Pora na głupstwa najwyraźniej minęła. Madame wierzyła, że ci dwoje wreszcie znudzą się sobą. Zadowalało ich to, że pozwala Daninie widywać się z Nikołajem od czasu do czasu. Z czasem zapewne zmęczą się romansem, który prowadzi donikąd. Madame wiedziała, że balet ostatecznie weźmie górę w sercu Daniny. Tego była pewna.

Danina rozpoczęła ćwiczenia natychmiast po przyjeździe, a nazajutrz pracowały już od czwartej rano, przed próbą, która zaczynała się o siódmej. Przeszła porządną rozgrzewkę, była w świetnej formie, znała dobrze partię, do której rozpoczynała próby, nie musiała więc poświęcać jej zbyt wiele uwagi. Prawdę mówiąc, pozwoliła sobie nawet odegrać z kilkorgiem tancerzy małą scenkę. Błaznowali za plecami nauczycielki, wykonując zabawne podskoki i całkiem nowe kroki taneczne. Swoim piruetem, a potem zgrabnym pas de deux z jednym z partnerów Danina sprawiła, że patrzącym dech zaparło w piersiach. Dopiero późnym popołudniem zrobili przerwę obiadową. Do tego czasu przetańczyli blisko dziesięć godzin, co nie było zresztą niczym niezwykłym, Danina była więc nieco zmęczona. Kierując się do wyjścia, wykonała ostatni skok. Ktoś aż się zachłysnął, widząc, jak dziewczyna potyka się i pada z rozpędu na podłogę z jedną stopą wygiętą pod jakimś przerażającym kątem. W sali zapadła długa cisza. Wszyscy czekali, czy Danina się podniesie, leżała jednak, bardzo blada i bardzo nieruchoma, ze stopą dziwacznie wygiętą w kostce. Wszyscy naraz rzucili się ku niej, a nauczycielka przysiadła na podłodze, żeby sprawdzić, co się stało. Miała nadzieję, że to tylko paskudne zwichnięcie, tancerka będzie więc najwyżej bardzo obolała nazajutrz na porannej próbie.

Ujrzała jednak stopę Daniny odgiętą pod prawie niemożliwym kątem i dziewczynę półprzytomną, w szoku.

– Natychmiast zanieście ją do łóżka – rozkazała ostrym tonem. Danina miała zaciśnięte zęby, śmiertelnie bladą twarz. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, co się stało. Złamała, a nie skręciła nogę w kostce. Jeżeli tak, było to potworne dla primabaleriny, a faktycznie dla każdej tancerki. Nikt nie pisnął, nie rzekł ani słowa, ktoś tylko westchnął, kiedy wynoszono Daninę z sali. W chwilę później leżała na własnym łóżku, ubrana w trykoty, w ciepły sweter i wełniane getry. Nauczycielka bez słowa rozcięła jej trykot małym ostrym nożem, który nosiła przy sobie w takim właśnie jak teraz celu. Noga w kostce spuchła już jak balon, stopa nadal sterczała w bok pod tym samym okropnym kątem, a Danina wpatrywała się w nią z niemym przerażeniem. Rzeczywistość była zbyt straszna, żeby w nią uwierzyć.

– Wezwać doktora. Natychmiast! – zabrzmiał od progu głos madame Markowej. Mieli lekarza, do którego zwracano się w takich okolicznościach. Był znakomitym specjalistą ortopedą. Pomagał im od dawna, i to z dobrym rezultatem. Madame omal jednak serce nie pękło na widok tego, co zastała w pokoju. W jednej chwili, wskutek jednego szybkiego skoku, było po Daninie.

Doktor przybył przed upływem godziny i potwierdził najgorsze przypuszczenia. Noga w kostce była paskudnie złamana, dziewczynę należało przewieźć do szpitala. Złamanie wymagało operacji. Co do tego nie było dwóch zdań. Kiedy wynoszono Daninę z budynku, z tuzin osób pogłaskało ją po ręku. Wszyscy płakali, ale ona najbardziej. Aż za często widywała takie przypadki. Dokładnie zdawała sobie sprawę z tego. co się stało. Wszystko skończone, po piętnastu latach w tym świętym przybytku, po dwudziestu dwóch latach życia.

Operowano ją jeszcze tego samego wieczora, potem zaś ujęto całą nogę w potężny gipsowy pancerz. W wypadku kogokolwiek innego można by to uznać za pomyślne za kończenie. Noga będzie na powrót prosta, dziewczyna może tylko odrobinę utykać. W wypadku Daniny nie było to jednak dobre rokowanie. Noga w kostce była zgruchotana. jeśli więc nawet będzie mogła stąpać normalnie, nigdy już nie zdoła tańczyć tak jak dawniej. Noga nie utrzyma jej ciężaru przy ewolucjach tanecznych. Po prostu nie ma sposobu, żeby przywrócić jej konieczną giętkość i siłę. Żadne słowa nie pocieszyłyby Daniny. Jej kariera zakończyła się jednym małym, głupim skokiem. Nie tylko kostka, ale całe jej życie było złamane.

Leżała i płakała tej nocy prawie tak jak wtedy, gdy straciła dziecko. Tym razem straciła swoje własne życie. To była śmierć marzeń, finał, tragicznie nie licujący ze świetnym początkiem. A Madame, tym razem siedząc przy niej, sama powstrzymywała łzy. Los nie sprzyjał Daninie. Na nic się zdały jej wyrzeczenia, śluby, zobowiązania. Skończyło się życie baletnicy, życie, którym od piętnastu lat żyła, cieszyła się i gotowa była dlań umrzeć.

Nazajutrz przewieziono ją z powrotem do baletu. Leżała w pokoju, który dzieliła z innymi, a tancerze odwiedzali ją w pojedynkę i parami, przynosząc kwiaty, słowa, dobroć, smutek, nieomal żałobę po niej. Czuła się, jakby umarła i w pewnym sensie tak było. Życie, które znała i którego była nieodłączną częścią, dla niej już nie istniało. Czuła, że nie należy już do zespołu. To tylko kwestia czasu: trzeba będzie zebrać rzeczy i wyprowadzić się stąd. Danina jest za młoda, żeby zostać nauczycielką, wie zresztą, że nie byłaby w stanie. To nie dla niej. Dla niej nadszedł po prostu koniec. Śmierć marzeń.

Napisanie listu do Nikołaja zabrało jej dwa dni. Przyjechał natychmiast po odebraniu poczty, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, chociaż wszyscy tłumaczyli mu to szczegółowo. Tancerze z baletu znali go i lubili, toteż opowiadali mu w kółko, jak to Danina upadła i jak wyglądała, leżąc na podłodze.

Jej widok, leżącej ze smutkiem w oczach w gipsowym pancerzu, od razu jednak powiedział mu wszystko. Chociaż to wszystko było dla niego równie okropne jak dla niej, widział wszakże w tym promyk nadziei. Była to jej jedyna szansa na nowe życie. Gdyby nie to zdarzenie, nigdy nie zdecydowałaby się na wyjazd. Nikołaj wiedział jednak, że nie wolno mu o tym nawet napomknąć. Dziewczyna przeżywała głęboką żałobę po utraconej karierze.

Tym razem, kiedy Nikołaj uparł się, że zabierze Daninę ze sobą, madame Markowa nie stawiała przeszkód. Wiedziała, że dziewczynie milej będzie być poza baletem, przy najmniej przez pewien czas, niż nasłuchiwać dobrze znanych dzwonków, dźwięków, odgłosów ćwiczeń i prób. Danina nie należała już do tego świata. Może jeszcze powróci tutaj w jakimś innym charakterze, na razie jednak przez proste współczucie lepiej jej oszczędzić pobytu w szkole. Dla jej własnego dobra trzeba jak najszybciej pogrzebać przeszłość. Dwie trzecie jej życia, a w tym ta jedyna jego część, o którą troszczyła się przed poznaniem Nikołaja, właśnie dobiegły końca. Koniec z życiem baletnicy.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Danina z wielką ulgą powróciła na czas rekonwalescencji do pawilonu w Carskim Siole, a i Aleksandra Fiodorowna była zadowolona z jej widoku. Tym razem rekonwalescencja była powolna i bolesna. Kiedy zaś wreszcie po miesiącu z górą zdjęto gips, kostka wydawała się słaba i skurczona. Danina ledwie mogła stanąć na lewej nodze. Rozpłakała się, po raz pierwszy przechodząc przez pokój. Kuśtykanie tak dolegało, że całe jej ciało zdawało się przy tym skręcać. Zwinny ptaszek, którym dawniej była. połamał skrzydełka.

– Daję ci słowo, Danino, że to się poprawi – próbował dodać jej otuchy Nikołaj. – Musisz mi wierzyć. Będziesz tylko musiała nad tym ciężko popracować.

Zmierzył obie jej nogi i stwierdził, że nadal są tej samej długości, utykanie wynikało tylko ze słabości. Nigdy już nie będzie tańczyła, chodzić jednak będzie normalnie. A nikt goręcej tego nie pragnął niż cesarzowa i jej dzieci.

Kilka tygodni minęło, zanim Danina zdołała przejść przez pokój bez laski. Nadal jeszcze utykała, kiedy pod koniec lutego powiadomiono ją listem, że Madame jest chora. Miała łagodną postać zapalenia płuc, miewała już ją jednak i dawniej, Danina wiedziała więc aż za dobrze, jakie to może być groźne. Chociaż wciąż jeszcze niepewnie czuła się na nogach, uznała, że musi pojechać do chorej.

Bez laski chodziła tylko na krótkie dystanse, czuła jednak, że powinna wrócić do baletu, w każdym razie do chwili, kiedy Madame wydobrzeje po zapaleniu płuc. Starsza pani była słabsza, niż się mogło wydawać. Danina obawiała się więc o jej życie.

– Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić – przekonywała Nikołaja, ten jednak, mimo współczucia, nadal protestował. W Petersburgu i w Moskwie dochodziło do rozruchów, obawiał się więc puścić ją samą. A że Aleksy nie czuł się dobrze, Nikołaj nie mógł odwieźć Daniny do Petersburga.

– Nie bądź głuptasem, nic mi nie będzie – przekonywała, aż wreszcie po całym dniu sprzeczek zgodzili się ostatecznie, że pojedzie sama.

– Wrócę za parę tygodni – obiecała – kiedy tylko się przekonam, że Madame czuje się lepiej. Ona zrobiłaby i robiła dla mnie to samo.

Nikołaj rozumiał aż za dobrze siłę więzi łączącej obie kobiety, wiedział też, że Danina będzie się zadręczać, jeśli nie pojedzie do Madame.

Nazajutrz odwiózł ją na pociąg, przestrzegł, żeby uważała na siebie i nie forsowała się zanadto, wręczył jej laskę i przytulił dziewczynę, całując ją na pożegnanie. Nierad był, że odjeżdża, ale rozumiał to. Wymógł na niej obietnicę, że na dworcu weźmie dorożkę. Czuł się głupio, że nie może z nią pojechać. Dziwne mu się to zdawało po długim okresie, który ostatnio spędzili razem. Danina jednak zapewniała go, że da sobie radę.

Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu po przybyciu do Petersburga ujrzała na ulicach skłębiony tłum, krzyczący i manifestujący przeciwko carowi, a naokoło pełno żołnierzy. W Carskim Siole nic o tym nie słyszała, ze zdumieniem więc odkrywała w atmosferze miasta niezwykłe napięcie. W drodze do baletu wyrzuciła jednak z pamięci to wrażenie. Myślami była przy Madame. Miała nadzieję, że jej mistrzyni i stara przyjaciółka nie jest bardzo poważnie chora. Z przerażeniem stwierdziła jednak, że jest i że, jak to się już kiedyś zdarzyło, choroba bardzo ją osłabia i wyniszcza.

Danina siedziała przy Madame dzień w dzień, karmiła ją zupą i kiełkiem, błagając, by jadła. Po tygodniu z ulgą dostrzegła niewielką poprawę, wydawało jej się jednak, że przez tych parę tygodni starszej pani przybyło lat. Sprawiała wrażenie ogromnie wątłej; Danina spoglądała na nią z obawą, trzymając ją za rękę.

Dni przy łóżku chorej leciały jeden za drugim. Kładąc się wieczorem do łóżka. Danina czuła nieopisane zmęczenie. Codzienna krzątanina sprawiła, że kostka znowu bo leśnie opuchła. Dziewczyna sypiała na kozetce w biurze Madame, jej stare łóżko już dawno przypadło innej tancerce. Spała kamiennym snem rankiem 11 marca, kiedy tłumy zgromadziły się na ulicach nieopodal baletu. Obudziły ją krzyki i pierwsze wystrzały; zerwała się z posłania i zbiegła na dół, żeby sprawdzić, co się dzieje. Tancerze wylegli już z sal na długi korytarz, a kilkoro wyglądało przez okna, nic jednak nie zdołali dostrzec prócz paru żołnierzy, którzy przegalopowali konno przed wejściem. Nikt nie miał pojęcia, co się dzieje, aż później dowiedzieli się, że car rozkazał wreszcie wojsku stłumić zamieszki i zginęło ponad dwieście osób. Podpalono sądy, arsenał, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i ze dwadzieścia policyjnych cyrkułów. Tłum rozbił też więzienia.

Strzelanina ustała pod wieczór, a mimo alarmujących wydarzeń noc była względnie spokojna. Nazajutrz rano przyszła jednak wiadomość, że żołnierze odmówili wykonania rozkazu strzelania do tłumów. Zrejterowali i powrócili do swoich koszar. Rewolucja zaczęła się na dobre.

Paru tancerzy wypuściło się po południu na miasto, ale wrócili bardzo prędko i zabarykadowali wejście do budynku. Tutaj wszyscy byli bezpieczni, ale z zewnątrz dochodziły wieści mrożące krew w żyłach, z dnia na dzień coraz okropniejsze. Piętnastego marca dowiedzieli się, że car abdykował w imieniu własnym i zarazem Aleksego, na rzecz swego brata, wielkiego księcia Michała, i że w drodze powrotnej z frontu do Carskiego Sioła został aresztowany w pociągu. Nie sposób było pojąć, co się dzieje. Danina jak wszyscy nie rozumiała tego, co słyszy. Sprzeczne informacje zbijały ją z tropu.

Dopiero w tydzień później, dwudziestego drugiego marca, Danina odebrała wreszcie liścik, naprędce skreślony przez Nikołaja. Oddał go jej do rąk własnych jeden z żołnierzy straży pałacowej, któremu pozwolono wyjechać z Carskiego Sioła. „Jesteśmy w areszcie domowym – pisał po prostu Nikołaj – mam do rodziny cara swobodny dostęp. ale nie mogę stąd wyjechać. Wszystkie wielkie księżniczki mają odrę, cesarzowa okropnie martwi się o nie i o Aleksego. Pozostań tam, gdzie jesteś, tam będziesz bezpieczna, kochanie, a ja przyjadę, kiedy tylko zdołam. Obiecuję Ci, że już wkrótce będziemy razem. Pamiętaj zawsze, że Cię kocham nad życie. Nie wychodź na zewnątrz, dopóki jest tak groźnie. Przede wszystkim pozostań w bezpiecznym miejscu. Bardzo Cię kocham. Nikołaj”.

Odczytywała ten list raz po raz, trzymając go w drżącej dłoni. To nie do wiary! Car abdykował, a jego rodzina przebywa w areszcie domowym. Nie sposób w to uwierzyć. Było jej okropnie wstyd, że ich opuściła. Chciałaby być przy nich w chwili niebezpieczeństwa. Jeżeli trzeba, umrzeć z nimi.