam, mój przyjacielu, pomyślała.

– Ale jednocześnie jesteś praktyczna i umiesz działać skutecznie. Zgadza się?

– Może. Nie najgorzej to odgadłeś. Ale jeśli chodzi o wiek, to nie jest aż tak źle – dodała odrobinę urażona. – Mam tylko dwadzieścia sześć lat.

Rustan roześmiał się.

– Przepraszam! Ale utrzymałem się w granicach, prawda?

– No, z trudem…

Rustan przyciskał teraz palcami skronie, jakby chciał się skoncentrować przed trudnym zadaniem.

– Ty… Sprawiasz wrażenie osoby samotnej. Myślę, że nie jesteś mężatką.

– Nie, nie jestem. A ty jesteś żonaty?

Że też odważyła się zapytać. Sama była zdumiona swoją zuchwałością.

– Ja? – roześmiał się z goryczą. – Jakim sposobem mogłoby do tego dojść?

– Wielu niewidomych żeni się z widzącymi.

– Ale nie ja. Nie mam najmniejszych szans. Czy mógłbym teraz dotknąć twojej twarzy?

– Proszę bardzo – odparła z dziwnym biciem serca.

Rustan usiadł. Delikatne palce dotykały jej skroni, stamtąd przesuwały się w dół, powoli rejestrowały wszystkie rysy jej twarzy, a ona złościła się na siebie, że tak okropnie płoną jej uszy.

– Jesteś ładnie zbudowana – stwierdził. – Twarz masz, powiedziałbym, bardzo rzeźbiarską. Ładny podbródek, prosty nos, wysokie czoło, wydatne usta…

Musiała z całych sił panować nad sobą, by nie drżeć, kiedy palce Rustana przesuwały się po jej wargach. Pierwsze promienie słońca padły na płaski szczyt góry po drugiej stronie jeziora, Irsa spoglądała w tamtą stronę, żeby nie patrzeć na Rustana. Ale w konsekwencji dużo wyraźniej odczuwała dotyk jego palców.

– I włosy… miękkie, kręcone. Myślę, że to nie są włosy blond, raczej niezdecydowanego koloru.

– Dosyć ciemne – poprawiła go.

Skinął głową i przesunął rękę na jej kark, następnie dotykał szyi.

– Jesteś dosyć solidnie zbudowana, prawda? Nogi też?

– Niestety – uśmiechnęła się. – Przy urodzeniu ważyłam prawie pięć kilogramów.

Poczuła teraz jego ręce na ramionach.

– Ależ ty masz na sobie tylko tę cienką koszulkę! – zawołał przestraszony. – Pewnie okropnie marzniesz?

– Nic nie szkodzi – zapewniła.

– Powinienem cię zaprosić, żebyś weszła pod moją kołdrę, ale, po pierwsze, sam jestem przemarznięty po tylu nocach spędzonych na dworze w wiosennym chłodzie, a po drugie, chyba się nie odważę… nie przywykłem do bliskości dziewczyn, a tęskniłem do tego przez wiele lat.

– Musiałeś przecież spotykać jakieś dziewczyny! – wykrzyknęła zaszokowana.

– Niestety, nie – odparł z grymasem. – Na to Edna zbyt troskliwie się mną opiekuje. Ona się boi tych okropnych dziewczyn, które mogłyby uwieść jej grzecznego chłopczyka.

(Edna Garp-Howard…)

– Kim jest Edna?

– To moja matka. Ale ja jej tak nigdy nie nazywam, mówię do niej Edna.

– A czy twój ojciec żyje?

– Nie. Zmarł, kiedy miałem dwadzieścia jeden lat.

– I mama ponownie wyszła za mąż? – zapytała ostrożnie.

– Tak, ale to było dawno temu. Bo, widzisz, to długa i okropnie zaplątana historia.

Kim w takim razie jest ten Michael Howard, myślała. Nie, rzeczywiście okropnie zaplątana historia!

Irsa wciągnęła głęboko powietrze.

– Rustan, ja muszę ci coś wyznać. Widzisz, zostałam wychowana tak, żeby zawsze mówić prawdę, i teraz mam wyrzuty sumienia, zwłaszcza że… że cię lubię i że my oboje rozumiemy się nawzajem, prawda?

Skinął głową zdumiony i czekał pełen rezerwy.

– Bo to było tak: Ja pracuję w jednym biurze informacyjnym w Oslo. I kilka dni temu wpadła mi w ręce tajna koperta i zdjęcie może szesnastoletniego chłopca. Ponieważ sama mam dwadzieścia sześć lat, więc nie było mowy o żadnym erotycznym zainteresowaniu, ale byłam od pierwszego wejrzenia kompletnie zafascynowana tą chłopięcą twarzą. Po prostu oczarowana, uwiedziona niemal jego nieśmiałym uśmiechem, czułam, jak byśmy mieli ze sobą coś wspólnego. Możesz to zrozumieć?

Potwierdził skinieniem głowy, ale czekał najwyraźniej zdumiony, do czego to doprowadzi.

– Na kopercie było napisane „Mężczyzna z lasów Grotte”. Tego dnia zrobiłam coś niedozwolonego. Zabrałam kopertę do domu i przejrzałam jej zawartość. Zdjęcie przedstawiało mężczyznę nazwiskiem Rustan Carr, który został znaleziony martwy u podnóża Kruczego Żlebu. Zanim umarł, starał się ukryć fotografię pod kamieniem. Jest niemal trudne do pojęcia, że mógł znaleźć się w tej otchłani żywy, bo spadł tam z góry. Domyślałam się, że upadek łagodziły porośnięte krzewami występy skalne i rosnące na zboczu sosny. Zdjęcie bez żadnych wątpliwości przedstawiało ciebie.

Nagle stwierdziła, że Rustan wstrzymał dech.

– Co to wszystko znaczy? – zapytał.

Irsa opowiedziała swoją wersję historii. Mówiła o neonie w małym fińskim miasteczku, o rozmowie telefonicznej z Finlandią, o letnim domku kuzyna, domku, w którym się teraz oboje znajdują, i o tym, jak szła śladami Rustana.

– Jakie to cudowne uczucie, kiedy człowiek może się wyspowiadać – westchnęła na koniec z ulgą.

– Chcesz powiedzieć, że zrobiłaś to wszystko tylko dlatego, bo zdjęcie jakiegoś chłopca wywarło na tobie wrażenie? – zapytał z niedowierzaniem.

– Owszem, ja czasami robię dziwne rzeczy.

– To właśnie można nazwać impulsywnością! Tak, pamiętam tamto zdjęcie. No i jak? – zapytał z udaną obojętnością. – Jak wypada oryginał w porównaniu z fotografią?

– Nie aż tak urzekający jak tamten chłopiec – odrzekła tak spontanicznie, że Rustan musiał się roześmiać. – Nie, wybacz, należałoby powiedzieć: bardziej zgorzkniały, wymizerowany, ale tak samo promienny.

– Co masz na myśli?

Irsa była zakłopotana.

– Zawsze pytasz tak wprost, to znaczy, chciałam powiedzieć, że trafiasz w sedno. Przyjmijmy, że chodzi o silną osobowość.

– Jak mogę mieć silną osobowość, skoro od dawna moja wola jest dławiona? Jestem otoczony taką troskliwością, że wściekam się i walczę o trochę swobody, ale to na nic, mam wokół siebie gruby mur, Irsa. Miękki mur źle pojętej opiekuńczości.

– Jesteś jedynakiem?

Zawahał się na moment.

– I tak, i nie. To dosyć skomplikowane.

– Opowiedz!

Och, jakże jej marzły stopy! Chłód od podłogi przenikał nogi i powoli ogarniał całe ciało.

– Masz dość sił, żeby tego słuchać? No, dobrze. Moja matka, Edna, opuściła nas, kiedy miałem sześć lat. Wyjechała do Australii z pewnym typem, który odbywał w Finlandii studia.

– On się nazywał Howard?