* Najjaśniejsza Republika Wenecka (wł. Serenissima Repubblica di Venezia) - północnowłoska republika kupiecka istniejąca od VIII wieku do 1797 r. (przyp. red.).
- Miał pan w związku z tym jakieś kłopoty?
- Nie. Mieszkańcy nie mogą przyzwyczaić się do nowego reżimu, lecz ja jestem tylko handlowcem i nie szukam z nikim zwady. Dopóki pozwolą mi podróżować i prowadzić interesy, tak jak mi się podoba...
- Niech pan tylko zachowa ostrożność! To bardziej rozsądne. Glos Kulawego nagle spoważniał.
Po chwili ciszy Morosini odparł:
- Pamięta pan, jak w Warszawie ostrzegał mnie pan przed rychłym powstaniem... czarnego zakonu zdolnego zagrozić wszelkim swobodom?
- ...i z tego powodu musimy odtworzyć pektorał oraz jak najszybciej wskrzesić państwo Izrael - podchwycił Aronow. - Pewnie mnie pan teraz spyta, czy faszyści są tym czarnym zakonem...
- Właśnie.
- Ujmę to tak: jest to pierwszy atak straszliwej zarazy, pierwszy silny poryw wiatru zwiastujący huragan. Mussolini jest zarozumiałym komediantem uważającym się za Cezara, lecz mógłby być co najwyżej Kaligulą! Prawdziwe niebezpieczeństwo czai się w Niemczech, gdzie gospodarka osiągnęła dno i podupadły nastroje. Pewien człowiek, bez żadnej ogłady, lecz wielki krzykacz, ogarnięty ponurym obłędem będzie usiłował wskrzesić niemiecką dumę, gloryfikując kult siły i podsycając najbardziej prymitywne instynkty. Czy słyszał pan o Adolfie Hitlerze?
- Co nieco... Wiem, że na wiosnę odbyła się jakaś manifestacja, w stylu demonstracji faszystów?
- Zgadza się. Możliwe, że powodzenie Mussoliniego dodało skrzydeł Hitlerowi. Na razie jest on drobnym przywódcą paramilitarnej bandy, lecz obawiam się, że ten ruch pewnego dnia zmieni się w gwałtowną falę zdolną pochłonąć całą Europę...
Kulawy, oparłszy się łokciami o stół, z kieliszkiem w dłoni, zdawał się zapomnieć o współbiesiadniku. Utkwił wzrok w próżni, do której Morosini nie miał wstępu. Stężałe rysy twarzy Aronowa zdawały się mówić, że to, o czym myśli, nie przedstawia sobą niczego dobrego. Aldo miał właśnie zadać mu pytanie, kiedy mężczyzna ocknąwszy się z zamyślenia, dokończył zdanie:
- Gdy zostanie wodzem - a pewnego dnia nim zostanie - dzieci Izraela znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie... Podobnie jak wiele innych nacji.
- W takim razie - przerwał Morosini - nie ma czasu do stracenia! Musimy jak najszybciej uzupełnić pektorał arcykapłana!
Aronow uśmiechnął się tajemniczo.
- A zatem wierzy pan w naszą starą tradycję?
- A dlaczego miałbym nie wierzyć? Nawet gdyby państwo Izrael nigdy nie miało zostać wskrzeszone, odzyskanie kamieni i ich powrót na miejsce w pektorale to jedyny sposób, by te nieszczęsne klejnoty przestały szkodzić tym, którzy je posiedli. Poświęcę się temu ciałem i duszą! Szafir i diament zostawiły krwawe ślady i obawiam się, że dwa pozostałe również są pechowe. Co do opalu. jeśli nieszczęśliwa Sissi go nosiła, sprawa jest przesądzona. Ta, która ma go obecnie, w żałobnej czerni również nie jest wcieleniem promiennego szczęścia. Musimy ją uratować, i to jak najszybciej!
- Zgadzam się z panem, lecz proszę zabrać się do tego bardzo delikatnie - mruknął Kulawy. - Możliwe, że jej zależy na tym klejnocie bardziej niż na czymkolwiek na świecie. Może nawet bardziej niż na własnym życiu. Obawiam się, że tak właśnie jest, a wtedy na nic pieniądze!
- Uważa pan, że o tym nie wiem? Przypuszczam też, że tym razem nie ma pan kamienia na wymianę, jak w przypadku dwóch poprzednich. Ponieważ... już dawno by mi pan o tym powiedział!
- Racja. Opalu nie da się podrobić. Wprawdzie Węgry je wydobywają i być może udałoby się znaleźć podobny okaz. Być może! Ale największy problem sprawiłaby oprawa. Nasz Biały Orzeł składa się z diamentów wyjątkowej jakości. To bardzo cenny klejnot, który jest w stanie skusić niejednego złodzieja. Dobrze, że naszej nieznajomej nigdy nie odstępuje ani na krok potężny ochroniarz.
- Pan mnie niepokoi... Ale załóżmy, że zgodzi się go sprzedać. Czy byłby pan w stanie zapłacić żądaną cenę?
- Proszę spać spokojnie! Dysponuję wystarczającymi środkami. A teraz muszę już pana opuścić. Bardzo dziękuję za posiłek.
- Kiedy pana znowu zobaczę?
- W razie potrzeby lub jeśli dowie się pan czegoś interesującego, proszę mnie odwiedzić w pałacu Rothschilda. Mam zamiar się tam pozostać jeszcze przez kilka dni.
Odprowadziwszy Aronowa do auta, Morosini zastanawiał się przez chwilę, co robić. Nie zamierzał wracać do hotelu. Nie chciało mu się spać.
Uniósłszy głowę, stwierdził, że niebo prawie całkiem się wypogodziło. Hotelowy odźwierny, widząc, że klient waha się, stojąc na schodach wejściowych, zaproponował pojazd.
- Nie, nie, dziękuję! Mam zamiar się przejść i zapalić cygaro. Proszę mi tylko przynieść z szatni pelerynę i kapelusz.
Już po chwili Aldo przemierzał Kaertnerstrasse wolnym krokiem spóźnionego bywalca, który postanowił zaczerpnąć świeżego, nocnego powietrza, aby rozwiać opary alkoholu zalegające w przyciężkiej głowie. Opustoszała o tej porze wielka, luksusowa arteria - dzwon katedry św. Szczepana wybił właśnie drugą - lśniła tysiącem świateł niczym wnętrze magicznej groty. Lecz skręciwszy w ciemną Himmelpfortgasse, książę odniósł wrażenie, że zagłębia się w szczelinę między dwiema skałami. Słabe światło latarni pozwalało co najwyżej nie zwichnąć sobie nogi na bruku, który musiał pamiętać czasy Marii Teresy. Światła w pałacu Adlerstein były pogaszone.
Owinąwszy się szczelniej peleryną, co uczyniło go prawie niewidocznym, Morosini ukrył się we wgłębieniu portalu i pogrążył w obserwacji niemego domu. I ślepego: zza zamkniętych żaluzji nie wydostawała się nawet najbledsza smuga światła.
Zastanawiał się, w jaki sposób rozwikłać sekret surowej fasady, która w nocy, z konwulsyjnymi kształtami atlantów podtrzymującymi balkon, wyglądała ponuro. Jednak po chwili miał już dość. Uznał, że stercząc tu po nocach, naraża się na śmieszność. Tajemnicza czy nie, dama w czarnych koronkach musiała spać o tej porze, podczas gdy on zaczai marznąć.
Należało bez zwłoki złożyć wizytę hrabinie von Adlerstein. Skoro nie było jej w Wiedniu, pojedzie do jej alpejskiego zamku, ot i wszystko!
Już miał opuścić kryjówkę, kiedy skrzypienie ciężkich drzwi zatrzymało go w miejscu: wielka brama pałacu otworzyła się, uwalniając dwa snopy świateł automobilu. Morosini ujrzał wielką limuzynę w ciemnym kolorze, z kierowcą w liberii i trójką pasażerów, których trudno było rozróżnić, lecz mógłby przysiąc, że dwoje z nich to nieznajoma i jej opiekun z teatru.
Z tyłu umocowano kufer i kilka bagaży. Aldo nie zdążył dostrzec nic więcej. Wielkie auto skręciło w lewo, w stronę pobliskiego Ringu i zniknęło, podczas gdy niewidzialne ręce pośpiesznie zamknęły bramę.
Nie było wątpliwości: nieznajoma opuściła Wiedeń i Morosini nie widział sposobu, by się dowiedzieć, przynajmniej na razie, dokąd się udała. Lecz fakt, że postanowiła podróżować nocą, oznaczał, iż nie zamierzała rozwiać otaczającej jej tajemnicy.
Niezadowolony, opuścił stanowisko obserwacyjne i wielkimi krokami udał się do hotelu.
Nie zdążył skręcić na rogu ulicy, kiedy jakiś człowiek w stroju wieczorowym, szczupły i nieco niższy od niego, wyłonił się z jakiegoś zakamarka, zatrzymał na środku uliczki, po czym, wzruszywszy ramionami, ruszył śladem księcia.
* * *
Następnego dnia rano, po skończonej toalecie, Aldo usiadł za biurkiem i postanowiwszy nie korzystać z hotelowego papieru listowego, na jednej ze swych wizytówek skreślił kilka uprzejmych słów do pani von Adlerstein, prosząc o spotkanie „w bardzo ważnej sprawie". Następnie zakleił kopertę, włożył prochowiec i rękawiczki (pogoda była niepewna, na przemian serwując szare chmury i silny wiatr), przywdział tweedowy kaszkiet i ruszył z powrotem na Himmelpfortgassse z mocnym postanowieniem, że nie opuści posterunku, dopóki nie otworzy się przed nim brama.
Kiedy w końcu to nastąpiło, książę stanął oko w oko z mężczyzną, którego spotkał już poprzedniego dnia. On również go rozpoznał, ale nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu.
- Czy Ekscelencja raczył czegoś zapomnieć? - spytał, marszcząc brwi.
- A co takiego miałbym zapomnieć? - odparł Morosini z wyższością, albowiem nie lubił bezczelnych służących. -Nie przypominam sobie, żebym wchodził do tego domu.
- Źle się wyraziłem i proszę Waszą Ekscelencję o wybaczenie. Chciałem spytać: czy zapomniał mi pan o czymś powiedzieć?
- Nic podobnego. Zapowiedziałem tylko, że przygotuję wiadomość: oto ona.
- Pamiętam. Ale czy nie miał jej przynieść posłaniec z hotelu Sacher?
- Być może, lecz zdecydowałem, że przyniosę ją sam. Czy to stanowi jakąś różnicę dla pana? Proszę lepiej dopilnować, aby jak najszybciej dotarła do pani hrabiny von Adlerstein!
- Jak tylko pani hrabina wróci, przekażę jej to bezzwłocznie.
- Kiedy wraca? To bardzo pilna sprawa.
- Przykro mi, ale ta wiadomość będzie musiała na nią jeszcze zaczekać. - A czy nie mógłby pan wysłać jej tego listu?
- Jeśli Wasza Ekscelencja się śpieszy, najlepiej jest zostawić go tutaj: pani nie powinna długo zabawić...
Morosini widząc, że nadęty osobnik kpi z niego w żywe oczy, poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość. Nie dość, że nie pozwolono mu wejść do środka, to jeszcze musiał znosić tę niedorzeczną rozmowę. Gwałtownym gestem wyrwał bilecik z rąk cerbera i włożył z powrotem do kieszeni.
- Dość tego! Pana dobra wola jest tak wzruszająca, że nie chciałbym jej nadużywać!
Zaskoczony gwałtownym gestem i ostrym tonem, lokaj cofnął się na tyle, że Morosini mógł rzucić okiem na dziedziniec w głębi. Stał tam mały, czerwony samochód z siedzeniami z czarnej skóry, który był podobny do auta VidalPellicorne'a. Chcąc przyjrzeć mu się z bliska, książę próbował ominąć strażnika, ale ten wcale nie dał za wygraną.
- Hola! Gdzie to panu tak spieszno?
- Czyj to samochód? Chyba nie hrabiny?
Nie mógł sobie wyobrazić starej damy w pojeździe, którego komfort był, powiedzmy szczerze, nie najwyższy.
- A dlaczegóżby nie? Proszę, niech pan odejdzie, bo będę musiał wezwać pomoc! Podczas nieobecności pani nie ma tu niczego do szukania!
Morosini, pomimo ogarniającej go złości, zauważył, że z mowy „odźwiernego" zniknęły wszelkie oznaki szacunku. Nie nalegał więc. Nierozsądne byłoby wywołanie skandalu przez taką błahostkę. Adalbert nie miał przecież wyłączności na małe, czerwone auta z czarnymi siedzeniami.
- Ma pan rację - westchnął. - Niech mi pan wybaczy, ale zdawało mi się, że widzę samochód przyjaciela...
Morosini przestał się upierać, dzięki czemu cerber z ulgą zamknął wreszcie bramę.
Książę był przekonany, że widział auto Adalberta. Tym bardziej, że fotograficzna pamięć podpowiedziała mu nagle pewien szczegół: dwie pierwsze cyfry numeru rejestracyjnego - pozostałe były schowane za wiadrem z wodą, którą służący mył pojazd - czwórka i jedynka. Numer Adala to 4173 F...
Wahając się między ochotą założenia obozowiska przed tajemniczym domem a potrzebą zjedzenia obiadu - rano Morosini wypił tylko filiżankę kawy - zastanawiał się, co wybrać. Zwyciężył głód i rozsądek. Książę miał zamiar wrócić tu później, ale w przebraniu.
Zresztą przyszła mu do głowy pewna myśl.
Udał się w kierunku Kaertnerstrasse, potem Planken-gasse i doszedł do Kohlmarkt, nie zauważywszy młodego, dobrze ubranego blondyna, który go obserwował. Nieznajomy złożył pośpiesznie „Wiener Tagblatt", którą pilnie studiował w pobliżu pałacu Adlerstein, i ruszył za księciem, trzymając się w przyzwoitej odległości.
W ten sposób obaj wkrótce dotarli do Demela, który był w Wiedniu uznaną instytucją jako ostatnia kawiarnia z czasów ancien regime* - zakład został założony w roku 1786 - i zarazem znana cukiernia. Demel, aż do upadku cesarstwa, był utytułowanym dostawcą dworu.
* Ancien régime (fr.) „stare rządy", „dawny ustrój" - synonim rządów przedrewolucyjnych, czyli monarchii absolutnej i czasów, gdy rządziła arystokracja, wykorzystująca swą uprzywilejowaną pozycję (przyp. red.).
Wejście, znajdujące się dwa kroki od Hofburgu, nie rzucało się w oczy. Dwuskrzydłowe drzwi i następne - szklane obrotowe - prowadziły do Dame Tartine, obszernej sali w kształcie litery L, w której stał gigantyczny, mahoniowy bufet, a na nim piętrzyły się słynne ciastka i zimne przekąski: gęsie wątróbki, volau-vent, wołowina w cieście, auszpiki i wszelkiej maści kanapki - pozwalające na zaspokojenie najtęższych apetytów. Drugie ramię „L" dzieliło się na dwie sale ze stolikami o marmurowych blatach. W jednej z nich można było palić. Stara marmurowa posadzka, zabytkowe lustra i kandelabry dopełniały miłego wystroju.
"Opal księżniczki Sissi" отзывы
Отзывы читателей о книге "Opal księżniczki Sissi". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Opal księżniczki Sissi" друзьям в соцсетях.