– A więc pewnie robiłeś to później często?

– O czym ty mówisz?

– A co, nie macie żadnych kobiet w Grindom?

– A na cóż mi one? – skrzywił się.

Promienny uśmiech rozjaśnił twarz dziewczyny, ujawniając całą radość, jaką napełniło się jej serce.

– Chociaż to, co się stało między nami, było właściwie takie nędzne – rzekła z powagą – to jednak jestem przekonana, że może być zupełnie inaczej.

Bezwiednie zacisnął ramiona, którymi obejmował dziewczynę. Tova ledwie się powstrzymała, by nie krzyknąć z bólu.

– Tak myślisz? – rzekł udręczony. – Że ty i ja… ty i ja… – nie dokończył, ale Tova zrobiła to za niego:

– Połączyła nas osobliwa więź, mimo że jesteśmy tak różni jak ogień i woda. Prawda?

– Tak. Nie pragnę jedynie twego ciała, chyba zdążyłaś to już zrozumieć. Tylko ty możesz mi pomóc wydostać się z chłodnej pustki, jaka mnie otacza. Ale potrzebna ci będzie ogromna cierpliwość, wiesz bowiem, jak zostałem wychowany!

Tova obróciła się lekko i przytuliła policzek do piersi Ravna, pragnąc w ten sposób zapewnić, że stanie u jego boku i że zawsze może na nią liczyć.

– W dzieciństwie karmiono mnie bezwzględnością – ciągnął dalej Ravn, nabrawszy głębokiego oddechu. – Pogardą wobec ludzi. Wpojono mi tak wiele złych cech, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Nie byłem przygotowany na spotkanie z kimś takim jak ty. Próbowałem bronić się przed ciepłem, jakie mi okazywałaś. Te ostatnie dni w Grindom były dla mnie straszne. Robiłem, co mogłem, by wymazać z pamięci wspomnienia związane z tobą, odpędzałem myśli, które mną owładnęły. Stało się coś…

– Opowiedz o tym – poprosiła cicho.

– Na pewno bardzo cię boli – nieoczekiwanie zmienił temat. – Ułożę cię wygodniej.

Delikatnie otulił dziewczynę miękką peleryną, której skraj podłożył pod zranioną nogę Tovy. Zrobił to tak delikatnie, że nikt, kto go znał, nie uwierzyłby, że to ten sam okrutny wojownik z Grindom. Tova podziękowała i z westchnieniem ulgi oparła z powrotem głowę na jego ramieniu.

– Poproszę ojca, żeby zniszczył wszystkie wnyki – mruknęła.

– Mam nadzieję, że po raz drugi nie wpadniesz w taką pułapkę.

– Nie myślę o sobie, lecz o zwierzętach.

Ravn zmarszczył brwi.

– Tak, to rzeczywiście bestialski sposób polowania. Usunę wnyki także w pobliżu Grindom.

Potrząsnął głową zdumiony samym sobą. Nieprawdopodobne, jak bardzo ta dziewczyna odmieniła jego stosunek do życia. I w sprawie zwierząt też chyba miała rację.

– Dziękuję – powiedziała miękko. – Teraz opowiedz, co się stało.

Ravn nadal miał kłopoty z wyrażaniem swoich myśli.

– Pewna dziewczyna w Grindom…- zaczął.

Tova zesztywniała.

– Nie, poczekaj – uspokoił ją Ravn. – Nic mnie z nią nie łączyło. Odebrała życie sobie i dziecku, którego oczekiwała. Utopiła się. Kilka strasznych bab odsądziło ją od czci i wiary…

Przerwał na chwilę, a potem mówił dalej:

– I wtedy nagle pojąłem, co tobie uczyniłem. Musiałem tu przyjechać, żeby się dowiedzieć, co się z tobą dzieje. A wieczorem w twoim alkierzu… miałem sen.

Tova podniosła wzrok i spojrzała na Ravna pytająco. Nigdy jeszcze nie widziała w jego twarzy tyle skupienia i napięcia.

– Śniło mi się, że byłem na pobliskich torfowiskach… Opowiedział Tovie swój dziwny sen o ognikach i dziecku, a na koniec dodał:

– Kiedy się obudziłem i odkryłem, że to wszystko nie działo się na jawie, że nie ma żadnego dziecka, poczułem ulgę, ale zarazem smutek. Ogarnęła mnie tęsknota. Nagle znienawidziłem siebie i życie, jakie do tej pory wiodłem. Ale ciągle jeszcze broniłem się przed tym, co we mnie nowe. Wychowanie, jakiemu byłem poddany, miało mnie wszak uczynić twardym jak skała. Sam nie wydostanę się z tego mroku i chłodu, jakie mnie otaczają. Pomóż mi, Tova. Na Boga, pomóż!

Tova, choć cierpiała przy każdym najmniejszym nawet poruszeniu nogą, odwróciła się do Ravna na tyle, by pogłaskać go po policzku.

– Pomożemy sobie nawzajem, Ravn – wyszeptała.

– Już idą – powiedział, kryjąc twarz w jej włosach i obejmując ramionami.

Pierwszy dobiegł do nich rycerz Gudmund, który z daleka dostrzegł ich pomiędzy drzewami w brzasku jaśniejącego dnia. Upadł na kolana przed córką.

– Dziecino, ile się nacierpiałaś! Zaraz przyjdzie kowal i wydostanie cię z tego okropnego żelastwa.

– Już dobrze, ojcze – uśmiechnęła się blado. – Ravn był przez cały czas przy mnie i pomógł mi przetrwać najgorsze.

Rycerz podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Ravna. Ku swemu ogromnemu zdumieniu na czarnych rzęsach wojownika dostrzegł łzy.

ROZDZIAŁ X

Żona rycerza wyszła przed dom i w blasku porannego słońca ujrzała grupkę ludzi nadchodzących od strony lasu. Zauważywszy córkę, zacisnęła pięści, żeby stłumić zalewającą ją falę histerii.

Tova, szlachcianka, córka rycerza! Może poślubić kogo tylko zechce, nawet samego księcia! Tymczasem niesie ją ten straszny człowiek, a ona zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do jego piersi. A Gudmund przyjmuje to ze spokojem! Czyżby nie widział, że ten z gruntu zły mężczyzna pochyla się nad ich córką i szepcze jej coś czule do ucha? O, roześmiali się oboje, a ich oczy wyrażają głębokie porozumienie. O Boże, co to wszystko ma znaczyć?

Wyszła im na spotkanie, blada ze zdenerwowania

– Matko, zarządź, by podano nam coś do jedzenia! – zawołał rycerz.

Nie obdarzywszy nawet jednym spojrzeniem męża, który jej zdaniem zachował się jak zdrajca, zwróciła się do służącej ze słowami:

– Borghild, zaprowadzisz Tovę natychmiast do jej alkierza. Wezwij też kogoś, kto opatrzy jej rany. A wy, panie – popatrzyła na Ravna – opuścicie natychmiast nasz dwór! Natychmiast!

– Chyba nie ma takiego pośpiechu – wtrącił się rycerz. – Najpierw muszę porozmawiać z naszym gościem, a także z Tovą i Borghild. Nie pojmujesz, że życie naszej córki wisiało na włosku? Także nasz dwór jest w niebezpieczeństwie, póki nie wyjaśnimy, co tu się właściwie dzieje.

– W takim razie chcę przy tym być! Nie dopuszczę, aby się stało coś niestosownego.

– Niestosownego! – powtórzył zdenerwowany rycerz. – Czy ty niczego nie rozumiesz?

Przypomniał sobie, jak Tova poprzedniego dnia mówiła, że musi pomóc Ravnowi, bo – jak twierdziła – strasznie mu ciężko. Podobno prosił ją o to, choć oczywiście nie wprost.

Ojciec doskonale rozumiał córkę. Zdawał sobie sprawę, że tylko ona, nikt inny, może odmienić złe serce wojownika. W głębi duszy jednak odczuwał narastający niepokój. Nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, jak wyglądają sprawy pomiędzy tymi dwojgiem. Świadomość, że jego jedyna córka zakochała się w takim okrutniku, była naprawdę trudna do zniesienia.

Posiłek podano w wielkiej sali. Przy stole zasiedli gospodarze z córką i Ravn, a Borghild im usługiwała.

Gdy już odtworzono wydarzenia minionej nocy, rycerz Gudmund zacisnął powieki, usiłując skupić myśli, i po chwili rzekł:

– Ravn ma rację, twierdząc, że powinniśmy się cofnąć pamięcią do nocy przesilenia wiosennego, kiedy Tova po raz pierwszy zobaczyła postaci za oknem. Odkryliśmy wtedy, że ktoś mieszka w opuszczonej zagrodzie, ale nie udało nam się wyjaśnić, kto.

– Czy to… – zaczaj Ravn, spoglądając pytająco na Tovę.

– Nie, chodzi o inną zagrodę, położoną znacznie bliżej dworu – odpowiedziała pośpiesznie.

– A pamiętasz to zamieszanie w kościele? – zwróciła się do rycerza jego żona.

– W kościele? – zdziwił się rycerz. – To było w tym samym czasie?

– Tak.

– O co chodzi? – zapytał Ravn.

– Ktoś przestawił figurę Madonny – wyjaśnił rycerz.

– Jaki kształt ma ta figura? – zapytał wojownik Grjota, prostując się.

– Och! – zawołała Tova. – Teraz rozumiem. Rzeczywiście, to musiała być Madonna z Dzieciątkiem, drewniana rzeźba. Wielkość także się zgadza. Widziałam tę figurę zawiniętą w płótno! Niósł ją na barkach jakiś mężczyzna i wyglądało to tak, jakby miał głowę z kamienia.

Ravn wodził spojrzeniem po twarzach zebranych, nic nie pojmując.

– Czy waszym zdaniem ci ludzie zakopali figurę w chacie?

– Figura wróciła na swoje miejsce – wyjaśniła Borghild.

– Ale w takim razie do czego im była potrzebna?

– Może chodziło o poświęcenie – rzuciła Tova.

– Zapewne chaty – mruknął rycerz.

– Dlaczego? – zaciekawił się Ravn.

Rycerz, pochyliwszy się do przodu, wyjaśnił:

– Umarł tam mój wuj, a także nieznany gość, który przywlókł do dworu dżumę, ale nikt nie odważył się wejść do środka z obawy przed zarazą. Ciała zmarłych nie zostały pogrzebane w poświęconej ziemi. Chata jest więc pogańskim grobem!

Borghild odruchowo uczyniła znak krzyża.

– Czy to znaczy, że ktoś miał przez cały czas klucz? – zastanawiała się Tova.

– Nie wiem, może przypadkowo dostał się w czyjeś ręce. Zastanawiam się… Twierdzisz, że widziałaś kobiety ciągnące trumnę. Może to wcale nie była trumna, lecz zbliżone trochę do niej kształtem czółno?

Tova nie mogła się skupić. Przeraziła ją wiadomość, że w sąsiadującej z jej alkierzem chacie przez cały czas spoczywali zmarli. Posłała Ravnowi błagalne spojrzenie, nade wszystko pragnąc schronić się w jego bezpiecznych objęciach. Ale oczywiście nie mogła tego uczynić.

– Tak, możliwe, że to było czółno – odpowiedziała po chwili zastanowienia. – Ale po ciemku zdawało mi się…

Ravn oderwał wzrok od twarzy dziewczyny i zwrócił się do rycerza Gudmunda:

– A więc sądzisz, panie, że ci ludzie użyli czółna do wywiezienia szczątków zmarłych?

– Tak, ale intryguje mnie jeszcze coś. Powiedz, córko, jesteś pewna, że widziałaś kobiety?

Tova zmarszczyła czoło.

– Widziałam suknie, długie do samej ziemi – rzekła.

– Suknie? A może to były długie peleryny?

– Właściwie nie wiem.

– Ale nie wykluczasz, że mogli to być mężczyźni?

Jeszcze raz odtworzyła w pamięci obraz sprzed wielu tygodni

– Tak, rzeczywiście mogli to być mężczyźni w długich pelerynach.

Rycerz odchylił się.

– Świetnie, to oznacza, że jedną zagadkę rozwikłaliśmy. Zauważyłem bowiem, że w stajni wiszą zabłocone peleryny, pewnie te same. Wydaje mi się, że czółna użyto nie tylko do wywiezienia szczątków zmarłych, świeć, Panie, nad ich duszą, ale także do opróżnienia chaty z mebli i wyposażenia. Bo przecież twierdzicie, że w środku jest całkiem pusto.

– Tak, zdaje się, że zależało im na tym, by podłoga była całkiem pusta.

– A kto zaglądał przez szpary do wnętrza chaty i twierdził, że nie zauważył nic nadzwyczajnego? – spytała Tova. – Przecież powinien był dostrzec, że chata jest opróżniona z wszelkich sprzętów!

– Masz rację – wybuchnął rycerz. – Øystein! Będzie się musiał wytłumaczyć! Øystein… No cóż, wcale nie jestem tym zaskoczony. Borghild, czy mogłabyś go tu wezwać?

Służąca poderwała się i wyszła pośpiesznie. Zapadło milczenie, które przerwał Ravn:

– Wydaje mi się, że doszliśmy do sedna sprawy. Kim był ów nieznajomy, który przed trzydziestoma laty przywlókł do dworu „czarną śmierć”?

– Nie wiadomo. Mój wuj ulitował się nad tym nieszczęśnikiem i pozwolił mu się zatrzymać w swojej chacie, nie przypuszczając nawet, jakie będą tego następstwa. Przypominam sobie jedynie, że mówiono, iż nieznajomy przybywał z zachodu, a po drodze odwiedził Grindom.

Ravn zmarszczył brwi.

– Z zachodu? Zabity, na którego natknęliśmy się z Tovą przy opuszczonej zagrodzie w górach, ubrany był tak jak mieszkańcy okolic położonych nad samym morzem.

– Naprawdę? To musi się jakoś ze sobą łączyć – myślał głośno rycerz. – Wiecie co? Przypuszczam, że mężczyzna, którego znaleźliście martwego, to ten sam, który mieszkał w opuszczonym gospodarstwie niedaleko stąd. Prawdopodobnie działali we trzech: Lis, jak nazywa go Tova, któryś z mieszkańców naszego dworu, zdaje się Øystein, wszak niewielu mężczyzn pozostało we dworze, większość przebywa w górach i wypasa bydło. I ów zabity, którego nikt z nas nie zna.

– Jestem pewna, że zabił go Lis – rzuciła Tova z przekonaniem.

– Niewykluczone. Pewnie przestał im być potrzebny.

– Ale o co chodzi? Nic z tego nie pojmuję – przerwała im ostro matka Tovy.

– Wcale mnie to nie dziwi, ty nigdy nic nie rozumiesz – odburknął rycerz. – Pomyśl, ów nieznajomy, który przybył tu z wybrzeża przed trzydziestu laty, miał pewnie przy sobie coś cennego, coś, czego poszukują teraz ci mężczyźni.

– Co takiego?

– Nie wiem.

– I dlaczego dopiero teraz?

– Przypuszczam, że wszystko zaczęło się od tego mężczyzny zabitego w górach. Może to jakiś krewny zadżumionego? W czasach wielkiej zarazy często się zdarzało, że ludzie zabierali z sobą kosztowności i uciekali przed chorobą. Ten zaś człowiek po drodze zatrzymał się w Grindom.

– Ja oczywiście tego nie pamiętam. Zdaje się, że mnie jeszcze wtedy nie było na świecie. Mogę jednak zapytać pana Grjota, który powinien coś o tym wiedzieć.