- Na pana miejscu, Solmański, zmieniłbym swoje plany, gdyż będzie pan musiał zrezygnować z zamku Saint-Ange na rzecz Tower!
W trenczu bliżej nieokreślonego koloru i kaszkiecie z podwójnym daszkiem w stylu Sherlocka Holmesa, komisarz Gordon Warren stał na progu w towarzystwie komisarza Salviati z policji weneckiej. Widząc, że w salonie są damy, zdjął nakrycie głowy, jednocześnie podchodząc do celu swoich poszukiwań. Osaczony hrabia pobladł, próbując zbić komisarza z tropu.
- Co to ma znaczyć? Czego pan tu szuka?
- Aresztuję pana na podstawie międzynarodowego listu gończego, który mam w kieszeni, oraz w imieniu króla Jerzego V, a także prezydenta Republiki Austrii, przez którego zostałem upoważniony. Jest pan oskarżony...
- Chwileczkę! - przerwał Fabiani. - Co to za historia? Jesteśmy we Włoszech i żaden angielski, austriacki czy nawet międzynarodowy nakaz nie jest ważny! Na szczęście mamy silnego przywódcę, który nie da się zastraszyć pierwszemu lepszemu! A pan, Salviati, będzie miał wielkie kłopoty...
Komisarz zadowolił się wzruszeniem ramion i zrobił minę mówiącą, że wcale nie przejął się pogróżką. Zresztą Warren uciął protesty, zwracając się tym razem do napuszonego osobnika, który w protekcjonalny sposób położył rękę na ramieniu Solmańskiego.
- To pan jest commendatore Fabiani?
- W rzeczy samej.
- Mam do pana list. Napisał go sam Duce, z którym widziałem się dzisiaj rano po tym, jak zostałem przyjęty przez Jego Wysokość, króla Wiktora Emanuela III, któremu przekazałem list od mojego władcy. Zawiadomiony o wyczynach pańskiego protegowanego Mussolini nie uznał za stosowne kontynuować z nim znajomości, tak szkodliwej dla wizerunku głowy państwa.
Fabiani przebiegł wzrokiem wiadomość, poczerwieniał jak burak, lecz wypiąwszy się jak struna, stuknął obcasami i ukłonił się.
- W tych okolicznościach nie śmiałbym przeciwstawić się opinii naszego Duce! Salviati, zaprowadzi pan tego człowieka do więzienia, z którego komisarz Warren zabierze go do Anglii. Proszę udzielić mu wszelkiej pomocy, aby przekazanie więźnia odbyło się jak należy... Książę Morosini, jestem niezmiernie zaszczycony, że mogłem wziąć udział w tym rodzinnym święcie... lecz współczuję panu z całego serca!
I bez jednego spojrzenia w stronę tego, którego jeszcze przed chwilą traktował tak poufale, commendatore odwrócił się na pięcie i udał do wyjścia tak żwawo, jak to tylko możliwe.
Solmański nie posiadał się ze złości.
- Niech pan idzie do diabła, i ten cały pański Duce! To tak mi się dziękuje za oddane przysługi? Chciałbym wiedzieć, o co jestem oskarżony?
- Już pan nie pamięta? - spytał ironicznie Warren, ściskając dłoń Morosiniego. - Czyżby jakieś luki w pamięci? Jest pan oskarżony o to, że dwudziestego siódmego listopada 1922 roku, zamordował pan w Whitechapeł człowieka znanego pod nazwiskiem Władysław Wosiński...
- To niedorzeczne! On się powiesił po spisaniu wyznania na temat śmierci sir Eryka Ferralsa, mego zięcia!
- Nieprawda! To pan mu w tym pomógł! Na nieszczęście dla pana mam świadka, żydowskiego flaczarza, który mieszkał w tym samym domu i już wcześniej pana widział podczas pogromu na Ukrainie, gdzie działał pan pod nazwiskiem Orczakow. Nieszczęsny Żyd tak bardzo był wystraszony, że najpierw postanowił nic nie mówić, lecz przerwał milczenie, kiedy pokazałem mu pewną fotografię, na której widać pana podczas procesu córki. Poza tym jest pan oskarżony o to, że w październiku skradł z Tower diament zwany Różą Yorku. Opłacił pan szczodrze swoich dwóch wspólników, którzy, na szczęście, nie mogli się dogadać co do podziału łupu. Ktoś usłyszał ich kłótnię; zostali zatrzymani, przesłuchani i wszystko gładko wyśpiewali. Dalszy ciąg pańskich wyczynów interesuje policję austriacką, ale...
- Aldo! - krzyknął Franco Guardini, rzucając się w stronę Anielki. - Twoja żona zasłabła!
Rzeczywiście, Anielka wydając ciche westchnienie, osunęła się bez czucia na dywan. Morosini podniósł szczupłe ciało i zaniósł do pokoju, wzywając Liwie.
- Zajmę się nią - zaproponował Guardini, który szedł za nimi.
- Dziękuję ci, stary, gdyż ja muszę wracać do gości!
- Co za historia! Ta biedna mała nieprędko zapomni swój ślub!
- Wyobraź sobie, że ja również! - rzuci! Aldo, nie wiedząc, czy czuje ulgę, czy przykrość.
Ulgę, że jego wstrętny teść nareszcie miał ponieść zasłużoną karę, lecz przykrość, że komisarz i jego list gończy nie pojawili się godzinę wcześniej... Zaledwie sześćdziesiąt minut, a byłby uniknął tego okropnego małżeństwa! Teraz będzie musiał żyć u boku kobiety, której już nie kochał i którą na dodatek będzie musiał pocieszać! Nie licząc okropnej perspektywy posiadania w rodzinie kryminalisty, pod którym pewnego dnia otworzy się zapadnia szubienicy...
Po powrocie do salonu spotkał w progu Annę Marię, która spytała:
- Chcesz, żebym się nią zajęła?
- To zależy... Czy zaprzyjaźniłaś się z nią, kiedy mieszkała u ciebie?
- Nie. Traktowała mnie jak hotelarkę.
- W takim razie nie ma potrzeby robić nic więcej. Dziękuję, że przyszłaś - dodał, składając pocałunek na jej ręce. - Odwiedzę cię wkrótce. Zachariasz odprowadzi cię do gondoli.
Kiedy wszedł do salonu, Solmański był już skuty kajdankami. Przechodząc obok Morosiniego, więzień wykrzywił twarz w złowieszczym uśmiechu.
- Nie sądź, że tak łatwo się mnie pozbędziesz... drogi zięciu! Jeszcze mnie nie powiesili, a zostawiam tu kogoś, kto będzie umiał podsycać wspomnienie o mnie!
- Niech pan nie będzie takim optymistą! - rzucił Warren. - Jestem jak buldog angielski - kiedy dostanie mi się kość, już jej nie wypuszczam!
- Jeszcze zobaczymy... Nie mówię adieu, Morosini! Komisarz miał ruszyć za eskortą, ale Aldo go zatrzymał.
- Mam nadzieję, że nie wraca pan od razu do Londynu, mój drogi Warrenie.
Proszę u mnie zagościć.
Na zmęczonej twarzy policjanta pojawił się słaby uśmiech.
- Chętnie przyjąłbym zaproszenie, lecz w dniu takim jak ten mógłbym tylko przeszkadzać.
- Przeszkadzać? Żałuję, że nie przyjechał pan wcześniej. Nie byłbym w tej chwili żonaty i w połowie okryty hańbą. Niechże pan zostanie! Zjemy razem kolację i porozmawiamy. Myślę, że mamy sobie wiele do powiedzenia!!
- All Wright! Dołączę do Salviatiego, wezmę walizkę, którą zostawiłem w komisariacie, i zaraz wracam!
Kiedy Pterodaktyl wyszedł, Aldo kazał przygotować pokój, usunąć bufet i nakryć stół dla trzech osób, po czym udał się do świeżo poślubionej, aby się dowiedzieć, jak się czuje, lecz w galerii łączącej pokoje natknął się na Cecinę.
- Pan Bóg i Madonna wysłuchali moich modlitw - rzuciła z daleka na widok Aida. - Przeklęty pomiot zostanie przykładnie ukarany, a ty, moje dziecko, jesteś wolny!
- Wolny? O czym ty mówisz, Cecino? Jestem żonaty... i to w obliczu Boga, niestety!
- Twoje małżeństwo jest nieważne! Dobrze słyszałam, co powiedział Anglik: ten diabeł nie nazywa się Solmański, ale Or... jakoś tak. A ją możesz wyrzucić za drzwi - dodała, grożąc palcem w stronę pokoju Anielki.
- Myślałem o tym, ale nie mam złudzeń. Ten człowiek nie jest z tych, którzy zdają się na przypadek w podobnej sprawie: zdobył dla siebie i swoich potomnych polskie nazwisko, a co za tym idzie, polskie obywatelstwo. Tylko papież mógłby udzielić mi dyspensy.
Na napiętej twarzy Ceciny, rozczarowanie natychmiast ustąpiło miejsca stanowczemu postanowieniu:
- Musi ci jej udzielić! Sama pójdę go o to błagać! A ty pojedziesz ze mną!
Morosini nie odpowiedział. Rzucił imię Ojca Świętego niemal żartem, lecz... dlaczego nie? Małżeństwo zawarte w takich okolicznościach i nieskonsumowane...?
- Może nie jest to zła myśl, Cecino, lecz musisz wiedzieć, iż można się ożenić w pięć minut, lecz na unieważnienie trzeba czekać znacznie dłużej! To czasem zabiera wiele lat! Trzeba uzbroić się w cierpliwość, a tymczasem, musisz traktować księżnę zgodnie z jej pozycją, służyć jej i zajmować się nią. Ostatni raz proponuję ci...
- Nie, nie! Zrobimy to, co należy! Chyba mam prawo myśleć po swojemu! Wielka mi księżna!... Jak z koziej dupy trąba!
I Cecina, mrucząc i złorzecząc pod nosem, z całym impetem ruszyła na swoich krótkich nogach w stronę schodów.
Aldo wszedł do laurowego pokoju.
Franco siedział u wezgłowia młodej kobiety, która ukrywszy głowę w ramionach, płakała, i próbował ją pocieszyć. Sam był tak przejęty, że o mało nie wybuchnął płaczem. Na widok Aida z piersi wyrwało mu się westchnienie ulgi.
- Miałem już iść po ciebie - wyszeptał - gdyż tylko ty możesz coś zrobić.
Widzisz, w jakim ona jest stanie?
- Zajmę się tym, bądź spokojny... dziękuję ci za pomoc...
Odprowadziwszy przyjaciela, wrócił do posłania. Anielka przestała szlochać na dźwięk głosu księcia. Po chwili podniosła głowę, odrzucając krótkie, splątane, jasne włosy i ukazując opuchniętą twarz i oczy pełne blasku.
- Co pan teraz ze mną zrobi? Wyrzuci mnie pan?
- Czy będę musiał? Zapomniała pani, że właśnie wzięliśmy ślub? Winny jestem pani opiekę i pomoc, a mój dom ma być jej domem. Przysięgałem... To, że ojciec został zatrzymany, nie zmienia prawa, które nas łączy. Jest pani u siebie.
Anielka obrzuciła spojrzeniem obszerny pokój, którego ściany, podobnie jak łóżko z baldachimem, wyścielane były brokatem w kolorze kości słoniowej. Panował tu bałagan, który z reguły towarzyszy młodej kobiecie w podróży. Jeden z kufrów był otwarty, a z dwóch waliz wręcz wylewała się plątanina koronek i jedwabiu. Toaletka zastawiona była buteleczkami, flakonikami, pudełeczkami i wieloma drobnymi przedmiotami niezbędnymi do pielęgnacji urody.
- Przyślę tutaj Liwie. Pomoże pani się położyć i posprząta cały ten rozgardiasz... W tym czasie każę przygotować jakieś jedzenie. Powinna się pani wzmocnić. Na co ma pani ochotę? Bulion, herbata?...
Anielka wyskoczyła z łóżka, jakby poruszana sprężyną, i krzyknęła:
- Nic z tych rzeczy! Kieliszek szampana, jeśli pan również ze mną się napije. Jest to, jak sądzę, odpowiedni sposób na rozpoczęcie nocy poślubnej. A co do pokojówki, nie potrzebuję jej! Czyż nie jest w zwyczaju, że to mąż rozbiera żonę?
Postawiwszy jedną nogę na fotelu, Anielka rzucała mu wyzwanie z całą siłą uwodzicielskiej natury. Suknia z białego weluru i kaskada pereł - które dostała od pierwszego męża - otulały czarujące kształty, ukazując nagie ramiona i delikatną szyję, a głęboki dekolt odsłaniał ponętne piersi. Uśmiechała się, zapomniawszy o smutku.
Nie traci czasu - pomyślał Morosini. - Oto sposoby, które, jak powiedziała kiedyś, są naturalną bronią kochającej kobiety.
Lecz w tę miłość już nie wierzył. Prawdę mówiąc, już dawno przestała go interesować.
Oparł się o kominek i zapalił papierosa.
- Cieszy mnie, że już się pani lepiej czuje - rzucił. - To mi ułatwi zadanie. Wyjaśnijmy sobie, jak ma wyglądać nasze wspólne życie: będziemy żyć na pozór w harmonii. Z mojej strony może pani oczekiwać szacunku i kurtuazji, niczego więcej.
- Niczego? Ale co to znaczy?
To dziecinne pytanie wywołało uśmiech na twarzy księcia.
- Myślę, że wyraziłem się dość jasno: będzie pani moją żoną tylko formalnie. - Nie będzie pan ze mną spał dziś wieczór?
- Ani dziś wieczór, ani nigdy. I proszę znowu nie płakać! Zmusiła mnie pani do tego małżeństwa...
- To nie ja!
- Mogła się pani domyślić, że te metody mnie zranią, i gdyby kochała mnie pani tak, jak utrzymuje, nigdy by się na nie zgodziła. Tak mnie upokorzyć!...
- Przecież zwolniliśmy pańskich służących!
- Całe szczęście! Gdyby nie to, nie byłoby tu pani, a ojciec byłby już na tamtym świecie!
- Zabiłby go pan? Dla tych ludzi?
- Bez chwili wahania! Zresztą, o mały włos by... Proszę zapamiętać, że ci ludzie są mi niezwykle drodzy!
- To dla nich ożeni! się pan ze mną?
- Proszę nie udawać niewiniątka! Dobrze pani o tym wiedziała, lecz za wszelką cenę chciała się tu znaleźć. Udało się, proszę więc się tym zadowolić. A teraz może pani robić, co zechce, na przykład podróżować, ale pod dwoma warunkami: proszę mi nie przeszkadzać i nie zbrukać nazwiska, które musiałem pani ofiarować! A teraz, dobrej nocy!
Z drwiącym uśmiechem na ustach Morosini ukłonił się i wyszedł z pokoju, by nie słuchać krzyku wściekłości, którego grube mury nie były w stanie zagłuszyć. Anielka wyładowywała złość na przedmiotach, lecz jeśli to miała być cena spokoju, książę był gotów na takie poświęcenie.
* * *
Godzinę później, po zimnym posiłku, Aldo w towarzystwie komisarza Warrena i Hieronima Buteau udał się do biblioteki, gdzie podano kawę, hawańskie cygara i francuskie trunki. Komisarz kończył opowiadać o długim pościgu uwieńczonym aresztowaniem Solmańskiego, o dyskretnym patrolowaniu transatlantyków, drobiazgowym i zakamuflowanym śledztwie w Whitechapeł i o śledzeniu podejrzanego, od kiedy tylko postawił stopę na brytyjskiej ziemi, znacząco wspieranym przez Johna Suttona, którego nie opuszczała nienawiść do tegoż przestępcy.
"Opal księżniczki Sissi" отзывы
Отзывы читателей о книге "Opal księżniczki Sissi". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Opal księżniczki Sissi" друзьям в соцсетях.