Morosini wyciągnął z kieszeni rewolwer i wycelował w Solmańskiego.

- Gdybym o nich zapomniał, już byś pan nie żył! A teraz chciałbym zostać dobrze zrozumiany. Za pięć dni ożenię się z lady Ferrals, ale pod pewnymi warunkami.

- Nie może pan stawiać warunków!

- A ja myślę, że tak! Z powodu tego przedmiotu - odparł Aldo, wymachując rewolwerem. - Albo się pan zgodzi, albo wpakuję panu kulkę w łeb!

- W ten sposób podpisałby pan dla siebie nakaz aresztowania, a i dla swoich służących przy okazji także.

- Nie wiadomo! Po pańskim zniknięciu może dogadam się z pańskimi protektorami? Jeśli jest się w stanie zapłacić naprawdę dużą sumę...

- Co to za warunki?

- Są trzy. Pierwszy: Cecina i Zachariasz będą obecni na ślubie, wolni. Drugi: ceremonia odbędzie się tutaj. Trzeci: już dzisiaj wyniesie się pan i zamieszka gdzie indziej. Wróci pan tylko na ślub. Zabójca nie ma prawa bezcześcić domu ofiary. Pańska córka będzie panu towarzyszyć aż do ustalonej godziny. Przyszli małżonkowie nie powinni mieszkać pod jednym dachem.

Solmański przyjął ten ostatni warunek zmarszczeniem brwi, przez co monokl spadł mu z nosa, lecz ledwo umieścił go z powrotem na miejscu, jego twarz przybrała na powrót wyraz obojętności.

- Nie zamierzam mieszkać w hotelu. Można tam spotkać kogoś niepożądanego...

- Zwłaszcza jeśli się jest poszukiwanym przez policję co najmniej dwóch krajów. Ale może pan zamieszkać u pani Moretti, u której znalazłem lokum dla pańskiej córki. To chodząca dyskrecja i wystarcz}', że do niej zadzwonię... No więc jak?

- A jeśli się nie zgodzę?

- Położę pana jednym strzałem! I proszę nie wzywać pomocy. Zian, mój gondolier, a jest z niego kawał chłopa, jest na dole i gładko sobie poradzi ze strażnikiem.

- Pan blefuje! - odparł hrabia, wzruszając ramionami.

- Proszę spróbować, to się pan przekona! I proszę sobie wbić do głowy, że my, wenecjanie, nie znosimy poddaństwa. Wolimy śmierć. Proszę się cieszyć, że udał się panu szantaż, i przyjąć moje warunki!

Hrabia widocznie podjął już decyzję, gdyż nawet przez chwilę się nie namyślając, spytał:

- Za pięć dni moja córka zostanie księżną Morosini?

- Ma pan moje słowo...

- Więc niech pan zadzwoni do znajomej i każe nas tam zawieźć. Musimy się przygotować!

*   *   *

Aldo stojąc przy oknie w bibliotece, obserwował, jak ojciec i córka, z pomocą Ziana, wsiadają do motorówki.

W ostatniej chwili Anielka się odwróciła i spojrzała w stronę okna, w którym majaczyła postać księcia, odgadując jego obecność.

Aldo po chwili zszedł do kuchni, w której pan Buteau zamotany w jeden z szerokich fartuchów Ceciny, siekał świeże zioła, a Fulwia stawiała wodę na makaron.

- Proszę to zostawić - powiedział. - Pozbyliśmy się wroga na całe pięć dni, a ty się już dość napracowałeś. Zabieram cię do San Travaso na una zuppa di verdure i na scampi u Montina. Będziemy jadali w restauracji aż do soboty. Tego dnia, mam nadzieję, oddadzą nam Cecine.

- A więc ślub się odbędzie?

Na twarzy starego belfra widać było smutek i złość. Aldo chwycił go za ramiona, ucałował i odparł:

- Nie miałem wyboru, muszę ich uratować.

- Cecina nienawidzi tej kobiety. Nigdy się nie zgodzi...

- Będzie musiała. Chyba że nie kocha mnie tak jak, ja ją kocham...

Fulwia, która do tej pory się nie odzywała, podbiegła do swego pana i pocałowała go w rękę. Ona również miała w oczach łzy...

- Zrobimy wszystko, żeby panu pomóc, don Aldo! Obiecuję też, że Cecina zrozumie! Zresztą, ta młoda kobieta jest bardzo ładna! I zdaje się bardzo zakochana!

Co za ironia losu! Był taki czas, nie tak dawno, że Aldo oddałby cały majątek, by śliczna Anielka chciała zostać jego żoną, i marzył o dniach i nocach z nią spędzanych. A teraz, kiedy została mu oddana, odczuwał bezgraniczny wstręt.

Zresztą, nie oddana, lecz sprzedana! Sprzedana... za cenę podłego szantażu. Szantażu, na który wyraziła milczącą zgodę, a może nawet sama go wymyśliła. Zbyt wiele cieni kładło się teraz między nimi, zbyt wiele rodziło się wątpliwości. Nic nie mogło być takie jak dawniej.

*  *  *

- A gdybyś postawił sobie jedyne sensowne pytanie? -podpowiadał Hieronim podczas przyjemnej kolacji w restauracji Montin, w której przy nakrytych kraciastymi obrusami stolikach zbierała się wenecka bohema.

- Jakie pytanie?

- Kochałeś ją... Czy już nic nie pozostało z dawnego uczucia?

Odpowiedź księcia była gwałtowna i bezwzględna:

- Nic. Jedyne uczucie, jakie ona we mnie wzbudza w tej chwili, to nieufność. I zapamiętaj sobie przyjacielu: w wyznaczonym dniu dam jej moje nazwisko, lecz wiedz, że nigdy nie zostanie moją żoną, nigdy!

- Nie należy mówić: nigdy. Życie jest długie, drogi Aldo, a Anielka jest jedną z najładniejszych kobiet, jakie widziałem w swoim życiu.

- ...a ja jestem tylko mężczyzną? No proszę, dokończ!

- Dobrze. Jeśli ona naprawdę cię kocha, drogi chłopcze, będzie to twardy orzech do zgryzienia. Zacznie cię wodzić na pokuszenie!

- To możliwe, lecz wiem, jak temu sprostać: nawet jeśli się zgodzę, pod groźbą, żeby córka tego bandyty, który zabił moją matkę, została moją żoną w oczach świata, nigdy nie wyrażę zgody, aby w żyłach moich dzieci płynęła jej zdradziecka krew!

Rozdział trzynasty

Niespodziewany przybysz

W sobotę, ósmego grudnia o dziewiątej wieczór, w malej, przypałacowej kaplicy wybudowanej w 1630 roku przez bogobojną antenatkę, książę Morosini poślubił lady Ferrals. Surowe sanktuarium z kamienia, pomimo magii obrazu Veronesego przedstawiającego Matkę Boską w iście królewskich szatach, która uśmiechała się nad ołtarzem, nie pozwalało, by ceremonia była radosna.

Tylko panna młoda, w kostiumie z białego aksamitu wykończonego gronostajowym futrem, wydawała się szczęśliwa.

Świadkami Aida był jego przyjaciel Franco Guardini, aptekarz z Santa Margarita, i Hieronim Buteau. Przyszłej księżnej towarzyszyła Anna Maria Moretti, która zgodziła się na to ze względu na przyjaźń z księciem, i commendatore Ettore Fabiani. Futro z kruczoczarnych karakułów tej pierwszej nie było weselsze od uniformu tego drugiego. W dalekim kącie stał Zachariasz z wyrazem zaciętości na twarzy. U jego stóp Cecina, w ostentacyjnej żałobie, modliła się, klęcząc. Oboje w dobrym stanie zostali przywiezieni do pałacu tego samego rana.

- Nie miałeś prawa się zgadzać! - wykrzyczała księciu prosto w twarz. - Nawet dla nas! To wszystko moja wina! Gdybym trzymała język za zębami, nie zabraliby nas! Aleja nigdy nie umiałam milczeć!

- I za to cię kocham, Cecino! Nie przejmuj się, nawet gdybyś nic nie powiedziała, Solmański wymyśliłby co innego, by zmusić mnie do małżeństwa. A i tak by was zabrali, może nawet z panem Buteau. Co tam ślub, skoro wy zostaliście uwolnieni!

Cecina wpadła mu w ramiona, szlochając, a on ukołysał to wielkie, zapłakane dziecko, podczas gdy Zachariasz na pozór spokojny, z trudem starał się zachować fason. I kiedy wreszcie wzajemnym pocieszeniom stało się zadość, Aldo oznajmił, że mają oboje zamieszkać w domu, który kupił rok temu, niedaleko mostu Rialto, dodając, że nie chciałby ich, a zwłaszcza jej, zmuszać do służby, która im niemiła.

Na co Cecina gwałtownie osuszyła łzy i na nowo wpadła w straszną złość.

- Czy myślisz, że cię zostawimy tu samego z tą trucicielką? Nigdy!"

- To nieprawda - odparł Morosini. - Jak zwykle przesadzasz, Cecino! Ona nigdy nikogo nie otruła.

- A jej mąż? Ten angielski lord, przez którego poszła do więzienia, jesteś pewien, że nie maczała w tym palców?

- Została uznana za niewinną, lecz proszę cię, zanim . odmówisz, zastanów się, jak będzie wyglądało życie w pałacu z nową księżną. Jeśli zostaniesz, będziesz musiała jej usługiwać.

- W tym domu? Może jeszcze mi powiesz, że w pokoju donny Izabeli?

Aldo wziął ją za rękę i pociągnął w stronę schodów.

- Chodź ze mną! I ty też, Zachariaszu... Poprowadził ich przed dwuskrzydłowe drzwi do pokoju matki, do którego po jej śmierci nikt nie miał wstępu; drzwi zostały zabarykadowane dwoma skrzyżowanymi wiosłami.

- Voila ! Fulwia i Liwia zrobiły porządek, zamknęły żaluzje, a Zian zamocował wiosła. Co do Anielki, kazałem przygotować dla niej pokój laurowy, przeznaczony do tej pory dla znamienitych gości.

Oniemiawszy z wrażenia, Cecina nie mogła wydobyć z siebie głosu. Wreszcie spytała:

- Ty też będziesz w nim mieszkał?

- Nie ma powodu, bym opuścił mój pokój.

- Z drugiej strony domu?

- A tak! Będziemy mieszkać pod jednym dachem, lecz nie będziemy dzielić łoża.

- A... ojciec?

- Z wyjątkiem dzisiejszej uroczystości jego noga nigdy więcej tu nie postanie. To był jeden z moich warunków, które on przyjął. Czy zatem będziesz mogła tu żyć, nawet kiedy będę nieobecny?

- Bądź spokojny! A teraz wracam do kuchni. Czyli do siebie! Dopóki ja tu jestem, możesz jeść spokojnie - zapewniła z godnością, którą podkreślała suknia z czarnej tafty i wykrochmalony czepiec.

*   *   *

Dla Morosiniego ślubowanie małżeńskie było prawdziwym wyzwaniem. Przyrzekając swojej towarzyszce miłość, wiedział, że pierwszy raz w życiu nie dotrzyma danego słowa. Myśl ta była uciążliwa i starał się ją szybko wymazać, wmawiając sobie, że to małżeństwo nie jest niczym więcej, jak maskaradą, a ślubowanie zwykłą formalnością. Czyż ta, która miała zostać jego żoną, nie wymawiała podobnych przyrzeczeń, kiedy wychodziła za sir Eryka Ferralsa? Z wiadomym skutkiem. Zastanawiał się, co też może odczuwać w tej chwili kobieta o twarzy anioła i ciele nimfy, na którą nawet nie spojrzał?

Kiedy podał jej ramię przed wyjściem z kaplicy, aby udać się do salonu, w którym podano kolację, poczuł, że dłoń Anielki drży.

- Czy jest pani zimno? - spytał.

- Nie, lecz w dniu naszych zaślubin nie ofiarował mi pan nawet jednego uśmiechu...

- Proszę wybaczyć, lecz okoliczności mi na to nie pozwalają.

- A jeszcze tak niedawno powtarzał pan, że mnie kocha - westchnęła. - Był pan gotów popełnić dla mnie każde szaleństwo.

- Niedawno?... Wydaje mi się, że to było wieki temu! Gdy się chce zachować miłość mężczyzny, pewnych środków nie wolno używać.

- To mój ojciec jest odpowiedzialny...

- Ma mnie pani za głupca? Wszystko ukartowaliście razem i nie byłoby go tutaj, gdyby go pani nie wezwała!

- Czy nie może pan zrozumieć, że kocham pana i że chciałam zostać pańską żoną? Jeśli się jest prawdziwą kobietą, wszystkie środki są dozwolone do osiągnięcia celu.

- Jeśli pani pozwoli, zajmijmy się naszymi gośćmi. Potem ustalimy modus vivendi, który dla nas wymyśliłem.

Młodzi państwo udali się do salonu, w którym pod okiem Zachariasza przygotowano stół szwedzki. On sam oferował na tacy kieliszki szampana. Aldo podał jeden z nich żonie, zaczekał, aż wszyscy zostaną obsłużeni, po czym oświadczył:

- Drodzy przyjaciele, musicie nam wybaczyć tak skrom- -ną ceremonię, lecz nie mieliśmy zbyt wiele czasu na przygotowania. Zresztą, nie chciałbym, żeby było inaczej. Pragnę wam podziękować. Nie za przyjaźń, ponieważ jest mi ona od dawna dobrze znana, i wiem, że zawsze mogłem na nią liczyć, a jej dowód daliście, przychodząc do mnie. Od dziś będzie tu mieszkać moja żona, która również zechce ją zdobyć. Wznoszę toast za nową księżnę Morosini!

- Za księżnę Morosini i za szczęście jej męża! - jak echo powtórzył Fabiani. - Który mężczyzna nie chciałby być na jego miejscu? Jestem szczęśliwy, że mogłem przekazać życzenia od naszego Duce oraz jego zaproszenie do Rzymu dla pary tym droższej jego sercu, że została połączona dzięki jego staremu przyjacielowi, hrabiemu Solmańskiemu, którego proszę, aby dołączył do mego toastu!

Aldo sądząc, że Solmański powstrzyma się od udziału w skromnym przyjęciu, bardzo się mylił. Co prawda teść podczas mszy zachowywał się dyskretnie, lecz teraz na jego twarzy zakwitł uśmiech triumfu. Zbliżywszy się do swego kolegi, Solmański klepnął go w plecy, po czym zabrał głos:

- Dziękuję ci, drogi przyjacielu, dziękuję z głębi serca! Dziękuję też wielkiemu człowiekowi, który chciał poświęcić chwilę swego cennego czasu, by przesłać tak gorące pozdrowienia moim drogim dzieciom! Może być pewien, że wkrótce z radością skorzystamy z zaproszenia i że...

Jego drogie dzieci? Dotknięty do żywego taką bezczelnością i przekonany, że ojciec Anielki po raz kolejny skłamał i zamierza wedrzeć się w jego życie, Morosini zamierzał wyrazić swój gniew, kiedy jakiś zimny głos z brytyjskim akcentem przerwał mówcy w pół słowa: