– W każdym razie nie na długo – zapewnił ją Joss. Z tym zapewnieniem pocałował ją w policzek. – Dobranoc, Ju.

Wróciwszy do karcianego stolika, Juliana zobaczyła, że do Emmy Wren i Mary Neasden dołączyła blada dziewczyna, mniej więcej dwudziestoletnia. Miała na sobie nieciekawą, choć drogą suknię i desperacko ściskała karty w dłoni. Rozbiegane ciemne oczy zdradzały wyjątkowe podenerwowanie.

– Juliano, moja droga, to Kitty Davenport – powiedziała Emma swobodnie. Posłużyła się swym najbardziej uspokajającym tonem, którego używała do zwabiania niczego niepodejrzewających ofiar do swej pułapki. – Kitty dopiero przyjechała do Londynu i z radością pozna nowych przyjaciół. Kitty, kochanie, to lady Juliana Myfleet.

Juliana przez moment myślała, że źle usłyszała i że Emma powiedziała „Davencourt”, ale po chwili przypomniała sobie, że zna Davenportów, bajecznie bogatą, lecz śmiertelnie nudną rodzinę. Bez wątpienia ta nieszczęsna dziewczyna była młodą mężatką albo zbłąkaną córką szukającą odrobiny rozrywki.

– Miło mi panią poznać – powiedziała dziewczyna po kornie.

– Miło mi – odparła uprzejmie Juliana. Pochwyciła wzrok Emmy, która leciutko do niej mrugnęła. To mrugnięcie oznaczało, że młoda dama wkrótce rozstanie się ze swymi pieniędzmi.

Juliana wciąż była zła, że Joss odmówił finansowania jej rozrywek, ale wyglądało na to, iż jest sprawiedliwość na tym świecie. Oto los właśnie podsunął jej sposób zdobycia pieniędzy. Zerknęła na Kitty i usiadła, gotowa oskubać dziewczynę do czysta.

Wszystko skończyło się bardzo szybko. Nie minęło pół godziny, a Kitty przegrała dwanaście tysięcy gwinei i pobladła jeszcze bardziej. Emma Wren potasowała karty i ziewnęła.

– Dobra nasza! Szczęście ci dziś sprzyja, Ju, bez dwóch zdań! Z tymi dziesięcioma tysiącami, które jestem ci winna, plus dwunastoma od Kitty wkrótce znów będziesz grała o grube stawki.

Odkąd gra dobiegła końca, Kitty nie odezwała się ani słowem. Teraz powiedziała, zacinając się lekko:

– Bardzo przepraszam, proszę pani, ale czy mogę dać pani weksel? Nie mogę spłacić długu, dopóki… – głos jej zadrżał -…dopóki nie dostanę następnej pensji.

Juliana spojrzała na nią. Wydawało się niezwykle mało prawdopodobne, by młoda dama otrzymywała kwartalną pensję w wysokości dwunastu tysięcy gwinei. Emma Wren usiłowała powstrzymać śmiech.

– Na pewno dotrzymasz umowy? – spytała z okrucieństwem. – Nie powinnaś grać powyżej swoich możliwości, moja droga.

Biedna Kitty wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć.

– Zapewniam panią, że zapłacę! – Rzuciła Julianie błagalne spojrzenie. – Mogę napisać weksel, proszę pani?

Juliana westchnęła.

– Jeśli chcesz – powiedziała obojętnie. Teraz upłyną całe miesiące, zanim dostanie pieniądze. O ile w ogóle je dostanie. Szkoda, bo planowała zużytkować je na dalszą grę.

Emma wstała od stolika, przywołała lokaja i poleciła mu przynieść pióro i atrament. Kitty zaczęła gryzmolić.

– Przepraszam. – Emma uśmiechnęła się szeroko do Juliany. – Zobaczymy się za moment, moja droga.

Juliana siedziała, bębniąc palcami po stoliku, a Kitty pisała. Po paru minutach Juliana spojrzała na jej pochyloną głowę i gorączkowo zarumienione policzki. No nie, wyglądało na to, że ta mała pisze powieść. Co, u licha, zajmuje jej tyle czasu?

Wtedy zobaczyła dużą łzę, która spadła na papier tuż przy prawej ręce Kitty. Dziewczyna próbowała ją wytrzeć, co tylko doprowadziło do tego, że zamazała cały dokument. Zaszlochała cichutko.

– Boże miłosierny! – wyrwało się osłupiałej Julianie. Kitty drgnęła i spojrzała na Julianę z poczuciem winy.

– Bardzo panią przepraszam. Mogłabym dostać następny ar kusz papieru?

Juliana wzięła głęboki oddech. Światło świecy odbijało się we łzach na policzkach Kitty. Dziewczyna wyglądała na pełną skruchy, zrozpaczoną dwunastolatkę. Juliana niespodziewanie dla siebie samej wyciągnęła rękę, wzięła weksel i przedarła go na pół.

– Nie zawracaj sobie głowy pisaniem następnego – powie działa. – Dług został anulowany.

Kitty aż się zatchnęła.

– Proszę pani.

– Nie masz środków na spłatę, prawda? – spytała Juliana. Dziewczyna uciekła wzrokiem.

– Nie, ale zamierzałam powiedzieć bratu.

– Nie rób tego. – Julianie ścisnęło się serce. Gdzieś w zakamarkach pamięci tkwiło wspomnienie o innej młodej dziewczynie, nawet nie dwudziestoletniej, która straciła osiemdziesiąt tysięcy funtów i omal nie doprowadziła rodziny do ruiny. Joss ją wtedy uratował. Jeśli teraz mogła coś zrobić dla Kitty… – Pochyliła się.

– Nie mów mu o niczym, Kitty. Nie ma potrzeby. Tylko… – wyciągnęła rękę i dotknęła dłoni dziewczyny -…nie graj więcej, jeśli nie możesz sobie na to pozwolić. Nie, nie, zapomnij o tym, co powiedziałam. Nie graj w ogóle. Ta gra nie jest warta świeczki.

Niespodziewana życzliwość w jej głosie otworzyła śluzy. Kitty wybuchnęła płaczem, pociągała nosem, chrząkała, krótko mówiąc sprawiła, że Juliana zaczęła żałować swego postępku. Po kilku minutach, kiedy płacz Kitty nie ustawał i obie przyciągały uwagę zebranych, Juliana wstała i wzięła ją za rękę.

– Panno Davenport… Kitty… pozwoli pani, że zaprowadzę panią w jakieś spokojniejsze miejsce.

Wyprowadziła dziewczynę na korytarz i dalej, do małego saloniku, gdzie nalała odrobinę brandy i wcisnęła szklaneczkę w dłoń.

– Masz, wypij to.

– Nie znoszę brandy – zaprotestowała Kitty w pierwszym przebłysku energii tego wieczoru.

– Domyślam się – powiedziała Juliana spokojnie. – Jednak alkohol pomoże ci się uspokoić. Masz chusteczkę?

Kitty nie miała. Juliana z westchnieniem wyciągnęła własną z ozdobnej torebki i podała dziewczynie, żeby wytarła twarz. Po chwili Kitty usiadła wygodniej, pociągnęła łyk brandy, przełknęła, zakaszlała i wzięła głęboki oddech.

– Teraz lepiej – skomentowała Juliana. – A więc powiedz mi, Kitty… dlaczego grasz? – Roześmiała się z ironii zawartej w tym pytaniu. – Bogu wiadomo, że w moich ustach to brzmi śmiesznie, ale to zajęcie naprawdę nie przystoi młodym damom, jak zapewne wiesz.

Kitty sączyła brandy i zerkała na swoją dobrodziejkę, wyraźnie zażenowana.

– Wiem, że to naprawdę straszne, lady Juliano. – Wzięła kolejny oddech. – Chodzi o to, że miałam nadzieję przegrywać i przegrywać, aż sprawy będą przedstawiały się tak źle, że brat odeśle mnie do domu. Pomyślałam, że to jedyny sposób ściągnięcia na siebie takiej niełaski, żeby mi pozwolono zamieszkać spokojnie na wsi.

Juliana wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Spodziewała się różnych wyjaśnień, ale na coś takiego nie wpadłaby nigdy w życiu.

– Chciałaś zostać odesłana do domu za karę? – powtórzyła, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. – To nie był dobry plan, Kitty.

– Wiem. – Dziewczyna zwiesiła głowę. – Ale rozumie pani, tylko to przyszło mi do głowy. Bo jak inaczej młoda dama może się skompromitować?

– Cóż, mogłabyś uciec z jakimś nieodpowiednim mężczyzną… – zaczęła Juliana, po czym przerwała. – Nie, może nie. Zapomnij, proszę, że to powiedziałam. A więc dzisiejszego wieczoru postanowiłaś przegrać dużą sumę.

– Tak. – W spojrzeniu Kity malowała się rozpacz. – Przegrałam sporo w ciągu ostatnich paru tygodni, lady Juliano, więc popadłam w niełaskę brata. Wiedziałam, że gdybym przegrała dziś, to by przepełniło miarę. Tyle że jak już to zrobiłam, poczułam się chora ze strachu i nie mogłam uwierzyć, że przegrałam tak dużo. – Kitty zwiesiła głowę. – Nagle zdałam sobie sprawę, jakie to było głupie.

– To prawda – przytaknęła Juliana w zamyśleniu. – Ale dlaczego, na litość boską, chciałaś zostać odesłana do domu, Kitty?

– Chcę wracać do domu, bo nienawidzę Londynu! Nienawidzę tutejszego hałasu, ludzi, brudnych ulic. Myślałam, że po znam jakiegoś sympatycznego dżentelmena i wyjdę za niego za maż, tymczasem spotykam tylko nudziarzy, rozpustników i pa nów, którzy nade wszystko lubią mówić o sobie. Gdyby udało mi się znaleźć kogoś, kto lubi wieś, mogłoby być inaczej.

Juliana próbowała ją jakoś pocieszyć.

– Wielu mężczyzn lubi polowanie i łowienie ryb. Kitty z rezygnacją machnęła ręką.

– Tak, ale ja chciałabym poślubić kogoś, kto dba o przyrodę, zamiast ją niszczyć.

– To dość niezwykły pogląd i nie dziwi mnie, że do tej pory nie spotkałaś tego wcielenia cnót. – Juliana spojrzała w zamyśleniu na Kitty. – Będę musiała się zastanowić, czy znam kogoś, kto byłby dla ciebie odpowiedni. A jeśli nie, obmyślimy inny plan – taki, który będzie miał większe szanse na sukces niż próba doprowadzenia do tego, by odesłano cię na wieś za karę. – Spojrzała na zegar na kominku. – Teraz lepiej biegnij do swojej opiekunki, zanim zacznie cię szukać. Swoją drogą dziwi mnie, że jeszcze nie podniosła wrzawy.

– Nie mam teraz przyzwoitki – wyjaśniła Kitty – a lady Harpenden, która miała nas pilnować, bardzo tego nie lubi, bo moja siostra Clara jest ładniejsza od jej córki.

– Tak, rozumiem. Tak czy inaczej, lepiej już biegnij. Oczy Kitty, ciemne jak bratki w deszczu, napełniły się łzami wdzięczności.

– Dziękuję pani za życzliwość, lady Juliano.

– Proszę, nie płacz już, Kitty – powiedziała Juliana pospiesznie.

– Nie, nie! I nigdy już nie będę grała – obiecała posłusznie dziewczyna. – Jest pani taka miła i dobra, lady Juliano. Bardzo pani dziękuję.

Po odejściu Kitty Juliana nalała sobie brandy i wypiła ją duszkiem. Potrzebowała tego, by dojść do siebie po szoku, którego doznała, kiedy usłyszała, że jest miła i dobra. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła. Anulowała dług, udzielała rad jakiejś debiutantce, wysłuchiwała zwierzeń. Chyba oszalała. Westchnęła i nalała sobie jeszcze brandy. Wszystko przez te wspomnienia. Sytuacja, w jakiej znalazła się Kitty, przypomniała jej własną niewyobrażalną głupotę, kiedy, w wieku siedemnastu lat, grała i przegrywała, grała i przegrywała, aż zaciągnęła olbrzymi dług, który omal nie zrujnował rodziny.

Potrząsnęła głową, chcąc odpędzić wspomnienia. Cóż, zrobiła, co mogła, by uratować Kitty. I choć obiecała jej pomoc, naprawdę nie było potrzeby widzieć się z nią ponownie. Rodzina Kitty i tak by na to nie pozwoliła. I bardzo dobrze. Nie życzyła sobie zostać wciągnięta w tę sprawę.

Martin Davencourt pojawił się na progu domu lady Juliany Myfleet następnego ranka. Przekazana przez kamerdynera informacja, że lady Juliana jest jeszcze w łóżku, nieco go zaskoczyła, postanowił jednak zaczekać. Po półgodzinnym oczekiwaniu przyszło mu do głowy, że Juliana być może nie jest sama i że wczesny ranek to prawdopodobnie najgorsza pora na odwiedziny. Nie miał ochoty spotkać żadnego z jej kochanków, a co gorsza, poczuć się zobowiązany do zjedzenia śniadania z obojgiem. Kiedy minęła godzina, Martin już miał wyjść, ale wtedy Juliana weszła do biblioteki.

– Pan Davencourt. Martin wstał.

– Dzień dobry, lady Juliano. Dziękuję, że zechciała pani mnie przyjąć. Przepraszam za najście o tak wczesnej porze, wbrew obowiązującym zasadom.

Juliana obdarzyła go olśniewającym uśmiechem, a Martin poczuł, że serce mu się ścisnęło.

– Nie musi pan przepraszać – odparła uprzejmie. – Nie mam żadnych pilnych zajęć. Jestem tylko zaskoczona tym, że w ogóle pan przyszedł, panie Davencourt. A może chodzi o rzucenie mi w twarz kolejnego oskarżenia? Zapewniam pana, że ostatnie było całkiem skuteczne. Nie ma potrzeby go powtarzać.

Martin pokręcił głową. Uświadomił sobie, że mimo długiego oczekiwania nie przygotował sobie tego, co zamierzał powiedzieć. Tak impulsywne zachowanie było u niego czymś niezwykłym. Od razu rzucił się na głęboką wodę.

– Przyszedłem… chciałem… To znaczy chciałem o czymś z panią porozmawiać.

Słysząc, jak się plącze, Juliana uniosła brwi.

– Ach, tak. Napije się pan kawy? Jeszcze nie jadłam śniadania.

– Oczywiście. – Martin spróbował się odprężyć. – Tak, chętnie napiję się kawy w pani towarzystwie.

Martin obserwował Julianę, podczas gdy lokaj wniósł srebrną tacę z dzbankiem kawy i dwie filiżanki. Choć nie patrzyła na niego, wiedział, że reaguje na jego bliskość równie silnie, jak on na jej obecność.

Kawa pachniała wspaniale. Martin nagle uświadomił sobie, że od poprzedniego dnia nie miał nic w ustach i jest głodny. Juliana nalała kawy, precyzyjnie i sprawnie. Podała mu filiżankę i pytająco uniosła brwi.

– A więc… o czym chciał pan ze mną mówić, panie Davencourt?

– Chodzi o Kitty – zaczął Martin. – O moją siostrę Kitty Davencourt. Powiedziała mi, że wczoraj wieczorem przegrała do pani dwanaście tysięcy gwinei.

Juliana gwałtownie podniosła głowę. Sprawiała wrażenie trochę zaskoczonej.

– Nie wiedziałam, że to była pańska siostra. Myślałam… Chodzi o to, że została mi przedstawiona jako Kitty Davenport.

Martin uniósł brwi.

– Czy robiłoby pani różnicę, gdyby pani znała prawdę? W oczach Juliany dostrzegł błysk rozbawienia.

– Może. Pomyślałabym dwa razy, zanim darowałabym jej dług.