– Powiedz panu Davencourt, że nie ma mnie w domu – poleciła.

– Pan Davencourt mówi, że będzie czekał, dopóki się pani nie zdecyduje, że jest pani w domu.

– No, dobrze! Wprowadź go. – W drzwiach, tuż za Segsburym, zobaczyła wysoką postać Martina. – Och, zdaje się, że już tu jest. Dziękuję ci, Segsbury. Witam, panie Davencourt.

Serce Juliany biło trochę za szybko. Martin wyglądał wyjątkowo korzystnie i wszystko wskazywało na to, że nie da się zbyć.

– Witam, lady Juliano.

Segsbury zamknął drzwi. Martin podszedł bliżej.

– Spóźniłem się? – spytał. Patrzyła na niego pytająco.

– Słucham?

– O ile rozumiem, bardzo potrzebujesz męża. Poczucie sprawiedliwości mogłoby skłonić cię do przyjęcia pierwszej oferty.

Juliana uśmiechnęła się słabo.

– Pierwszą ofertę złożył sir Jasper Colling. Chciałbyś, że bym ją przyjęła?

Martin podszedł bliżej.

– Z pewnością nie. A drugą?

– Edward. Biedny Ned, był tak rozdarty między dawną lojalnością a nową miłością.

Martin zrobił jeszcze krok.

– Co mu powiedziałaś?

– Podziękowałam mu i odesłałam do Kitty. Martin uśmiechnął się czule. Ujął jej dłonie w swoje.

– A trzecią? Przygryzła wargi.

– Nie jestem pewna, czy mam ochotę wysłuchać trzeciej. W oczach Martina pojawiły się wesołe iskierki.

– Wciąż uciekasz, Juliano? Mnie nie oszukasz. Mam przewagę nad pozostałymi konkurentami.

– Naprawdę?

– Naturalnie. Zgodziłaś się mnie poślubić, kiedy miałaś zaledwie czternaście lat. Z pewnością o tym pamiętasz?

– O, tak! Użalałam się, że może nigdy nie wyjdę za mąż, a ty…

– A ja powiedziałem, że jeśli będziesz potrzebowała męża, kiedy dojdziesz trzydziestu lat, sam się z tobą ożenię.

– Nie były to zbyt wytworne oświadczyny – zauważyła Juliana z uśmiechem. – Niemniej zachowałeś się szarmancko i przepraszam, że cię wtedy wyśmiałam.

Martin przyciągnął ją nieco bliżej.

– A teraz się śmiejesz?

– Nie, tylko ty trwasz w błędnym przeświadczeniu. – Zaczynała wpadać w panikę. – Czuję się w obowiązku powiedzieć ci, że nie szukam męża.

– Słyszałem coś wręcz przeciwnego. Że musisz wyjść za mąż i to szybko.

– W takim razie słuchał pan plotek, sir. – Próbowała uwolnić ręce i Martin ją puścił, ale się nie odsunął. Przyglądał się jej z marsową miną. – To prawda, ojciec zaoferował mi sto pięćdziesiąt tysięcy funtów jako zachętę, mającą nakłonić mnie do zamążpójścia – ciągnęła, unikając jego wzroku. – Inaczej mówiąc opłacić kogoś, kto nie zważając na moją reputację, weźmie mnie za żonę. To, jaką interpretację wybierzesz, zależy od ciebie.

– Tak czy inaczej to afront wobec ciebie, Juliano. Nie zamierzam patrzeć na to w ten sposób.

– A więc ucieszy cię, jeśli się dowiesz, że odrzuciłam propozycję ojca. Nie jestem na sprzedaż i nie mam ochoty oddać się mężczyźnie, który weźmie mnie tylko wówczas, gdy łapówka będzie wystarczająco duża. A więc – Juliana wzruszyła ramionami – możesz przestać się martwić, Martinie. Nie szukam męża, niemniej – lekko złagodziła ton – dziękuję ci za życzliwość.

Martin wciąż patrzył na nią ze skupieniem.

– Teraz ty źle mnie zrozumiałaś, Juliano. Nie oświadczam się z życzliwości. Oświadczam się, bo pragnę się z tobą ożenić.

– Ujął jej ręce w swoje, ciepłe i mocne. – Juliano, miło mi słyszeć, że odrzuciłaś propozycję ojca. Nie będę nalegał, byś zmieniła zdanie w tej sprawie. Jedyna sprawa, w której namawiam cię do zmiany zdania, to odrzucenie moich oświadczyn. Chcę się z tobą ożenić.

– Ależ nie ma takiej potrzeby! – Juliana zmarszczyła brwi.

– Nie zrozumiałeś, co ci powiedziałam?

– Doskonale zrozumiałem. To ty mnie nie zrozumiałaś. Pragnę cię. Chcę się z tobą ożenić. Czy to musi być takie trudne?

Wzięła głęboki oddech.

– Przykro mi, nie mam ochoty ponownie wychodzić za mąż.

– Zerknęła na niego spod rzęs. – Myślałam jednak, że – pospiesznie wyrzuciła z siebie następne słowa – chętnie zostałabym twoją kochanką.

Błękitne oczy Martina zrobiły się granatowe pod wpływem wściekłości.

– Co powiedziałaś?!

Juliana struchlała. Tym razem odsunęła się od niego na bezpieczną odległość i poszukała schronienia za sekretarzykiem.

– Powiedziałam, że chętnie zostałabym twoją kochanką.

– Dziękuję ci – oświadczył Martin z nienaganną uprzejmością – tej propozycji nie ma w ofercie. Zaproponowałem ci małżeństwo przed szesnastu laty, a ty się zgodziłaś. Nie możesz teraz się wykręcać.

Juliana wpatrywała się w niego.

– Ale ja nie nadaję się na żonę. Martin głośno westchnął.

– Czy o to ci chodzi? Proszę, oszczędź mi użalania się nad sobą, Juliano. Doskonale się nadajesz.

– Nie, nie nadaję się! Och, Martinie, byłabym wyjątkowo nieodpowiednią żoną dla parlamentarzysty. Z pewnością zdajesz sobie sprawę, że ślub ze mną zaszkodziłby twojej karierze?

– Bzdura.

– Co?! Mieć żonę, która zabawiała się z połową Londynu? Martin, bądź poważny.

– Juliano, powiedziałem ci, że nie obchodzi mnie przeszłość, tylko nasza przyszłość.

– Twoi współpracownicy nigdy mnie nie zaakceptują.

– Zaakceptują, o ile ty zaakceptujesz sto pięćdziesiąt tysięcy funtów – zauważył Martin cynicznie. Po czym uśmiechnął się do niej tak ciepło i pewnie, że Juliana zadrżała. – Przestań szukać wymówek, najdroższa.

– Chyba widzisz, że to, co mówię ma sens.

– W tej chwili – powiedział Martin półgłosem, kipiąc z gniewu – widzę tylko twój przeklęty upór i rozmyślną ślepotę. I – głos mu złagodniał, kiedy jego spojrzenie prześliznęło się po jej twarzy – widzę też te nadąsane zmysłowe usta. Przysięgam, że oszaleję, jeśli cię teraz nie pocałuję.

– Teraz?

– Natychmiast. Z miejsca. – Martin obszedł sekretarzyk i wziął ją w objęcia. Pocałunek sprawił, że Julianę przeszły ciarki aż do czubków palców u nóg. Puścił ją.

– A więc, dalej odmawiasz?

– Tak – odparła Juliana odważnie. – Fakt, że masz ochotę mnie całować, nie oznacza, że byłabym odpowiednią żoną.

– Do diabła z tym. Twój pogląd na to, co jest odpowiednie, a co nie, najwyraźniej diametralnie różni się od mojego. – Martin przeganiał dłonią włosy. – To prawda, kiedyś byłem na tyle głupi, by uznać, że jesteś nieodpowiednia. Jednakże, czyż to nie ironia losu, że teraz, kiedy zmieniłem zdanie, ty mówisz mi, że nie byłabyś odpowiednią żoną.

– Uważam, że na twoją ocenę sytuacji zbytnio wpływają inne czynniki – upierała się Juliana. – Nie myślisz trzeźwo.

Martin przeszył ją wzrokiem.

– Chodź tu.

– Dlaczego?

– Żebym mógł pocałować cię jeszcze raz. Chcę znów poddać się tym niekorzystnym wpływom.

– Czy to twój sposób perswazji? Jeśli tak, jestem zmuszona powiedzieć ci, że marnujesz czas.

– Daj sobie spokój. Martin znów ją pocałował.

– To całkiem przekonujące – zauważyła Juliana, kiedy znów mogła oddychać.

Oczy mu płonęły.

– Kocham cię, Juliano. Wyjdziesz za mnie? Juliana spojrzała na niego.

– Martinie, ja…

– Kochasz mnie?

– Tak, ale i tak nie mogę za ciebie wyjść. – Juliana uwolniła się z jego objęć i odsunęła. – Nie chcę już więcej wychodzić za mąż. To dlatego powiedziałam, że chętnie zostałabym twoją kochanką.

– Proszę, nie wracaj do tego. W grę wchodzi małżeństwo albo nic. Dlaczego nie chcesz za mnie wyjść, Juliano?

Wiedziała, że w końcu będzie musiała mu to wyjaśnić. Niemniej było to bardzo trudne.

– Jednym mężczyzną, którego kochałam poza tobą, był Edwin Myfleet. Kiedy umarł, pękło mi serce. Nie chcę, żeby stało się to znów.

Martin potarł dłonią czoło.

– Skoro i tak mnie kochasz, nie przestaniesz mnie kochać tylko dlatego, że nie wyjdziesz za mnie za mąż.

– Nie, ale mogę nie dopuścić, by stało się to jeszcze trudniejsze. Gdybym za ciebie wyszła, groziłoby mi, że z każdym mijającym dniem będę cię kochać bardziej i bardziej.

Martin uśmiechnął się czule.

– Mam taką nadzieję.

– Sam widzisz. – Juliana bezradnie rozłożyła ręce. – Już to robisz!

– Co robię?

– Sprawiasz, że kocham cię bardziej. Chciałabym, żebyś przestał.

Martin znów przyciągnął ją do siebie.

– Juliano, to głupie. Jestem silny i zdrowy i nie mam zamiaru umierać i zostawiać cię samą, tak jak Myfleet.

Juliana pokręciła głową.

– Skąd możesz o tym wiedzieć, Martinie? – Łzy napłynęły jej do oczu. – Nienawidziłam Edwina za to, że mnie zostawił – nienawidziłam go! Nigdy mu nie wybaczyłam! Kochałam go tak bardzo, a on mnie opuścił, i myślałam, że sama umrę z rozpaczy. Jak mógł mi to zrobię? Zostawić mnie, kiedy tak go potrzebowałam.

Głos jej się załamał, rozszlochała się i ukryła twarz na ramieniu Martina.

Była tak krucha w jego objęciach, jak motyl ze złamanym skrzydłem. Serce przepełniła mu miłość i współczucie. W końcu, kiedy jej płacz trochę ucichł, odsunął ją nieco od siebie i popatrzył na jej zbolałą twarz.

– To dlatego tak się zachowywałaś? Chodzi mi o to, że trzymałaś wszystkich na dystans.

Juliana spojrzała na niego.

– Częściowo. Po Śmierci Myfleeta myślałam, że uda mi się odnaleźć szczęście z Clive'em Massingliamem Wydawało mi się, że jestem w nim zakochana do szaleństwa, ale teraz widzę, jakie to było fałszywe. A kiedy Massingham pokazał swoją prawdziwą twarz, postanowiłam, że nigdy więcej nie narażę się na taki ból. A więc uprawiałam towarzyskie gry, zawsze trzymając konkurentów na dystans.

– Nie tylko mężczyzn. Ludzi, którzy mogli stać się twymi przyjaciółmi, takich jak Amy i Annis, a nawet własną rodzinę.

Juliana z zakłopotaniem wzruszyła ramionami.

– Byłam zazdrosna o Amy. Joss był jedynym człowiekiem, na którym mi zależało. Jedynym, który okazał się lojalny wobec mnie. Kiedy się ożenił, byłam wściekła – i zazdrościłam mu szczęścia. Ale to prawda, że odrzucałam oferty przyjaźni ze strony Amy i ze strony Annis. – Objęła się ramionami i trochę odsunęła. – Łatwiej było zachowywać dystans. Zapewne mogła – bym nawet pogodzić się z ojcem, gdybym nieco wcześniej trochę się o to postarała. Nie chciałam już nikogo kochać.

– A potem zaczęłaś dopuszczać ludzi do siebie. Juliana smętnie przytaknęła.

– Tak. Najpierw Clarę, Kitty i Brandona, potem ciocię Trix i Amy, i nawet mego ojca, tylko trochę. A potem ciebie. Byłeś najbardziej niebezpieczny ze wszystkich, bo pragnęłam cię od początku, a jak już cię pokochałam – pokręciła głową – byłam zgubiona.

Martin podszedł bliżej.

– Nie odejdę, Juliano, wiesz o tym. Nie pogodzę się potulnie z odmową i nie zostawię cię. Nie teraz, kiedy wiem, że ci na mnie zależy.

Juliana westchnęła. Czuła, jak jej opór słabnie w obliczu takiej pewności. Tak naprawdę wcale nie chciała się opierać.

– Ale, Martin, gdybym miała cię utracić…

– Ciii. Tak się nie stanie. Nigdy.

Juliana znów znalazła się w jego objęciach. Podjęła ostatni wysiłek.

– Nigdy nie zmienię się w słodką szacowną żoneczkę, wiesz o tym. Nawet kiedy się zestarzeję, będę jedną z tych starszych pań, które przepadają za naprzykrzaniem się rodzinie, jak Beatrix.

Martin uśmiechnął się.

– Nie mogę się doczekać, kiedy to zobaczę – powiedział i pochylił się, by ją pocałować.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Juliana Davencourt siedziała przed lustrem i wpatrywała się długo, bacznie w swoje odbicie. Z jakiegoś powodu oczekiwała, że będzie wyglądać inaczej, zupełnie jakby sam fakt zostania żoną Martina miał pociągnąć za sobą zauważalną zmianę. Niezupełnie rozumiała, co się stało tego ranka. Odtworzyła wszystko w myślach, jakby dzięki temu to, co się wydarzyło, mogło wydać się bardziej realne. Była teraz lady Juliana Davencourt. Żoną Martina.

Przysięgała, że już nigdy nie wyjdzie za mąż. Kochała Edwina Myfleeta z całego serca, a Clive'a Massinghama z namiętnością zrodzoną z rozpaczy. Z Martinem połączyły ją miłość, namiętność, czułość i przywiązanie, a wszystko razem tworzyło najniezwyklejszy prezent od losu. Nawet gniew na ojca nie zdołał oprzeć się temu wybuchowi szczęścia. Kiedy Martin delikatnie zasugerował, że mogliby wziąć ślub w Ashby Tallant, Juliana niechętnie wyraziła zgodę. Tego ranka, kiedy ojciec wprowadził ją do kaplicy, gdzie miała poślubić Martina w obecności świadków, którymi byli Beatrix, Joss i Amy, miała wrażenie, że serce rozsadzi jej piersi.

Wstała, podeszła niespokojnie do okna, odsunęła ciężkie zasłony i wyjrzała. Łąka za parkiem rozciągała się aż do rzeki, ciemnej i mrocznej mimo gwiazd opromieniających różowawy lipcowy zmierzch. Rzadko widywała Ashby Tallant w takiej krasie. Przez otwarte okno wpadł lekki wietrzyk, który poruszył kotarę przy łóżku, a płomienie świec zamigotały.

Wkrótce w przyległym pokoju rozległy się głosy; Martin odprawiał pokojowca. Julianie nagle zaschło w ustach. Teraz…

Drzwi się otworzyły i wszedł Martin, cicho zamykając je za sobą. Zatrzymał się i popatrzył na nią, stojącą w nogach łóżka w prostej, białej nocnej koszuli. Włosy miała zaplecione w ciężki miedziany warkocz i Martin uśmiechnął się do niej czule, gdy jego wzrok na nim spoczął.